Na razie trzeci drugi dzień delikatnego plamienia i okrutny ból piersi - i dziś również lewego sutka.
Mogłabym cały czas spać - i tylko płakać w przerwach. NIe mam siły, mam problemy z koncentracją.
Niech już będzie weekend...
Noc w połowie nieprzespana. Po południu okrutny atak infekcji pęcherza. Przepłukałam się wodą i herbatkami (pokrzywa, malina etc.). Wieczorem wczoraj znów lekka gorączka, noc pod kołdrą i kocem, wypociłam się nieźle. Rano temperatura znów nieco w dół.
A teraz humor rewelacyjny. Uśmiecham się, jestem pełna energii, zmiana o 180 stopni w porównaniu z ostatnimi dniami.
Zmiana zdecydowanie dobra, podoba mi się tylko te zwroty akcji dziwne są... a może po prostu nie zwracałam wcześniej na nie uwagi...
Plamienie sie dziś skończyło. Pęcherz nie boli, ale na wszelki wypadek wlewam w siebie duże ilości płynów. Piersi już tylko tkliwe mocno, ale aż tak na szczęście nie bolą.
Plan B jeśli się z dzidzią nie uda - wracam na emigracje, do któregoś z "moich" trójjęzycznych krajów i biorę męża ze sobą, choćby na siłę. Zawsze to jakaś opcja o której mogę myśleć zamiast fiksować się na staraniach. W ajkiś sposób jest mi dzięki temu lżej.
Ogólnie dzień zaczyna się, odpukać, jednak optymistycznie
Wczoraj wieczorem pobrykaliśmy nieco i już było jasne - będzie @. Dziś rano jeszcze nic nie było, ale w drodze do pracy wyskoczyło więcej niż się spodziewałam na szczęście jeansy tylko trochę zaplamione
Od rana słucham piosenek z lat 80tych - bardzo mi sie kojarzą z moimi wyjazdami i mieszkaniem w Luksemburgu. Dają kopa, żeby odświeżyć języki obce. To w ramach rozwoju planu B.
Dziś po pracy apteka, kupię kolejne opakowanie testów owulacyjnych.
I chyba zamówię Conceive plus.. choć z tym się waham, czy nie poczekać jeszcze jednego cyklu - w końcu odstawione leki mocno mi namieszały w hormonach, stres jaki mieliśmy do września włącznie tez na pewno mocno na nie wpłynął, kolejny miesiąc może okazać sie już powrotem do równowagi..
A najwazniejsze, że piątek i weekend nadchodzi
I mnie pokarało za nieprzestrzeganie diety - zatrułam się czy inny czort.
Pół nocy spędziłam albo zwijając się z bólu (mega skurcze całego brzucha) albo w kibelku.
Sobota wyjęta z życiorysu - ból brzucha, biegunka, osłabienie. Na szczęście po południu przeszło.
Nie było to klasyczne zatrucie pokarmowe. Nie wiem, może reakcja na laktozę, której na co dzień nie spożywam...
Ale przynajmniej pospałam za wszystkie czasy - drzemałam w ciągu dnia, potem w nocy ponad 9 godzin.
I jestem super wyspana, radosna, podekscytowana.
Najlepsze jest to, że chwilowo fokus mi się zmienił na wyjazd za granicę.
Zatem odpalam dziś niemiecki i potem francuski, żeby zacząć je odświeżać.
@ wydaje się znów jakaś krótka. Piątek - dzień pierwszy - baaaardzo bolesny (dawno aż tak źle nie było) i obfity, wczoraj już tak sobie lekko ciurkało, dziś jeszcze mniej. I nic nie boli.
Dawniej miałam 7 dni, z czego 2-3 bolesne.
10tego wizyta u gin, dopytam o co chodzi z tą zmianą...
W poniedziałek wreszcie nadeszła wyczekana wizyta u laryngologa.
Polipy konkretne, więc 2 miesiące sterydów w kropelkach - a potem się zobaczy co dalej.
Oby pomogły.
@skończyła się po 4 dniach, obecnie brak negatywnych objawów, humor dobry, temperatura się całkiem ładnie utrzymuje bez skoków, poziom energii w normie.
W przyszłym tygodniu gin i dni płodne.
Ale przy tych sterydach to nie wiem, czy w ogóle brać ten (i następny) cykl pod uwagę...
Po 2 tygodniach byłam pewna, że ten gigantyczny stres spowodował bezowulacyjny.
10 grudnia byłam u gin na kontroli, ogólnie wszystko ok, ale na USg pęcherzyk trochę za mały był jak na ten etap cyklu.
