W drodze do lekarza spotkałam znajomych ze szkoły rodzenia. Mieli w wózeczku małe Bobo. Ślicznego chłopczyka, który dziś kończy 2 tygodnie. Pogratulowałam im. Pomyślałam: muszę to przetrwać. A oni z uśmiechem zapytali: A jak Wasza Malutka? Ile już ma?
Zakomunikowałam im spokojnie, że niestety nasza Córeczka nie żyje.
Po wizycie u lekarza zaczepiła mnie pewna kobieta, z którą dość często mam kontakt w pracy i znowu to samo: I jak tam, kochana? Jak maleństwo? I le już ma?
Nie wytrzymałam. Wybuchłam.
Otarłam łzy, poszłam załatwić pewną urzędową sprawę, a potem na chwilę poszłam do pracy. Dogadać się z koleżanką co i jak. No i weszła pewna pani (petent). Ojej, a pani już wróciła do pracy? Powiedziałam, że nie, ale już w przyszłym tygodniu będę. Odparła: o, to szybciutko pani wraca, a jak Córeczka?
I zaczęłam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, że wracam do pracy...
Ksiądz napisał, że kobiety, które straciły swoje Dzieci, podarowały Im najcenniejszy dar przez sam fakt, że pozwoliły Im zaistnieć.
Urzekły mnie te słowa. To prawda, przecież chciałyśmy podarować Im miłość i podarowałyśmy.
Dalej Je bezgranicznie kochamy i mamy w naszych sercach, będziemy kochać do końca życia, które w dużej mierze przeżyjemy pielęgnując tę miłość. Zawsze będziemy też żyć nadzieją, że kiedyś będzie dane nam się z Nimi spotkać.
W tym lepszym życiu.
Mój Tata - cudowny człowiek, bardzo mądry życiowo, wspaniały. Lepszego Taty nie można sobie wyobrazić. Kiedy miał 16 lat skoczył na główkę - wygłupy z kolegami nad jeziorkiem.
Skakał już tam setki razy, niestety przypałętało się coś, w co uderzył.
Słyszał jak lekarze mówili, że nie opłaca się go przetransportować do Poznania, bo nie przeżyje podróży. Nie ma szans. A jeśli zdarzy się cud i przeżyje to będzie roślinką.
Na przekór ich słowom Tatuś przeżył, przez rok był sparaliżowany od szyi w dół. Wtedy zawalił mu się cały świat. 16-letni chłopak, którego marzeniem było wyjechać i dostać się do klubu piłkarskiego - uwielbiał grać w nogę. Przeżył. I co? Już nigdy nie wstanie z łóżka - tak mówili lekarze. Wstał. Ba, nawet nie jeździ na wózku. Lekarze do tej pory wspominają, że to cud.
Moja Mama mieszkała wówczas tam, gdzie Tatuś chciał wyjechać, by realizować swoje marzenia. te dotyczące sportu. Przyjechała jednak tutaj. Po latach spotkali się. Mają czwórkę dzieci (w tym mnie ) A ja mam wspaniałych rodziców i cudowne rodzeństwo.
Może, gdyby nie doszło do wypadku Tatuś by wyjechał tam i nigdy by się nie spotkali, po prostu by się minęli i nie wiedzieli o swoim istnieniu.
Nie pisałabym teraz tego postu.
Myślę, że skoro żyjemy, coś jest nam pisane, a my kiedyś odkryjemy głębszy sens naszych cierpień. Zastanawiałam się nad tym, bo po porodzie byłam również na granicy życia i śmierci. Straciłam tyle krwi, że mogło to się skończyć również moją śmiercią.
Żyję. Oznacza to, że mam coś jeszcze do zrobienia na tym świecie. Jeszcze nie wiem co, ale kiedyś odkryję sens swojego cierpienia.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2014, 11:10
Próbowano już mnie tam wyciągać chyba z 5 razy. Tym razem uległam. Nie wiem czy był to dobry pomysł, bo zostawiłam w sklepach chyba 1/3 wypłaty... Oczywiście masa rzeczy niepotrzebnych.
W zasadzie to nie planowałam zakupów. Raczej pojechałam, żeby dotrzymać towarzystwa, a wróciłam z trzeba torbami do domu...
