Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania myśloodsiewnia
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
myśloodsiewnia
O mnie: rocznik 87', od niespełna roku mężatka
Czas starania się o dziecko: od października 2015r.
Moja historia: wydaje mi się, że za bardzo chcę. z zewnątrz jestem raczej twarda, szorstka, zdecydowana, ale wszystkie emocje odchorowuję od środka. od kiedy zaczęliśmy się starać miewam mniejsze lub większe problemy z oddychaniem, częściej się męczę, mam problemy z koncentracją , ale walczę z tym ponieważ wg lekarza wszystko jest w mojej głowie (a wyniki/badania ok.)
Moje emocje: moje emocje? cały wachlarz. dlatego pora je z siebie powyrzucać :)

28 kwietnia 2016, 06:13

to paradoks, ale lubię mieć okres.

wtedy odpoczywam, bo po pierwsze przez chwilę legalnie "nie musimy" się starać, a po drugie wiem na pewno, że nie jestem w ciąży i nie nad interpretuję każdego kichnięcia.

dzisiejsze poranne plamienie, oraz negatywny test nie dają wątpliwości, że czerwoność nadchodzi. także przechodzę w stan "spocznij" i zbieram siły do kolejnej bitwy.

28 kwietnia 2016, 21:55

może to głupie porównanie, ale gdzieś kiedyś czytałam że w obozach koncentracyjnych najbardziej załamywały się te osoby, które planowały kiedy wyjdą (np. na urodziny, w święta itd.).

ostatnio ta myśl do mnie wraca w kontekście naszych starań.
nam przeszło już koło nosa kilka "planowanych" ciąż, w tym dwie świąteczne, walentynkowa, na dzień kobiet i a jakże urodzinowa. i serio potwierdzam, że nie ma lepszego sposobu na oranie sobie psychiki niż wyznaczenie kolejnych terminów.

dlatego następnej ciąży już nie wyznaczamy, za to nie ustajemy w staraniach o nią.

30 kwietnia 2016, 12:33

uzgodniliśmy, że jeśli po dwóch cyklach z ovu dalej/znowu dopadnie nas czerwoność to poprosimy panią ginekolog o skierowanie na badania. przy czym jeśli o mnie chodzi to raczej będę chciała to opóźniać niż przyspieszać, bo jestem zdania, że człowiek jest zdrowy dopóki nie pójdzie do lekarza.

niemniej cieszę się, że mój Mąż jest otwarty na testowanie, ponieważ wiem że nie wszystkim mężczyznom przychodzi to łatwo, już nie wspominając o takich, którzy otwarcie odmawiają jakiejkolwiek współpracy.

staram się też wierzyć w opinie prezentowane również na ovu, ale i przez wielu ginekologów, że do roku zachodzi 80% par i po prostu trzeba być cierpliwym i na ile to możliwe wrzucić na ten (cholerny) luz.

2 maja 2016, 08:08

strona ovufriend działa na mnie uspokajająco.

nie wiem, może dlatego, że to dla mnie dopiero początek drogi tutaj i że jestem w końcówce okresu, więc mamy naturalną przerwę w staraniach. ale może też dlatego, że ja lubię jak wszystko jest takie poukładane, nazwane i bezpieczne, a ovu takie mi się wydaje.

wprowadzając różne informacje do systemu mam takie miłe poczucie, że ktoś (choćby to był tylko algorytm) nade mną czuwa i jakby prowadzi mnie za rękę.

oczywiście jest to tylko takie psychologiczne wrażenie, ale z drugiej strony chciałabym utrzymać ten stan w mojej głowie do końca cyklu, bo czuję że przynajmniej w moim/naszym przypadku to najlepsze (auto)lekarstwo.

4 maja 2016, 09:29

jestem w takim wieku, że coraz większa liczba znajomych jest w ciąży, urodziło dziecko, albo wręcz urodziło kolejne dziecko.

w ostatnią niedzielę odwiedziliśmy moją przyjaciółkę, która ma trzymiesięcznego synka i naprawdę ledwo powstrzymywałam łzy. mały jest taki rozkoszny. ciągle się do nas śmiał, gaworzył itd. zabawiałam go non stop, głaskałam po główce i tuliłam, a w duchu to już brałam pod pachę i uciekałam w siną dal.

oczywiście nie jestem zazdrosna zawistnie, ale nie ukrywam, że żeby nie wiem jak sobie tłumaczyć, gdzieś w środku człowiek czuje się poszkodowany.

natomiast bardzo się cieszę, że dalej lubię dzieci bo to podobno nie reguła. moja inna przyjaciółka stara się chyba już 2, albo 3 rok i obserwowałam jak negatywnie reaguje na dzieci. z taką no nie wiem złością? zresztą ostatnim czasem odsunęła się też od najbliższych, w tym ode mnie. bardzo za nią tęsknię i staram się zrozumieć. widać każdy ma swoje "sposoby" na radzenie sobie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 maja 2016, 09:24