Potem przyszedł potencjalny dzień owu i nie było żadnych oznak.
Pomyslałam, ze mam miesiąc w plecy.
A tymczasem 2 dni później zaczęło mnie kłuć w podbrzuszu, w ten znany sposób. testy owulacyjne wreszcie zrobiły się dodatnie, śluz się rozciągnął - i wreszcie temperatura skoczyła! I jest owu zaznaczona ciągłą kreską
Fakt, że dopiero w 22 dc, więc jajeczko mogło być za słabe.. ale wazne, że organizm sie nie poddał, tylko wyjajował
Świąt jakoś nie czuję w tym roku. Cały czas myślami w pracy byłam, stres się utrzymuje, nie podoba mi się to bardzo, bo widzę nawracające objawy depresji, coraz częściej, coraz mocniej.
A na powrót do entydepresantów nie mogę sobie teraz pozwolić. Bo to by oznaczało kolejny rok bez prób. I zrobiłoby się za późno już...
Pozostaje trzymać się mocno nadziei, że nam się uda - i wytrwam do końca ciąży bez leków.
Wszędzie teraz widzę maluszki albo kobiety w ciąży. Podświadomość działa..
Dzisiejszy pomiar wprawdzie nie jest miarodajny, bo długo w nocy nie mogłam zasnąć, czytałam, jak skonczyłam książkę to znów zasnąć nie mogłam, jak już zasnęłam to kilka razy sie budziłam. Do budzika miałam przy gaszeniu światła 3 godziny, więc 3 godzin na pewno nie przespałam.
W nocy strasznie się pociłam. Fakt, założyłam pełną piżamę, ale żeby to dało aż taką różnicę??
Wczoraj zrobiłam badania krwi zlecone przez gin. Przeciwciała ok. Morfologia w normie. Prolaktyna 20 - czyli chyba też dobrze.
Martwi mnie natomiast spory skok TSH - w połowie listopada miałam 2,2 - a w sobotę 2,8!
Do tego odebrałam wyniki cytologii i mnie zmroziło - mam jakies nieprawidłowe komórki nabłonka, noszące cechy zakażenia HPV - i zalecają testy dodatkowe wykonać.
Wczoraj zrobiłam sobie mały rachunek sumienia za ten rok i powzięłam jedno (!) postanowienie - cel na 2019. I to wbrew wszystkiemu dało mi małego kopa energetycznego i polepszyło nastrój. Miła odmiana, bo ostatnie tygodnie to deprecha jak w mordę strzelił... Dobrze, że choc zakończę rok z usmiechem na paszczy
Udanego Sylwestra! Co się stało w 2018 - zostawmy w 2018 - i ruszmy na świeżo, z optymizmem w Nowy Rok!
Zatem zaczynamy 3 cykl starań.
@ jest jakby łagodniejsza niż zwykle 0 tzn. obfitośc w normie, ale mniej boli. Czyżby niepokalanek?
Wczoraj zaczęłam brać ashwagandhę, bo już nie wyrabiałam psychicznie.
W tak krótkim czasie to pewnie tylko efekt placebo, ale już mi pomogła sie uspokoić.
Jako adaptogen ponoź działa dobrze na układ hormonalny, więc liczę na to, że chociaż nie zaszkodzi w staraniach.
Kontrolę z wynikami u gin udało mi sie przełożyć na za 2 tygodnie, o tydzień wcześniej. Dobrze, bo mam sporo pytań.
Pozostaje czekać i ćwiczyć serduszkowanie przed owu
Cóż, zdarza się. Po 1,5 miesiąca dużego stresu i załamaniu nerwowymi na początku miesiąca - nie jest to w sumie takie dziwne.
Pozostaje dbać o siebie nadal i czekac na kolejny cykl.
W międzyczasie zrobię badania na tarczycę, w połowie lutego wizyta u endo. Może to pomoże...
Cytologia nieprawidłowa, mam wizytę w poradni patofizjologii szyjki macicy w marcu. Oby nic złego jednak się nie okazało...
Ból owulacyjny jest - co dziwne w obu jajnikach go czuję... Może wwreszcie leniuch lewy się zabrał do roboty, a prawy tym razem z rozpędu i dla towarzystwa?
Temperatura utrzymuje się na plusie i nie mam takich negatywnych sensacji jak w ostatnich dwóch cyklach.
Może choć trochę mi się hormony ustabilizowały..
Dziś spałam nrmalnie całą noc - i to bez melatoniny! Fakt, dziwne sny miałam, ale lepsze to niż przewracanie się z boku na bok i zastanawianie ile zostało do budzika.
