Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Nasz Cud był na wyciągnięcie ręki, niestety to szczęście zostało nam odebrane...
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Nasz Cud był na wyciągnięcie ręki, niestety to szczęście zostało nam odebrane...
O mnie: Mam 25 lat (no dobra, na roczniki 26), wspaniałego Męża, kochaną Rodzinkę i naszą Królewnę, niestety 'śpiącą'...
Czas starania się o dziecko: Staraliśmy się króciutko. Już w drugim cyklu starań zobaczyłam upragnione dwie kreseczki. Kolejnych starań jeszcze nie poczyniliśmy, czekamy aż gospodarka hormonalna wróci do normy po porodzie. Aczkolwiek już trenujemy. ;)
Moja historia: Nie wierzę, że to moja historia, a jednak.... 1 marzec - upragnione dwie kreseczki, łzy szczęścia, niesamowita radość, snucie planów. Podczas Świąt Wielkanocnych poinformowaliśmy Rodzinkę o naszym szczęściu. Wszyscy bardzo się cieszyli, że za parę miesięcy pojawi się mała Iskiereczka. A właściwie dwie, bo moja kochana Siostrzyczka również ogłosiła nowinę. :) Ciąża bez powikłań, mogłam w pełni cieszyć się z mojego błogosławionego stanu. Uśmiech z twarzy mi nie schodził. Chodziłam dumnie z wypiętym brzuszkiem. Wszystkie wyniki prawidłowe, no może trochę hemoglobiny za mało. Ciąża pozbawiona stresu, żadnego zagrożenia. Podczas jednego z USG, był to 12 tydzień, nasza Malutka robiła takie salta, że stwierdziłam, że chyba będzie niezłą akrobatką. ;) Podczas innego widzieliśmy z Mężem jak bawi się pępowiną. Śmialiśmy się wtedy, że dozuje dawkę. Byłam w pracy kiedy poczułam 'gilganie' w podbrzuszu. Jaka to radość! Na niczym nie mogłam się potem skupić. Początkowo nie byłam pewna, czy to TO, ale podświadomie to czułam. :) Zawsze byłam zapewniana, że Dzidzia rozwija się wzorowo. 2 dni przed przewidywanym terminem porodu miałam kontrolne USG i jak zawsze zostałam zapewniona, że jest dobrze. Dostałam skierowanie na KTG, na które miałam się zgłaszać co dwa dni. Nie kryłam zdziwienia, że tak często. No, ale skoro lekarz zapewnia, że wszystko jest dobrze, to nie ma co się zastanawiać. Troskliwy jest, w końcu płacę za wizyty. Jednak wyszłam trochę smutna, bo lekarz wyjątkowo nie dał mi zdjęcia z badania... Nie mogłam się doczekać, kiedy zacznie mnie 'rozrywać'. Wiedziałam, że tak niewiele dzieli nas od spotkania z naszą upragnioną Córeczką. Po dwóch dniach (był to przewidywany termin porodu) od rana czułam się nieswojo. Popołudniu zgłosiliśmy się na badanie KTG, jednak ja nie czułam ruchów już kilka godzin i trochę mnie to martwiło. Podczas badania słyszałam bijące serduszko, więc uspokoiłam się. Jednak Maleństwo nie poruszyło się ani razu, więc mnie to znowu zaniepokoiło. Po badaniu powiedziałam więc położnej, że nie czuję ruchów już kilka godzin i podczas badania Córcia się nie poruszyła ani razu. Położna uśmiechnęła się i powiedziała, że pod koniec ciąży ruchy słabną, że to jest normalne i mam się tym nie zamartwiać, bo Dzidzia szykuje się do porodu. Z wydrukiem więc udaliśmy się do lekarza dyżurującego. Pukamy, ciągniemy za klamkę, znowu pukamy, ciągniemy i tak kilka razy. Mówię: może wyszedł. Ale drzwi otworzyły się. Wyszedł lekarz, stanął przy parapecie na korytarzu (pomyślałam: mógłby zaprosić do gabinetu). Powiedziałam, że przyniosłam wynik KTG, zerknął, powiedział mi, że pojawiają się skurcze, przybił pieczątkę i już go nie było! Popatrzyłam, że napisał: 'KTG reaktywne'. Wiedziałam, że to dobry znak, bo oznacza, że serduszko pracuje prawidłowo. Wróciliśmy więc do domu. Następnego dnia chodziłam markotna. Mąż dziwił się, że byłam taka wesoła, a teraz ze mnie taki smutas. Podświadomie czułam, że coś nie gra. Wieczorem, kiedy czytałam w łóżku książkę poczułam, że coś ze mnie cieknie. Wyskoczyłam z łóżka - dalej cieknie. Od razu wiedziałam, że to wody mi odeszły. W mig z mężem przygotowaliśmy się do wyjazdu do szpitala! Położna miała rację, to 'cisza przed burzą'! Szczęśliwa zerknęłam jeszcze na łóżeczko, z uśmiechem powiedziałam mężowi, że za kilka dni będzie tutaj spała nasza Córeczka. Żartowaliśmy sobie z panią z Izby przyjęć. Miła atmosfera. Zjawiliśmy się na oddziale. Położna zapytała czy będzie synek czy córeczka. Dumnie odpowiedziałam, że Córeczka. Podłączyła KTG. Szuka tętna, szuka. Mijają minuty. Mówi: oj, chyba się odwróciła. Szuka dalej, mijają kolejne minuty. Serce podchodzi mi do gardła. Mąż chwyta mnie za rękę. Położna woła lekarza, który podłącza USG. Wpatruje się w monitor i nic nie mówi. Zapytałam doktora czy coś jest nie tak. Usłyszałam najgorsze słowa w moim życiu: "Brak akcji serca"... I tak zawalił się cały mój świat. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko zły sen i zaraz się obudzę. Po porodzie okazało się, że Córeczka miała kolizję pępowinową: trzykrotne zaciśnięcie i okręcenie pępowiny wokół szyi. Jak trójka kompetentnych ludzi mogła zbagatelizować wszystkie sygnały zagrożenia ciąży? To już zbada Prokuratura. W każdym razie KTG z tego dnia, kiedy zostałam przyjęta na korytarzu (w przewidywanym dniu porodu!) nie było reaktywne. Wystarczyło spojrzeć, a moje Dziecko, by żyło.
Moje emocje: Chciałabym się wybudzić z tego koszmarnego snu.

