Jest tak, że jesteśmy w takim momencie, w którym jeszcze nic nie wiadomo. Wiadomo, że w najlepszym wypadku będzie to ICSI. Na te chwilę trudno ocenić czy jest szansa bo nie ma gwarancji, że kiedykolwiek znajdą się plemniki zdolne do zapłodnienia.
Nie chce o tym myśleć bo zacznę sobie robić nadzieję, która może potem boleśnie się rozbić o diagnozy...
Czuje się trochę tak jak gdybym się z kimś żegnała. Nasze dzieci miały już imiona, wybrany kolor pokoju, już niedługo miały się pojawić.... Spędziliśmy długie godziny na rozmowach i wyobrażeniach o tym, że syn będzie miał brązowe oczy po W a córka włosy po mnie. Miały już imiona wybrane. Te dzieci realnie żyły w naszej świadomości a ich pojawienie się w realnym życiu miało być tylko kwestią jeszcze jednej "chwili"...
Próbuję oswajać się po cichu ze słowami „Jesteśmy bezpłodni”. Przestało mnie ściskać w gardle ale za każdym razem łzy nadal napływają mi do oczu.
Wczoraj rano na zakończenie radosnego sexu rozpłakałam się. Nie powinnam ale nie mogłam się powstrzymać. Wybiegłam do łazienki bo już tam woda w wannie na mnie czekała. W przyszedł do mnie siedzącej w wannie i cicho płaczącej. Widziałam po nim jak cierpi. Zapytał jak może mi pomóc jakby miał resztki nadziei, że może. Odpowiedziałam tylko, że potrzebuję czasu. Ale W był do wieczora już jakiś milczący, niepatrzący na mnie , inny ....
Dziś w nocy przyszedł paniczny strach. Strach o W bo przecież nie wiadomo co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Mam czarne wizję nieuleczalnej choroby jak np rak. Strach o to, że jednak to wszystko nas poróżni i oddali od siebie, że nie damy rady. Stach o to, że nawet jak teraz przez to przebrniemy (bez dziecka) to kiedyś, kiedyś na starość to gdzieś pomiędzy nami wyjdzie. Strach o to, że to wszystko odbije się na naszej A.
Terminy badań wydają mi się wiecznością. Czuje się jak wrzucona w jakąś ogromną czarną przepaść. Nie umiem w tym sie poruszać, nie wiem w którą stronę iść. Niby są tu dziewczyny, które mają podobne problemy, niby mogę o wszystkim poczytać w necie ale nadal czuje się jakoś jak z innej planety. Czytam na wątkach o dziewczynach, które nie mogą zajść i dobre rady/sposoby innych- zioła, głaskanie .... „A sexu próbowałaś żeby zajść?”. A próbowałam tylko to czasem na nic.... Sama sobie tak żartowałam niczego nieświadoma jeszcze chwilkę temu ...
Ostatnie badania:
czas upłynnienia: 10 min
objętość: 4,0 ml
pH: 8,1
koncentracja: 1,18 mln/ml
Liczba komórek okrągłych 0.60 - mln/ml
plemniki żywe: 11%
morfologia:
plemniki prawidłowe: 0%
plemniki nieprawidłowe: 100%
wady główki: 100%
wstawki: 93%
witki: 87%
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 listopada 2014, 16:35
Mam nadzieje ze za jakis czas wszystkookaze się latwiejsze niz myslisz, ze sama napiszesz tu ze chcecie dzialac :) Ale poki co trzymajcie sie razem :) badzcie nie ze szoba a dla siebie :) choc i tak wy juz od dawna jestescie dla siebie :) trzymam kciuki :)
Jako zona bezplemnikowca łacze sie z toba. moja historia jest podobna-wszystko zaplanowane,ślub, trojka dzieci w kolejności chłopiec,dziewczynka,dziewczynka, dziecko w porze wiosenno-letniej żeby można bylo wyjść na spacer... Niestety rzeczywistość przyszykowala dla mnie inny scenariusz... My podejdziemy do AID,nie chcemy juz tracić czasu....
odpisze ci tutaj. powiem ci ze nie chcemy juz czekać. pojawiają sie problemy takze i u mnie, nasze szanse spadają. a widze ze mąż caly czas mowi o NASZYM dziecku, o JEGO dziecku- i mysle ze jest to calkowice prawdziwe i szczere... my w takim szoku trwaliśmy ok. pół roku ale szybko zaczeliśmy działać. i coz z tego, jak na kazdym zakręcie czekają na nas kolejne przeciwnosci losu...