Zima cały czas trzyma, miało się ocieplić niby nieco, ale znów poniżej zera i ślisko. Nie lubie zimy, oj nie. Byle do wiosny...
Zobaczymy co przyniesie najbliższy tydzień. Dziś temperaturka ładnie skoczyła... Może??
Wczoraj była u gina, badanie w porządku, szyjka czysta i - cytując panią doktor- "jaka piękna owulacja!". PH prawidłowe.
Na USG wszystko też ok, owu z lewego jajka - czyli tak jak czułam. Endometrium ładne, grube, już na drugą fazę.
Dziś rano temp już do góry poszła.
Czyli wygląda ok.
Dostałam receptę na Duphaston - będę brać od dzisiaj w fazie lutealnej, żeby ją wydłużyć/podtrzymać.
Dziś idę do endokrynologa. W sobotę robiłam badania, TSH trochę w dół - teraz 2,54. Antyciała i FT3 i FT4 chyba w normie - ale zobaczymy co dziś lekarz powie. Na USG wyszedł ten guzek co w zeszłym roku, pojawiły się mikrozwapnienia. Ale przynajmniej nie rośnie.
Denerwuję sie tą wizytą.. Lekarz ma dobre opinie, więc liczę na to, że dobrze zdiagnozuje...
Dziś byłam w klinice fizjopatologii szyjki macicy. Lekarka bardzo sympatyczna. Kolposkopia w porządku, żadnych zmian wizualnie nie zauważyła. Pobrała materiał do testu na HPV i wycinek szyjki do histopatologii. Wyniki za 5 tygodni, ale jestem optymistką.
Bałam się, ze cykl w tym miesiącu na straty, bo miałam mieć owulację dzisiaj. A tymczasem była jakoś na przełomie niedzieli i poniedziałku Dużo nie podziałaliśmy, zresztą od niedzielnego wieczora już wstrzemięźliwość ze względu na przygotowania do dzisiejszego badania - ale moze sobota lub niedziela były udane Szczególnie że bez spiny etc.
W tym cyklu w pierwszej fazie brałam olej z wiesiołka - i jestem zachwycona! Już dawno nie miałam tyle pięknego śluzu! Na forum gdzieś wyczytałam, że dziewczynom zwiększał ilość śluzu praktycznie od początku brania - i muszę się pod tym podpisać, dosłownie z dnia na dzień zrobiło się go więcej Jakby któraś z Was szukała preparatu - to mi pomógł Oeparol, zwykły, średnio 4 kapsułki dziennie (choć czasem zapominałam o wieczornej dawce i zostawały 2).
A w ogóle wiosna nadchodzi, rośliny się budzą z zimowego uśpienia, ptaki świergolą za oknem, jest pięknie
Pocieszające jest to, że zaciążyliśmy - czyli wygląda na to, że jestesmy płodni.
Teraz 2-3 cykle przerwy (raczej 3 bo już drugi tydzień na antybiotykach lecę, a to raczej dobrze na jajeczka nie wpływa) i kolejne starania.
Mam nadzieję, że mój Aniołek Patryś jest spokojny tam, gdzie teraz jest...
Nie chę pisać, że do starań, bo starać się mozna długo i niekoniecznie skutecznie, a ja bym chciała skutecznie jednak.
Byłam na kontrolach u kilku lekarzy. Wersje różne, od "proszę poczekać jeszze do wrzesnia, bo ta infekcja" do "nie ma na co czekać, czas to Pani największy wróg". I bądź tu człowieku mądry.
Stresu ostatnio znów mamy sporo, Teść wylądował w szpitalu w zeszłym tygodniu, wstępnie z anemią (poziom hemoglobiny zagrażający życiu), teraz wykryli mu jeszcze jakiegoś guza w jelicie. Czekamy na dalsze badania i decyzję czy a właścwie kiedy operacja.
Ten cykl trochę pod górkę, bo jutro po pracy jedziemy do moich rodziców, a owulacja zapowiada się właśnie jakoś teraz... No to może faktycznie we wrześniu, na urlopie w Chorwacji..
Psychicznie już sie raczej pozbierałam. Trochę mnie kłuje jak kolejna koleżanka z pracy mówi, że jest w ciąży, ale naprawdę cieszę się razem z nimi, tylko czasem troszke boli, że nam wtedy nie wyszło.
Grunt, żeby teraz zajśc i utrzymać zdrową ciążę, zdrowego maluszka.
Weekend nadchodzi XD odespisz, odpoczniesz