Cierpliwosc mi wysiada. Ogromna chec posiadania dziecka i zmeczenie staraniami tocza trudna walke wewnatrz mnie... Walke w ktorej jedyna ofiara jestem ja sama. Czuje jak cos we mnie peka.. Nie potrafie znalesc alternatywnego powodu dla wstania z lozka... Sytuacja odbija sie na moim malzenstwie, choc tylko ja to widze... On uwaza ze jest dobrze, ze nic sie nie stanie jak sie nie uda wcale...
Dookola same ciaze i porody. Ta rodzi za chwile, ta wlasnie wpadla a tej lekarz jutro zdradzi plec.. Kurwa, a gdzie ja? A w kolejce w aptece po clo... Luzu w dupie mam przeciez wiecej niz tluszczu na brzuchu wiec czemu tak boli?
Dzisiaj wizyta u kardiologa, szereg badań i stres.... Pragnienie dziecka jest coraz silniejsze i chyba osiąga kulminacyjny punkt... Jak ja bardzo zazdroszcze wszystkim którym się udało... Za dwa tygodnie rodzi moja przyjaciółka, boje sie... Boje sie widoku jej dziecka... Widok złożonego w jej domu łóżeczka dziecięcego pozbawił mnie snu na długo..
Luzie w dupie! Nie opuszczaj mnie! Nie teraz!
dokładnie rozumiem :" on uważa, że jest dobrze..." tylko my kobiety tak to przeżywamy:/ WALCZYMY !!!