Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Nasze największe marzenie 👶🏼
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

25 grudnia 2022, 01:09

19cs 10dc

To była piękna wigilia. Po co jednak weszłam później na media społecznościowe?
Tablica jest zapełniona zdjęciami z sesji rodzinnych. Moja koleżanka, która brała ślub 3 miesiące po nas i którą regularnie obserwuję, chyba jest w ciąży.
To złamało mi serce.

My kolejne święta spędzamy bez dziecka.
Łatwiej byłoby moim rodzicom kupić prezenty wnukom niż nam. Moja kuzynka ma córeczkę, wpadły na chwilę i od razu dom ożył. Fajnie podarować coś takiemu maluchowi i widzieć, jak się z tego cieszy. Dzieci nadają magii świętom. Zawsze, kiedy myślałam o nas w przyszłości, wyobrażałam sobie dom pełen dzieci, wspólne ubieranie choinki, pieczenie pierniczków. Chciałabym, aby nasze dzieci miały miłe wspomnienia związane ze świętami, żeby pamiętały z domu zapach ciasta i zastanawiały się, skąd wzięły się prezenty pod choinką. To byłoby piękne. Szkoda, że nie jest nam dane.

Święta to rodzinny czas, a przez to jeszcze bardziej odczuwa się, że kogoś brakuje w naszym gronie.

Chciałabym, żeby moi dziadkowie mieli szansę poznać nasze dzieci. Gdyby wszystko poszło łatwiej, już dziś mogliby cieszyć się z prawnuków. A oni myślą pewnie, że my jeszcze nie chcemy, że dzieci nam jeszcze nie w głowie...

Jak tylko zostałam sama z mężem, wszystkie emocje ze mnie zeszły. Zaciągałam się płaczem. On powtarza, że musimy być silni, że to już niedługo... A dla mnie to jest tak bardzo nierealne.

1 stycznia 2023, 19:51

19cs 18dc - gdyby nie pamiętnik to nawet bym nie liczyła 😉

Witajcie w nowym roku, roku 2023 ❤️
Dużo działo się przez ostatni tydzień. To był taki spokojny czas, spędzony z moimi ukochanymi ludźmi - z dobrym jedzeniem, wypadami na zakupy, długimi rozmowami - jak dawniej. Jestem zmęczona, ale równocześnie szczęśliwa, że udało mi się odwiedzić wszystkich, na których mi zależy. Od wielu osób usłyszałam "kocham Cię", a gdy wyjeżdżałam, łzy kręciły się w oczach. Wrócę tam za kilka miesięcy, a teraz powoli trzeba wrócić do pracy i codziennych obowiązków. Ale bierzemy to na spokojnie. Planujemy już z mężem wyjazd do ciepłych krajów w styczniu i w lutym. Hotel na luty jest już zarezerwowany. Nie mogę się doczekać ❤️

Postanowiliśmy w nowym roku mieć więcej czasu dla siebie i więcej odpoczywać. Niedługo chcemy zmienić nasze życie o 180*, mam nadzieję że na lepsze, i wcale ta zmiana nie jest związana z dzieckiem.
Moim marzeniem noworocznym nie jest ciąża. Chcę być po prostu szczęśliwa. Nic nie zakładam, nie mam żadnych oczekiwań w stosunku do siebie czy innych. Chcę cieszyć się życiem i robić to, na co mam ochotę. Rok 2022 nie był dla mnie najlepszy. Prawie nic z niego nie pamiętam, jedynie te ciągłe starania, lekarzy, odmawianie sobie wszystkiego. Nie chcę tak więcej. Nie chcę porównywać się do innych, a zadbać o nasze małżeństwo i innych ludzi, na których mi zależy. Na koniec roku 2022 dostałam diagnozę i dobry wynik biopsji - tego chciałam i uznaję to za swój najlepszy prezent.

Sylwestra spędziliśmy we dwójkę. Chcieliśmy spotkać się ze znajomymi, ale mieszkamy daleko i w sumie nikt nie miał specjalnych planów na ten wieczór. Uznaliśmy więc, że nie będziemy kombinować na siłę i posiedzimy w domu. W sumie to noc jak każda inna. O północy wyszliśmy na miasto, obejrzeliśmy fajerwerki, porobiliśmy zdjęcia, wypiliśmy szampana i pocałowaliśmy się o północy. Jeszcze parę lat temu bym przeżywała to, że inni bawią się wśród ludzi, a my nic nie zaplanowaliśmy. Ale wiecie co? Ten cykl nauczył mnie, aby w takich momentach odpuścić sobie media społecznościowe i nie sugerować się innymi. I cieszę się, że spędziliśmy ten czas bez presji, ciesząc się sobą.

W tym cyklu nie dbaliśmy o dietę. Jak dobrze było zjeść o jednego pieroga za dużo, wziąć dokładkę ciasta i wypić likier domowej roboty ❤️ Tak mi tego brakowało.
Niedługo startujemy z dietą bezglutenową i bezmleczną. Jeszcze nie wiem jak się do niej zabrać, oddalałam tę myśl przez cały tydzień. Święta i sylwestra to był nienajlepszy czas na takie zmiany, ale od jutra wypadałoby zacząć. Jeśli macie jakieś tipy, książki dotyczące takiej diety, to z chęcią się zasugeruję. I chyba wyślę męża na badanie pod kątem celiakii, bo katować się dietą bez diagnozy to też trochę bez sensu..

Ostatnio jest wyjątkowo dobrze między nami, może przez to, że w święta wygarnęliśmy sobie parę nieprzegadanych spraw i teraz znowu jest tak, jak powinno być. Mąż się bardzo stara. Ostatnio było dużo ❤️, tak po prostu, z miłości.
Sama nie wiedziałam kiedy mam owulację, w pewnym momencie myślałam, że ją przegapiliśmy, bo nie wiedzieliśmy się kilka dni. Nigdy tak szybko nie wracałam do domu z myślą, że zaraz będzie za późno 😉 Śluz od środy jest książkowy - przezroczysty i rozciągliwy, a szyjka wysoko i mocno otwarta. Testy owu do tej pory negatywne, a dziś mamy w końcu pozytyw 😊
❤️ było kilka dni z rzędu. Takie niewymuszone. Może postaramy się też jutro, jeśli będziemy mieli ochotę.
Bo jeśli dziś są pozytywy, to zakładam, że owu będzie jutro. Póki co nie bolały mnie jeszcze jajniki, jak to zwykle bywa.

Za kilka dni podwajam dawkę encortonu, wdrażam też progesteron, acard i zastrzyki z heparyny. Poprzedni cykl był staraniowy, ten mimo tej całej otoczki jest raczej odpuszczony. Będzie co będzie. Mąż usłyszał na wizycie u pani doktor, że daje nam ona trzy miesiące na zajście w ciążę. Ja tego nie słyszałam, możliwe, że rozmawiałam wtedy z asystentką lub myślami byłam już gdzie indziej. W każdym razie fajnie coś takiego usłyszeć. Mamy duże szanse, ale czy się uda (szczególnie po ostatniej grypie męża i, co za tym idzie, na bank obniżonych parametrach nasienia) zostaje już w rękach Boga i losu.

Życzę Wam, aby ten rok był lepszy niż poprzedni. Abyście umiały cieszyć się z małych rzeczy. Żebyście nie omijały szans, aby zbudować piękne wspomnienia. Oby było w nim jak najmniej łez, a dużo radosnych chwil. Życzę wam, abyście były po prostu szczęśliwe ❤️

3 stycznia 2023, 09:55

19cs 20dc

Wczoraj (poniedziałek) prawdopodobnie miałam owulację. Niepotrzebnie stresowałam się, że ją przegapimy, ból jajnika ciężko zlekceważyć :) tym razem jest po lewej stronie, kłuje non stop, szczególnie podczas kasłania i siadania. Występuje zawsze dzień po pozytywnym teście owulacyjnym i chyba zawsze z tej strony, z której uwalnia się jajeczko.

