Dzisiaj mija 4 dzień kiedy ovu pokazał, moje dni płodne. Z tym moim cyklem to też jest tak, że temperatura co innego, śluz co innego a testy owulacyjne co innego. Jestem totalnie zdezorientowana. Tak bardzo chciałabym żeby się udało, że placebo daje mi odczuć objawy ciąży... Nie mogę doczekać się aż minie 10 dni i zrobię test. Z drugiej jednak strony myślę sobie, że przecież tak od razu to nie zaskoczy i się boję, że będzie negatywny. Walczą we mnie same sprzeczne uczucia... Najlepsze jest kiedy inni mi mówią "Bez ciśnień, odpuść sobie, samo przyjdzie". Myślę sobie wtedy, że łatwo powiedzieć a z drugiej strony śmieję się sama z siebie bo kiedyś mówiłam tak samo
Ciężki dzień a to jeszcze nie koniec... Nienawidzę swojej pracy! Tak bardzo jej nienawidzę!
To czekanie mnie zabija... Wolałabym chyba mieć pewność, że nic z tego czy tak czekać. Objawy mam typowe jak przed okresem ale jak przeglądam strony to takie objawy mogą być też ciążowe... Sama już nie wiem. Jeszcze ta praca. Jak mam tam iść to jest mi niedobrze. Cokolwiek zrobię to źle. Zapytam... źle, nie zapytam... źle. Jak już wszystko się zrobi jak chcą to znajdą co innego... Po prostu jakaś masakra. Najgorsze, że jest martwy sezon i do wiosny nie tak łatwo będzie mi znaleźć nową pracę
Tak mi się wydaje, że mnie tak nie chcą. Mnie też jest tam ciężko... Nie fizycznie ale z ludźmi. Sam fałsz, każdy każdego by w łyżce wody utopił jakby mógł... Ale kiedyś będę miała pracę jaką pokocham, obiecuję...
Wczoraj wolne... Chciałam odpocząć ale niestety mam zintegrowaną pocztę z telefonem i przez cały dzień musiałam czytać maile, oczywiście z pracy... Do południa miałam okropny nastrój. Wieczorem wybraliśmy się z mężem na małe zakupy...
Mąż trochę mnie rozpieścił
♡ Dzisiaj pierwszy raz czułam suchość w ustach i metaliczny posmak. Tak trochę mnie to podbudowało bo gdzieś przeczytałam, że jest to jeden z objawów ciąży... Zastanawiałam się kilka razy czy mi się nie wydawało ale chyba nie:P Byłam też u przyjaciółki bo zaprosiła mnie obiecując niespodziankę. Okazało się, że przygarnęła pieska:) Piękna suka shih tzu. Jestem wielką fanką zwierząt więc bardzo się ucieszyłam:) Pomogłam jej wykąpać sunię... Fajnie spędziłam ten dzień
Jutro ósmy po owu...jeszcze troszkę i teścik:D
Kiedy wstałam rano nic nie zapowiadało, że podejmę taką decyzję. W przyszłym tygodniu składam wypowiedzenie... Jeśli sama nie odejdę to albo mnie zwolnią albo wykończą... Co to za firma... Mam miesiąc wypowiedzenia więc jak złoże je w przyszłym tygodniu to "uprawomocni się" od 1-go marca. Gdyby w tym czasie udało mi się zajść w ciąże... Jeśli nie to będę bezrobotną mamą... Ale mamą...
Dużo się działo. W czwartek poszłam jak co tydzień na terapię... Byłam w totalnej rozsypce... Moja lekarka wypisała mi zwolnienie lekarskie i powiedziała, że raczej jej się to nie zdarza ale nie pyta mnie o zgodę, po prostu mi je daje i mam odpoczywać. Mam nie myśleć o pracy ani o szukaniu pracy, po prostu odpoczywać. Drugi dzień leżę w łóżku i się zastanawiam co dalej. Ale na ten moment nie mam nawet tyle wewnętrznej siły żeby zanieść wypowiedzenie. W zasadzie teraz jak w zasadzie już nie mam pracy bo od jej utraty chroni mnie tylko zwolnienie lekarskie czuje się całkowicie bezwartościowa. Nie potrafię się pogodzić z tym, że sobie nie poradziłam. W poprzedniej pracy miałam świetne wyniki, byłam dobra, a teraz? Okazałam się bezwartościowa. To straszne.
W poniedziałek umówiłam się do Gina. Zrobię sobie badania. Chcę mieć pewność, że wszystko jest w porządku... Przynajmniej teraz będę miała na to czas...
