Po wczorajszej wizycie u androloga mam wrażenie, że dostałam mentalnego plaskacza w twarz. Otóż morfologia męża 2% nie jest najgorsza, bo pozostałe parametry są w normie. Badanie wykazało,że mąż ma początek żylaków powrózka nasiennego. Zdaniem androloga są ledwie wyczuwalne i nie powinny wpływać na jego płodność. Stwierdził natomiast, że większy problem jest u mnie -czyli ta cholera insulinooporność i hiperprolaktynemia- zmniejszają szanse na ciążę. Dlatego androlog stwierdził,że popracuje nad mężem, żeby jego parametry były najlepsze do zapłodnienia. Jak się nie uda za 3-4 miesiące mamy się zgłosić razem. Szczerze to już nie wiem co o tym myśleć, biorę ten bromergon, poszłam dzisiaj na badanie progesteronu i testosteronu. Stwierdziłam, że sprawdzę jeszcze to. Wieczorem wyniki 🙊, mój organizm mnie wykończy.
Powinnam zrzucić jeszcze 5-6 kg żeby było idealne BMI, puki co jest nadwaga. Łatwo powiedzieć zrzuć...przy insulinooporności nie idzie łatwo. I tak nie jest źle, startowałam z 82 na liczniku, teraz mam 68. Ale już wcale nie idzie tak łatwo waga albo stoi albo robi krok w przód. 🥴