Cieszę się, że tutaj dołączyłam. Wiem, że nie jestem sama ze swoim problemem, takich jak ja jest więcej, a razem możemy wszystko. Poprzez wsparcie i dobre słowo rośnie w nas nadzieja, że tym razem się uda, że wszystko będzie dobrze. Tak 3-mać dziewczyny. To tak na dobry początek;)
Dzisiaj jest piękny, słoneczny październikowy początek tygodnia. Aż mam ochotę na jesienny spacer. No ale z tym to muszę poczekać na mojego Miśka aż wróci z pracy;) Chociaż właściwie raczej nici ze spaceru, przypomniało mi się, że zaraz po pracy jedzie do mechanika auto naprawiać, gdyż od tygodnia jesteśmy uziemieni. I to dosłownie. ;/ ehh... No nic jakoś sobie czas zorganizuję.
Ooo! i już nawet wiem na co... zabiorę się za porządki, które miałam zrobić w sobotę ale chęci były 0... Ponadto może przestanę w końcu myśleć o tym czy w tym cyklu miałam owulkę czy nie... aż boję się pomyśleć, że mogłoby jej nie być..;/ Korci mnie czy aby się nie umówię do gina na sprawdzenie. Wszystkie objawy jakie zawsze mi doskwierały odczułam... tylko ciekawi mnie czy ona już była czy może jeszcze nie... Jeżeli cierpliwość mi dopisze to poczekam do końca tygodnia i się wtedy umówię. A jeśli nie to może nawet jutro się przejdę prywatnie;) a póki co to miłego dnia wszystkim życzę
buziaczki ;*****
Czy zdarzało się Wam kiedyś zaufać swojemu 6 zmysłowi? Czy czułyście się tak jak byście wiedziały co się stanie? ...
Ja od wczoraj mam takie dziwne przeczucie ( i towarzyszy mi nadal), że jednak to będzie mój cykl, że się udało;) Aż rozpiera mnie energia od środka. Wyobrażam sobie, jak mówię mojemu mężowi, że jestem w ciąży, będziemy mieli dziecko. A on bierze mnie w ramiona i mówi, że będziemy najwspanialszymi rodzicami na świecie;) ahhh..... co to byłaby za radość. No ale póki co muszę wrócić do rzeczywistości i przyjąć do wiadomości fakt, że taka sytuacja może się w tym cyklu nie pojawić. Wolę się zbytnio nie nastawiać i nie rozczarować aż nadto. Jednak jest jeden plus... Marzenia dają człowiekowi nadzieję. A nadzieja przecież nigdy nie umiera;)
Ehhh... chyba jednak nici z tego cyklu, a tak się łudziłam...;( zaczęłam plamić... w sumie to się dziwię, bo nigdy wcześniej przed @ mój organizm tak nie reagował. Szkoda, że nic nie wyjdzie, niech już w końcu przychodzi ta @. Im wcześniej tym szybciej zacznę nowy cykl z nowymi nadziejami na moje maleństwo;)
Dokładnie za miesiąc będziemy obchodzić z mężem 5 rocznicę poznania się. Już myślę jaką by mu sprawić niespodziankę... Może malutkie buciki i test ciążowy? Ooo tak, to byłby najwspanialszy prezent rocznicowy i bożonarodzeniowy w jednym;) I dla mojego kochanego męża i dla całej rodziny;) A i ja byłabym szczęśliwa;) no nic, póki co to jestem w 9dc i spostrzegłam wodnisty i rozciągliwy śluz. Mam nadzieję, że to doby znak, i dzisiaj troszkę sobie poserduszkujemy
Ja pierdzielę... i chyba znowu będzie dupa... ;/ nie wiem już co jest grane... przed poprzednim okresem przypałętało mi się jakieś zakażenie pochwy, z tego co wiem to była to grzybica, brałam globulki, ale też za tydzień dostałam okres także w sumie to on mi przyśpieszył leczenie, bo gdy tylko go dostałam to całe swędzenie jak ręką odjął. A teraz w tym cyklu dopiero jestem po okresie i znowu coś czuję takie same objawy;/ nie wiem już co robić, nie wiem od czego to mam. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiało, a teraz odkąd się staramy o dzidziusia to co chwilę coś. Albo brak owulacji, albo jakieś choróbsko. ;((( nie wiem czy powinnam zacząć brać te globulki, czy może to tylko podobne objawy i jeszcze poczekać. Akurat mam dni płodne i Jak je zacznę stosować to nici z
bo nie wolno;(((( nie wiem już co jest grane, kolejny cykl stracony a tak się łudziłam, że może w tym cyklu będzie inaczej;((
Nie mam już na to siły....