Widziałam w jednym ze sklepów kobietę z podwójnym wózkiem. Jeden był niebieski, drugi różowy. W środku dwójka prześlicznych dzieciaczków. Mogły mieć około roczku. Obok 6-letnia dziewczynka. Prawdziwa szczęściara z tej kobiety.
A czy ja kiedyś będę mogła pchać wózeczek z małą kruszynką? Swoim upragnionym Dzieciątkiem?
To moje największe marzenie.
Nawet fajnie. Poza dwoma momentami, gdzie kobiety zapytały czy mam synka czy córeczkę i ile już ma dzieciątko.
To są te najtrudniejsze momenty, gdzie muszę udawać, że jestem silna. A tak naprawdę mam ochotę się rozryczeć. ;( Tak bardzo chciałabym móc odpowiedzieć, że już się uśmiecha...
Jak działa nasza służba zdrowia?!
Bliźnięta zmarły... Ciekawa jestem czy znajdą winnego. Kolejny nieszczęśliwy wypadek?! Serdecznie współczuję, niestety dobrze wiem co czują Rodzice.
Koleje Dzieci, które umierają, bo nie ma lekarza, który potrafi wykonać badanie, bądź nie ma lekarza który potrafi odczytać wynik badania albo zwyczajnie mu się nie chce, albo dlatego, że jest zmęczony, ciągnie dyżur 48h, itd...
To takie smutne...
Do mojego Aniołeczka dołączyły kolejne dwa.
Wreszcie zjawił się facet i naprawił...
Tydzień temu - 4 lutego byłam na kontroli u ginekologa.
Martwiłam się, bo @ nie przychodziła.
Po tym wszystkim to już sobie zdążyłam wkręcić, że pewnie zrobiły mi się zrosty w macicy.
No i poszłam. Lekarz był poruszony moją historią.
Nie mógł pojąć jak mogło dojść do takiej tragedii, dlaczego nikt nie zadziałał. Był w szoku, że lekarz na USG nie zauważył kolizji pępowinowej...
Zapytał kiedy miałam miesiączkę. Odpowiedziałam, że właśnie jeszcze nie dostałam, a minęły już trzy miesiące i zaczynam się martwić.
Jego też to zaniepokoiło. Powiedział, że powinnam dostać po ok. 8 tygodniach...
Zbadał mnie. Patrzy w ten monitor, patrzy, zerka na mnie, w końcu mówi: "JEST CIĄŻA".
Byłam w szoku, bo żadnych objawów nie miałam.
Normalnie jakiś cud. Tak trafić.
Często owulacja występuje przed miesiączką, ale czasem pierwsze cykle mogą być bezowulacyjne. A tutaj taka niespodzianka.
Dowiedziałam się o tym, że noszę w sobie nowe życie dokładnie 3 miesiące od porodu Córeczki.
Mam nadzieję, że nasz Aniołek będzie miał w opiece braciszka lub siostrzyczkę.
Bardzo się cieszę, ale jestem też pełna obaw...
Chyba jak każda Aniołkowa.
Drugiej straty bym nie zniosła.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lutego 2014, 15:46
Wypowiadała się na temat otwarcia oddziału neurologicznego.
W komentarzach widzę: "kompetentna kobieta".
Ja mam zupełnie inne zdanie. Bo z jej odpowiedzi do nas wynika, że nie widzi nic złego w przyjmowaniu ciężarnych na korytarzu szpitalnym i podpisywaniu wyników KTG, cyt. "w różnych miejscach". Do tego 'popycha' bzdury przekazywane przez pana ordynatora, że nie potrzebowałam leków hamujących laktację ponieważ u kobiet, które przeżywają silny stres laktacja nie występuje. Na pytania dotyczące zbagatelizowania braku ruchów o których informowałam oczywiście nie odpowiedziała. Stwierdziła za to, że miałam cudowną opiekę podczas porodu, gdyż została nam zapewniona 'atmosfera intymności i wyciszenia - zostały pogaszone światła, roleta na oknie została zasłonięta, pozostała na biurku zapalona tylko lampka'.
Oczywiście żadnych konsekwencji służbowych nie wyciągnęła.
Dodała jeszcze, że nasz zarzut o niehumanitarne podejście personelu do pacjenta wydaje się krzywdzący...
