X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Maleństwo, zapraszamy :D
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Maleństwo, zapraszamy :D
O mnie: 31 lat + partner 31 lat, starania od czerwca o pierwsze dziecko :)
Czas starania się o dziecko: od czerwca 2016
Moja historia: Mam 31 lat i w końcu życie ułożyło się tak, jak miało. Idealny partner, praca, jak trzeba, są warunki, naprawione hormony (lata hiperprolaktynemii), w głowie wszystko we właściwym miejscu.
Moje emocje: sinusoidalne ;)

29 września 2016, 18:25

Żyłam w błogim przekonaniu, że wystarczy jeden seks bez zabezpieczenia i już, beng, ciąża, w końcu jesteśmy zdrowi, odżywiamy się, jak trzeba, przebadałam się w te i nazad, USG, krew, hormony, no nic, tylko rodzić.

W teorii :p

W praktyce wyglądało to tak:

CZERWIEC:
pełni zapału przystąpiliśmy do działania, przed 1 rozruchowym razem bez zabezpieczenia prawie oboje zeszliśmy na zawał, ja oczywiście dokształciłam się we wszystkim, co mogłam, płodność, suplementy, literatura fachowa, jak, co i gdzie, jakie lubrykanty, kupiłam zapas testów owulacyjnych i zaczęliśmy prokreację ;D

Poziom bycia sexy, zwłaszcza na samym początku, można porównać do mopowania podłogi, zdecydowanie nie nadajemy się do zadaniowości w sypialni ;)

No ale co tam, rach ciach i będzie dzieciak. Otóż NIE. Czerwiec był miesiącem megapecha, najpierw tuż przed moją owulacją Luby się rozchorował, ale tak, że ledwo dychał na antybiotykach. Jak tylko lekko stanął na nogi, to pochorowałam się ja, ale ok, RAZ mniej więcej wtedy co trzeba, więc jest szansa, że się udało. Kiedy wylądowałam na ostrym dyżurze na pilne szczepienie przeciwtężcowe po zaliczeniu nieładnej i bardzo brudnej rany. Mój poziom życiowego entuzjazmu chyba można sobie wyobrazić ;) Do tego oczywiście spędziłam godziny w googlach, sprawdzając potencjalny wpływ szczepienia na potencjalny zarodek i się stresowałam ;]

Kiedy ja dostałam okresu, moja przyjaciółka podzieliła się ze mną radosną nowiną, że wpadli. Oczywiście, się ucieszyłam, bo przecież w czerwcu tylko raz i w ogóle się nie liczy, zajdziemy w lipcu a ciąże przejdziemy z przyjaciółką praktycznie razem.

LIPIEC:
No tym razem wszystko poszło idealnie.

Do arsenału dodałam mierzenie temperatury, piękna owulacja potwierdzona USG, byłam absolutnie pewna, że się uda, 8dpo miałam spadek temperatury, bolał mnie też brzuch, wiadomo, na pewno zagnieżdżenie.

Absolutnie każde swoje pierdnięcie analizowałam pod kątem ciąży, patrzyłam na wszystko – co mogę jeść/pić/wdychać/ćwiczyć itp. Przez ostatni miesiąc przeczytałam cały ovufriend, obejrzałam wszystkie filmy o ciąży, dokument o akuszerkach i czekałam.

Hormony w 2 fazie cyklu wyszły mi bez szału (wysoki estradiol i progesteron) ale trudno, może to już ciąża, w końcu te hormony skaczą w ciąży! Tak samo, jak w czerwcu, miałam wszystkie możliwe objawy ciąży, mdliło mnie, wyczulenie na zapachy, cuda, wianki, no brakowało tylko mleka w piersiach i rozwarcia na 2 palce ;p

Ale przyszedł okres.

SIERPIEŃ:
Trochę mi opadł entuzjazm, nie ukrywam, postanowiłam podejść z większym luzem. Piłam, kiedy chciałam, ćwiczyłam co chciałam i kiedy chciałam, ograniczyłam czytanie i myślenie o ciąży z 99% czasu na jakieś 30% i uznałam, że luz na pewno mi da efekty, w końcu wszyscy międolą w kółko NIE MYŚL O TYM, ZRELAKSUJ SIĘ, ciekawe k@#$a jak?! Wspomagałam się dzięgielem chińskim (dong quai) ale niezbyt długo, bałam się, że mi to posypie hormony.

W międzyczasie pojechaliśmy na małe wakacje, po nich się okazało, że termometr się rozładował albo zepsuł i pokazywał dowolne wyniki, więc nie umiałam stwierdzić, kiedy miałam owulację, testy owulacyjne wyszły cały miesiąc negatywne (ale mój błąd, w czasie przewidywanej owu powinno się mierzyć więcej niż raz dziennie, żeby na 100% wyłapać pik LH).