Dlaczego zawsze wszystko musi się tak komplikować... ;((( Według moich obserwacji za parę dni mam mieć teoretycznie wzrost temperatury, czyli prawdopodobnie owulację. Z tym, że w tym cyklu nic jeszcze nie czuję, ani bólu jajników a ni zupełnie nic. Zawsze parę dni przed czułam kłucie w podbrzuszu z którejś strony a teraz nic, cisza....... Jedynie to zauważyłam śluz płodny, ale co mi z niego jak nie będzie ovu? Z drugiej jednak strony, jak dzisiaj rano mierzyłam tepm. myślałam, że chyba znowu zepsuł mi się termometr, gdyż moja temp. pokazywała 40 stopni. A na dodatek nie dało się jej strzepnąć... Ale chyba jednak mi się to przywidziało, i źle odczytałam bo po południu wszystko było ok i termometr sam się naprawił. ;/ tak z ciekawości zmierzyłam sobie temp. Wyszło mi 37,2. Więc teraz się zastanawiam czy taka też była rano i jednak owulacja będzie czy jednak nie;/ Qrczę, dlaczego pragnienie dziecka jest takie trudne do zrealizowania. ;(( dlaczego zawsze mam pod górkę? ;((
I dalej nic... nic nie czuję... dlaczego to jest takie trudne...;((
Jedyna myśl która dodaje mi sił i otuchy to taka, że infekcja jakby się cofnęła, z czego jestem mega szczęśliwa, a po drugie dzisiaj mój
odbierze z apteki aplikatory conesive plus i nie omieszkam ich wieczorem przetestować
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i tegoroczne święta będziemy obchodzić już we 3;)
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 listopada 2014, 13:08
Wrrr.... normalnie masakra jakaś z tymi aptekami. Mój mąż miał dzisiaj po pracy odebrać aplikatory conceive plus, bo w piątek zamówił a tu babka dzisiaj mówi mu, że na magazynie się pomylili i jednak go nie mają na stanie. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok jak mnie o tym poinformował. Pozatym gdy wrócił do domu to obdzwoniliśmy chyba z 10 aptek i w żadnej o takim czymś nie słyszeli. Normalnie masakra jakaś. Gdybym to wiedziała wcześniej to zamówiłabym w piątek na allegro i na dzisiaj by mi przyszły, a tak o muszę czekać do środy... ehhh... mam tylko nadzieję, że Owulki jeszcze nie było....
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 listopada 2014, 00:22
Hmm... ciekawe, dzisiaj po raz pierwszy zrobiłam test owulacyjny. Po godzinie 11 wyszedł mi wynik pozytywny, ale już około godziny 18 negatywny. nie wiem co mam o tym myśleć. Czy zdążyłam na ostatnią chwilę z wykryciem owulacji czy może test był lipny... pożyjemy zobaczymy. Temp. jaka była niska tak jest dalej, więc może owulacji rzeczywiście jeszcze nie było... To czekanie jest nie do wytrzymania... ;((
Ovu wyznaczył mi owulację, serduszkowaliśmy regularnie więc kiełkuje we mnie nadzieja, że tym razem się uda... nie chcę się zbytnio nastawiać, ale... tak bardzo pragnęłabym aby się udało, aby stał się cud, mój maleńki Skarb, Nasze Wymodlone Szczęście
....
ehhh... chyba znowu nic z tego nie będzie..;(( temp. spada, a mnie dopada coraz większy smutek, i rozczarowanie;((( ...
Już sama nie wiem co o tym myśleć... czuję taką jakby ciszę przed burzą...;/ teoretycznie powinnam dzisiaj dostać okres, jest 25 dc, ale 1 program wyznaczył mi termin na jutro, a ovu dopiero na 2 grudnia... temp. w normie tak mi się przynajmniej wydaje, znacznego spadku jeszcze nie było także jeszcze się łudzę, że może jednak;) śluz chyba kremowy, momentami nawet wodnisty, a zawsze z tego co pamiętam to przed @ miałam sucho jak na pustyni... nawet czuję czasami jakby mi się wylewało wszystko ze środka... sutki wrażliwe, aż się dotknąć nie da... Nie wiem, jak mam to interpretować... stres mnie zżera, a co idąc do ubikacji przyłapałam się na tym, że modlę się aby nie zobaczyć czerwonej plamy,,, ehh... ta niepewność mnie wykończy...
Na dzisiaj już koniec mazgajenia się... idziemy z mężem do znajomych na andrzejki także zmartwienia muszą iść w kąt,,,
Udanej zabawy wszystkim tym, którzy się gdzieś wybierają, a tym którzy zostają w domu życzę udanego wieczoru i spokojnej nocy;)
Trzeba spasować... i dać sobie czas...
inaczej nic z tego nie będzie... - do odwołania... ____________________________________________________
Nowy Rok - Nowe szanse - Nowe nadzieje - Te same Marzenia... W końcu musi się udać. Wierzę.