❤️ było codziennie przez 4 dni. Mam nadzieję, że się wstrzeliliśmy w dobry czas. W jednym badaniu wyszło nam, że plemniki męża po 24 h już się nie ruszały - więc seksy co 2,3 dni raczej nie mają sensu. W każdym razie na tym koniec, dziś już nie dam rady, strasznie mnie boli ten lewy jajnik 🙈

Między nami jest naprawdę dobrze, pracujemy razem i mimo to w ciągu dnia się przytulamy, trzymamy za ręce, rozmawiamy. Jeśli trzeba gdzieś podjechać to jedziemy razem, tak dla towarzystwa.
Wczoraj był też pierwszy dzień diety bezglutenowej mojego męża. Trochę na spontanie, bez czytania żadnych poradników i przepisów. Średnio chciało mi się w to wgłębiać 🙈 Zjadł tuńczyka, spaghetti z makaronem bezglutenowym, a na kolację jajecznicę z pieczarkami i szynką na maśle. Miało być bez produktów mlecznych, ale nie chcę go terroryzować - na razie odstawiamy gluten i zredukujemy produkty mleczne do minimum. Chcemy podejść do tego z głową, żeby nie zraził się na samym początku. Zrobiliśmy też rosołek i upiekłam chleb bezglutenowy. Bardzo ładnie wyrósł, jest sprężysty i niczym nie odbiega od normalnego chleba :) Jakby ktoś chciał przepis to chętnie się podzielę.
Myślałam, że będę cały wieczór stać przy garach, ale mąż pomógł mi przy gotowaniu i w godzinę mieliśmy obiad na dwa dni.
W ogóle ktoś mi chyba podmienił chłopa - wczoraj kupił taśmę do biegania i stwierdził, że bierze się za siebie. Wieczorem sam z siebie wziął leki. Ciekawe jak długo będzie trwała ta motywacja, ale takiej zmiany w nim jeszcze nie widziałam.

Z dobrych informacji - przestały mi wypadać włosy! Nie wiem tylko, czy przesilenie się skończyło, czy pomógł biotebal polecony mi tutaj (dziękuję ❤️). Krostek na twarzy też jest trochę mniej, za to mam sporo na szyi, ale te już na szczęście mniej widać. Może glucophage zaczyna działać.
Kupiłam sobie też taką herbatkę cukier-norma, nawet spoko w smaku i podobno pomaga uregulować poziom cukru. Do tego od kilku miesięcy przyjmuję omega 3 z alg.
Każdego dnia biorę dosłownie garść leków, a zaraz dojdą nowe, bo niektóre wchodzą dopiero po owulacji. Czuję się super i nie zauważyłam póki co żadnych skutków ubocznych.

A na koniec pokażę wam, jakie słodkie buciki dostałam ostatnio od przyjaciółki. Ona o wszystkim wie i bardzo mi pomaga. Nie miał być to żaden symbol, po prostu nie mogła się oprzeć, jak zobaczyła je w sklepie. Stwierdziła, że pasowałyby idealnie do misiowego dziecięcego kombinezonu, który kupiłam jak miałam 15 lat. Od tamtej pory leży w szafie i czeka na dobre czasy (nie mogłam przejść obok niego obojętnie 😀).

2b7ebbfb8819.jpg

Życzę Wam dobrego dnia ❤️

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 stycznia 2023, 10:20

6 stycznia 2023, 10:42

19cs 23dc

Nareszcie piątek! 😍 Jak długo na niego czekałam. Ten tydzień był wyjątkowo ciężki - zarówno w pracy dużo się działo, jak i trzeba było ogarnąć dom po wyjazdach. Pranie, sprzątanie, gotowanie. Jeszcze prasowanie mi zostało, ale do tego nigdy nie mogę się zabrać.

Czasem wezmę na siebie naprawdę dużo, po pracy mam jeszcze dodatkowe zlecenia, a koło 20 zaczynam gotować na następny dzień i padam do łóżka o 23. To trochę taka moja metoda, aby wypełnić ten czas i za dużo nie myśleć o staraniach. Nie umiem siąść na tyłku, skoro mogę zarobić jeszcze jakiś grosz, a mąż nadal jest w pracy.

Ale wiecie, to nie tak miało wyglądać..

Może jestem teraz więźniem swoich marzeń, niezrealizowanych planów? Nie chcę się dalej rozwijać, bo nie takie były moje wyobrażenia? Chciałam dbać o rodzinę, męża. On tak ciężko pracuje, robi to wszystko po to, abyśmy mieli kiedyś naprawdę fajne życie. Moim celem nigdy nie było robienie kariery, późne macierzyństwo, szybki powrót do formy i pracy. Awanse, spotkania, pięcie się po szczeblach kariery.. Widzenie się z mężem tylko wieczorami, gadanie o pracy.. To nie moja bajka. Chciałabym, aby z naszej miłości pojawiło się nowe życie. Może dwa, może trzy.. Żeby były podobne do taty, miały tak samo silny charakter i dobre serduszko. Żeby pokazywać im świat, być dla nich. I kiedyś znowu zacząć pracować, raczej na swoim, dla nas, nie dla kogoś.

Ale to wszystko nadal się nie spełniło i czuję, że żyję w zawieszeniu. Praca nie sprawia mi przyjemności, bo już dawno miało mnie w niej nie być. Planuję co prawda przejście do innej firmy (od roku mam to już w zamiarze), ale tylko z powodu lepszej pensji. I to nie jest tak, że ja się ograniczam "bo może będę w ciąży" i nie przedłużą mi umowy. Nie o to chodzi. Ja po prostu tego nie chcę.

W ostatnim filmie Akademii Płodności dziewczyny mówiły o tym, że wiele kobiet odkłada na później swoje hobby i plany, bo "jak będę w ciąży to wtedy na pewno to zrobię". Podobno tak nie jest, z dzieckiem tym bardziej brakuje czasu na wszystko inne.

Wierzę, że tak jest. Tylko mam wrażenie, że wszystko realizuję, wróciłam do dawnych hobby, jeżdżę na fajne wakacje, odwiedzam przyjaciółki, gotuję, staram się uprawiać sport.. Mam to wszystko. Ale nic nie zastąpi tej pustki, jaką jest brak dziecka.

I tak pozytywnie zazdroszczę tym, które są w ciąży, że mają możliwość nosić w sobie cud, że kładą się spać i wstają nie same, ale z małym kropkiem pod sercem.
Przypominam sobie, kiedy w listopadzie wróciłam do domu wieczorem i zrobiłam test. I choć pełna obaw, że znowu może się nie udać, bo kreska była blada, zasypiałam z takim ciepłem w sercu, takim spokojem, którego nie jestem w stanie opisać słowami. Byłam tak wdzięczna, lekka, ehh, spełnienie marzeń. Niestety nie było mi dane długo się pocieszyć.

Jak wyciszyć ten instynkt macierzyński? Faceci nie piszą pamiętników. Na forach chyba się też mniej udzielają. Oni potrafią jakoś sobie z tym poradzić. A ja czuję, jakby ta potrzeba była tak silna, że przysłania mi wszystko. I z każdą kolejną miesiączką wydaje mi się, że to nigdy się nie skończy.

230a7eb237a4.jpg

To porcja leków na dziś. I pierwszy zastrzyk. Będę angażować męża. Przeraża mnie trochę ten pęcherzyk powietrza (gdzie to ma się zmieścić w moim brzuchu?), ale chyba trzeba wstrzykiwać z. Jutro dojdzie jeszcze tabletka progesteronu. Oczywiście pojawia się mnóstwo pytań, czy na pewno była owulacja, czy się wstrzeliliśmy, czy nie będę brała tego na darmo. Tego nie wiem.. Okres za około 9 dni.

8 stycznia 2023, 20:30

19cs 25dc

Dzień 3 zastrzyków z heparyny.
Za pierwszym razem zastrzyk zrobił mąż, bolało okropnie i poleciało sporo krwi. Miałyście rację, lepiej zabrać się za to samemu, przynajmniej ma się jakąś kontrolę.
Siniaki się nie pojawiły, jedynie takie fioletowe kropki w miejscu wkłucia. Wczoraj wieczorem zrobiło mi się słabo i zakręciło w głowie tak, że musiałam się położyć - nie przechodziło przez dobre 30 minut, dopóki nie zasnęłam. Teraz czuję, że chyba zaczyna się to samo.. Nic przyjemnego, ale dam radę. Co mają powiedzieć dziewczyny przed in vitro.
Do okresu 7 dni. Zaczynają mnie boleć piersi. To potęguje wrażenie, że znowu chyba się nie uda.
Czasem mam ochotę rzucić to wszystko w.......

