Jestem pielęgniarka, pracuje też z RTG i wcześniejsze poronienia sprawiły że odczuwam okrutne wyrzuty sumienia. Lekarze mówili że to nie moja wina ale ja wiem lepiej. Wczoraj przeszłam szczerą rozmowę z szefowową. I poprosiłam o zdjęcie mnie z zabiegów z RTG. Ku mojemu zaskoczeniu zgodziła się. Ciekawa jestem jak to będzie wyglądało. Mąż też zadowolony, mówił że za niedługo zacznę świecić w ciemności. Także wilk syty i owca cała. Jeden stres można schować w szafce.
Jesteśmy w trakcie wyboru kliniki niepłodności.
Dziwne uczucie. Ale szukając pozytywów zawsze jest to jakaś przygoda, która nie jest dana wszystkim parom 😅 cieszę się że mąż jest zaangażowany, dopytuje, szuka. Mam duże wsparcie.
Jestem w trakcie przygotowań do zawodów, treningi też idą jakoś tak nijak. Ale nie poddajemy się. Byle do przodu
Co nie zmienia faktu że kobiety w ciąży w moim otoczeniu rosną jak grzyby po deszczu. Patrząc na nie dalej robi mi się smutno, ale bardziej jestem wkurzona. Zawsze najlepsza w klasie a teraz każdy mój test „niezdany” negatywny. Nieważne jakbym się starała.
Ta owulacja wyglądała inaczej. Ciągłe mdłości i ból podbrzusza. Nie wiem co o tym myśleć. W ogóle już nic nie wiem.
Pod koniec miesiąca mamy pierwszą wizytę w klinice. I najzwyczajniej w życiu chciałabym żeby magicznym cudem do tej wizyty nie doszło. Ostatnia szansa 😅
Daje sobie nadzieję albo się torturuje. Siedzę z termometrem, liczę, analizuje. Nie lubię czekać. Jestem niecierpliwa. Pierwsza ciąża była niespodzianką. Zapisywałam się na maraton i nie zasmakował mi mój ulubiony napój.
Teraz chciałabym mieć wszystko pod kontrolą. Czarne na białym.
Już stworzyłam konto, na które odkładam na procedurę mam trochę czasu, żeby się przygotować. W planowaniu jestem dobra
kolejny cykl będę lecieć na lamencie i będzie badanie drożności jajowodów. Cholernie się boję tego badania. Ale czego się nie zrobi…
W ogóle przyjaciółka zaszła w ciążę. Ma wszystkie możliwe choroby świata. Wystarczył miesiąc starań. Miesiąc. Jak to jest w ogóle możliwe ?! Naprawdę tak się da ? trochę mam wyrzuty sumienia bo i przed nią zamknęłam się w swojej bańce ale mam dość uśmiechania się do wszystkiego i wszystkich. Wyznałam rodzinie o moich problemach. Ojciec nagle zmienił zdanie o in vitro. Ale chyba trochę żyje w innym świecie i uważa że wystarczy brać wit d3 i wszystkie problemy się rozwiążą. Powtarzam się co rozmowę „jestem bezplodna” po czym słyszę aaa tam da się to przeskoczyć. No to niech sobie ta bezpłodność weźmie i skacze z nią sam 😅
Sen chyba proroczy. Kilka dni później pozytywna kreska na teście. Jestem przerażona. Za dużo czytam, zamiast się rozluźnić i pozwolić ciału robić co trzeba. A oni wie co robi. Muszę mu zaufać. Trzymajcie proszę kciuki jutro kolejna beta.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 września, 14:38