Codziennie mam natłok myśli związanych z dzieckiem, mam nadzieję, że "wygadanie się" tutaj trochę mi ulży
Czasem czuję się jak lekomanka... Pcham w siebie i męża różne suplementy. Do tej pory:
ja - Euthyrox, wit D 4000j., wiesiołek przez pierwsze 14 dni cyklu, Femibion 0, probiotyk, Inofem, Magnez z wit. B6, Cynk, wit C 1000.
mąż - leki na insulinooporność i obniżenie triglicerydów, do momentu zbadania nasienia Androvit, a po badaniu zmieniłam na Fertiman Plus.
Czy przesadzam?
Dzieci lubię od zawsze, i od zawsze wiedziałam, że chciałabym być mamą. Ale teraz kiedy jest to takie realne czuję... przerażenie. Nie tyle macierzyństwa, co ciąży i porodu bardzo się obawiam. A z drugiej strony znam już chyba wszystkie sklepy internetowe z ubrankami i akcesoriami dla niemowlaków... pokręcone to wszystko
W tym cyklu pewnie znowu się nie uda
Z taką myślą przywitałam dzisiejszy poranek...
22 dc
Organizm kobiety to jednak skomplikowany twór... Do sierpnia miałam cykle jak w zegarku, żałuję że już wtedy nie zaczęliśmy starać się o dziecko. Póżniej był mega stres i wszystko się rozregulowało Lekarz nie zleca żadnych dodatkowych badań, bo "rok starań to norma", a ja nie wiem co i kiedy zbadań żeby sprawdzić czy mam owulację. Cykle są lekko wydłużone, dopiero w tym cyklu (i to dopiero od 14 dnia) zaczęłam mierzyć temperaturę. Osławionych skoków nie zauważyłam. Śluz - swoją drogą to strasznie brzydkie słowo - w okolicach połowy cyklu pojawiał się jakby płodny, więc nie przyglądałam się szczegółowiej.
Od tego cyklu używamy też żelu Conceive Plus, ciekawe co z tego wyjdzie
Obecnie znów pojawił się śluz i ćmi podbrzusze... A tu już 22dc! Okres powinien pojawić się 13-14.02. Nie wiem co mam myśleć.
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lutego 2019, 15:22
Ovu wciąż nie wyznaczyło owulacji. Nie kumam tego. Teraz leżę i rozmyślam, mózg nie pozwala zasnąć. Za 3 dni teoretycznie powinna przyjść @, ale w związku z rozchwianymi ostatnio cyklami, nie przywiązuję się do tego terminu. Przed chwilą zaczęłam „czuć” podbrzusze, i w jednej chwili stałam się wkur*** i nabuzowana. Czy to pms?
Co kilka dni mam sen, że jestem w ciąży albo właśnie urodziłam córkę. Chyba za dużo o tym myślę.
Mój organizm robi sobie ze mnie jaja. Ovu do tej pory nie wyznaczyło owulacji, wykres temperatur to góry i doliny, a @ nie widać. Ostatni test negatywny zrobiony w 35dc. Już drugi dzień boli mnie koszmarnie głowa, nie mam na nic siły, a wczoraj w połowie dnia po prostu odcięło mi zasilanie. Jak tylko położyłam się do łóżka, tak zasnęłam w 5 sekund. W nowym cyklu miałam zrobić monitoring, ale @ przjść nie chce, spóźnia się już tydzień. Wiadomo, że wolałabym żeby nie przyszła....
@ brak, brzuch trochę pobolewa. Oby @ nie przyszła...
Dawno nic tu nie pisałam... ale też nie było o czym ciąży jak nie było, tak nie ma. Przestaję wierzyć, że w najbliższym czasie się uda. Ten cykl jest trzecim stymulowanym clo i dupkiem, jeżeli teraz też się nie uda - to odpuszczamy.
Nie umiem się z tym pogodzić, nie umiem o tym nie myśleć, straszne to jest. Bliska koleżanka jest w kolejnej ciąży, a ja ryczę po kątach tak, żeby nikt nie widział i nie umiem sobie z tym poradzić
Zbadać jeszcze coś? Jakieś badania z krwi (oprócz tarczycowych)?
Oszaleję z tym wykresem, owulacją i innymi wyliczeniami.
Początkowo owulację wyznaczyło mi na 12dc (zawsze miałam 16-19, a przynajmniej wtedy odnotowywałam skok temperatury). Później ovu usunęło owulację z wykresu. Myślałam już, że to będzie cykl bezowulacyjny ale dziś temperatura poszła w górę (22dc) a ovu na nowo wyznaczyło owulację na 12dc. Inna aplikacja z kolei zaznaczyła ovu w 16dc.