Nie będzie Dzidzi.
Byłam dziś u lekarza.... 6 tydzień i 1 dzień.
Ale niestety pęcherzyk jest pusty, nie ma zarodka.
Mam dość wszystkiego!
Mało wycierpiałam?! ;(
Super walentynki...
Wyniki morfologii i moczu prawidłowe, beta HCG adekwatnie do tygodnia ciąży..., a w pęcherzyku pusto. Swoją drogą to dziwna ta natura. Skoro nie ma zarodka to dlaczego pęcherzyk dalej rośnie, zamiast wydalić się z organizmu?! Bardzo mnie to ciekawi od strony czysto medycznej. Przez 10 dni przyrósł idealnie tyle, ile powinien. Czy to nie jest zadziwiające?
Teraz mam tylko nadzieję, że dojdzie do poronienia samoistnego jednak i uniknę łyżeczkowania.
Starania zawieszamy. Może zaczniemy się starać w lipcu podczas urlopu.
Zaraz przyjdzie wiosna i zajmiemy się naszym ogródkiem, na którym jeszcze nie ma nic, prócz altanki, więc jest duże pole do popisu.
Już mam naprawdę wszystkiego dość.
Przecież rozmawiałam z dwoma lekarzami odnośnie tego, kiedy możemy się starać. Powiedzieli, że nie ma żadnych przeciwwskazań i możemy zacząć już po połogu. I tak zrobiliśmy i co?
Moje szczęście trwało tylko 10 dni...
Po zabiegu na pewno minimum 3 cykle odpadają.
Choć już zaczynam wątpić czy kiedykolwiek się uda.
Dostałam skierowanie do szpitala...
Mam dość, po prostu dość.
Co to za życie?
Chwila nadziei i rozpacz, chwila nadziei i rozpacz. Ile jeszcze?
Już nie jestem w stanie udźwignąć tego wszystkiego.
To za dużo dla jednej osoby.
Dlaczego los jest taki okrutny?
Czy moje życie już zawsze będzie cierpieniem?
Dlaczego nie zasługuję na szczęście? Czym sobie zasłużyłam na taki los?
Co ja takiego zrobiłam?
Chciałam tylko dać miłość.
Nasze Maleństwo miałoby prawie 4 miesiące. Pewnie, by już słodko gaworzyła i przepięknie się uśmiechała. Tak bym chciała móc Ją przytulać, pokazywać świat, kupować zabawki i ciuszki, a nie znicze...
Wczoraj byłam na cmentarzu i niestety pojawił się kolejny mały grobek. Ośmiomiesięczny chłopczyk. Dlaczego ten świat jest tak niesprawiedliwy?
Dlaczego ludzie, którzy nie szanują życia, innych ludzi, nie doceniają tego co mają i czynią zło, chodzą po świecie, a umierają niewinne dzieci?!
To był ten dzień, który miał być radosnym i najpiękniejszym w moim życiu, tym wymarzonym.
Często wyobrażałam sobie, co powiem mojej Córeczce, tuląc Ją po raz pierwszy do piersi.
Zastanawiałam się, jakie oczka będzie miała. Nie mogłam doczekać się pierwszego płaczu, tego momentu, gdy pozna swojego dumnego tatusia, dumne babcie, które tak czekały na upragnioną wnuczkę. Moja teściowa, która ma trzech synów (zawsze marzyła o córeczce) tak bardzo była szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że będzie dziewczynka. Teść, prawie zrobił głową dziurę w suficie, skacząc z radości... Moja siostra przeszczęśliwa -jej córeczka również szykowała się do wyjścia na ten świat. Cudownie! Dwie dziewczynki w identycznym wieku, zawsze będą się razem bawić. Wyobrażałyśmy sobie, jak na święta będą dwa nosidełka i dwa cudeńka.
Wszystkie te wyobrażenia, marzenia i nadzieje pękły w jednej chwili, niczym bańka mydlana.
Pozostały tylko myśli, jak by to było, gdyby...
Po nadziei i szczęściu pozostały tylko zgliszcza.
Pozostają spacery na cmentarz, wybór znicza...
Nie tak miało wyglądać moje życie, nie tak.