Rano robiłam test, wyszedł negatywny. Nie rozczarowało mnie to bo nie spodziewałam się żeby wyszedł pozytywny... Może w następnym cyklu... Byłam dzisiaj u ginekologa. Lekarka powiedziała, że wszystko ok. Jedyne co jeszcze muszę zbadać to prolaktyna. Pójdę jutro, zbadam i z głowy... Na razie powiedziała, że to na tyle jeśli chodzi o mnie. Teraz będziemy badać męża. Umówiłam go już na pakiet badań na 12 lutego. Biedak się teraz denerwuje... Ja jakoś nie mam złych przeczuć. Wręcz przeciwnie, jestem dobrej myśli
Krew pobrana, ja żyję
Jutro będą wyniki. Dzisiaj albo najpóźniej jutro dostanę okres... jestem praktycznie pewna. Piersi tak mnie bolą, że nie mogę nawet stanika założyć. Wczoraj wieczorem strasznie bolał mnie brzuch. Co prawda nie jak na okres ale w zeszłym miesiącu, jak nigdy
nie miałam bolesnej miesiączki... Nie mogę się doczekać już w sumie bo chciałabym zacząć nowy cykl starań
No i gdzie ten okres ja się pytam? Chciałabym Już zacząć nowy cykl... Zaraz się zbieram i jadę z moimi `dziećmi` do weterynarza... Już najwyższa pora na szczepienie...
No i doczekałam się... Ból był straszny... Kręci mi się w głowie i jest mi niedobrze. Jeszcze kilka dni i po krzyku. Dzisiaj odebrałam moje wyniki prolaktyny. Jestem w sumie załamana bo wynika jest dość wysoki 33.86 ng/ml, jako zakres referencyjny mam tu podane od 4,79 do 23,3. W sumie nie do końca rozumiem co to dokładnie powoduje ale z tego co wyczytałam to to, że "uniemożliwia ona prawidłowe dojrzewanie pęcherzyków jajnikowych i owulację, dzięki czemu prolaktyna może pełnić funkcję “naturalnego środka antykoncepcyjnego”. SUPER... Tak czułam, że coś ze mną nie tak...
Mąż był na badaniach. Jeszcze nie widzieliśmy się z lekarzem, wstępnie konsultowaliśmy to tylko ze znajomym ginem ale chyba słabo wyszło... W sumie najgorzej wyszła morfologia plemników. Mamy wizytę 24 lutego i wtedy się dowiemy. Ciesze się, że mąż się nie podłamał, jest mu smutno ale postanowił walczyć. Jutro rzuca palenie i zaczyna brać l-argininę, przechodzi też na dietę. Ja łykam kapsułki z wiesiołka i piję siemię lniane... Oboje jednak jesteśmy dobrej myśli wierzymy, że wszystko dobrze się skończy.
Jakoś tak przyjęłam do wiadomości, że zanim uda nam się zajść w ciążę będziemy musieli trochę poodwiedzać specjalistów. Nawet odechciewa mi się trochę porannych pomiarów temperatury bo nie bardzo wierzę już, że w tym cyklu cokolwiek może się wydarzyć... Mężuś rzuca palenie ale moim zdaniem idzie mu tak sobie
No nic najważniejsze, że się stara. Przez ostatnie dni czuje się trochę spokojniejsza. Do całkowitego spokoju brakuje mi tylko żeby mój "synuś" maleńki całkiem wyzdrowiał.
Dzwoniłam dzisiaj do mojej Gin. Mam poprawną cytologię... Tyle do przodu... Kiedy usłyszała o wynikach prolaktyny kazała przyjechać... To chyba nie dobrze... Mam wizytę w środę i zobaczymy, może przepisze mi coś żeby ją zbijać. W sumie im szybciej tym lepiej
Moje szanse na dzidzię wzrosną
Byłam dzisiaj u Gina. Zobaczyła wyniki i powiedziała "Pani do leczenia i mąż do leczenia". Skierowała mnie do poradni leczenia niepłodności. Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się wcisnąć na termin 25 luty bo potem terminy były tylko na marzec. Nie wiem skąd my będziemy brali kasę na to wszystko. Słyszałam, że dzieci kosztują ale nie myślałam, że już przed urodzeniem
Jeszcze dzisiaj nie mam mega wielkich obaw ale zaczynam się podłamywać. Moja Gina powiedziała, że tak czasem jest, że ludzie, którzy akurat oboje mają jakiś problem z płodnością akurat tworzą pary... Ciekawa teoria ale czy ja wiem..?? Jutro odbieram z apteki moje piguły i walczę...