Złapałam doła, nie ukrywam, w międzyczasie stada bocianów latały mi nad głową, moja przyjaciółka ekscytowała się swoją ciążą i każdy dookoła praktycznie, kto mógł, zaciążał. Poza mną.

Przyszedł okres.

WRZESIEŃ:
Najpierw byłam chora i temperatura mi chyba szalała, więc owu pokazywało np. owulację 8dc (kiedy leżałam jak zwłoki i żadne przytulanki nie wchodziły w grę), potem jednak owulacja się pojawiła (potwierdzona temperaturą i testem owulacyjnym), zdaniem ovufrienda trafiliśmy ze staraniami idealnie, co jest cudem, bo ogólnie z Lubym nie mogliśmy już dłużej prokreować na komendę a nasz styl życia uniemozliwia ‘spontaniczne’ Przytulanki co 2 dzień w okresie newralgicznym, więc bez wyliczeń możemy się starać do… no ;] długo.

Jestem w 25 dniu cyklu, 10 dni po wyznaczonej przed OF owulacji, rano test wyszedł negatywny. Wszelkie objawy mam dokładnie takie, jak zawsze przed okresem – bolesne piersi, lekkie mdłości. To też mój pierwszy cykl z ziołami o. Sroki (nr 3) ale zaczęłam je pić dopiero ok. 10dc. Widzę, ze mi ładnie wyrównały temperaturę w cyklu, więc mam nadzieję, że działają i jeśli nie teraz, to za miesiąc.
Nie miałabym takiego ciśnienia, gdyby nie przekroczona magiczna trzydziestka. To mnie spina i stresuje, bo chciałabym mieć więcej niż jedno dziecko (chyba, że od razu bliźniaki :D <3) i nie wychowywać ich jako pani w średnim wieku.

No i wiadomo, z tyłu głowy zostaje myśl, czy na pewno wszystko jest ok.

Ale się rozpisałam :D

Proszę o kciuki ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 września 2016, 18:31

30 września 2016, 12:56

Faza lutealna po ziołach o. Sroki:

image.jpg

dla porównania wcześniej:

[LIPIEC]

image.jpg

[SIERPIEŃ]
image.jpg

Mam nadzieję, że to oznacza, że zmierza ku dobremu ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 września 2016, 12:56

3 października 2016, 07:15

Eh eh eh...

2ac53073ad906a91a763f0dae7f6ea42.png

temperatura idzie w dół, pojawiło się plamienie :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 października 2016, 07:14

6 października 2016, 13:04

Przyszedł lekko spóźniony okres, zaczynamy 5 cykl.

Przy okazji weszłam trochę w siebie i zastanowiłam się nad swoim stanem psychicznym i emocjonalnym z ostatnich 4 miesięcy, przejścia przez pewność, że to takie proste i NAJPÓŹNIEJ w 2 cyklu się uda do dnia dzisiejszego. I doszłam do wniosku, że gdzieś po drodze zagubiłam w ogóle poczucie dlaczego to robię. Miałam głowę wypchaną:
* bo już czas
* bo mam już 31 lat
* bo płacę horrendalny zus
* bo przyjaciółka jest już w ciąży
* bo jak to M I się coś ma nie udać
* bo moja rodzina czeka na 1 malucha w rodzinie
* bo siostra chce zacząć w styczniu się starać o dziecko a przecież to ja miałam być pierwsza

itp. absurdalne powody, zapominając i o tym, że po prostu bardzo chcę mieć dziecko, żeby je kochać i wychować na wspaniałego człowieka i o moim najlepszym na świecie partnerze.

Zrobiłam sobie parę dni temu reset w głowie i jest mi dużo lżej i lepiej :)

Wszystko się uda, a póki co, będę cieszyć się życiem, jakie mam, bo też jest świetne :)

7 października 2016, 12:49

Jak podliczam sobie koszty suplementów, testów owulacyjnych, lekarzy, sexi bielizny :D i innych wydatków tego typu to mam ochotę wystąpić do państwa o zwrot kosztów ;) Skoro polityka taka prorodzinna, to może do becikowego dołączyliby fundusz prokreacyjny albo inne pokładzinowe :D

Zbieram podpisy! ;)

8 października 2016, 08:34

Porada
Ciekawe strony do czytania:

http://totalnabiologia.com.pl/

http://totalnabiologia.net/index.php

http://templum.cba.pl/html/varia/hay.html

http://totalnabiologia.net/index.php?board=2.0

http://5prawnatury.pl/

https://www.youtube.com/watch?v=d-nS_vEOliA

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 października 2016, 10:17

10 października 2016, 09:46

Czasami nachodzi mnie taka myśl, że nie mogę się już doczekać tego doświadczenia i przepełnia mnie uczucie, że na pewno się uda i wszystko jest tak, jak być powinno :))))))