14 stycznia 2023, 11:03

Boże.. to znowu się dzieje.
Mamy 19 cykl starań, 31 dc, dzień przed planowaną miesiączką.
Oglądam ten test co sekundę. To już drugi, który dziś zrobiłam. Oba pozytywne.
Nie wiem co mam ze sobą zrobić, odwołałam wszystkie zajęcia z dzisiaj i leżę w łóżku. Nie ruszam się stąd. Dobrze, że dziś sobota, choć z drugiej strony przez to nigdzie nie zbadam bety. Muszę poczekać do poniedziałku.
Napisałam do Pani doktor, ale muszę się liczyć z brakiem odpowiedzi, bo ona nie pracuje w weekendy.
Mężowi nic nie mówiłam. Chcę mieć pewność. Takie kreski już widziałam niestety w swoim życiu.
Proszę.. oby tym razem się udało. Mamy dobre warunki. Pozbyliśmy się zrostów. Biorę całą apteczkę leków. Tylko nie ustalałyśmy z Panią doktor, co mam robić w przypadku ciąży.

1. Witamina C 1x1
2. Witamina D 1x1
3. Prenatal Uno 1x1
4. Sorbifer 1x1
5. Sulfasalazin 1x1
6. Encorton 5mg 1x1
7. Neoparin 1x1
8. Progesterone Besins 1x1
9. Glucophage 500 mg 1x1
10. Acard 75 mg 1x1
11. Duphaston 1x1
12. Omega 3 1x1

ED939909-A2-E4-47-B4-BA7-A-EC26812-D8-E4-B.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2023, 23:03

14 stycznia 2023, 20:00

Mały update.
Dziękuję za dobre słowa. Ciężko było wytrzymać - zrobiłam jeszcze 3 inne testy.
B8-C884-B0-4-F65-4277-B6-E3-DEA8-F4457-F02.jpg
Nie mogę w to uwierzyć.
Pani doktor mi odpisała. Kazała leżeć i przyjechać w poniedziałek na badanie i kroplówkę. Czyli prawdopodobnie dostanę intralipid. Czytałam, że jest bezpieczny i bardzo pomaga - jeśli to tylko konieczne, zrobię wszystko. Nawet ten wenflon przeżyję, choć nie mogę o nim myśleć.
Zmieniło się też dawkowanie niektórych leków:
encorton 3x1, progesteron 2x1 + prograf 2x1. Tego ostatniego niestety nie mam i będę mogła wykupić go dopiero w poniedziałek w Polsce.
Do tego "neoparin 1x0,04" - chyba tu jest pomyłka z jednym zerem, do tej pory brałam 1x0,2, więc prawdopodobnie chodzi o dawkę 0,4? W ciąży zwiększa się dawka, a nie zmniejsza? Czy mogę sobie po prostu zrobić dwa zastrzyki zamiast kupować nowe opakowanie? Nie chcę już zawracać głowy pani doktor o tej godzinie.

Powiedziałam mężowi. Potrzebuję jego wsparcia psychicznego i pomocy z przygotowaniem posiłków, podjechaniem do apteki. Obiecałam sobie, że mimo tej całej otoczki niepewności i strachu zrobię to tak, jak kiedyś sobie wymarzyłam. Co prawda chciałam go zaskoczyć "dziwną paczką z amazona", ale nie miałam pod ręką żadnego kartonu po starych przesyłkach. Dałam mu więc pudełeczko ze śpioszkami, smoczkiem i testami. Zapytał łamiącym się głosem: Jesteś w ciąży? Naprawdę? - I mnie przytulił. Popłakałam się.
To bardzo wcześnie, ale potrzebuję go teraz ogromnie. Ustaliliśmy, że nie cieszymy się na zapas. Wszystko się może wydarzyć. Ale mam jakiś spokój w sobie.. Pierwszy raz test mi wyszedł przed terminem miesiączki. Kreska z któregoś z kolei moczu jest dość mocna jak na mnie. Mamy czas wcześnie zareagować, jesteśmy w dobrych rękach.
Czuję się inaczej. Ciągną mnie jajniki i odczuwam takie spięcie w dole brzucha. Nie wiem, czy nie powinnam wziąć nospy. I mam taką kulę w żołądku.. ale to chyba ze stresu.
Mam taką ochotę z kimś pogadać. Ale nie mogę nikomu powiedzieć. Mąż musiał pojechać do pracy, więc jestem sama z moimi myślami.

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2023, 23:04

16 stycznia 2023, 15:29

Dziś obudziłam się o 3 w nocy i już nie mogłam zasnąć. Położyłam się na kanapę w salonie i płakałam, płakałam.. ze szczęścia, wdzięczności i ze strachu.
Rano z szybko bijącym sercem zrobiłam dwa testy. Oba ciemniejsze niż dzień wcześniej, test owulacyjny pozytywny. Jest dobrze, pomyślałam. Czuję się świetnie, odczuwam tylko bolące piersi i to, że strasznie chce mi się pić. Pojechałam na betę i później ruszyliśmy z mężem w drogę do Polski. W samochodzie zaczęły mnie pobolewać trochę plecy i co chwilę sprawdzałam czy nie plamię..
O 14 dostałam telefon z kliniki z gratulacjami. "Jest Pani w ciąży". Ale te wyniki zbiły mnie z nóg...
Progesteron piękny, powyżej 40.
Ale beta tylko 57...
Dziś okres spóźnia się 2 dzień, wg moich obliczeń jest 14 dpo.
Czy ta beta nie jest za niska?
Pani doktor na usg dojrzała jedynie bardzo grube endometrium i miejsce, w którym może utworzyć się pęcherzyk. Ale nic więcej nie widać przy tak niskiej becie. Myślę że w środę wszystko się wyjaśni.. Strasznie się boję.
Właśnie leżę podpięta do kroplówki z intralipidu i modlę się, żeby wszystko było dobrze.. Choć nie wiem, czy jest sens się łudzić...
Edit 16:20: boli mnie brzuch okresowo 😔
Pani doktor jest dobrej myśli, mówi że takie bóle okresowe są normalne jak Dzidziuś się implantuje. I że dobrze, że szybko zareagowaliśmy, a intralipid to najlepsze co mogłam dostać. Jakby coś się działo to mam pisać. Zrobiła krzyżyk na brzuchu i mnie przytuliła. Kazała mi leżeć, dostałam L4 na 2 tygodnie, w środę wszystko będzie jasne.. Proszę, trzymajcie kciuki..

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2023, 16:37

17 stycznia 2023, 09:15

Nie wiem co mam powiedzieć, naprawdę.
Jesteście KOCHANE. I dajecie mi tyle siły.
Wczorajszy dzień to był jakiś rollercoaster emocji.
Jestem trochę zła na siebie, że miałam przecież leżeć, ale wiecie jak to jest, na betę trzeba podjechać, później do apteki, do sklepu, przygotować jakieś jedzenie na drogę.. Starałam się wolniej chodzić, nie wchodzić po schodach i co chwilę leżeć, ale suma sumarum zrobiłam dużo tego dnia, choć nie powinnam.
Nie spałam prawie całą dobę, do tego ten wyjazd, tyle informacji, kilkukrotne kłucie, ból brzucha, pleców.. Ja naprawdę już myślałam, że straciliśmy tego Dzidziusia. Ale czasami trzeba mną potrząsnąć, żebym się trochę ogarnęła i uspokoiła..
W trakcie i po wizycie wypłakałam chyba wszystkie łzy, nie mogłam się w ogóle opanować. Wiem, że hormony grają tu też dużą rolę, może są one jakoś związane z ciążą, bo nigdy nie byłam aż tak emocjonalna. W drodze powrotnej się położyłam i przespałam, odpoczęłam.. A cały ból jakby ręką odjął. Przeczytałam Wasze komentarze i stwierdziłam, że naprawdę muszę dać temu czas. Dałyście mi do myślenia. Pani doktor kategorycznie zabroniła nam lecieć na zaplanowany urlop, powiedziała żebyśmy poczekali parę dni i zobaczyli, jak rozwinie się sytuacja. Jak wszystko będzie dobrze, to żebyśmy rezygnowali, a jak beta nie urośnie to żebyśmy lecieli sobie odpocząć.
I wiecie jaki mój mąż jest kochany, on powiedział że odwoła ten nasz wylot, bo wychodzi z założenia że wszystko będzie dobrze.
Poznaję teraz jego wyjątkowo opiekuńczą stronę i tak się cieszę, że go mam.. Powiedział, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, a reszta nie jest zależna od nas. Najwięcej co mogę teraz zrobić to odpoczywać.
Jak już się wczoraj trochę ogarnęłam to zaczęłam rozmawiać z naszym Dzidziusiem. I powiedziałam mu, że jeśli nie będzie chciał z nami zostać, to mama z tatą pojadą sami na najlepsze wakacje życia. Ale jeśli chce, abyśmy siedzieli w domu i się nim opiekowali, a za rok pojechali gdzieś we trójkę, to musi być dzielny i walczyć.
Poniżej wklejam wam zdjęcie testów dzień po dniu.. Kreseczka jest, choć nie ciemnieje w jakimś zatrważającym tempie. Nigdy nie byłam na takim etapie, nie znam się.. Ostatni test jest z dzisiaj.
FEE1-CDB3-692-F-4-C37-978-D-83-C00-B844-A50.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2023, 23:08