8 stycznia 2014, 12:49

Dobrze, że pada. Już nie lubię słońca. Wtedy wyobrażam sobie, że idę na spacerek z Córeczką, a mogę co najwyżej przespacerować się na cmentarz. :(

9 stycznia 2014, 15:36

Dzisiaj się podłamałam dodatkowo.
W drodze do lekarza spotkałam znajomych ze szkoły rodzenia. Mieli w wózeczku małe Bobo. Ślicznego chłopczyka, który dziś kończy 2 tygodnie. Pogratulowałam im. Pomyślałam: muszę to przetrwać. A oni z uśmiechem zapytali: A jak Wasza Malutka? Ile już ma?
Zakomunikowałam im spokojnie, że niestety nasza Córeczka nie żyje.
Po wizycie u lekarza zaczepiła mnie pewna kobieta, z którą dość często mam kontakt w pracy i znowu to samo: I jak tam, kochana? Jak maleństwo? I le już ma?
Nie wytrzymałam. Wybuchłam.
Otarłam łzy, poszłam załatwić pewną urzędową sprawę, a potem na chwilę poszłam do pracy. Dogadać się z koleżanką co i jak. No i weszła pewna pani (petent). Ojej, a pani już wróciła do pracy? Powiedziałam, że nie, ale już w przyszłym tygodniu będę. Odparła: o, to szybciutko pani wraca, a jak Córeczka?
I zaczęłam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, że wracam do pracy...