7 maja 2016, 18:00

od kilku dni piję siemię lniane, bo gdzieś przeczytałam, że wspomaga owulację. co prawda nie wiem, czy mam z nią jakiś problem, ale z drugiej strony zawsze to lepiej jak jest więcej tego śluzu niż mniej. oczywiście na razie jeszcze nie widać efektów, ale wg ovu jestem przed owulacją, więc może po prostu cierpliwości.

natomiast już obserwuję niespodziewane skutki uboczne...

na wstępie/w "mojej historii" wspominałam, że od kiedy zaczęliśmy się starać miewam problemy z oddychaniem, szybciej się męczę, a nawet powiedziałabym, że obserwuję u siebie ataki paniki. to jak sądzę nie wpływa dobrze na potencjalne efekty naszych starań, a z drugiej strony brak efektów wzmaga te objawy i tak w koło.

natomiast od kilku dni, co zbiega się z czasem kiedy zaczęłam pić siemię objawy jak wyżej zmniejszyły się. nie mogę powiedzieć, że ustały w ogóle, ale w skali od 1 do 10, było 10, a jest jakieś 3, czyli wielkie wow! dlatego mimo, że smak siemienia nie powala, to zamierzam kontynuować "kurację".

aha zapomniałam wspomnieć, że są jeszcze inne skutki uboczne... człowiek częściej chodzi do toalety "w pewnej sprawie". czasem po dwa razy dziennie.

10 maja 2016, 15:11

nigdy nie miałam problemów z okresem. zawsze przychodził w możliwie regularnych odstępach czasu, nawet sobie przez kilka lat zapisywałam daty przyjścia i myślałam wtedy, że jestem taka poukładana bo "tyle" o sobie wiem. nie miewałam też większych problemów natury intymnej, a do zliczenia moich wizyt u ginekologa wystarczyłyby chyba moje dłonie i to z uwzględnieniem dwóch ostatnich wizyt, które miały miejsce już podczas starań.

tymczasem od kiedy zaczęłam mierzyć temperaturę, obserwować swoje ciało, oglądać Wasze wykresy i czytać Wasze pamiętniki,to cóż... okazuje się, że w kwestii kobiecego ciała jestem (a przynajmniej byłam) prawdziwą blondynką.

oczywiście, to nie jest tak, że jestem szczęśliwa z poznawania nowych terminów medycznych, co za tym idzie zagrożeń itd., ale jeśliby się tak odessać z tych wszystkich emocji, to z uśmiechem zauważam, że stwierdzenie iż "kobiety są skomplikowane" nabiera (dla mnie) nowego znaczenia.

p.s. wg ovu mam teraz dni płodne, z mężem "robim co możem" więc może stąd ten dobry humor.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 maja 2016, 15:11

11 maja 2016, 09:55

albo moja temperatura, albo mój termometr wariują. dzisiaj było najpierw 35,69, za chwilę 36,01, a przy ponownych dwóch sprawdzeniach 36,33 i 36,34. ostatecznie wpisałam 36,33 ponieważ wydaje się najbardziej wiarygodna (mimo, że zwiastuje spadek, a niby jestem przed ovu), i niemal powtórzyła się przy drugim pomiarze, więc odchylenie jest nieduże.

dzisiaj rano próbowałam kupić baterię do mojego termometru, bo pomyślałam, że to może być przyczyna, ale okazuje się że to nie takie proste. pani w kiosku powiedziała, żeby ewentualnie pytać u zegarmistrza, tylko haha gdzie i kiedy? w końcu pomyślałam, że po prostu po pracy pójdę i kupię nowy termometr, tym bardziej, że koszt to ok. 10 zł, a mniej się nachodzę i nadenerwuję. niby mówią, żeby nie zmieniać termometru w trakcie cyklu, ale chyba nie mam wyjścia, a po prostu postaram się kupić tej samej marki.

dodam, że ja używam zwykłego termometru elektronicznego, takiego jak pod tym linkiem:
https://www.domowelaboratorium.pl/termometr-elektroniczny.html
a nie typowo owulacyjnego, chociaż takowy też mam! tylko, że jak zaczęłam mierzyć temperaturę to on ciągle pokazywał 37 i wtedy właśnie uratował mnie ten zwykły, a później jak mi ten owulacyjny już wymienili w ramach gwarancji to nie zaczęłam używać bo już zdążyłam się dowiedzieć/gdzieś przeczytać, żeby nie zmieniać rodzaju termometru w trakcie cyklu.

a Wy jakich używacie termometrów i czy jesteście zadowolone?