18 stycznia 2023, 14:31

HCG: 147 mIU/mL
Progesteron: >40 ng/mL
Estradiol: 390 pg/mL

Przyrost bety 163% ❤️❤️❤️
Nasz długo wyczekiwany, wybłagany, ukochany Dzidziuś rośnie ❤️❤️❤️

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 stycznia 2023, 14:36

21 stycznia 2023, 06:51

Hej ❤️

Dziś pobudka o 5:00. I tak to niezły wynik, w ostatnich dniach budzę się codziennie o 3/4 nad ranem i już nie mogę zasnąć. Schemat wygląda zawsze podobnie: lekko się wybudzam -> myślę sobie: jestem w ciąży! 😳 -> gonitwa myśli pt. "co to będzie?" -> kręcę się godzinę w łóżku, po czym idę do salonu, żeby nie budzić męża 😂
Wczoraj po wybudzeniu poczułam jakiś taki dziwny głód. Jakbym nie jadła dosłownie nic przez kilka dni. Zaczęło mi się robić lekko niedobrze. Wygłuszyłam trochę tę myśl, ale dzisiaj po godzinnym przewracaniu się w łóżku naprawdę musiałam wstać i zjeść kawałek suchej bułki. Z jednej strony nie chcę sobie nic wkręcać, ale z drugiej było to naprawdę dość osobliwe.
Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Beta i dwie kreski mówią "on tam jest", a dla mnie to jest totalnie jakaś abstrakcja. Jakbym była aktorką w jakimś filmie. Wszyscy inni - ok, ale naprawdę ja?

Moje pobudki nocne kończą się zazwyczaj tym, że w ciągu dnia padam i śpię, śpię, śpię, a później nie wiem co się stało i w jakiej epoce się znajduję 😂 Staram się większość czasu leżeć, bo po ostatniej wyprawie do sklepu dostałam beżowego plamienia i nieźle się wystraszyłam. Więc teraz naprawdę nigdzie nie wychodzę i dużo odpoczywam. Trochę mnie przez to bolą plecy i w nocy między innymi przez nie się budzę, a koło się zamyka. Najchętniej wyszłabym w miasto i wykupiła cały dziecięcy dział w Zarze, także ten mój reżim domowy może nie jest taki zły 😀

Bety dalej nie sprawdzam, za dużo stresu mnie to kosztowało. W mojej klinice niestety nie wysyłają wyników, dostępne są one od godz. 14:00 jedynie telefonicznie. I oczywiście od godziny 14:00 linia jest non stop zajęta. Za każdym kliknięciem w przycisk "połącz" dostawałam małego zawału serca, aby za chwilę usłyszeć "osoba do której dzwonisz prowadzi właśnie rozmowę, spróbuj później". Po 20/30 próbach się udało, choć przez chwilę naprawdę bałam się, że zaszkodzę tym stresem Dziecku. Dosłownie serce stawało mi w gardle. I w dodatku pani w recepcji nie chciała mi powiedzieć, jaki dokładnie był wynik, tylko mówiła "wszystko wygląda dobrze". Musiałam ją kilkukrotnie prosić, żeby powiedziała mi wynik w liczbach. Ehh, co za kraj.
Bety co prawda nie sprawdzam, ale robię sobie domową betkę, czyli testy 😀 Wczorajsza fioletowa linia aż biła po oczach. Myślę sobie: będzie dobrze. Musi być. Nigdy nie doszłaś tak daleko.

Kolejna wizyta 27.01. Jestem spokojna i zdaję sobie sprawę, że wiele jeszcze nie zobaczymy. Powinien być pęcherzyk ciążowy, ale na serduszko za wcześnie, będzie to dopiero 5 tydzień i 5 dzień.
Odkryłam, że dla dłuższych cykli te dni ciąży liczy się trochę inaczej, bo jak dziewczyna ma owulację np. w 30 czy 40 dniu, to chwilę po zapłodnieniu byłaby w 5/6 tygodniu, a to bezsens 😀 Nie wiem, czy pani doktor może wyliczyć wiek ciąży po samym pęcherzyku, czy niezbędny jest zarodek z serduszkiem?

W ogóle tyle mam pytań, a zero odpowiedzi. Nikt nic nie wie, do moich rodziców będziemy jechać dopiero za 2 miesiące, a chciałabym, żeby byli ze mną w tym wszystkim wcześniej. A tak przez telefon mówić to też trochę głupio..

Dziś, z okazji soboty, i - co za tym idzie - mojego ósmego dnia w domu, mam nadzieję na jakąś dobrą kolację na mieście z mężem. Tak bym już chciała gdzieś wyjść!
I w ogóle to mam taką ochotę na jalapeno.. Myślałam o nim cały wczorajszy wieczór 🤔🙈

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 stycznia 2023, 07:36

26 stycznia 2023, 05:32

Środa. Jem śniadanie. Po kilku minutach zaczyna mi się robić niedobrze. Przez 4 godziny mam mdłości, po czym zasypiam wykończona. Budzę się i po paru chwilach idę do toalety. Chce mi się wymiotować, ale się powstrzymuję. Bolą mnie piersi, czuję się bardzo ciążowo. Cały dzień leżę w łóżku.
Pod wieczór z pracy wraca mąż. Jest przeziębiony i wykończony. Bierze gripex, żeby wyzdrowieć na jutrzejszy wyjazd. W piątek mamy wizytę u lekarza, więc zarezerwowaliśmy na dwa dni pobyt w okolicznym spa. Nigdzie już w tym roku nie pojedziemy, więc chcieliśmy pozwolić sobie chociaż na taką przyjemność. Mąż wspomina, że dał naszemu koledze do zrozumienia, że jestem w ciąży, bo mieliśmy już ogarnięte wizy na lutową wycieczkę i tamten pytał, dlaczego nie mogę polecieć. Mówię mu, że to bardzo wcześnie, ale rozumiem sytuację. Nie powiedział mu wprost, ale nie chciał też kłamać. Poza tym musi być dobrze, czuję się ciążowo, nie krwawię.. 2 minuty później idę do toalety i widzę na bieliźnie gęstą plamę ciemnoczerwonej krwi. Co za paradoks. Wołam męża i mówię, że nie wiem co mam robić. Mówi, żebym się położyła. Piszę do pani doktor i czekam. Mąż każe mi coś zjeść, bo cały dzień nic nie przełknęłam, więc jem przez łzy. Dla dziecka. Po 2 godzinach wstaję siku i zaczyna się ze mnie lać krew. Czuję ciepło, które płynie mi po nogach. Mówię mężowi, że to koniec. Poroniłam. Ale nie mam żadnych bóli. Czuję się tak samo, jak chwilę wcześniej, tylko ta krew.. Dzwonimy do okolicznego ginekologa. Nic się nie da zrobić, proszę przyjechać jutro rano. Tak się czasem zdarza. Mąż mówi, że nie mogę się teraz denerwować, bo tylko pogorszę sprawę. Zaczynam się więc robić zimna i mój smutek zamienia się w złość.