9 stycznia 2014, 23:52

Przeczytałam właśnie: "Aniołkowe mamy", pewnie Wy również znacie tę publikację.
Ksiądz napisał, że kobiety, które straciły swoje Dzieci, podarowały Im najcenniejszy dar przez sam fakt, że pozwoliły Im zaistnieć.
Urzekły mnie te słowa. To prawda, przecież chciałyśmy podarować Im miłość i podarowałyśmy.
Dalej Je bezgranicznie kochamy i mamy w naszych sercach, będziemy kochać do końca życia, które w dużej mierze przeżyjemy pielęgnując tę miłość. Zawsze będziemy też żyć nadzieją, że kiedyś będzie dane nam się z Nimi spotkać.
W tym lepszym życiu.

10 stycznia 2014, 11:08

Wczoraj zastanawiałam się jaki jest sens naszego cierpienia, w ogóle jaki jest sens naszego życia, dlaczego otacza nas zło. Przecież dotyka nas taka niesprawiedliwość. Ja wierzę, że to ma jakiś głębszy sens, choć na chwilę obecną ta myśl może wydawać się absurdalna.
Mój Tata - cudowny człowiek, bardzo mądry życiowo, wspaniały. Lepszego Taty nie można sobie wyobrazić. Kiedy miał 16 lat skoczył na główkę - wygłupy z kolegami nad jeziorkiem.
Skakał już tam setki razy, niestety przypałętało się coś, w co uderzył.
Słyszał jak lekarze mówili, że nie opłaca się go przetransportować do Poznania, bo nie przeżyje podróży. Nie ma szans. A jeśli zdarzy się cud i przeżyje to będzie roślinką.
Na przekór ich słowom Tatuś przeżył, przez rok był sparaliżowany od szyi w dół. Wtedy zawalił mu się cały świat. 16-letni chłopak, którego marzeniem było wyjechać i dostać się do klubu piłkarskiego - uwielbiał grać w nogę. Przeżył. I co? Już nigdy nie wstanie z łóżka - tak mówili lekarze. Wstał. Ba, nawet nie jeździ na wózku. Lekarze do tej pory wspominają, że to cud.
Moja Mama mieszkała wówczas tam, gdzie Tatuś chciał wyjechać, by realizować swoje marzenia. te dotyczące sportu. Przyjechała jednak tutaj. Po latach spotkali się. Mają czwórkę dzieci (w tym mnie :)) A ja mam wspaniałych rodziców i cudowne rodzeństwo.
Może, gdyby nie doszło do wypadku Tatuś by wyjechał tam i nigdy by się nie spotkali, po prostu by się minęli i nie wiedzieli o swoim istnieniu.
Nie pisałabym teraz tego postu.

Myślę, że skoro żyjemy, coś jest nam pisane, a my kiedyś odkryjemy głębszy sens naszych cierpień. Zastanawiałam się nad tym, bo po porodzie byłam również na granicy życia i śmierci. Straciłam tyle krwi, że mogło to się skończyć również moją śmiercią.
Żyję. Oznacza to, że mam coś jeszcze do zrobienia na tym świecie. Jeszcze nie wiem co, ale kiedyś odkryję sens swojego cierpienia.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2014, 11:10

10 stycznia 2014, 16:45

"Jeszcze będzie pięknie, mimo wszystko. Tylko załóż wygodne buty, bo masz do przejścia całe życie".

12 stycznia 2014, 18:23

Dziś dla odreagowania pojechałam do centrum handlowego.
Próbowano już mnie tam wyciągać chyba z 5 razy. Tym razem uległam. Nie wiem czy był to dobry pomysł, bo zostawiłam w sklepach chyba 1/3 wypłaty... Oczywiście masa rzeczy niepotrzebnych. :|
W zasadzie to nie planowałam zakupów. Raczej pojechałam, żeby dotrzymać towarzystwa, a wróciłam z trzeba torbami do domu...

Widziałam w jednym ze sklepów kobietę z podwójnym wózkiem. Jeden był niebieski, drugi różowy. W środku dwójka prześlicznych dzieciaczków. Mogły mieć około roczku. Obok 6-letnia dziewczynka. Prawdziwa szczęściara z tej kobiety.
A czy ja kiedyś będę mogła pchać wózeczek z małą kruszynką? Swoim upragnionym Dzieciątkiem?
To moje największe marzenie.

