Na 6:00 do pracy, siedzę tu dziś 16h. Niestety, taki mamy grafik, że w weekendy pracujemy po 16h. Soboty i niedziele zazwyczaj są nudne, bo nie ma zbyt wielu gości i rezerwacji, dlatego wszystko szybko ogarnęłam sobie z samego rana, a potem skupiłam się na przeszukiwaniu internetu pod kątem przygotowań do pełnej mobilizacji szyków i cieszenia się wkrótce ciążą!
Od wtorku zaczynam prowadzić kalendarzyk owulacji. Muszę tylko kupić sobie nowy termometr i mogę działać. Postanowiłam też trochę zmienić dietę, może zdziała jakiś mini cud...
Bardzo chciałabym móc być mamą. To dzieciątko - to byłby mój maleńki sens życia...
Pozdrawiam Was, Dziewczyny i ściskam mocno kciuki za każdą z nas.
Zdaję sobie sprawę, że zazdrość to zła emocja, ale w takich momentach ona bierze górę i nie potrafię jej zagłuszyć...
Ostatnio miewam coraz częstsze ataki paniki. Jakiś dziwny, ciężki do opisania lęk, zaciska pięści na moich wnętrznościach i nie chce odpuścić nawet na kilka chwil. Zdaję sobie sprawę, że potrzebuję terapii. Ale nie takiej, na którą zostałam skierowana w kwietniu. Potrzebuję czegoś konkretnego, żeby móc się pozbierać i odzyskać choć cząstkę prawdziwej siebie. Obudzić się pewnego dnia i powiedzieć sobie samej: jest dobrze, jest pięknie...
Dziś ledwo zwlekłam się z łóżka do pracy. Po wczorajszej 12 jestem zmęczona psychicznie i fizycznie. Nie rozumiem, jak można w taką pogodę obsadzać zmiany 12 czy 16-godzinne. Wiatrak ciągle mieli powietrze, ale niewiele to pomaga. Słońce wdziera się przez ogromne okna i szklane drzwi. Komputer, ksero, monitory z kamer wokół hotelu i lodówka z napojami za plecami dostarczają na bieżąco milion gorących fal.
Nie wiem, dokąd wiedzie mnie droga u boku K. Nie potrafię odgonić tych myśli od siebie, wracają jak natrętne komary do zapachu krwi w parną letnią noc. Kłótnie znikąd i o nic, poczucie osamotnienia w zwykłej codzienności. Czasem myślę, że K., mimo 29 lat na karku, jest mentalnie 12-latkiem. Konsola, rower, mecze, wylegiwanie się w łóżku z telefonem w ręce. Ostatnio wyszliśmy wieczorem na spacer, przysiedliśmy w jednym z parków na ławce i czekaliśmy na czerwony księżyc. On cały czas wisiał oczyma w wynikach meczy na mobilnej aplikacji, śledzącej te wszystkie rozgrywki. Nie mam 5 lat, nie obrażam się, nie milczę, mówię mu o tym wprost. Ale nic nie dociera, nic nie trafia... Zostaje niemoc i frustracja.
Nie staramy się. Już nie tylko o dziecko, ale chyba o siebie też nie. Po dziesiątej sprzeczce w jednym tygodniu, mam dość proszenia o jakąś odrobinkę czułości czy nawet miłości. Odpuszczam. K. upiera się, że przecież mi je daje i okazuje. Może ja tego nie widzę? Może faktycznie chciałabym zbyt wiele, hmm, zbyt spektakularnie? Ale czy leżenie w objęciach drugiej osoby, bez telefonu w ręku, to jakiś mega wyczyn? Chyba nie...
Mimo wszystko, chciałabym, żeby Wasz dzień był bardziej radosny i żeby słońce zawsze świeciło w Waszych duszach. Ściskam każdą z Was, która to czyta.
Niedługo dni płodne. Kupiłam testy owulacyjne. Spróbujemy chyba ten ostatni raz...
:) powodzenia!
Hej, powodzenia! Widzę, że już jakiś czas się starcie. Czy robiliście badania, Ty i Twój partner? :)
@kasiasiasia28 na początek pani ginekolog poleciła mi zacząć prowadzić kalendarzyk dni płodnych. Wcześniej używałam aplikacji w telefonie, na której źle miałam wyliczone dni płodne. Wstyd się przyznać, ale byłam w tych kwestiach zielona. Wydawało mi się, że to działa tak banalnie: nie zabezpieczam się = jestem w ciąży. Ależ się myliłam! Wracając do meritum: po 3 miesiącach z kalendarzykiem dni płodnych, jeśli nie będę w ciąży, mój partner będzie musiał się zbadać. Moja macica jest w porządku, jajniki także, wynik cytologii za miesiąc...
Powodzenia :)
Niestety samo badanie ginekologiczne to nie wszystko, polecam zrobić podstawowe badania hormonalne :)