Po pewnym czasie dzwoni pani doktor. Każe nam jechać na izbę przyjęć i dać znać po wizycie.
Jedziemy na sor. Czekam godzinę - półtorej na swoją kolej. Leżę na kolanach męża. Czuję się jak małpa w zoo i mówię sama do siebie "błagam, błagam, niech się pospieszą".
Wreszcie wchodzę. Tysiąc pytań o leki, które biorę. Czy miałam kiedyś przeszczep, bo takie leki mam przepisane. Nie miałam, ale biorę to, aby mój organizm nie odrzucał dziecka. Lekarka tego nie rozumie.
Siadam na fotel i zaczyna się szukanie pęcherzyka. Oglądamy centymetr po centymetrze, nie ma go nigdzie. Badanie strasznie boli i pani doktor podejrzewa ciążę pozamaciczną (powiedziała mi to po badaniu). Wreszcie jest. Jest maleńki, 6 mm pęcherzyk z ciałkiem żółtym.. Wszystkie emocje we mnie pękają i zaczynam płakać. Pierwszy raz widzę ślad po moim dziecku..
Pani doktor wyjmuje narzędzia i pokazuje mi, że krew jest brązowa, czyli stara. Nie krwawię już. Mam jechać do domu i odpocząć. Jest pół na pół. Albo pęcherzyk urośnie i Dziecko przeżyje, albo ta druga opcja. Nie wiadomo, skąd krwawienie. Czytam w internecie - rozmiar pęcherzyka się chyba zgadza jak na połowę 5 tygodnia.. Jutro mam pojechać na zastrzyk z immunoglobuliny, aby nie doszło do konfliktu serologicznego. A w piątek na kontrolę do swojej pani doktor. Jakbym dostała okresu albo bóli, mam znowu przyjechać na izbę przyjęć.

Wracamy do domu koło północy. Pani doktor mi odpisuje, że jest nadzieja, że wszystko będzie dobrze. Mam przestać brać acard i neoparin, bo to rozrzedza krew. A ja wzięłam je przed samym wyjazdem do szpitala. Jestem wykończona i zasypiam w parę minut.

3:30 - przebudzam się. Dociera do mnie, co się stało. Wstaję po cichu, nie chcę budzić męża, tyle dla mnie zrobił i taki ciężki dzień ma przed sobą. Zwijam się w kłębek na sofie i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Patrzę się na zegarek, 4:41, godzina w ogóle się nie zmienia. Piersi bolą jakby mniej. Na papierze brązowa, ciemna krew.
Leżę i pytam, dlaczego. Dlaczego mnie to spotyka? Co złego zrobiłam?

Od dwutygodniowego leżenia bolą mnie plecy. Ból jest przeszywający. Żyję w zawieszeniu. Chciałabym pogadać chociaż z mamą.. Ale zaraz przychodzi myśl, że przecież wymarzyłam sobie, aby zrobić jej prezent.. Na żywo, a nie płacząc w telefon że chyba tracę moje dziecko.. Nie chcę jej tym obciążać. Ona to będzie przeżywać jeszcze bardziej wiedząc, że nie może mi pomóc.
Bo zdaje sobie sprawę, że krwawienie nie zwiastuje nic dobrego i muszę być przygotowana na najgorsze.

Co mogę więcej powiedzieć? Proszę o modlitwę. Nie wiem jak przeżyję następne dni.

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 stycznia 2023, 05:51

27 stycznia 2023, 12:13

Cześć Kochane. Jeszcze raz dziękuję Wam ogromnie za wsparcie. Wiem, że czekacie na jakieś wieści.
Dziś jest trochę lepiej... Plamię delikatnie na brązowo, na wkładce niewiele zostaje. To jest teraz ewidentnie taka stara krew, jakby organizm się oczyszczał. Wczoraj wieczorem trochę kłuł mnie jajnik, poza tym brzuch mnie nie boli. Czuję się jak przed krwawieniem, piersi są bardzo wrażliwe i mogłabym cały czas spać. Wstaję tylko do toalety, mąż robi przy mnie wszystko. Przynosi mi jedzenie do łóżka, jeździ codziennie do apteki po nowe leki. Ogarnął intralipid w naszym mieście, bo razem z panią doktor ustaliliśmy, że podróż 700 km na usg nie jest w tym momencie najrozsądniejszym pomysłem. Na serduszko jest za wcześnie, więc co najwyżej byśmy zobaczyły, czy pęcherzyk urósł. Najprawdopodobniej jutro podłączą mi kroplówkę w domu, żebym nie musiała nigdzie chodzić. Najlepsze, co mogę zrobić, to dużo odpoczywać i wierzę w to, że Dziecko przeżyje, a krwotok się nie powtórzy. Odstawiłam acard i biorę bardzo małą dawkę heparyny. Ciężko wyważyć złoty środek, bo ja tych leków przeciwzakrzepowych potrzebuję i może być źle, jak je odstawię. Ale nie wiadomo, jaką dawka nie spowoduje ponownego krwawienia. Mam wziąć jeszcze inny lek uszczelniający naczynia krwionośne i zapobiegający krwotokom. Wczoraj dostałam konkretny zastrzyk w udo, który ma ochronić mnie i dziecko przed konfliktem serologicznym. Po południu mam się zdzwonić z panią doktor.

Dostanę prawdopodobnie kolejne zwolnienie na 2 tygodnie. Nie wiem, czy być fair i powiedzieć szefowej szczerze jaka jest sytuacja, czy po prostu wysłać jej l4 i nie mówić nic. Ja czuję taką niepewność, że boję się komukolwiek powiedzieć. 2 tygodnie temu napisałam koledze, który mnie zastępuje, że jestem chora i nie będzie mnie przez najbliższy czas, a on dopytywał, co mi jest dokładnie. Uznałam, że to mało taktowne zachowanie z jego strony, tym bardziej, że znamy się bardzo krótko i mamy kontakt czysto służbowy. Długo się zastanawiałam co wymyślić, aż w końcu dyplomatycznie nie odpisałam mu nic. Ale teraz, kiedy sytuacja się przedłuża i on został sam z całą pracą, nie wiem czy nie należą mu się jakieś słowa wytłumaczenia. Co byście zrobiły na moim miejscu?

Póki co leżę i staram sobie zapełnić jakoś ten czas.. Na netflixie za bardzo nie mogę znaleźć nic interesującego. Lubię filmy, w których coś się dzieje, jest jakaś zagadka (najbardziej thrillery), ale chyba powinnam sobie oszczędzić dodatkowego stresu związanego z oglądaniem takich filmów.
Założyłam też pamiętnik dla Maluszka, ale póki co wstrzymałam się z pisaniem, bo nie chcę, aby to był smutny pamiętnik.

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 stycznia 2023, 12:14

3 lutego 2023, 10:25

„Cześć Maluszku! Tu jesteś! To ja, ciocia Ania! Zobacz, Mamusiu!”

Tymi słowami zaczął się najpiękniejszy dzień w moim życiu - 02.02.2023 ❤️

Nasze Maleństwo ma prawie 6 mm długości i pięknie bije mu serduszko ❤️ 123 uderzenia na minutę. Wczoraj, wg usg, mieliśmy 6 tygodni i 3 dni. Czyli prawie identycznie, jak wynikało z moich obliczeń.
Widzieliśmy też ranę po krwiaku, zaraz obok Dzidziusia. To przez niego najadłam się tyle strachu. Już nam raczej nie zagraża, ale mam leżeć jeszcze 3-4 dni, a później się oszczędzać. L4 dostanę już do końca ciąży.

Pani doktor powiedziała, że bardzo się nie martwiła, bo krwawienia w jej pracy to codzienność. Pani, która mnie badała opowiadała, że w ciąży krwawiła co kilka tygodni i urodziła zdrową córeczkę. Również była pod opieką mojej pani doktor.

Takie sytuacje (krwiaki) podobno pojawiają się, kiedy układ immunologiczny matki walczy z zarodkiem i próbuje się go pozbyć. Matka nie ma wpływu na to, jak reaguje jej organizm. Może się zdarzyć, że podświadomie czegoś się boi, przeżyła traumę, której już nie pamięta (np. w bardzo wczesnym dzieciństwie) i jej układ odpornościowy wytwarza przeciwciała, które atakują płód. Ja nie przypominam sobie nic takiego, może to nie jest ten przypadek. Ale zagadnienie bardzo ciekawe, jak wiele rzeczy wpływa na zajście w ciążę i jej zdrowe donoszenie.
W takich przypadkach kluczowe są leki obniżające odporność.

Uważam, że immunologia w temacie starań jest zagadnieniem często zaniedbywanym, spychanym na drugi plan. A odpowiednie leczenie może zdziałać cuda. Jestem taka wdzięczna za dar, który otrzymaliśmy. A wszystko to przez wiarę, że w końcu będzie dobrze. Ocieranie łez i walczenie dalej.

Jestem pewna, że Tobie też się uda. Jeszcze chwilkę temu również wydawało mi się, ze ta droga nie ma końca.

Czuję się super. Naprawdę. I mam wrażenie, że ładnie wyglądam. Zniknęły mi wszystkie krostki, z którymi walczyłam tyle lat. Mam gładką, nawilżoną cerę, piersi urosły mi o jeden rozmiar. A to, co po mnie najbardziej widać to chyba to, że naprawdę jestem szczęśliwa. Nic mi więcej do szczęścia nie brakuje.

