X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Maleńki sens życia.
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Maleńki sens życia.
O mnie: Z zawodu socjolog i technik obsługi turystycznej. Z zamiłowania artystka pełną gębą, sympatyzująca ze słowami i narzędziami do papierniczych prac kreatywnych.
Czas starania się o dziecko: listopad 2017.
Moja historia: Szczęśliwa rodzina zawsze była moim małym marzeniem. Chciałabym, żeby to marzenie stało się wreszcie realne.
Moje emocje: Bezsilność, zazdrość, frustracja, smutek, gorycz.

15 lipca 2018, 10:42

Dzień 1!

Na 6:00 do pracy, siedzę tu dziś 16h. Niestety, taki mamy grafik, że w weekendy pracujemy po 16h. Soboty i niedziele zazwyczaj są nudne, bo nie ma zbyt wielu gości i rezerwacji, dlatego wszystko szybko ogarnęłam sobie z samego rana, a potem skupiłam się na przeszukiwaniu internetu pod kątem przygotowań do pełnej mobilizacji szyków i cieszenia się wkrótce ciążą!

Od wtorku zaczynam prowadzić kalendarzyk owulacji. Muszę tylko kupić sobie nowy termometr i mogę działać. Postanowiłam też trochę zmienić dietę, może zdziała jakiś mini cud... :)

Bardzo chciałabym móc być mamą. To dzieciątko - to byłby mój maleńki sens życia...

Pozdrawiam Was, Dziewczyny i ściskam mocno kciuki za każdą z nas. :)

21 lipca 2018, 06:50

Mam taką znajomą, z którą w gimnazjum czasem rozmawiałam. Aktualnie ma już jedno dziecko i chyba setnego faceta. Ostatnio widziałam na Facebooku, że dodała zdjęcie dwóch testów ciążowych, w opakowaniach i podpisała: "już czas?". Z obecnym facetem jest w związku od miesiąca... Nienawidzę tego uczucia... Zazdrość, gorycz. Dlaczego dla jednych jest to takie łatwe, wręcz banalne, takie spontaniczne, a my, pragnąc tego, ciągle przeżywamy rozczarowania?
Zdaję sobie sprawę, że zazdrość to zła emocja, ale w takich momentach ona bierze górę i nie potrafię jej zagłuszyć...

4 sierpnia 2018, 08:14

To uczucie, kiedy nawet laska w grze ''Hero Zero'', reklamowanej na facebooku, jest w ciąży, a ja nadal nie.

Ostatnio miewam coraz częstsze ataki paniki. Jakiś dziwny, ciężki do opisania lęk, zaciska pięści na moich wnętrznościach i nie chce odpuścić nawet na kilka chwil. Zdaję sobie sprawę, że potrzebuję terapii. Ale nie takiej, na którą zostałam skierowana w kwietniu. Potrzebuję czegoś konkretnego, żeby móc się pozbierać i odzyskać choć cząstkę prawdziwej siebie. Obudzić się pewnego dnia i powiedzieć sobie samej: jest dobrze, jest pięknie...
Dziś ledwo zwlekłam się z łóżka do pracy. Po wczorajszej 12 jestem zmęczona psychicznie i fizycznie. Nie rozumiem, jak można w taką pogodę obsadzać zmiany 12 czy 16-godzinne. Wiatrak ciągle mieli powietrze, ale niewiele to pomaga. Słońce wdziera się przez ogromne okna i szklane drzwi. Komputer, ksero, monitory z kamer wokół hotelu i lodówka z napojami za plecami dostarczają na bieżąco milion gorących fal.

Nie wiem, dokąd wiedzie mnie droga u boku K. Nie potrafię odgonić tych myśli od siebie, wracają jak natrętne komary do zapachu krwi w parną letnią noc. Kłótnie znikąd i o nic, poczucie osamotnienia w zwykłej codzienności. Czasem myślę, że K., mimo 29 lat na karku, jest mentalnie 12-latkiem. Konsola, rower, mecze, wylegiwanie się w łóżku z telefonem w ręce. Ostatnio wyszliśmy wieczorem na spacer, przysiedliśmy w jednym z parków na ławce i czekaliśmy na czerwony księżyc. On cały czas wisiał oczyma w wynikach meczy na mobilnej aplikacji, śledzącej te wszystkie rozgrywki. Nie mam 5 lat, nie obrażam się, nie milczę, mówię mu o tym wprost. Ale nic nie dociera, nic nie trafia... Zostaje niemoc i frustracja.

Nie staramy się. Już nie tylko o dziecko, ale chyba o siebie też nie. Po dziesiątej sprzeczce w jednym tygodniu, mam dość proszenia o jakąś odrobinkę czułości czy nawet miłości. Odpuszczam. K. upiera się, że przecież mi je daje i okazuje. Może ja tego nie widzę? Może faktycznie chciałabym zbyt wiele, hmm, zbyt spektakularnie? Ale czy leżenie w objęciach drugiej osoby, bez telefonu w ręku, to jakiś mega wyczyn? Chyba nie...

Mimo wszystko, chciałabym, żeby Wasz dzień był bardziej radosny i żeby słońce zawsze świeciło w Waszych duszach. Ściskam każdą z Was, która to czyta.

7 marca 2019, 20:16

To chyba mój kompletny dół. Przyjaciółka z Torunia jest w ciąży i przysyła mi zdjęcia z USG, opowiada o propozycjach imion i radości całej rodziny. A ja, zamiast się cieszyć (bo przecież się cieszę...) płaczę i krzyczę z niemocy. Chciałabym pogodzić się z faktem, że nigdy nie będę mamą. Minęło już tyle długich miesięcy, kończących się zawsze tak samo. Ta głupia nadzieja na dnie serca, cyklicznie gaszona przez rzeczywistość. Wszystkie moje szkolne koleżanki zakładają rodziny i wychodzą za mąż, a ja tkwię w martwym punkcie i nie wiem sama, jak się ruszyć, by ten wykonany krok był krokiem ku dobremu.

Niedługo dni płodne. Kupiłam testy owulacyjne. Spróbujemy chyba ten ostatni raz...