To jak to jest, możliwe że owulacja jednak była? Tylko kiedy?
Nie powiem nic na razie mężowi, bo dla niego ciąża to tylko i wyłącznie dwie grube krechy. Zresztą sama nie wierzę, że to jednak to 😂
W piątek 9.08 zobaczyłam cień na teście. Zrobiłam test trochę od niechcenia, ale z drugiej strony coś mnie podkusiło, to był prawdopodobnie dopiero 10dpo.
Mężowi miałam powiedzieć dopiero następnego dnia rano, po zrobieniu kolejnego testu. Ale nie wytrzymałam 😂
W sobotę 10.08 zrobiłam betę i progesteron, powtórzyłam je też w poniedziałek 12.08.
I tak to wygląda:
10.08
Beta: 31,9
Progesteron 27,3
12.08
Beta: 70,3 (przyrost o 125%)
Progesteron 30,7
Dwa razy już zdażyło się plamienie, tj na lekko brązowo zabarwiony śluz na papierze, po skorzystaniu z toalety.
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Chociaż nadal jestem w szoku
Ciąża na usg 13.09 okazała się być pustym jajem płodowym, straciłam ją na końcu 10tc
Najpierw miałam podane leki, które niestety nie zadziałały do końca, więc kolejnego dnia miałam łyżeczkowanie. Strach razy milion.
Niech mi ktoś kiedyś powie, że piątki 13tego nie są pechowe...
Ale od początku. Po łyżeczkowaniu był bardzo ciężki czas, kompletnie sobie z tym nie radziłam. Wcześniejsze problemy zostały spotęgowane nieudaną ciążą. Zamknęłam się w sobie, nie wróciłam do pracy, depresja mnie pochłonęła. Do tego wszystkiego od najlepszej koleżanki usłyszałam „chyba za bardzo zafiksowałaś się na tę ciążę”, bo powiedziałam że nie jestem w stanie przebywać z kobietami w ciąży i małymi dziećmi, i źle reaguję na kolejne ciąże w najbliższym otoczeniu. Na domiar złego, ta sama koleżanka zaszła chwilę później w ciąże. Cykl po zabiegu ciągnął się w nieskończoność, trwał ponad 70 dni. Odpuściliśmy z mężem starania do stycznia/lutego. Próbowaliśmy jeden cykl ale się nie udało, co szczerze mówiąc przyjęłam z ulgą. Później pojawił się koronawirus. Ja wystraszona całą sytuacją i wizją wizyt u lekarza, badań a później samotnym porodem odpuściłam. Nie chciałam na razie zachodzić w ciąże. I tak minęła nam wiosna i lato.
W sierpniu stwierdziłam, że co ma być to będzie. Czas, który dałam sobie na schudnięcie niewiele dał, waga stoi. Powiedziałam sobie, że chyba lepiej zacząć się już starać, bo nauczeni doświadczeniem nie wiemy kiedy w końcu się uda. I tak w pierwszym cyklu bez zabezpieczania się, już kilka dni po owulacji, czułam że jestem w ciąży. Pomijając oczywiste objawy jak ogromny ból piersi, po prostu to czułam. Uczucie nie do podrobienia. Ok 10dpo zrobiłam test - słaba kreska. POZYTYWNY! Ale nie mogło być inaczej, przecież już wiedziałam że jestem w ciąży. Przyjęłam tę wiadomość na chłodno, mąż spanikował. Ale czekałam na rozwój wydarzeń. Objawy nie ustępowały. Aż do dzisiaj, kiedy mierząc temperaturę zobaczyłam, że ta spadła o 0,3’C. Pomyślałam, że już po wszystkim. Powiedziałam mężowi, on przyjął to równie na chłodno, co wcześniejszą informację o możliwej ciąży.
No i tak, zaczęło się plamienie. Przez chwilę było fajnie.
A ja uświadomiłam sobie, że już nigdy informacja o ciąży nie spowoduje u nas szaleńczej radości.
Hej! Wiesz co, wydaje mi się że nie powinno się powielać tych samych witamin, substancji. A po witaminie 1000 możesz mieć z czasem biegunki lub krwawienia z dziąsęł. Czemu takie duże dawki tego wszystkiego? Pozdrawiam i trzymam kciuki
Wit. C w tak dużej dawce przez cały cykl może Ci wysuszać śluz. Proponuję stosowanie jej, ale dopiero od 1 dpo. A i wiesiołek - raczej nie sztywno, że pierwsze 14 dni, tylko raczej do dnia owulacji.