Mdłości raczej mnie nie męczą, Dzidziuś nie daje popalić. Czasem tylko, gdy wcześnie sie przebudzę, zaczynam czuć ogromny głód, jakbym nie jadła conajmniej dobę i muszę cokolwiek przegryźć. Później jest już dobrze i mogę zasnąć. Taka moja odmiana mdłości ciążowych :)

Zawsze kochałam słodycze. Mam zdiagnozowaną IO 🙊 Proces odstawiania słodyczy nie był dla mnie łatwy. A teraz? Ogóreczki kiszone, sałatki, warzywa, oliwki, sery (szczególnie feta) - wszystko co słone - mogłabym jeść tylko to. Słodycze mogą nie istnieć. Zawsze myślałam, że takie zachcianki ciążowe to jakaś bajka. Ale po wczorajszej akcji, kiedy mąż musiał zatrzymać się na autostradzie, abym mogła zjeść ogórka kiszonego, zmieniłam zdanie 😂 to była taka silna potrzeba, że naprawdę myślałam, ze zwariuję - dobrze, ze kupiliśmy cały zapas 😁 Mam wrażenie, że mój organizm dosłownie każe mi to jeść. Nie powinnam mieć większych niedoborów, bo suplementuję od dłuższego czasu witaminę C, D i żelazo.

Jutro chcemy powiedzieć teściom, a w najbliższych dniach moim rodzicom. Chcemy, aby byli w tym z nami. Przygotowałam piękne prezenty. Mój mąż mówi, że jego mama będzie płakać na 100%. To sobie popłaczemy we dwie 😀

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 marca, 15:33

5 lutego 2023, 17:42

Cześć wszystkie Ciocie.
Niestety nie jest nam dane cieszyć się spokojną ciążą. Kilka godzin po ostatnim wpisie znowu dostałam krwotoku. Było to dla mnie dziwne tym bardziej, że na usg dzień wcześniej było widać jedynie małą rankę po krwiaku i nie powinien on już powodować takich akcji.
Na początku starałam się uspokoić, wzięłam leki i leżałam czekając, aż krwawienie ustanie. Ale po 3 przemoczonej podpasce i dziwnych skurczach pojechaliśmy na izbę przyjęć.
Na szczęście weszłam dość szybko i trafiła mi się bardzo miła, wyrozumiała doktor. Na usg od razu pokazał się Dzidziuś i wyraźnie biło mu serduszko (słyszałam je nawet i nigdy nie zapomnę tego dźwięku). Urósł od ostatniej wizyty tyle, ile powinien i wszystkie parametry zgadzały się z 6 tygodniem i 4 dniem ciąży. Dzidziuś jest jeszcze zwinięty w kuleczkę, ale widać było, gdzie jest główka, a gdzie reszta ciała. Niesamowite.
Krew stara, brązowa, brak aktywnego krwawienia, mam się oszczędzać i starać nie przejmować. W sumie nie wiadomo skąd ta krew, krwiaczek jest malutki.
Wróciliśmy do domu trochę uspokojeni (było koło północy) i wykończona próbowałam zasnąć. Naprawdę chciałam, aby ten dzień się już skończył, abym się obudziła i wszystko było znowu ok.
Niestety gdy się położyłam, zaczęłam coraz mocniej odczuwać skurcze. I to nie w brzuchu, a w pochwie. Bezbolesne, ale regularne, pojawiały się co kilkadziesiąt sekund. Mąż pojechał w środku nocy po nospe i nie wiem, czy zaczęła działać, czy byłam już tak wykończona, ale udało mi się zasnąć.
Rano nie było lepiej, skurcze czułam niemalże cały czas. Kilka razy pojawiło się bardzo mocne ukłucie, jakby szpilką lub nożem, było też kilka mega mocnych skurczy, podczas których wypływała mi ta brązowa krew.
No i do sedna.
Pani doktor podejrzewa u mnie zakażenie. Powiedziała, że zakażenia objawiają się takimi krwawieniami nieznanego pochodzenia i skurczami. Przepisała mi antybiotyki, aby ochronić dziecko. Mąż w sobotę jechał kilkaset kilometrów, aby mi te leki wykupić (jestem pod wrażeniem ile dla mnie robi od kiedy dowiedzieliśmy się o ciąży). I wszystko byłoby w miarę ok, gdyby nie to, że wszędzie piszą, że tych antybiotyków nie wolno przyjmować w 1 trymestrze. Teraz trwa jeden z najważniejszych procesów, w organizmie dziecka wykształcają się narządy wewnętrzne. No i po prostu się boję, że mu zaszkodzę.
Z drugiej strony ufam doktor i wiem, że ma ogromne doświadczenie. Powiedziała, że jej znajomi lekarze bali się podawać w takich przypadkach antybiotyki i ciąże kończyły się poronieniem. I że z całą odpowiedzialnością przepisuje mi te leki. Więc wiem, że muszę jej zaufać.
Ale wiecie, czuję się taka odpowiedzialna za tę Kruszynkę i serce mi się łamie na myśl, iloma lekami ją teraz faszeruję. Przeraża mnie myśl, że mogę zrobić jej krzywdę, ale nie mam innego wyboru, bo mogę ją stracić.
Dodatkowo w badaniach wyszło mi niskie DHEA-SO4, które ma wpływ na zagnieżdżenie zarodka. Na to też dostałam leki, których w ciąży nie wolno brać, ale ponoć póki jest niedobór, to trzeba go wyrównać. Gorzej jak zdrowa osoba bierze takie leki w nadmiarze. Więc no.. ufam. Co innego mogę zrobić? Gdyby nie doktor, nie doszłabym nawet do tego punktu.

Ogólnie jest mi ciężko. Ciężko psychicznie. Myślałam, że na staraniach się skończy, ale jak widać, ta droga jeszcze przez długi czas nie będzie usłana różami. Moja ciąża jest zagrożona i nie wiadomo, co będzie dalej. Ciągle mam te cholerne skurcze, które przypominają mi, że nie wszystko jest w porządku.
Czuję, że muszę walczyć dla tej Kruszynki, ale z drugiej strony niewiele mogę zrobić. I muszę zdać się na łaskę bądź niełaskę losu. Jestem zła na mój organizm, który tak atakuje to bezbronne dziecko.
Mieliśmy jechać do teściów, ale wszystko odwołaliśmy. A tak się cieszyłam, że będzie z górki. Teściowa zrobiła specjalnie tort bezowy na nasz przyjazd.

Także tak.. Dziś mój 23 dzień w domu. Prędko go nie opuszczę. Szczęście przeplata się ze strachem. Czy będzie dobrze?

11 lutego 2023, 21:35

9 lutego nasze Dzieciątko odeszło do Aniołków.
8 lutego wieczorem dostałam krwotoku, a rano nie było już widać akcji serca.
Mój mąż, wielki chłop, prawie zemdlał dwa razy.
Ja tylko się na niego patrzyłam i nie byłam w stanie nic powiedzieć.
Po wyjściu z gabinetu wyłam na korytarzu. Tego uczucia nie da się opisać, kiedy serce pęka ci na pół.
Jak jest dzisiaj?
Ciężko. Ale staram się żyć normalnie. Staram się nie siedzieć w domu, być ciągle z kimś. Nie załamać się. A w poniedziałek jadę do mamy i taty. Czekają na mnie i będą ze mną w tym.
Nasze Dzieciątko jeszcze jest z nami, w moim brzuszku. Ciągle mu powtarzam, że jestem przy nim, że nie jest samo. A kiedyś się jeszcze spotkamy.
Krwawienie prawie ustało, nic mnie nie boli. Jeśli jutro nic się nie zadzieje, w poniedziałek rodzice zawiozą mnie do szpitala.
Będziemy robić badania i szukać odpowiedzi, dlaczego się tak stało. Mamy pewne przypuszczenia.
Ale teraz potrzebuję spokoju i odnalezienia siebie na nowo. Wiem, że jeszcze będzie dobrze. Wiem, że Bóg ma na nas swój plan że dane nam będzie jeszcze przytulić nasze Dziecko.
A tymczasem znikam na trochę. Dziękuję Wam za wsparcie. To był piękny, choć niełatwy czas. Teraz już nic nie mogę zrobić źle. Nikomu nie mogę zaszkodzić. Jest mi trochę łatwiej z tą myślą. Chcę skupić się na naszym małżeństwie, które potrzebuje znowu dawnych nas. Chcę wykorzystać jak najlepiej ten czas, który jest nam teraz dany.
Nasze Dzieciątko pozostawiło po sobie mnóstwo szczęścia, dobrych wspomnień i nauczyło mnie cieszyć się tym, co jest tu i teraz. Było takie malutkie, a tyle wniosło do mojego życia. Wiem, że nie było tu z nami przypadkowo. I zawsze pozostanie w naszych sercach.

