Wokół mnie wszystkie dziewczyny zaciążają. Moja młodsza siostrzyczka też. Oczywiście cieszy mnie to bardzo, że chociaż im się udało. Natomiast ciężko jest znieść te ciągłe komentarze ze strony matki i babki (oczywiście najlepiej wygłaszane przy rodzinnym obiedzie w szerszym gronie) że "nawet oni was wyprzedzili". "A u O. w rodzinie to teraz już dwie konkurencyjne ciąże są..." Nie mam ochoty ich widzieć, rozmawiać, znać(i nie piszę o siostrze i szwagrze). Oczywiście stan zdrowia R. i jego leczenie nic ich nie interesują. Ważne za to jest żeby Święta były u nich. I żebym była w ciąży już. Najlepiej bliźniaczej... Ja wiem, że na pewno nie chcę widzieć mojej rodziny w te święta. Nie zniosę tego. Zresztą nie wyobrażam sobie podróży (120 km) z chorym R. tylko po to żeby z nimi kolacyjkę zjeść i po wysłuchiwać "milutkich" komentarzy.
Zresztą jakoś wogóle nie widzę nadchodzących Świąt. Tak samo jak nie mam ochoty wychodzić z domu, by znów nie usłyszeć jakiegoś komentarza pod swoim adresem, lub adresem R. Choć tutaj, gdzie mieszkam to o mnie mówią bezpłodna i współczują biednemu R., że mu się taka nie użyta żona trafiła. Tak myślę. Bo widzę jak ludzie na mnie patrzą, jak się do mnie odnoszą. Najchętniej zaszyłabym się w czterech ścianach, zatkała uszy... Ile można coś takiego znieść? Wsparcia nie mam żadnego poza R., ale i jemu jest ciężko. Zostaliśmy z tym sami. Mam jedną przyjaciółkę. Stara się nas wspierać razem ze swoim Mężem, niestety mieszkają daleko. Poza tym sama jest w 9 miesiącu ciąży, a Maleństwo ma stwierdzoną arytmię i możliwe, że dziurki w zastawkach. Jak mogłabym więc zawracać jej teraz głowę? To oni potrzebują solidnego wsparcia! Staramy się więc jak możemy im pomóc.
Boję się też, że po tym interferonie R. dostanie depresji, to dość częste działanie uboczne leku. Nie wiem jak sobie wtedy poradzimy...
Przyszłość tak bardzo mnie przeraża, że chciałabym by nie nadeszła nigdy...
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 listopada 2014, 11:39
Dziś kiepski dzień u nas. Poklocilismy się. Przez moment miałam ochotę wyjść i zostawić to wszystko. Tyle, ze wiem, że nie moge. Wiem, że nie można tak wszystkiego przekreślac. W końcu 8 wspólnych lat chyba coś znaczy. Poszło o jakąś bzdurę, a skończyło się na wyrzucaniu żali. Mam do męża żal. Przede wszystkim o to, że tak długo wzbranial się przed konkretnym podejściem do sprawy. Z drugiej strony mam żal do siebie. O co? Nie umiem tego nazwać. Czuje się winna i chyba po prostu nienawidzę siebie. Czuje się bezwartościowa...
Jutro jedziemy do kliniki. Nie mogę napisać, że się denerwuje, bo tak nie jest. Jakieś to nie realne dla mnie porostu. I pozbawione sensu. Z drugiej strony, to może być ostatnia szansa dla nas. Po terapii R. Może mieć problemy z płodnościa. Podobno to przejściowe, ale ja już młodsza nie będę. Juz ostatnio mój nowy gin stwierdził, że stara jestem jak na pierwsze dziecko (oczywiście nie powiedział tego wprost, ale sugestia była dość konkretna), wiec co by powiedział za dwa lata?
Byliśmy w środę w klinice oddać nasienie do mrożenia. Niby wszystko ok. Jednak bardzo nie spodobało mi się ich podejście. Chciałam przy okazji zrobić sobie badania hormonów, które zlecił mój gin. Dzień cyklu idealnie się wpasował. Sprawdziłam na stronie w necie, że badania hormonalne wykonują od 8 do 18, przyjeżdżam 10.15 i pani informuje mnie, że mi badań nie zrobi, bo za późno ?! I ze mogę przyjść jutro. Jasne przecież 130 km w jedna stronę to nie problem, a auto na wodę jeździ...
Smutno mi. Tak po prostu nie mogę się z tym pogodzić. Czemu tak jest, że jak ktoś bardzo pragnie dziecka to nic z tego nie wychodzi?
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 listopada 2014, 20:53
Chciałabym Ci z wiarą napisać "Głowa do góry, będzie dobrze", ale sama z mojego przypadku na razie nie wierzę w takie cuda. Więc trzymaj się jakoś...
Jesteście razem, a to najważniejsze. Reszta sie ulozy po Waszej myśli, może nie tak szybko jak byście chcieli, ale za jakiś czas na pewno :)
witaj. zapoznalam sie z waszą historią. nie martw sie, tutaj nie jestes sama ze swoimi problemami, jak sie okazuje w patowej sytuacji jest moc dziewczyn. ja tez bede podchodzić do banku nasienia- to dla nas jedyna szansa na dziecko. u nas nikt nie wie o problemie- po za moja mamą, która wyciągła to ode mnie na siłę. a moze teściowie myślą ze to u mnie jest problem... trzymaj sie, nie jesteś sama.