Od ostatniego wpisu minęło prawie pół roku.... i nadal nic... od naszych starań minął rok... bez zmian... Co czuję? bezsilność, smutek, brak nadziei, wiary na to, że kiedyś nam się uda. Coś wewnątrz mnie, jakaś mała iskierka jest dobrej myśli, daje mi choć cień szansy na spełnienie mojego marzenia... ale ilekroć spojrzę wokoło, widzę znajomych, bliskich którym się udało, mój świat rozpada się na milion kawałeczków. Nie daję rady. `To boli kiedy patrzy się na kogoś i widzi jak spełniają mu się Twoje marzenia`... Najgorsze jest w tym wszystkim to, że zaczynam obwiniać siebie... co jest ze mną nie tak, czuję się wybrakowana...
Wszyscy wkoło mówią, że to dopiero rok, że niektóre pary starają się 2, 3 nawet 5 lat... że niepotrzebnie szukam przyczyn, powodów... no ale jak mam nie szukać, skoro czuję, że coś jest nie tak... musi być nie tak skoro po roku regularnych starań do tej pory nie zobaczyłam upragnionych 2 kresek... Wczoraj mąż zrobił badania, dzisiaj od rana siedzę jak na szpilkach... boję się wyników...
ale jak wszystko dobrze pójdzie to przynajmniej jego będziemy mogli wykluczyć z nieudanych przyczyn... za miesiąc ja idę do mojego lekarza, i zaczynam badania...chciałabym już wiedzieć na czym stoimy, bo ta bezsilność i niewiedza mnie wykańcza...
Jestem... Postanowiłam znowu zacząć od czasu do czasu coś tutaj nabazgrolić... choć to stwierdzenie raczej można by ująć w zdanie `raz na jakiś czas bliższy lub dalszy, ale obstawiam, że dalszy, daleki)... Ok, przechodzę do rzeczy... Czy coś się zmieniło od maja? Hmmm... owszem. Zacznę może od najistotniejszych rzeczy.
1. Równo miesiąc temu, odwiedziłam lekarza rodzinnego aby dał mi skierowanie na badania ogólne. tzn. morfologię, żelazo itp. itd. Sam od siebie zlecił mi również badanie TSH. Już miałam się odezwać, że TSH robiłam ostatnio (grudzień, wyniki według mnie dobre (TSH 3 :2.520, T4: 7.9, T3: 137.4) ale myślę, skoro daje to nie zaszkodzi mi zrobić. Przy okazji zrobiłam sobie również badanie prolaktyny. Po odebraniu wyników aż usiadłam. TSH wynosiło : 5,810!! gdzie norma to do 4,200. Prolaktyna też podwyższona : 40,40. Od razu zaczęłam szukać jakiegoś dobrego endokrynologa. Umówiłam się na wizytę początkiem sierpnia. Bardzo miła Pani Doktor, gdy tylko na mnie spojrzała od razu powiedziała mi, że widzi gołym okiem, że mam problemy z tarczycą. Raz mam suchą skórę, dwa stwierdza, że jestem strasznie nerwowa, a po trzecie palcami wyczuła, że jest podwyższona ale na szczęście, żadnych guzków nie ma. pokazałam jej wyniki i dowiedziałam się, że kobieta która stara się zajść w ciążę powinna mieć wynik jak najbardziej zbliżony do najmniejszej wartości, a najlepiej jakby TSH wynosiło 1. Gdybym o tym wiedziała, to już od stycznia brałabym leki a tak to pół roku mam w plecy... ehh... no ale nic dostałam Euthyrox n 25, po połowie do końca sierpnia od września całą tabletkę, a 1 pazdziernika mam kolejną wizytę i wtedy zobaczymy co dalej robić. Po Drugie:
2. Po ostatniej wizycie u Ginekologa (13.08) znowu się podłamałam, gdyż wyniki mojego męża nie są zadowalające, Obecna Agregacja,słaba morfologia: Tylko 3 % o prawidłowej budowie i aż 97% o nieprawidłowej, oraz mala ilość plemników żywych : 60,65% przy wartości referencyjnej większej od 58%, chociaż jeśli chodzi o liczbę w mln to chyba nie mam się czym martwić ( 47,31 wart. ref. Większa od 22,6 ) Lekarz kazał powtórzyć wyniki i zacząć brać witaminy( ja mojego już faszeruję od czerwca, ale myślę nad zmianą 6 tabletek na 1 Fertilman, bo do połykania to on jakiś taki niemrawy:P) Poza tym ja byłam wtedy 5 dnia cyklu, a na prawym jajniku `coś` było. Piszę coś bo nawet ginekolog nie wiedział na 100% co to jest. Czy niepęknięty pęcherzyk, czy może ciałko żółte, kazał mi zrobić progesteron 23 dnia cyklu i z wynikiem się do niego zgłosić. Także póki co to czekam...
