X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Moja wyboista droga do szczęścia...
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Moja wyboista droga do szczęścia...
O mnie: Mam 28 lat i od 4 lat jesteśmy małżeństwem. W 2013 r zaczęliśmy starać się o maleństwo...
Czas starania się o dziecko:
Moja historia: Jest wrzesień 2013r - w tym miesiącu odstawiłam tabletki anty, które przyjmowałam od kilku lat. Niestety moje cykle były bardzo nieregularne i lekarz zalecił ich przyjmowanie. Bardzo wysoki poziom testosteronu i podejrzenie PCOS. Lekarz uznał, że to dobre rozwiązanie jeśli kiedyś będziemy chcieli starać się o dziecko po ich odstawieniu będzie łatwiej (po pewnym czasie wiem już że się mylił...) Czas mija a efektów nadal brak - brak owulacji, duże ilości małych pęcherzyków które nie rosną bądź zamieniają się w torbiele. Zmieniam lekarza ponieważ tamten nic nie robi tylko karze czekać... Październik 2014 - pierwsza wizyta u nowego ginekologa. Zlecił mi wykonanie badań hormonalnych. W wynikach totalny misz masz - wszystko nie tak jak powinno być. Potwierdził się brak owulacji. Mam przyjmować CLO aby pod stymulować jajniki. Luty 2015- brak efektów po CLO, lekarz decyduje się na laparoskopię zwiadowczą. Rzekomo jajowody są drożne i wszystko jest w porządku. Zostaje wypisana ze szpitala z totalnym mętlikiem w głowie...Tracę nadzieje, że się uda. Rana po laparoskopii nie goi się tak jak powinna;/ kolejne wizyty u chirurga i antybiotyki. Czuje się po nich fatalnie-jest mi słabo i wymiotuje. Pojawia się jakiś dziwny ból piersi, ale zrzucam to na wahania hormonów po ingerencji lekarza. 27 marca 2015- nie pojawia się okres. Z głupoty robię test ciążowy i widzę...2 kreski...Nie wierze własnym oczom i wybieram się na bete. Wynik pozytywny. Jestem najszczęśliwsza na świecie! Radość nie do opisania...Czuje się dobrze, nic mi nie dolega, beta rośnie prawidłowo. 9 kwiecień 2015 - przyśniło mi się dzisiaj coś dziwnego - Matka Boska która obejmuje dwoje dzieci-chłopczyka i dziewczynkę... 10 kwiecień 2015 - zaczynam plamić, mąż zabiera mnie do szpitala. Cholernie się boje... Na USG nic nie widać... Podejrzewają cp bądź poronienie w toku. Gdy okazuje się, że beta spadła mój cały świat runął...Poczułam jakby ktoś wydarł mi kawał serca... Leże i płaczę, a raczej ryczę jak bóbr...Nie potrafię się uspokoić. Obok na łóżku dziewczyna w zaawansowanej ciąży-każde spojrzenie na nią to dla mnie cios. Nie wytrzymuje nerwowo i wypisuje się na własne żądanie. Lekarka która się mną opiekuję mówi mi, że teraz musimy czekać czy organizm sam się oczyści. Całymi dniami płacze...nie mam chęci i siły na nic... 17 kwiecień - Niestety muszą mnie wyczyścić w szpitalu... Nadal nie mają pewności czy była to CP czy poronienie. Nawet wynik histopatologiczny niczego nie wyjaśnia - na chybił trafił na wipisie jest adnotacja "poronienie" Lekarka która przyjmowała mnie w szpitalu zdobyła moje zaufanie. Postaram się wybrać do niej prywatnie. Przedstawiam jej moją historie, każe wykonać następne badania. W tym AMH. Wtnik (9.16) potwierdza PCOS. Lipiec 2015 - histero -laparoskopia. Budowa macicy w porządku. Jajowody udrożnione. Usunięcie cyst i polipów. Mam przyjmować CLO i METFORMAX.Teraz musi