Moja kochana siostrzenica jest cudowną, prześliczną i przeuroczą dziewczynką!
Właśnie wczoraj skończyła 4 miesiące. Cieszę się, że mamy w rodzinie taką małą Perełkę.
Jest wspaniała. Tak pięknie się uśmiecha i myślę, że lubi ze mną przebywać.
Już potrafi śmiać się w głos i słodko gaworzyć! Kilka razy utuliłam ją do snu, nucąc kołysankę. To wspaniałe uczucie, kiedy mała, bezbronna istotka wtula się w Ciebie, posyłając szeroki uśmiech, a po chwili słodko zasypia w Twoich ramionach...
Dziś wracam do pracy po dwutygodniowej przerwie.
Odkąd tylko wstałam myślę o Córeczce...
Dzisiejszy dzień będzie ciężki.
Tak tęsknię.
Mniej więcej za tydzień rozpocznie się czwarty cykl po łyżeczkowaniu. Teoretycznie będziemy mogli rozpocząć ponowne starania o maleństwo.
Na pewno nigdy ciąża nie będzie dla mnie beztroskim czasem. To codzienny strach, najpierw o to, czy czasem znowu nie będzie pustego jaja, potem o to, czy na kolejnej wizycie usłyszę bijące serduszko, później o to, czy dzieciątko czasem nie owinie się pępowiną jak Kalinka.
Może tym razem odklei się łożysko albo poród rozpocznie się przedwcześnie?
Wiem, że takie myślenie do niczego dobrego nie prowadzi. Tylko, jak po dwóch porażkach myśleć pozytywnie? Chciałabym wierzyć w to, że zostanę ziemską mamą. To moje największe marzenie. Niestety, boję się marzyć.
Cóż mogę powiedzieć,19 marca 2015r. zostałam ziemską mamą.
Mam cudowną Córeczkę. Codziennie widzę jej uśmiechniętą buźkę. Życie stało się łatwiejsze, jest sens codziennie rano wstawać. Jednak każdego dnia myślę o mojej Kalince. Miałaby już 20 miesięcy. Życie bywa okrutne, ale trzeba wierzyć, że w końcu wyjdzie słońce.
Kochana Aniołkowa mamo ściskam Cię mocno łzy lecą mi z oczu jak czytam twój wpis. Wiem doskonale co czujesz...ja swojego synka straciłam w 26 tc. Na wizycie kontrolnej początkiem listopada 2013 r dowiedziałam się, że nie żyje moje dzieciątko, prawdopodobnie przez niewydolność łożyska - liczne zawały. Minęło 9 tygodni i mimo ogromnego strachu w tym cyklu zaczynamy z mężem starania. Będę Ci kibicować i trzymać za Wasze starania kciuki. Oby nam się szybko udało :)
Trzymaj się Kochana, ściskam mocno
Przytulam bardzo mocno, tak bardzo Ci współczuję
Wiem, ze nie istnieja slowa pocieszenia, ktore by mogly ci teraz przyniesc otuche - sama to przezylam tracac dwie coreczki w poprzednim roku. Ale zrozumialam, ze trzeba kontynuowac droge za wszelka cene i miec nadzieje na lepsze czasy. Czeka cie jeszcze wiele trudnych chwil i za kazdym razem bedziesz niezadowomona, ze musisz z tym zyc do konca zycia. Przez to niestety musisz przejsc. Co pomaga, to swiadomosc, ze nie jestes sama, masz kochajacego meza, ktory tak jak ty odczuwa wielki brak. I pewnego dnia, obudzisz sie i zaswieci slonce. Mysli zaczna sie uspakajac i ukladac. Poczujesz te nadzieje na lepsze.. tego ci zycze z calego serca bo znam ten bol, ktory nosisz w sercu. Wylewanie lez na papier w postaci slow tez troszke pomaga by walczyc z niesprawiedliwoscia tego swiata. Sciskam mocno kochana
Matko Boska... jak ja Ci kochana wspólczuje:( Poryczałam sie czytajac Twój pamietnik. Nie wiem co mam Ci napisac, nie istnieja słowa pocieszenia przy takiej tragedii. Niech Bog Was ma w opiece i doda Wam sił!
No nie da się nie płakać czytając to,przytulam mocno i życzę dużo,dużo siły.