15 stycznia 2014, 19:53

Pierwszy dzień w pracy po półrocznej przerwie - zaliczony. Nie było tak źle. :)
Nawet fajnie. Poza dwoma momentami, gdzie kobiety zapytały czy mam synka czy córeczkę i ile już ma dzieciątko. :(
To są te najtrudniejsze momenty, gdzie muszę udawać, że jestem silna. A tak naprawdę mam ochotę się rozryczeć. ;( Tak bardzo chciałabym móc odpowiedzieć, że już się uśmiecha...


18 stycznia 2014, 17:42

Niech ktoś mi wytłumaczy, jakim cudem w szpitalu na oddziale ginekologii, czy też na oddziale położniczo-ginekologicznym może nie być specjalisty, który potrafi wykonać badanie USG?! To się nie mieści w głowie!
Jak działa nasza służba zdrowia?!
Bliźnięta zmarły... Ciekawa jestem czy znajdą winnego. Kolejny nieszczęśliwy wypadek?! Serdecznie współczuję, niestety dobrze wiem co czują Rodzice.
Koleje Dzieci, które umierają, bo nie ma lekarza, który potrafi wykonać badanie, bądź nie ma lekarza który potrafi odczytać wynik badania albo zwyczajnie mu się nie chce, albo dlatego, że jest zmęczony, ciągnie dyżur 48h, itd...
To takie smutne... :(
Do mojego Aniołeczka dołączyły kolejne dwa.

12 lutego 2014, 21:31

Przez dwa tygodnie nie miałam internetu.
Wreszcie zjawił się facet i naprawił...

Tydzień temu - 4 lutego byłam na kontroli u ginekologa.
Martwiłam się, bo @ nie przychodziła.
Po tym wszystkim to już sobie zdążyłam wkręcić, że pewnie zrobiły mi się zrosty w macicy.
No i poszłam. Lekarz był poruszony moją historią.
Nie mógł pojąć jak mogło dojść do takiej tragedii, dlaczego nikt nie zadziałał. Był w szoku, że lekarz na USG nie zauważył kolizji pępowinowej...
Zapytał kiedy miałam miesiączkę. Odpowiedziałam, że właśnie jeszcze nie dostałam, a minęły już trzy miesiące i zaczynam się martwić.
Jego też to zaniepokoiło. Powiedział, że powinnam dostać po ok. 8 tygodniach...
Zbadał mnie. Patrzy w ten monitor, patrzy, zerka na mnie, w końcu mówi: "JEST CIĄŻA". :)

Byłam w szoku, bo żadnych objawów nie miałam.
Normalnie jakiś cud. Tak trafić. ;)
Często owulacja występuje przed miesiączką, ale czasem pierwsze cykle mogą być bezowulacyjne. A tutaj taka niespodzianka. :)
Dowiedziałam się o tym, że noszę w sobie nowe życie dokładnie 3 miesiące od porodu Córeczki.
Mam nadzieję, że nasz Aniołek będzie miał w opiece braciszka lub siostrzyczkę.
Bardzo się cieszę, ale jestem też pełna obaw...
Chyba jak każda Aniołkowa.
Drugiej straty bym nie zniosła. :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lutego 2014, 15:46