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 maja 2016, 15:03

16 maja 2016, 06:55

mam dość krótkie cykle (24-26 dni), więc można powiedzieć że wchodzę w ostatni, decydujący tydzień. tym razem postanawiam nie mieć objawów ciążowych, bo poprzednio było ich niemało, od mdłości (tak! naprawdę miałam mdłości!), po częste bieganie na siusiu, ciągłe zapominanie itp.

staram się być spokojna, a ponieważ niemal w 100 % ustąpiły duszności, napady paniki itp, jest to nieco łatwiejsze. Nie wiem czy to rzeczywiście siemię tak działa (chociaż wczoraj nie piłam), czy po prostu było minęło.

pamiętam jak pisałam, żeby "nie planować" ciąż na urodziny, święta itd., ale jakoś nie umiem nie myśleć, że zbliża się Dzień Matki, a później moje imieniny. mogę się tylko pocieszać, że później najbliższe "okazje" przypadają w listopadzie. no może jeszcze Dzień Dziecka, ale jeśli dostaną okres to mniej więcej przed Dniem Dziecka więc od razu hurtowo jeden okres pozbawi mnie złudzeń na trzy bliskie sobie terminami okoliczności.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 maja 2016, 07:35

20 maja 2016, 07:28

może to idiotyczne co zrobiłam i o czym zaraz napiszę, ale przed wyjściem z domu wyjęłam test z kosza żeby się "upewnić" że jest na pewno negatywny i dopatrzyłam się bladej (wręcz anemicznej) drugiej kreski. oczywiście to mogą być moje urojenia pomieszane z pragnieniami, ale tyle się tutaj naczytałam o tego rodzaju historiach, że już sama nie wiem. oczywiście pod wykresem zostawiam wynik negatywny, bo jakby nie patrzeć w momencie wyjęcia z kosza wyniku nie można uznać za wiarygodny, ale też nie mogę powiedzieć, że jestem tak zupełnie wolna od nadziei.

w ten weekend znowu wyjeżdżamy do rodziców, więc oprócz mierzenia temperatur nie zamierzam szaleć, ale w poniedziałek-wtorek na bank będę testowała. na wszelki wypadek spakowałam też wkładki i podpaski, bo czerwoność też może zaskoczyć, a człowiek zawsze powinien być przygotowany na najgorsze.

oczywiście jeśli w poniedziałek-wtorek test będzie dalej negatywny, to znienawidzę siebie za ten wpis i za naiwność, ale musiałam to z siebie wyrzucić, a opowiedzieć nie ma komu. tzn. mąż wie, ale hmmmm... próbował ostudzić mój zapał i jest zdania, że po czasie to każdy test pokazuje taki anemiczny cień, ale na tyle (swoich) testów które oglądałam to dla mnie żaden nie miał cienia, choć muszę też uczciwie przyznać, że żadnego nie wyciągałam z kosza, więc nie mam nic na potwierdzenie.

podsumowując: zrobiłam dzisiaj test żeby wiedzieć na czym stoję, a tak naprawdę jestem w tym samym miejscu. naprawdę oszaleć można.

23 maja 2016, 06:07

dzisiaj podeszłam do sprawy jak komandos. zaraz po mierzeniu temperatury wystrzeliłam jak z armaty do łazienki z testem i stoperem, bo nie będzie mi to kosz wyznaczał warunków. no i słuchajcie! jest! jest druga kreska, jak w mordę strzelił! co prawda dalej anemiczna, blada, ale też bez przesady nie trzeba mrużyć oczu żeby ją dojrzeć, no i fotogeniczna, bo wychodzi na zdjęciach jak malowana!

natomiast jej bladość powoduje, że jeszcze nie zaznaczam na wykresie, bo trochę nie dowierzam. po ośmiu miesiącach starań (chociaż wiem, że dla wielu z Was to przedszkole) człowiek wręcz nie chce wierzyć, że się udało, bo może to tylko (kolejne) urojenie?! tym bardziej, że tak jak postanowiłam nie miałam w tym cyklu żadnych objawów ciążowych, tylko te okresowe, w tym najbardziej ból krzyża/pleców, również wczoraj. teraz wydaje mi się, że mam jakby mdłości, ale nie wiem czy to nie są psychologiczne mdłości i czy mój umysł nie próbuje po prostu uprawdopodobnić dla mnie porannego wyniku?

no w każdym razie plan jest taki, że pojutrze (a jak nie wytrzymam to jutro) zrobię kolejny test i jeśli wynik się powtórzy to pora zrobić betę czy jak to się tam zwie, ale z tym i tak myślę poczekać do przyszłego poniedziałku, bo raz że w środę znowu wyjeżdżamy do rodziców, a dwa niech się ta ciążą że tak powiem rozszaleje we mnie, żeby wynik mógł być tylko jeden.