Wczoraj byliśmy w klinice leczenia niepłodności. W sumie szłam tam z dobrym nastawieniem, nie miałam złych przeczuć... Wywiad, badania i interpretacja wyników, myślę nie będzie źle... Po czym siedzimy a tutaj informacja spadła na nas jak bomba... wasz przypadek na ten moment kwalifikuje się wyłącznie do in vitro ze względu na czynnik męski. Poczułam się jakbym dostała obuchem w głowę... Lekarz zalecił nam jeszcze trzymiesięczną kurację męża w celu poprawy jakości nasienia i mąż podjął rękawice. Powiedział, że zrobi wszystko żeby wyniki były lepsze mimo, że nie mamy żadnej gwarancji, że się poprawią. Mogą być lepsze ale mogą być takie same. Ja przez te miesiące mam chodzić monitorować cykl, badać hormony dla poszczególnej fazy cyklu. Za trzy miesiące spotkamy się z lekarzem ze wszystkimi wynikami i przedstawi nam jakie ostatecznie widzi dla nas rozwiązania. Mąż wczorajszą euforię zamienił dzisiaj w totalną rozpacz. Od rana jest osowiały, mówi że do niczego się nie nadaje, że nie może dać mi dziecka, że powinnam być z innym mężczyzną bo on dałby mi dziecko. Nie mogę tego słuchać! Kiedy tam mówi to pęka mi serce... Chcę mieć dzieci ale to mój mąż jest dla mnie najważniejszą osobą w życiu. A już całkowicie jest mi ciężko z tym, że mój światopogląd jest nieco inny niż mojego męża... On chciałby się poddać in vitro jeśli będzie taka konieczność... Ja niestety mam rozterki moralne. Nie chciałabym żeby ktokolwiek mnie źle zrozumiał... To nie jest tak, że potępiam ludzi, którzy się jej poddali, nieee... Moje zdanie zawsze było takie, że każdy powinien mieć prawo samodzielnie podjąć decyzję. Nawet kiedy temat zaczął bezpośrednio mnie dotyczyć. Każdy ma prawo sam zadecydować. Ja na pewno muszę porozmawiać z lekarzem na temat tego co dzieje się z zapłodnionymi ale nie przetransferowanymi zarodkami... Ta kwestia najbardziej mnie martwi. Ciekawa jestem czy inne kobiety lub pary też mają takie rozterki. A może inni naprawdę pragną dziecka z całej siły a mnie się tylko wydaje... No nie wiem... Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze moi teściowie. Cały czas nam dzwonią, mówią o wynikach, o tym co powinniśmy robić a czego nie, o in vitro mówią w taki sposób jakby z góry należało im się to, że mam się temu poddać. O swoich rozterkach nawet z nimi nie rozmawiam bo już widzę ich miny jakbym im powiedziała, że na ten moment nie wiem czy poddam się in vitro... Myślę, że mój mąż też tego nie zrozumie bo na razie nie rozumie... Przyjaciółka doradziła mi, że może jakbym porozmawiała z kimś kto ma już dzieci ratując się metodą in vitro... Sama nie wiem. Jeśli się nie zdecyduję zranię tych, których kocham. Jeśli się zdecyduję będę się czuła źle sama ze sobą. Czuje się okropnie. Na razie pozostało mi wierzyć w to że najbliższe 3 miesiące przyniosą jakiś cud.
Ach te moje cykle... w zeszłym miesiącu mi wykryło cykl 24 dnia a teraz 18 dnia, 6 dni różnicy. Dzisiaj byłam badać progesteron i TSH. Kolejne badania mam zrobić od 2-4 dnia cyklu, jeśli nie zajdę w ciążę. Hmmm jeśli... Raczej marne szanse... więc mogę przebadać krew za jakieś 2 tyg. Wczoraj byłam u teściów i jak teściowa znowu zaczęła: "a jak dokładnie ta cała procedura ma wyglądać, a zobacz tutaj znalazłam ceny, a może jeszcze do innego lekarza, a to puść mi filmik" i tak cały czas. Ja rozumiem, że ona się martwi ale jeśli zajdę w ciążę to to będzie moja najukochańsza dzidzia a nie prezent dla teściów czy kogokolwiek. Już mam dosyć tych nacisków,tego gadania w kółko o jednym i tym samym. Już mnie to nie dobija ale bardzo mnie denerwuje.... Oj bardzo...
Wczoraj byliśmy u urologa... mężuś dostał kurację na poprawę nasienia. Za miesiąc badanie i kontrola. Niby się pogodziłam z rzeczywistością ale jak tak teraz wiem, że może nie będziemy mieli dziecka to mi przykro. Najbardziej kiedy patrze na moich znajomych i ich maluszki albo moją chrześnicę. Dlaczego nie można mieć wszystkiego?? Ja czuję tęsknotę za czymś czego nie mogę mieć a mój mąż cierpi z tego powodu, że nie nie może mi tego dać. Nie mam do niego żalu. Obydwojgu nam jest ciężko...
Nie łudziłam się, że będzie inaczej ale i tak jak przyszła głupia @ to zrobiło mi się przykro... Chociaż w tym cyklu jakoś dziwnie bo temperatura wysoka i krwawienie. Poza tym ten cykl jakiś krótki. ostatni trwał tydzień dłużej... Nie wkręcałam sobie ale ta głupia podświadomość...