13 lutego 2014, 18:56

Właśnie obejrzałam wywiad z panią prezes naszego szpitala.
Wypowiadała się na temat otwarcia oddziału neurologicznego.
W komentarzach widzę: "kompetentna kobieta".
Ja mam zupełnie inne zdanie. Bo z jej odpowiedzi do nas wynika, że nie widzi nic złego w przyjmowaniu ciężarnych na korytarzu szpitalnym i podpisywaniu wyników KTG, cyt. "w różnych miejscach". Do tego 'popycha' bzdury przekazywane przez pana ordynatora, że nie potrzebowałam leków hamujących laktację ponieważ u kobiet, które przeżywają silny stres laktacja nie występuje. Na pytania dotyczące zbagatelizowania braku ruchów o których informowałam oczywiście nie odpowiedziała. Stwierdziła za to, że miałam cudowną opiekę podczas porodu, gdyż została nam zapewniona 'atmosfera intymności i wyciszenia - zostały pogaszone światła, roleta na oknie została zasłonięta, pozostała na biurku zapalona tylko lampka'.
Oczywiście żadnych konsekwencji służbowych nie wyciągnęła.
Dodała jeszcze, że nasz zarzut o niehumanitarne podejście personelu do pacjenta wydaje się krzywdzący...

14 lutego 2014, 19:32

Jestem załamana. ;(
Nie będzie Dzidzi.
Byłam dziś u lekarza.... 6 tydzień i 1 dzień.
Ale niestety pęcherzyk jest pusty, nie ma zarodka.

Mam dość wszystkiego!
Mało wycierpiałam?! ;(

Super walentynki...

15 lutego 2014, 15:58

Stwierdziliśmy z mężem, że póki co, dajemy sobie spokój. Widocznie organizm nie jest jeszcze gotowy. Choć miałam odrobinę nadziei, że się uda. :(
Wyniki morfologii i moczu prawidłowe, beta HCG adekwatnie do tygodnia ciąży..., a w pęcherzyku pusto. Swoją drogą to dziwna ta natura. Skoro nie ma zarodka to dlaczego pęcherzyk dalej rośnie, zamiast wydalić się z organizmu?! Bardzo mnie to ciekawi od strony czysto medycznej. Przez 10 dni przyrósł idealnie tyle, ile powinien. Czy to nie jest zadziwiające?
Teraz mam tylko nadzieję, że dojdzie do poronienia samoistnego jednak i uniknę łyżeczkowania.
Starania zawieszamy. Może zaczniemy się starać w lipcu podczas urlopu.
Zaraz przyjdzie wiosna i zajmiemy się naszym ogródkiem, na którym jeszcze nie ma nic, prócz altanki, więc jest duże pole do popisu.

19 lutego 2014, 09:25

Dziś dopiero środa, a w piątek wyrok.
Już mam naprawdę wszystkiego dość.
Przecież rozmawiałam z dwoma lekarzami odnośnie tego, kiedy możemy się starać. Powiedzieli, że nie ma żadnych przeciwwskazań i możemy zacząć już po połogu. I tak zrobiliśmy i co?
Moje szczęście trwało tylko 10 dni... :(

Po zabiegu na pewno minimum 3 cykle odpadają.
Choć już zaczynam wątpić czy kiedykolwiek się uda.

:(

21 lutego 2014, 11:49

No i byłam u lekarza.
Dostałam skierowanie do szpitala...

Mam dość, po prostu dość.
Co to za życie?
Chwila nadziei i rozpacz, chwila nadziei i rozpacz. Ile jeszcze?
Już nie jestem w stanie udźwignąć tego wszystkiego.
To za dużo dla jednej osoby.
Dlaczego los jest taki okrutny?
Czy moje życie już zawsze będzie cierpieniem?
Dlaczego nie zasługuję na szczęście? Czym sobie zasłużyłam na taki los?
Co ja takiego zrobiłam?
Chciałam tylko dać miłość.

27 lutego 2014, 13:14

Pomyśleć, że jutro już ostatni dzień lutego. Ależ ten czas szybko przemija...
Nasze Maleństwo miałoby prawie 4 miesiące. Pewnie, by już słodko gaworzyła i przepięknie się uśmiechała. Tak bym chciała móc Ją przytulać, pokazywać świat, kupować zabawki i ciuszki, a nie znicze... :(
Wczoraj byłam na cmentarzu i niestety pojawił się kolejny mały grobek. Ośmiomiesięczny chłopczyk. Dlaczego ten świat jest tak niesprawiedliwy?
Dlaczego ludzie, którzy nie szanują życia, innych ludzi, nie doceniają tego co mają i czynią zło, chodzą po świecie, a umierają niewinne dzieci?!