14 lutego 2023, 22:01

Cześć Dziewczyny.

Ach, postanowiłam, że coś skrobnę. W sumie dobrze mi tu i brakuje mi Was. Z jednej strony mam potrzebę się wygadać, a z drugiej bardzo boję się o tym komukolwiek mówić. To taki delikatny, osobisty temat, że trzymam go w sobie i staram się ochronić przed światem zewnętrznym. Potrzebuję przelać gdzieś te emocje, ale jak zaczynam cokolwiek mówić, to zaraz łzy płyną mi do oczu i zaciska się gardło. Może pisanie będzie najlepszym rozwiązaniem.

Trudne były te ostatnie dni. To tak, jakby ktoś zabrał dziecku długo wyczekiwany prezent. Wyrwał mu go z rąk i uciekł. I to dziecko zostaje samo, wyciąga rękę, nie wie co się stało.. Dlaczego?

Czuję taką pustkę. Nie za bardzo wiem, co mam ze sobą zrobić. Miałam tyle planów, poukładałam sobie ten rok w głowie. Czuję się chwilami, że byłam tak naiwna, tak głupia.. Za bardzo się w to wkręciłam. Ale z drugiej strony.. Czy słysząc bicie serca swojego Dziecka nie miałam do tego prawa? Nie mogłam pomyśleć, jak będzie wyglądała nasza przyszłość?

Ta ciąża była cudownym przeżyciem. Ale był to też rollercoaster najbardziej skrajnych emocji. Bo w pewnym momencie nie boisz się już tylko o siebie, o swoje zdrowie. Zaczynasz się bać o kruche życie tej małej Istotki, na której tak bardzo Ci zależy i gdzieś z tyłu głowy krąży myśl, że możesz ją stracić, a wtedy runie cały Twój świat.
Był to też ogromny kontrast do moich wcześniejszych oczekiwań. Zawsze myślałam, że jak już zajdę w ciążę, to będę latać w chmurach. Że będę skakać z radości, żyć pełnią życia. W praktyce wyglądało to tak, że leżałam w łóżku i płakałam, dziękując Bogu za to Dziecko, płakałam, bo krew leciała mi po nogach, płakałam, bo odczuwałam przeraźliwy strach czy ono jeszcze żyje, płakałam, bo od 20 kilku dni nie robiłam nic innego oprócz leżenia w łóżku w dresie. Płakałam z bólu, bo moje plecy już odmawiały posłuszeństwa, patrzyłam się na ten brzuch i wiedziałam, że to Maleństwo tam jest, ale nadal nie mogłam w to uwierzyć..

Nie wiem. Czuję się, jakby ktoś mnie przejechał. Jak się czymś zajmę to nawet umiem się śmiać, normalnie rozmawiać, a jak zostanę chwilę sama to nawet nie wiem kiedy i łzy lecą mi po policzkach. Chyba potrzebuję jeszcze czasu.

W piątek zdecydowałam się na rozmowę z psycholog, która przyjmuje w gabinecie u mojej pani doktor. I nawet nie ze względu na tę sytuację, bo czuję, że sobie z nią poradzę. Ale chciałabym poznać swoje wnętrze, odpowiedzieć na niektóre pytania w mojej głowie, stać się lepszą wersją siebie. Zawsze się wzbraniałam przed taką wizytą (nie czułam takiej potrzeby), a teraz mam ogromną ochotę z kimś o tym porozmawiać i wyrzucić z siebie to, co mnie trapi. Poszłabym na taką wizytę nawet teraz, w tym momencie, mam ogromną ochotę pracować nad sobą.

Z pozytywnych kwestii (jeśli można cokolwiek w tej sytuacji tak nazwać), to ta ciąża otworzyła mi oczy na wiele spraw. Dostrzegłam, jak bardzo kocha mnie mój mąż. Taką szczerą, prawdziwą, dojrzałą miłością. Był ze mną od początku do końca. W tych łzach, we krwi. Nie było wstydu. Nie musiałam nic mówić, on po prostu wiedział o co chodzi. Nasz związek przeszedł na kolejny duchowy etap. Poczułam, że mój mąż jest częścią mnie.

Drugą kwestią jest to, że odkryłam, że wielkimi, powolnymi, ciężkimi krokami zbliżam się do mojego celu. Nie trafiłam do tej doktor przypadkowo. Wiem, że Bóg postawił ją na mojej drodze i da mi to, o czym tak bardzo marzę, ale muszę być jeszcze cierpliwa. Choć teraz nie wszystko potoczyło się do końca tak, jakbym tego chciała, muszę być wdzięczna za to, co dostałam. Jeszcze parę miesięcy temu nawet nie byłam blisko, a teraz zrobiłam ogromny krok na przód.

Nasz Maluszek jest z nami i będzie do końca naszego życia patrzył na nas z nieba. Doceniam to, że się pojawił. I choć nigdy nie dane mi będzie go trzymać w ramionach, żył będzie wiecznie w naszych sercach i pamięci. Ciało jest tymczasowe, a dusza nigdy nie umiera.

Wierzę, że będzie dobrze. Wczoraj znowu dostrzegłam na niebie ogromny klucz lecących ptaków. Ostatnio widziałam je krótko przed tym, jak zaszłam w ciążę.
Życie jest piękne, choć ciężko to czasami dostrzec, bo mamy ubrudzone okulary.

19 lutego 2023, 14:43

Chyba przestałam już krwawić.
Od wczorajszego ranka nie zauważyłam już nawet kropelki krwi.
We wtorek mam wizytę kontrolną, aby zobaczyć, czy wszystko się oczyściło. Dziwnie tak przeżywać połóg bez nagrody w postaci dziecka.
Wszystkie objawy ciążowe ustały, piersi przestały boleć i wróciły do swojego rozmiaru, a słodycze to znowu moje ulubione jedzenie. Jakoś mi z tym lżej, bo czuć się w ciąży, już w niej nie będąc, to nic fajnego.
Nie wiem czy mogę to powiedzieć, bo ciężko określić, jak będę się czuć jutro czy za parę dni, ale chyba powoli godzę się z losem. Wiem, że nasz mały Aniołek nad nami czuwa, a ja nie jestem w stanie zmienić przeszłości. Pozytywnie i z nadzieją patrzę w przyszłość i jestem pewna, że zaraz się nam uda.
W piątek rozmawiałam z panią psycholog. Przyznała, że na początku miała problem z określeniem, dlaczego się do niej zwróciłam, bo jestem bardzo pozytywnie nastawiona i sama sobie poukładałam w głowie moje emocje. Wspomniałam o poronieniu i zaraz zaczęłam wymieniać dobre rzeczy, które mnie spotkały dzięki mojemu Aniołkowi.
I tutaj zauważyła jedną rzecz.
Całe życie szłam przez życie, spełniając moje cele i marzenia. Zawsze miałam wpływ na kreowanie mojej rzeczywistości. Chcieć to znaczyło móc. A teraz po prostu panicznie boję się przyznać światu, że coś mi nie wychodzi. Przed znajomymi i samą sobą udaję, że wszystko jest super, staram się nie okazywać słabości i tego, że mogę mieć z czymś problem. Staram się ukrywać w ciele optymistki, którą zawsze byłam. Ale aktualnie nie wszystko jest ok w moim życiu. Przechodzę przez ciężkie chwile i muszę sobie dać przestrzeń, aby to zaakceptować. Zrozumieć, że mam prawo czuć się przygnębiona, smutna. To ukrywanie emocji skutkuje tym, że wracam do domu i wszystko, co negatywne, wraca do mnie ze zdwojoną siłą. Nie pozwalam sobie na słabość, na przyznanie się do tego, że coś w moim życiu może nie układać się tak, jak tego chcę. Nie chcę dać sobie pomóc, bo próbuję ochronić najbliższych. Przecież sama sobie poradzę. Przecież jest ok. A nie jest.
Właśnie straciłam dziecko, a mimo to próbuję iść z uśmiechem przez życie. Nie daję sobie przestrzeni na chwile słabości.
Drugą kwestią, o której rozmawiałyśmy, to docenienie tej drogi, tego procesu, jakim są starania.
To tak, jak ze studiami: idzie się na nie z zamiarem ich ukończenia, ale to, co finalnie się liczy, to wspomnienia z czasu ich trwania, znajomi poznani na uczelni, wyjazdy, pierwsze podjęte prace etc. Sam papierek (dyplom) by nas tak nie usatysfakcjonował.
Może ta droga jest właśnie częścią celu, może gdyby nie ona, nie umiałabym docenić tak bardzo roli mamy, która zostanie mi dana.
Wspomniałyśmy też o czymś takim jak samospełniająca się przepowiednia - to, w jaki sposób kierujemy nasze myśli, ma ogromny wpływ na funkcjonowanie całego naszego organizmu. Ja całe życie miałam przeświadczenie, że skoro wszystko mi się tak dobrze układa, to w końcu podwinie mi się noga, i prawdopodobnie na tym, na czym zależy mi najbardziej - czyli na staraniach. I nieświadomie mogłam wpłynąć na bieg mojej historii.
Pani psycholog kazała mi zauważyć, że w tym temacie również mam pewien wpływ na osiągnięcie celu. Ktoś mógłby się załamać i czekać na to, co przyniesie mu los. A ja walczę nawet w tej chwili, kiedy z nią rozmawiam. Że daję 300% z siebie.
Na koniec stwierdziła, że nie widzi terapeutycznego sensu dalszych spotkań - jedynie jakbym chciała się wygadać, albo z czymś sobie nie radziła, mam się do niej odzywać. Takie odczucia jak poczucie niesprawiedliwości, złość, smutek towarzyszą prawie każdej kobiecie podczas starań, tylko ja po prostu nigdy nie miałam okazji doświadczyć czegoś takiego. Powiedziała, że życie nie jest zawsze kolorowe i takie emocje prędzej czy później gdzieś by ze mnie wyszły, czy to na tym etapie, czy na jakimkolwiek innym.
Po tej rozmowie poczułam się dużo lżej i cieszę się, że miałam okazję usłyszeć opinię neutralnej osoby. Bo chwilami naprawdę miałam wrażenie, że może coś ze mną nie tak.
Będzie dobrze. Czuję, że jestem już na końcówce.. Czuję, że niedługo zostanę mamą. I nie boję się powiedzieć tego głośno.
Nasze Maleństwo czuwa nad nami i chce, byśmy byli szczęśliwi. I będziemy - mocno w to wierzę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lutego 2023, 14:45