Trzecia sprawa 3: Dopiero w lipcu na dobre wyleczyłam moją infekcję, z którą męczyłam się od pazdziernika, przy okazji lekarka zrobiła mi komplet badań na AMH wynik 11,54 Mycoplasma hominis, Ureaplasma spp - ujemny, antygen Chlamydia trachomatis - obecności nie stwierdzono. także nie ma zle. jedynie co mnie martwi to to , że tak co 2 miesiące (według moich obserwacji) mam `coś` na prawym jajniku... a zupełnie nie wiem od czego się to robi, i dlaczego...;(
jak to się mówi `pożyjemy zobaczymy`...
W sumie to nie wiem co się ze mną dzieje... raz przeżywam ogromne katusze, jestem przewrażliwiona, mam napady płaczu, rozpadam się na milion kawałeczków gdy tylko pomyślę o ciąży, a raczej o jej braku, a innym razem jestem zupełnie spokojna, wyciszona.... tak jakbym się oswoiła z myślą, że może nigdy nie będzie mi dane zostać matką... ale z drugiej strony jestem pełna nadziei, że może jednak Bóg ma dla mnie inny plan na życie, zaskoczy mnie w najmniej odpowiednim momencie moją upragnioną i wyczekiwaną ciążą i będę wtedy najszczęśliwsza na całym świecie. Jestem dobrej myśli... wierzę, że los każdego może się odwrócić i doczeka się tego czego najbardziej pragnie... Moim marzeniem jest DZIECKO. Wierzę, że w końcu uda mi się zobaczyć 2 kreski na teście, a 9 miesięcy pózniej będę miała w ramionach najcudowniejszą kruszynkę którą pokocham całym sercem. Wierzę w to... a wiara dodaje mi sił...
Czuję jakiś taki dziwny spokój, rozpiera mnie świadomość tego, że już niedługo spełni się moje największe marzenie... Po raz 2 odmawiam Nowennę Pompejańską, w trakcie odmawiania inaczej spojrzałam na swoje dotychczasowe starania i postępowanie... Doszłam do wniosku, ze jeśli czegoś nie zrobię ze swoim życiem i tokiem myślenia to się to zle skończy... Postanowiłam, że od września, ewentualnie od marca zacznę naukę na kierunku opiekunka do dziecka, może łatwiej wtedy znajdę pracę a praca z dziećmi to coś o czym od zawsze marzę. Szybciej mi zleci czas i w mojej głowie nie będzie już tylko 1 myśl, (póki co męcząca) kiedy w końcu zobaczę 2 kreski...
Po 2 moją pasją jest fotografia. Chciałabym kiedyś założyć własną firmę i uwieczniać wspomnienia, które są pamiątką na całe życie. Na początek chcę się zajmować fotografią dziecięcą, ciążową i rodzinną... jest tylko 1 problem.... muszę się przełamać od kontaktu z takimi osobami... bo póki co to gdy widzę jakąś kobietę w ciąży to chce mi się płakać, i odwracam wzrok w 2 stronę, byleby nie cierpieć... także plany są, teraz tylko trzeba je wprowadzić w życie... życzcie mi powodzenia;)
Muszę coś zmienić, ruszyć się z miejsca, bo inaczej połowę swojego życia przesiedzę na zamartwianiu się... a życie jest po to by brać go garściami... nie ma miejsca na smutki;) Dobre nastawienie to już połowa sukcesu i drogi do celu.
)))
Dawno nie pisałam... w sumie to niewiele się zmieniło. Dalej brak 2 kresek, więc dalej ciąży brak. Zmieniłam ginekologa, coś się w końcu ruszyło. Od 2 cykli biorę luteinę, gdyż prawdopodobnie owulacja u mnie nie występuje. Poza tym odkąd zmieniłam lekarza to co miesiąc mam torbiel na jajniku. Już sama nie wiem co o tym myśleć. Wszystkim wkoło się udaje, 1 siostra mojego męża zaszła w drugą ciążę, 2 właśnie co urodziła drugie dziecko, kuzyn mojego męża również się spodziewa ... tylko ja powoli tracę siły na to wszystko. Męczę się na rodzinnych imprezach gdyż już nie ma normalnych rozmów o `niczym` tylko wszystko skupia się na dzieciach i achach i ochach nad nimi... mam już tego dość. 10 grudnia mam wizytę o ginekologa, zapytam się go o laparoskopię gdyż w moim przypadku od tego trzeba by było zacząć. Po przebytej operacji w dzieciństwie niewykluczone, że są zrosty, bądz niedrożne jajowody. Dopóki tego nie sprawdzę to moje starania będą stały w martwym punkcie...
No to wspieramy się razem:)