4 marca 2014, 09:13

Cztery miesiące temu o tej porze miałam już podłączoną kroplówkę z oksytocyną...
To był ten dzień, który miał być radosnym i najpiękniejszym w moim życiu, tym wymarzonym.
Często wyobrażałam sobie, co powiem mojej Córeczce, tuląc Ją po raz pierwszy do piersi.
Zastanawiałam się, jakie oczka będzie miała. Nie mogłam doczekać się pierwszego płaczu, tego momentu, gdy pozna swojego dumnego tatusia, dumne babcie, które tak czekały na upragnioną wnuczkę. Moja teściowa, która ma trzech synów (zawsze marzyła o córeczce) tak bardzo była szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że będzie dziewczynka. Teść, prawie zrobił głową dziurę w suficie, skacząc z radości... Moja siostra przeszczęśliwa -jej córeczka również szykowała się do wyjścia na ten świat. Cudownie! Dwie dziewczynki w identycznym wieku, zawsze będą się razem bawić. Wyobrażałyśmy sobie, jak na święta będą dwa nosidełka i dwa cudeńka.

Wszystkie te wyobrażenia, marzenia i nadzieje pękły w jednej chwili, niczym bańka mydlana.
Pozostały tylko myśli, jak by to było, gdyby...
Po nadziei i szczęściu pozostały tylko zgliszcza.

Pozostają spacery na cmentarz, wybór znicza...
Nie tak miało wyglądać moje życie, nie tak.

9 marca 2014, 21:57

Wczoraj zostałam Matką Chrzestną! :)
Moja kochana siostrzenica jest cudowną, prześliczną i przeuroczą dziewczynką!
Właśnie wczoraj skończyła 4 miesiące. Cieszę się, że mamy w rodzinie taką małą Perełkę.
Jest wspaniała. Tak pięknie się uśmiecha i myślę, że lubi ze mną przebywać. :)
Już potrafi śmiać się w głos i słodko gaworzyć! Kilka razy utuliłam ją do snu, nucąc kołysankę. To wspaniałe uczucie, kiedy mała, bezbronna istotka wtula się w Ciebie, posyłając szeroki uśmiech, a po chwili słodko zasypia w Twoich ramionach...

11 marca 2014, 09:07

Wczoraj minęły 2 tygodnie od zabiegu.
Dziś wracam do pracy po dwutygodniowej przerwie.
Odkąd tylko wstałam myślę o Córeczce...
Dzisiejszy dzień będzie ciężki.
Tak tęsknię. :(

18 maja 2014, 20:25

Dawno tutaj nie pisałam.
Mniej więcej za tydzień rozpocznie się czwarty cykl po łyżeczkowaniu. Teoretycznie będziemy mogli rozpocząć ponowne starania o maleństwo.
Na pewno nigdy ciąża nie będzie dla mnie beztroskim czasem. To codzienny strach, najpierw o to, czy czasem znowu nie będzie pustego jaja, potem o to, czy na kolejnej wizycie usłyszę bijące serduszko, później o to, czy dzieciątko czasem nie owinie się pępowiną jak Kalinka.
Może tym razem odklei się łożysko albo poród rozpocznie się przedwcześnie?
Wiem, że takie myślenie do niczego dobrego nie prowadzi. Tylko, jak po dwóch porażkach myśleć pozytywnie? Chciałabym wierzyć w to, że zostanę ziemską mamą. To moje największe marzenie. Niestety, boję się marzyć. :(

9 lipca 2015, 23:09

Dawno tu nie zaglądałam.
Cóż mogę powiedzieć,19 marca 2015r. zostałam ziemską mamą.
Mam cudowną Córeczkę. Codziennie widzę jej uśmiechniętą buźkę. Życie stało się łatwiejsze, jest sens codziennie rano wstawać. Jednak każdego dnia myślę o mojej Kalince. Miałaby już 20 miesięcy. Życie bywa okrutne, ale trzeba wierzyć, że w końcu wyjdzie słońce.