Kropka jak nie było, tak nie ma, a czy w ogóle będzie??!
Zacznę od początku.. Ostatnio pisałam, że znów rozpoczynamy starania. Mężuś jednak się zgodził ze mną co do słuszności tworzenia nowego potomka o alleluja!! I pięknie. Od października nie ma wymówek- jedziemy po całości. W listopadzie udaje mi się dostać na NFZ do cudownego lekarza z Bydgoszczy, który tylko raz w tygodniu przyjmuje w naszym mieście, i do którego lista na rok zamknięta jest już z początkiem stycznia. Lekarz fantastyczny, profesjonalny, a przy tym stwarzający atmosferę zrozumienia - pobiera cytologię, robi USG - piękny pęcherzyk 20 mm i przykaz serduszek na najbliższe dni. Pełna euforii wracam do domu, do normalności czekając II kresek przez kolejne 14 dni. Ku mojemu zaskoczeniu zamiast pozytywnego testu otrzymuję telefon z przychodni, że Pan Doktor chciałby mnie widzieć. Wynik cytologii nie jasny, ale nie jest zły - ASC US. Dla pewności wysyła mnie do Bydgoszczy do Polikliniki na kolposkopię. Wizyta za miesiąc - wycinki pobrane i test na HPV - ??! WTF??!! No nic trzeba czekać, choć Doktor mówi, że to nie jest zły wynik. Wizyta umówiona na 5.03, ale przeciwwskazań do ciąży nie ma, to znów pełni nadziei nie zaprzestajemy starań.. No nic do marca czas leci jak szalony, ciąży nie ma, ale za to pojawia się wymarzona oferta pracy, nawet się nie waham, żeby ją przyjąć. Od czasu kiedy skończyłam studia marzyłam by tam pracować, a teraz wiem ,że przez to będę musiała zawiesić starania... KUR... dlaczego to tak zawsze jest, że nie można mieć wszystkiego tego czego pragniemy?? No dobra, udaję, że jestem dorosła i wiem co robić, pomimo tego, że w środku wszystko krzyczy! ok . popracuję kilka miesięcy i wtedy zaciążę.. Jeszcze tylko odebrać wyniki. Plan ułożony. Działamy.
05.03.19 wynik HPV - dodatni - genotyp 16 - wysokoonkogenny; wynik histopatologiczny : CIN 3. Diagnoza : Rak szyjki macicy in situ. TA DAM!!! Pamiętaj : JAK CHCESZ ROZBAWIĆ PANA BOGA, TO POWIEDZ MU O SWOICH PLANACH!!
Na drugi dzień mam się stawić na komisję, która zadecyduje co dalej. Komisja w składzie chirurga ONKOLOGA przedstawia sytuację i podejmujemy decyzję, że życie jest najważniejsze, mam przecież już dwójkę dzieci więc wycinamy wszystko razem z moją chęcią, wielkim pragnieniem i marzeniem o 3 dziecku. To moja decyzja- strach o moje życie i zdrowie na chwilę przysłania wszystko inne. Operacja za 6 dni.
Zjawiam się w Centrum Onkologii w poniedziałek, tych 6 dni nie pamiętam za dobrze, jestem gotowa?? na to co ma być. Opieka fantastyczna, sam szpital jak hotel, normalnie all inclusive. Przychodzi "mój" chirurg onkolog na rozmowę. Uświadamia mnie jaka była moja decyzja, mówi, że jestem młoda, że mam jeszcze wiele lat na decyzję o dziecku, że taka decyzja jest nieodwracalna i proponuje KONIZACJĘ. Operację oszczędzającą, która prawdopodobnie ma wystarczyć i dać szansę na wyleczenie i na urodzenie dziecka!!! o alleluja miód na moje uszy! Tak Tak Tak - zgadzam się bez wahania, przecież zawsze można wyciąć wszystko później jeśli, by się miało jednak okazać, że jest to konieczne.. Pfu Pfu Pfu!!!
Mija właśnie tydzień od operacji - czuję się fatalnie fizycznie - obolała i bezsilna, ale psychicznie świętuję. Mimo wszystko cieszę się, że ktoś dał mi nadzieję i że jeśli się wszystko uda, to decyzję o 3 dziecku podejmiemy MY, a nie jakiś tam rak!!
Kochana trzymam za Ciebie mocno kciuki i wspieram! Jestem tez mama 2 dzieciaczkow i przed ich urodzeniem mialam zasniad groniasty, a pozniej powiklania w postaci guza lozyka i kilka miesiecy chemioterapii. 3 mce po zakonczeniu chemioterapi zaszlam w ciaze (mimo, ze nie bylo wtedy szansy), a rok pozniej w nastepna, takze glowa do gory, walcz, pozytywne nastawienie jest bardzo wazne i bedzie dobrze.