się udać... Październik 2015 - Brak okresu, biegnę na bete. Pozytywna...Nauczona poprzednimi wydarzeniami wstrzymuje się z radością...Listopad 2015- plamienie, beta spada...Znowu płaczę ale staram się być silna... Tym razem obyło się bez szpitala.... Lekarka która mnie leczy chyba nie ma już pomysłów co zrobić dalej. Przyjmuję CLO i rozglądam się za nowym lekarzem. Luty 2016-wizyta u kolejnego ginekologa. Wydaje się być w porządku. Dowiaduje się, że nie dawno była owulacja. Jeśli do 2 tygodni nie pojawi się okres mam zrobić bete. Okres się nie pojawia beta pozytywna. Paraliżujący strach...ale staram sie wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Przyjmuje acard, fragmin, luteine, duphaston...Pojawiają się plamienia. Co 2 dni mam wykonywać bete. Rośnie cudownie -powyżej 100%. Jestem pełna pozytywnych myśli. 23 luty - śni mi się USG ale maluszek tak jakby pływał w brzuchu.... 24 luty - biegnę na USG zobaczyć mojego maluszka...Lekarz dokładnie robi USG, słyszę bicie maleńkiego serduszka. Niestety ciążą rozwija się w prawym jajowodzie...Skierowanie do szpitala. Szybka operacja. Znów jestem sama...Zabrali mi mój największy skarb. Niestety nie było szans na uratowanie jajowodu, a pozostawienie go skazywałoby mnie na kolejną cp. Czuje, że lepiej, że go nie mam...Ale teraz i tak moje małe szanse na ciąże jeszcze się zmniejszą. Wychodzę ze szpitala totalnie załamana. Na kolejnej wizycie dowiaduje się, że jajnik który został z jajowodem jest malutki i raczej nie pracuje prawidłowo.Do tego ukrył się za macicą. Jadę do kliniki niepłodności - tylko in vitro jest dla mnie nadzieją, choć i tak z maleńkimi szansami na powodzenie. Niestety nie stać mnie na ten krok... Wracam do mojego lekarza-traktuje mnie jakoś dziwnie, dziś mnie nie zbada bo ma "pajetki w ciąży"...Czuje się gorszą kobietą, taką która nie zasługuje na szacunek...Zabolało mnie to bardzo...Ustalam kolejny termin wizyty-sytuacja się powtarza. Dziś nie ma czasu bo są panie w ciąży...Rezygnuje z niego. 4-kwiecień pojawia się pierwszy okres oczywiście po luteinie. Nie mam żadnych lekarstw które mogą wspomagać owulację;/ Rejestruje się do nowego lekarza-termin 23 maj. Mogę czekać, byle tylko był tak dobry jak o nim mówią. -----------------UZUPEŁNIENIE------------------ Nowy lekarz okazał się bardzo pomocny. Od razu wzbudził we mnie zaufanie...No i zaczynamy kolejne miesiące starań....Z dnia na dzień jest mi coraz łatwiej, staram się odsunąć zmartwienia na dalszy plan...Sierpień 2016 brak @ robię test - pozytywny....Podchodzę z dystansem do obecnej sytuacji i powtarzam test za kilka dni "kurcze ta kreska coś słabo ciemnieje" wykonuję bete...Za 2 dni powtórka- niestety przyrost nie taki jak być powinien...Staram się nie myśleć o negatywnych aspektach, wierze, że w głębi serca, że może jednak wszystko się ułoży...Niestety pojawia się krwawienie -to już 4 Aniołek w Twoich rękach Boże....Jestem pełna podziwu dla samej siebie, zawsze miałam się za słabą psychicznie...Ale na prawdę dzielnie się trzymam....
Moje emocje: Często brak wiary, nadziei i chęci na starania...Po co jeśli i tak znów nic z tego nie będzie...Chyba macierzyństwo nie jest mi pisane...Staram się być silna ale czasem po prostu nie daje rady.