21 lutego 2023, 14:43

Dziś jestem trochę nostalgiczna. Najchętniej zasnęłabym na parę miesięcy i obudziła się znowu, po tych wszystkich badaniach, będąc w ciąży i myśląc, że wszystko było jedynie złym snem.. Że nic się nie stało i moje Dziecko jest nadal ze mną.

Mam jeszcze 6 tygodni zwolnienia, dużo czasu dla siebie, a jednocześnie nie za bardzo umiem znaleźć sobie miejsce. Wszystko robię 10 razy wolniej niż zwykle i nie zachwycam produktywnością.
Potrzebuję planu działania. Chciałabym teraz pozałatwiać wszystkie rzeczy, których nie wolno w ciąży - zrobić kontrolę u dentysty, rentgen zatok itd. I polecieć na ten urlop, który odwołaliśmy. Oj tak, tego nam potrzeba..

To głupie, że jako staraczka, robiąc wszystko, by zajść w ciążę, czułam się nieprzygotowana na to Maleństwo. Może to też znaczy, że nauczyłam się żyć normalnie? Miałam poumawianych lekarzy, niedokończone leczenie, zaklepane wakacje.. Zaczęło do mnie docierać, że w naszym mieszkaniu nawet nie ma miejsca na postawienie wózka, a co dopiero urządzenie pokoiku.. Choć teraz wszystko bym oddała, aby wrócić do tych "problemów".

Dziś miałam wizytę u ginekologa. Miała być ona wizytą kontrolną w 10 tygodniu, ale wyszło jak wyszło.. Wczoraj trochę ją przeżywałam, bałam się powrotu wspomnień.. Ale nie było tak strasznie.

Lekarz włączył minę numer 5, wszedł do gabinetu smutny i powiedział, że bardzo mu przykro, bo ciąża na ostatniej wizycie rozwijała się prawidłowo. Ponoć tak się zdarza i nic nie byliśmy w stanie zrobić..
Od razu przypomniały mi się jego słowa sprzed kilku tygodni, kiedy to próbował mnie pocieszać, że 9 na 10 pacjentek z krwawieniami stawia się u niego do porodu. No to ja miałam okazję być tą jedną..
Los się chociaż na tyle nade mną zlitował, że wszystko oczyściło się samo. Nie było widać już nic oprócz gładkiego endometrium.

Pan doktor był trochę niezbyt kumaty jeśli chodzi o temat niepłodności i badań po poronieniu.
Dostałam na własną prośbę skierowanie do laboratorium genetycznego, najbliższy termin mają dopiero w kwietniu.. Więc umówiłam się dodatkowo na wizytę w mojej dawnej klinice leczenia niepłodności, może tam mają większe pojęcie. Jeśli będą mogli zrobić mi choć część badań na fundusz, to odłożymy trochę pieniędzy na dalsze leczenie. Resztę badań wykonamy u pani doktor w PL.

Mam też trochę wyrzuty sumienia..
Parę dni temu, choć miałam jeszcze delikatne plamienie, przytulaliśmy się z mężem. Pierwszy raz od początku stycznia, bo w ciąży mieliśmy zakaz minimum do 5 miesiąca.. Tak, prawie zostałabym zakonnicą.
I chyba nie był to najlepszy pomysł, bo po wszystkim znowu zaczęłam plamić i pojawiły się bóle brzucha.
W internecie wyczytałam, że należy poczekać do końca krwawienia, bo inaczej można nabawić się infekcji. Więc oczywiście zeschizowałam, że znowu nawaliłam, że po tym całym trudnym czasie nawet nie wolno mi się zbliżyć do męża.. Strasznie się boję jakiejś infekcji, powrotu zrostów i zaczęcia wszystkiego od początku..
Ehh.. nie mam litości dla siebie..

W piątek mamy teleporadę u naszej pani doktor, ciekawe co dalej.. Nawet nie wiem kiedy mogę spodziewać się okresu? Jak będzie on wyglądał? Czy w kwietniu będziemy gotowi, by starać się ponownie? Dziwnie tak żyć w zawieszeniu.

25 lutego 2023, 07:00

Wracam, tym razem w lepszym nastroju i pełna nadziei 🍀

Mamy wstępny plan działania.

Czekamy na wyniki badań Dzidziusia - powinny być najpóźniej w połowie marca. Zlecone zostały badania genetyczne, histopatologiczne i immunohistochemiczne - cena powala (2,5 tys.), ale od nich będzie zależało całe nasze dalsze leczenie. W międzyczasie muszę wykonać cytologię i posiew krwi miesiączkowej. Mogę mieć w macicy niewyleczony stan zapalny po zrostach. Chciałyśmy to zbadać przy okazji najbliższego okresu, ale wtedy zaszłam w ciążę. Potem te dziwne krwawienia i znacznie podwyższone leukocyty we krwi i w moczu..
Musimy też przebadać męża, zlecone zostały:
- ANA, aTPO, aTG
- przeciwciała przeciwplemnikowe
- kalprotektyna.
W temacie tych badań jestem akurat zielona, ale z tego co zrozumiałam, w nasieniu męża może być coś, na co mój układ immunologiczny reaguje agresywnie i broni się przed ciążą.

Fizycznie i psychicznie z dnia na dzień czuję się lepiej. Wiadomo, czasami bywają słabsze momenty, ale akceptuję to.
Krwawiłam/plamiłam prawie równe dwa tygodnie. Chyba zbliża mi się owulacja, ale oczywiście się nie staramy. Wracam jednak do glucophage i duphastonu, żeby powolutku wyregulować organizm.

To wszystko to jeden wielki proces. Od rozpaczy, złości, do pogodzenia się z sytuacją. Staram się zaakceptować, że nie mam wpływu na przeszłość, ale za to mogę podjąć walkę i zmienić to, co przede mną. Jak wszystko będzie dobrze, chcielibyśmy wrócić w kwietniu do starań po rodzeństwo dla naszego Aniołka 🤍
1 2 3 4 5 ››