19 maja 2016, 12:07

Dziś chcę wierzyć, że i dla mnie jest nadzieja....

Do bram niebieskich zapukało dziecię, wiedząc że nie ma go już na świecie. Po jego twarzy łezki spływały i szeptał przy tym...."Ja chce do mamy". Czy tak naprawdę stać się musiało?- w główce zadawał sobie pytanie. Nagle bramę otworzył Stróż Anioł Jego i głośno powiedział..."Nie płacz kolego. Troszkę pobędziesz tu z nami i wkrótce spotkasz się z rodzicami. Dziecię spojrzało na Stróża swego wciąż nie mogąc pojąc Dlaczego. Bardzo chciało wrócić do mamy i nie przechodzić przez próg tej bramy. Anioł wziął wtedy dziecię na ręce pokiwał głową jakby w podzięce, coś mu tłumaczył wyjaśniał Dlaczego mówił tak cicho by nikt nie słyszał tego. Po krótkiej chwili dziecię na niego spojrzało, przetarło oczka, płakać przestało. Wtuliło się mocno w Anioła ramiona szepcząc do ucha...."Chodźmy do Boga". Gdy przechodzili przez wielką bramę dziecię spojrzało jeszcze przez ramię. Pomachało rączką na pożegnanie swojej jedynej, najdroższej mamie. Gdy się wrota za nim zamknęły synek wyszeptał jeszcze te słowa....." Każdego dnia przychodził tu będę, by was powitać kochani rodzice. Będę się modlił za Wami do Boga by nigdy więcej nie spotkała was trwoga. Za mnie kochajcie moje rodzeństwo i pielęgnujcie swoje małżeństwo. Chociaż Wam nigdy nie powiedziałem- Kocham Was Bardzo- (a tak bardzo chciałem). I zanim Anioł się zorientował, dziecię zasnęło w jego ramionach ze smutną minka, słonymi łzami, bo będzie tęsknić za rodzicami..........

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 maja 2016, 13:02

23 maja 2016, 18:36

Chyba przyszedł czas aby się pożegnać...

Dzisiejsza wizyta u ginekologa nie pozostawia żadnych złudzeń- mojej jajniki są uśpione i nie funkcjonują;( więc nie ma najmniejszych szans na owulację. Gdyby nie luteina prawdopodobnie w ogóle nie miewałabym okresu.
Lekarz był naprawdę przemiły, czułam, że jestem u prawdziwego specjalisty. Powiedział, że cholernie mu przykro, że jestem tak młoda i mam za sobą tyle negatywnych doświadczeń. Mi też przykro;( Zlecił mi wykonanie badań ponieważ chciałby spróbować stymulację CLO ale zaznaczył, że aby zacząć terapię wyniki muszą być dobre a i tak daje to minimalne szanse na wywołanie owulacji i to jeszcze w lewym jajniku. Jeśli po 3 miesiącach nie będzie ciąży, ale zdarzy się owulacja w lewym jajniku będzie chciał zrobić kolejną laparoskopię aby zobaczyć czy ten ley jajowód nie nadaje się też do wycięcia... Jeśli owulacja się nie pojawi nawet in vitro nie wchodzi w grę...Muszę pogodzić się z tym, że macierzyństwo nie jest dla mnie....ale to boli...
Te najbliższe 3 miesiące to moja jedyna i ostatnia szansa...Jeśli się nie uda muszę złożyć broń...
Dziękuję Wam za wiarę i wsparcie...
Kate1124 gdyby nie Ty czułabym się jeszcze gorzej...;** Ogromnie cieszę się, że Cię tu poznałam:* mam nadzieje, że będziemy utrzymywały ze sobą kontakt i w krótkim czasie zostanę ciocią:):* Życzę CI maleństwa najmocniej jak potrafię:*
diversik89 - wierzę całym sercem, że następna ciążą będzie zupełnie zdrowa;* i obyś szybciutko mogła się nią cieszyć:)
LepszaJa - obyś była tą szczęściarą której uda się w pierwszych 3 cyklach:)

Każdej ze staraczek życzę aby w końcu tuliła swoje maleństwo...:**

8 sierpnia 2016, 17:25

Ciąża rozpoczęta 10 lipca 2016

Kochane moje...Dziękuję każdej z Was za wsparcie, ciepłe słowa i za modlitwę...Wiem, że to maleństwo nie ma szans...Gdyby wszystko było dobrze beta byłaby zdecydowanie wyższa....Przecież kilka dni temu test o czułości 25 pokazał kreskę...Do dziś praktycznie brak przyrostu.... Boje się, że to kolejna ciąża pozamaciczna - czuję ból z lewej strony i ból prawego barku....Opuściły mnie wszystkie siły...:((((((

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 sierpnia 2016, 19:00

Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii