Trzymam się dobrze. Spodziewałam się jaki będzie wynik bety patrząc na poranny poniedziałkowy test, który tym razem nie chciał się wybarwić. Jeśli beta by rosła, musiałby w końcu być ciemniejszy. Poza tym ciągle na papierze widać było takie brązowe, malutkie skrzepki krwi.
Betę zrobiłam w dawnej klinice, bo miałam tam najbliżej. W DE nie ma laboratoriów, w których można zapłacić i zrobić badanie jakie się chce. Na wszystko trzeba mieć skierowanie i umówić się na pobranie krwi z wyprzedzeniem.
Pojechałam więc do kliniki, powiedziałam, że mam pozytywny test i chciałabym zbadać betę i progesteron. Nie było problemu. Jedynie wyniku nie można było dostać na maila - doktor miał zadzwonić i osobiście mnie o nim poinformować. Na to naprawdę najmniej miałam ochotę. Z byłym lekarzem prowadzącym nie widziałam się od prawie dwóch miesięcy - chciał rozmawiać ze mną o podejściu do trzeciej procedury, ale odwołałam tę wizytę we wrześniu, bo wtedy już byliśmy zdecydowani na Czechy. Zostawiłam go sobie jednak jako opcję awaryjną w takich przypadkach jak ten.
Zadzwonił o 14 i po pierwszej sylabie wiedziałam, że nie jest dobrze. "Nie mam dla Pani dobrych informacji, wynik jest definitywnie ujemny. Pani była w tym cyklu na letrozolu, tak?"
Ee, nie? Nie widzieliśmy się dwa miesiące..
"Proszę odstawić wszystkie leki. Ja nie wiem skąd Pani bierze te pozytywne testy."
Bardzo mi miło, panie doktorze. Nawet nie ma pan pojęcia w którym dniu cyklu jestem, a każe mi pan odstawić progesteron. Przecież ta beta mogłaby dopiero startować. Poza tym miałam wrażenie, że zawróciłam mu głowę tym testem, dla niego przecież nic się nie wydarzyło. Według mnie jednak nic nie dzieje się gdy beta wynosi 0, a nie rośnie prawie pod ciążowe widełki. Pan doktor nie wiedział, że podawałam zivafert, więc chyba powinien zwrócić uwagę na lekko podniesiony wynik. Ale może przewrażliwiona jestem..
Z tego co analizowałam zarówno ta, jak i nasza pierwsza blastka przy ocenie miały literkę "C" na końcu - określa ona jakość trofoblastu, czyli struktury odpowiedzialnej za implantację zarodka. Trofoblast przekształca się później w łożysko i odżywia dziecko. To m. in. kiry wpływają na jakość trofoblastu i mogą powodować, że zarodek się nie zagnieżdża lub zagnieżdża tylko na chwilę. Może więc doktor R. obiera dobry trop wysyłając nas na badanie HLA-C? Ja mam w końcu kir AA. Tylko z drugiej strony - co nam da to badanie? Jedynie informację, że do siebie nie pasujemy, a to jest w końcu genetyka, której nie jesteśmy w stanie zmienić. Poza tym biorę accofil, który w teorii powinien pomóc na ten konflikt. A Czesi, tak samo jak na zachodzie, accofilu nie uznają.
Sytuacja jest niemal identyczna jak w 2022 roku po trzeciej IUI na cyklu naturalnym bez ovitrelle. W 14 dpo zatestowałam i pojawiła się różowa kreseczka, ale beta wyszła tego dnia poniżej 5. Ponoć testy z moczu są trochę opóźnione - beta najpierw pojawia się we krwi i dopiero po czasie widać ciążę na testach sikanych. Tak samo jest w drugą stronę - beta może być już ujemna, choć na testach domowych będzie jeszcze jakiś czas widniała druga kreseczka.
Obiecałam sobie, że będę walczyć dalej tylko wtedy, gdy kolejna procedura da mi choć iskierkę nadziei. Gdy blastki będą dobrej jakości, gdy uda się jakąś zamrozić, gdy choć przez chwilę będę w ciąży. I poczułam, że pragnę jeszcze raz spróbować. Chcę wrócić po naszego mrożaczka jak najszybciej to będzie możliwe, a jeśli się nie uda, to zmienić protokół i podejść do 4 stymulacji. Pojawiło się we mnie malutkie, malutkie światełko nadziei, że może kiedyś jeszcze zaskoczy..
Tymczasem testuję dalej - górny test jest z wczoraj, dolny z dziś (11 dpt, 18 dni po zastrzyku). Wiem, że testy sikane nie są do oznaczania rozwoju ciąży, dlatego podskoczę jeszcze dziś na betę i w piątek na ostateczną weryfikację. I zdaję sobie sprawę, że jeśli to ciąża, to nie rozwija się ona prawidłowo - chcę tylko wiedzieć, na czym stoję.
Od miesiąca ta piosenka ciągle leci w radiu. Strasznie mnie denerwowała, w końcu ile można słuchać tego samego. Gdy dowiedziałam się, że nie będzie dobrze i wracałam sama późnym wieczorem do domu, coś mnie tknęło i wsłuchałam się w jej słowa. Tak świetnie pasowała.. Padał deszcz, a ja przepłakałam resztę drogi. Od tego momentu zawsze będzie kojarzyć mi się z Tobą 🤍
Billie Eilish: „Birds of a feather“
"I want you to stay
'Til I'm in the grave
'Til I rot away, dead and buried
'Til I'm in the casket you carry
If you go, I'm goin' too, uh
'Cause it was always you
And if I'm turnin' blue, please don't save me
Nothin' left to lose without my baby
Birds of a feather, we should stick together, I know
I said I'd never think I wasn't better alone
Can't change the weather, might not be forever
But if it's forever, it's even better
And I don't know what I'm cryin' for
I don't think I could love you more
It might not be long, but baby, I
I'll love you 'til the day that I die
'Til the day that I die
'Til the light leaves my eyes
'Til the day that I die
[...]
And I don't know what I'm cryin' for
I don't think I could love you more
Might not be long, but baby, I
Don't wanna say goodbye."
Na pamiątkę:
Co zmieniłam tym razem?
1. Ponad 3 miesiące trzymałam ścisłą dietę, prawie w ogóle nie piłam alkoholu, ćwiczyłam siłowo min. 2x w tygodniu, dużo spacerowałam (starałam się robić minimum 8 tys. kroków dziennie) - zbiłam glukozę do ok. 80 na czczo
2. Od czerwca regularnie stosowałam suplementację z zalecenia dr Jerzak
3. W cyklu transferowym ćwiczyłam codziennie jogę na poprawę endometrium (tu pomogła też l-arginina, witamina e, orzechy brazylijskie, migdały i wiadomo - leki) - endo w dniu transferu miało 9 mm, podczas gdy w ostatnich cyklach w trakcie owulacji dochodziło do ok. 5 mm
4. W cyklu transferowym miałam wykonaną biopsję (scratching) endometrium
5. Leki, które brałam: Cała ampułka accofilu na raz w 4 dc (miał być w 2dc) + 2 dni przed transferem, następnie tydzień później, prograf od 2 dni przed transferem do bety, nivalin 2,5 mg 1-10 dc, decapeptyl od punkcji przez kolejne 7 dni, estrofem od punkcji do bety, heparyna 0,4 od punkcji do bety
6. Zmieniliśmy klinikę! 🇨🇿
7. Transferowaliśmy 2 blastki! (to zawsze zwiększone szanse)
8. To był pierwszy bezbolesny transfer w moim życiu ❤️🩹
9. Na transfer założyłam bluzę z ananasem + po wszystkim pojechaliśmy na frytki z maka (nie jestem przesądna, ale jakby mi ktoś powiedział, że bieganie nago po klinice pomaga, to bym to zrobiła)
10. Po transferze dbałam o ciepło - nie rozstawałam się z grubymi skarpetkami i pod sweter/bluzę zakładałam dodatkowy podkoszulek
11. Po transferze oszczędzałam się na maksa, poszłam na home office, przez co miałam możliwość położenia się gdy tylko czułam skurcze
12. Chodziłam na spacerki, żeby poprawić krążenie w macicy (ciągłe leżenie nie jest dobre!), ale zrezygnowałam z ćwiczeń siłowych i jogi
13. Wzięłam nospę 2 h przed transferem + codziennie kilka dni po transferze zawsze, gdy czułam skurcze (nawet do 6 tabletek na dzień)
14. Po transferze codziennie piłam koktajl z buraka, arbuza i imbiru, czasem podjadałam plasterek czy dwa ananasa (choć przy dwóch poprzednich razach też to robiłam)
Objawy po transferze:
1. Od dnia transferu czułam codziennie okresowe bóle brzucha rozlewające się na lędźwie i uda
2. Mocno, wyraźnie kłuły mnie oba jajniki
3. Przez pierwsze 2-3 dni po transferze czułam wyraźnie różne dziwne zapachy
4. Bardzo, bardzo bolały mnie piersi - tak samo, jak w poprzedniej ciąży i nigdy później - były powiększone, nabrzmiałe, ciężkie, po zdjęciu stanika nawet nie drgnęły
5. Cały czas chciało mi się pić (to samo miałam w poprzedniej ciąży), a później chodziłam non stop siku, w nocy minimum 2 razy
6. Musiałam robić drzemki w ciągu dnia (normalnie nienawidzę i nie potrafię spać w trakcie dnia)
7. Budziłam się po nocy cała mokra (to samo miałam w poprzedniej ciąży)
8. Miałam zadyszkę po spacerze czy wejściu po schodach, ciężko oddychałam
9. 5 dpt czułam przeraźliwy kilkugodzinny ból okresowy, zwijałam się z bólu na łóżku (nie mam pojęcia co to było)
10. 7dpt wystąpiło różowe plamienie (pewnie nigdy nie dowiem się czy to podrażnienie od luteiny czy plamienie implantacyjne)
To be continued... ⏳🌈
Zaroduś rozmroził się pięknie i zaczął nawet wychodzić z otoczki! Śmialiśmy się, że wybiera się już do domu 😃
Transfer pozostanie w mojej pamięci miłym wspomnieniem - pielęgniarki rozluźniały atmosferę, żartowały, zagadywały. Momentu podania Zarodka nawet nie poczułam - w kilka sekund było po wszystkim. Później mogliśmy zostać sami jeszcze przez 10 minut, popatrzeć na ekran i pomarzyć.
Kolejna dobra informacja jest taka, że zostałam dopuszczona do transferu z endometrium o grubości 7 mm w dniu owulacji. Dziś okazało się natomiast, że podrosło do 8,7 mm!
Tyle rzeczy mogło pójść nie tak, ale wszystko ułożyło się po naszej myśli. I jestem za to bardzo wdzięczna, bo przecież nikt nie dawał nam chociażby gwarancji, że Zarodek się rozmrozi. Dalej - no cóż - będzie co ma być. W najgorszym przypadku transfer się nie powiedzie, a to już przechodziłam. W najlepszym natomiast Dzidziuś zostanie z nami i będzie to początek nowej, pięknej historii.
Dziś się cieszę, bo jest nam dane być razem 🤍 Cholera, ale mam szczęście! 🤍
Objawów brak. Nie czuję skurczy czy ciągnięcia w podbrzuszu. Jestem jedynie zmęczona i bolą mnie piersi. Wczoraj też przez chwilę zrobiło mi słabo, ale nic więcej. Do dziś byłam niezwykle spokojna, ale po odebraniu wyniku progesteronu w mojej głowie pojawiły się pierwsze zmartwienia.
W dniu transferu (na cyklu naturalnym) wynik proga wynosił 26 ng/ml, więc super. Zgodnie z zaleceniami miałam kontynuować przyjmowanie cyclogestu dopochwowo w dawce 200 mg na dzień (pół globulki). Pojawiło się u mnie trochę obaw z tym związanych, ale doktor powiedziała, że poziom progesteronu musi się mieścić w widełkach i gdy jest zbyt wysoki, to też niedobrze. Żeby uspokoić swoje obawy, ale jednocześnie nie robić całkiem na opak, zdecydowałam się przyjmować codziennie jedną całą globulkę, czyli 400 mg. Niestety wynik z dzisiaj nie wygląda dobrze: 14,38 ng/ml 😔 Koordynatorka odpisała, że miała już takie przypadki, gdzie progesteron spadł, ale beta przyrastała prawidłowo. Nie pocieszyło mnie to ani trochę, bo znowu jestem "jakimś przypadkiem". Dlaczego nie może być tak po prostu dobrze, bez komplikacji?
Mam podawać od teraz albo 2x dziennie podskórnie zastrzyk z Prolutexu, albo raz dziennie czeski Agolutin domięśniowo. Nigdy wcześniej nie robiłam zastrzyków domięśniowych (w tyłek), więc trochę się ich boję. Tak by the way Agolutin jest kilka razy tańszy niż Prolutex, więc jeśli miałybyście blisko do czeskiej granicy, to można się zaopatrzyć.
Nie wiem kiedy będę testować, nie spieszy mi się. Znowu dostałam ovitrelle, więc na pewno jeszcze będzie wychodzić na testach. Zaczęłam się bać o naszego Kropusia - a było tak spokojnie..
Chciałam tu dzisiaj pisać o objawach, samopoczuciu, przemyśleniach, a jednak moją głowę zajmuje coś innego.
Beta z dzisiaj 58,8 miu/ml (9 dpt). Przyrost 84,4%.
Wiem, że to ok, że w normie. Wiem, że pierwszy wynik mógł być jeszcze zakłamany ovitrelle, które po prostu teraz się wypłukało. Zdaję sobie też sprawę, że accofil powoduje niższe przyrosty i wartości bety.. A jednak się martwię. Chciałam fajerwerków, kosmicznego wyniku, przyrostu takiego, żebym nie musiała się zastanawiać, czy wszystko jest ok. Choć może za dużo wymagam i i tak uspokoiłoby mnie to tylko na chwilę.
Koordynatorka zostawiła mi wybór – powtarzać betę co 2 dni lub poczekać do 14 dpt na ostateczną weryfikację. Jeszcze nie wiem co wybiorę, bo dziś mam puls jak po maratonie i wiem, że to wcale nie działa na naszą korzyść.
Nie potrafię dzisiaj myśleć o niczym innym, a przeszukiwanie forum tylko wpędza mnie w otchłań sprzecznych informacji.
Wczoraj dla uspokojenia się zrobiłam test sikany. Kreska była wyraźnie jaśniejsza niż z dnia poprzedniego, a dodatek tego dnia wyjątkowo mało bolały mnie piersi - pomyślałam, że jest już po wszystkim. Nie umiem tego opisać słowami, ale po poprzednich stratach najmniejsze nieprawidłowości przeobrażam w coś wielkiego. Po prostu się boję. A później zaczął się głupi kołowrotek - przez to, że się martwię, na pewno zaszkodzę dziecku. Dokładnie to, o czym pisała pod moim poprzednim postem Inulek. Ciężko to nawet racjonalnie wytłumaczyć. Ale jak być spokojnym, gdy zależy Ci na czymś tak bardzo?
Wczoraj wieczorem czekałam tylko na dzisiejszą betę. Dziś rano natomiast wstałam ze spokojem. Piersi znów zaczęły boleć, a test pokazał dużo ciemniejszą kreseczkę. To wystarczy mi na ten moment - powtórzę betę w poniedziałek dla ostatecznej weryfikacji kliniki.
Chcę jeszcze opisać tu przebieg ostatnich dni, tak na pamiątkę 🤍
Udało się nam spędzić na Śląsku przemiły, spokojny weekend. W niedzielę odwiedziła nas nawet moja kochana przyjaciółka, którą poznałam właśnie tu (chyba tylko za takie relacje doceniam te całe starania). Nasi mężowie się poznali, zjedliśmy we czwórkę kolację, pośmialiśmy się - nie dali mi przestrzeni na nadmierne rozmyślania. Dostałam od Ewy mnóstwo symboli na szczęście, które przywiozła mi z dalekich wakacji i do kliniki wzięłam wszystkie z nich. Z racji, że w mojej sukience nie było kieszeni, do jednej miseczki stanika włożyłam naszywkę w kształcie ananasa, a do drugiej magnes przedstawiający trzy żyrafy - mamę, tatę i maleństwo. Pod spodem był też podpis "hakuna matata" ❤️ Później oczywiście frytki z maka i długa droga do domu. Po transferze nie czułam nic - żadnych skurczy, kłucia jajników. Mimo to miałam w sobie dziwny spokój. Chciałam jak najdłużej żyć w błogiej nieświadomości i na myśl o testowaniu robiło mi się słabo. I tak sobie żyłam.. Czułam się lekko podziębiona, kichałam, ale nic więcej mi nie było. 5 dni po transferze rano zrobiłam zastrzyk z accofilu, a wieczorem dostałam prawie 38 stopniowej gorączki. Mierzyłam temperaturę co chwilę i rosła tak szybko, że zaczęłam ochładzać głowę zimnym ręcznikiem. To było o tyle dziwne, że ja niemal nigdy nie choruję i nic też nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Accofil brałam już wiele razy i co prawda pierwsze podanie nie było kolorowe, ale od tamtego czasu nie miałam już żadnych skutków ubocznych.
6 dpt obejrzeliśmy z mężem dwa filmy - swoją drogą bardzo polecam "Holiday" z 2006 r. i "Był sobie pies". Oba dosłownie przewyłam i to nie na najbardziej smutnych momentach. 7 dpt rano obudziłam się bardzo wcześnie cała mokra (ten objaw wydawał mi się znajomy), a gdy wstałam to moje piersi nie poddały się zasadom grawitacji. Wtedy poczułam, że muszę zatestować. Test po zrobieniu włożyłam z powrotem do opakowania - bałam się na niego spojrzeć. Po paru minutach wzięłam go do ręki i widok tak mocnej kreski spowodował u mnie niemałe zaskoczenie. Powiedziałam do męża "Chyba jestem w ciąży", a on spojrzał na test i uznał, że tak mocnej kreski to jeszcze nie miałam. Mój mąż jest trochę ślepy jeśli chodzi o doszukiwanie się cieni, więc takie słowa znaczyły naprawdę dużo 😅 Przytuliliśmy się, ale on kazał mi nie cieszyć się za wcześnie. Do tej pory pozostaje bardzo opanowany - studzi moje emocje, pierwszy nie zaczyna tematu ciąży. Ogólnie nie rozmawiamy o tym, nie snujemy żadnych planów, nie myślimy, co będzie jutro. Ja w ogóle nie potrafię uwierzyć w to, co się dzieje - za dużo razy już dostałam po dupie.
Po poniedziałkowej becie, wsiadając do samochodu zalała mnie fala brązowego, wodnistego śluzu. Pomyślałam sobie tylko "Serio? To się pocieszyłam..". W domu na papierze ukazała mi się brunatna, wodnista krew. Razem z nią wypadł 0,5 cm krwiak. Od tego momentu żadne plamienie się nie powtórzyło (tak jakby to ten krwiak się oczyścił), choć przez pierwsze dni każda wizyta w toalecie równała się z mini zawałem.
Dalej już wiecie. Nie dowierzam jeszcze w to, co się dzieje i boję się, że ten piękny sen w każdym momencie może się skończyć. Objawów nie mam dużo, najmocniej odczuwam ból piersi po bokach, ciągłe pragnienie, częste siku i dużo wodnistego śluzu. Szyjka jest tak wysoko, że przy wkładaniu estrofemu nie jestem w stanie dosięgnąć jej palcem. No i wzruszam się bardzo często. Podbrzusze w ogóle nie boli, nic nie ciągnie. Od wczoraj mam jeszcze takie delikatne, kilkusekundowe, a'la okresowe smyrania.
Odbyłam też e-konsultację u dr J., mam dorzucić:
- Duphaston 2x dziennie
- NAC 600-800 mg
- Cyclo3fort
- Odstawić acti folicum
- Mierzyć codziennie glukozę i pilnować, by nie wzrosła ponad 93 naczczo
Teraz czekamy na to, co przyniosą kolejne dni. Tak bardzo bym chciała, żeby już wszystko było dobrze. Porozmawiałam z przyjaciółką i ona powiedziała mi coś bardzo ważnego: "Jakiś problem jest na pewno. Gdyby nie było, to już dawno byś była w ciąży. Ale jest, jest ten jeden zarodek, któremu się udało. Nie oczekuj od niego nie wiadomo czego. Nie oczekuj, że będziesz w górnych granicach bety czy przyrostów. Zobacz ile zrobił, by być tu z Tobą, po prostu w Niego uwierz." 🤍
Beta 533,2 mIU/ml, progesteron 37,45 ng/ml. Średni dwudniowy przyrost 141,4%. Jesteś tam 🩷🩵
Chciałam coś więcej napisać, ale brak mi słów 🤍
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 grudnia 2024, 13:45
5+0 🤍
Beta 2046 mIU/ml, średni dwudniowy przyrost to 1991 mlU/ml (273.5%)!!! Zemdleję! Dzidziusiu, jesteś niesamowity! Ktoś tu trzymał mocno za Ciebie kciuki 🤍
Niestety znowu plamię, śluz jest koloru brzoskwiniowego. Wczoraj było go bardzo mało, dziś jednak zaczął w pewnym momencie kapać. Jeszcze wtedy nie dostałam wyniku. Spakowałam swoje rzeczy w 2 minuty i pojechałam do domu. Mąż ogarnął mi L4 na 2 tygodnie, a lekarz rodzinny kazał leżeć. Tak więc leżę i wierzę w nasze Dzieciątko. Póki co plamienia ustały, choć wizyty w toalecie są okropnie stresujące.
Każdy objaw ciążowy powoduje spokój i szczęście. Najbardziej odczuwam zmęczenie, pragnienie i ból piersi. Jestem wdzięczna za każdy z nich. Przyjmę mdłości, zgagę, wszystko.
Koordynatorka powiedziała, że jeśli plamię, powinnam iść od razu na usg. Jednak nie wiem, czy jest sens tam teraz zaglądać i przeszkadzać Maluszkowi. I tak niewiele zobaczymy, a możemy jedynie wywołać większe plamienia. Progesteron jest ładny, więc nie zwiększą mi dawki. Ewentualnie dowiem się, że mam krwiaka i każą mi odpoczywać, co już teraz robię. Z drugiej strony przy krwiaku wiedziałabym, że muszę leżeć "plackiem", a przy zdrowej ciąży jednak powinno się spacerować, żeby poprawić przepływy i obniżyć poziom cukru - takie jest stanowisko dr J.
Mąż codziennie robi mi zastrzyki domięśniowo w pośladek i jest przy tym bardzo dzielny, choć sam przyznał, że go to stresuje (nie dziwię się totalnie). Na początku był sceptyczny co do ciąży, a teraz już sam zaczyna temat i mówi "przy dzidziusiu to będziemy to i tamto". Ja póki co tylko słucham - przed nami jeszcze bardzo długa droga. Mam nadzieję, że tym razem accofil pomoże ogarnąć moje paskudne kiry, a Zaroduś jest na tyle silny, żeby zadomowić się na kolejne 8 miesięcy. Oby nie było krwawień to jakoś to przetrwamy.
Wczoraj jednak sporo pozałatwiałam, wiecie jak to przed świętami - byliśmy z mężem w Ikei, zabrałam się za pieczenie pierniczków, zawiozłam paczki do dhl i zdjęłam z szafy ciężki stojak na choinkę. Choć to i tak 10% moich zwyczajnych aktywności, to jednak nie pozwoliłam sobie choć na chwilę odpoczynku. Wieczorem wypadł ze mnie mały, czerwony skrzepik, no i zaczęło się.. Dotąd jasnobeżowe plamienia zmieniły kolor na ciemnobrązowy i stały się gęste jak krem. Myślałam, że do rana przejdą, jednak w nocy pojawiły się regularne, delikatne skurcze, które niestety znam z poprzedniej ciąży. Rano zadzwoniłam do kliniki i szybko umówiono mi termin na usg. Bałam się tego, co tam zobaczę i łzy zaczęły mi lecieć już w przebieralni. Miałam małe deja vu sprzed dwóch lat, myślałam, że widok zakrwawionej podpaski w tej ciąży mnie ominie.. Położyłam się na fotelu i od razu po rozpoczęciu badania zobaczyłyśmy centralnie położony pęcherzyk ciążowy z pęcherzykiem żółtkowym. Obok "pierścionka" znajdował się nasz Maluszek z bijącym serduszkiem 🤍 Pani doktor powiedziała, że dopiero co musiało się pojawić. Według daty transferu jestem dziś w 5+6 tc, a według usg dzień dalej, bo w 6+0 tc. Źródła krwawienia nie widać, lekarka starała się mnie uspokoić, choć wyraziła zrozumienie ze względu na moje poprzednie doświadczenia. Z tego wszystkiego zapomniałam już nawet zbadać poziom progesteronu, ale biorę 2x dziennie duphaston i 1x dziennie agolutin domięśniowo.
A więc jesteś, Twoje serce bije już pod moim 🤍 Mam nadzieję, że przetrwamy razem do piątkowej wizyty, a później krok po kroczku, dzień po dniu do sierpnia.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 grudnia 2024, 20:10
Nasze drugie spotkanie 🤍
Nasze Maleństwo urosło od ostatniej wizyty, a serduszko bije mu mocno i wyraźnie. Ma dziś 36 mm i wiek ciąży odpowiada dokładnie dacie transferu, czyli 6+2. Plamienia ustały, co również bardzo, bardzo koi moje nerwy. Progesteron >38,6 ng/ml.
Tutaj nasz cud - pierścionek z migającym brylantem 💍: https://ibb.co/SKXzMRN
Następną wizytę powinniśmy umówić krótko po nowym roku, najlepiej już u jakiegoś ginekologa spoza kliniki.
Koordynatorka z Czech jest zadowolona ze wszystkich informacji, życzy nam szczęścia i trzyma kciuki.
Piszę to powstrzymując łzy i mdłości, a z drugiej strony walcząc z nieznanym mi dotąd zmęczeniem. Wdzięczność i spokój - to właśnie czuję 🤍
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 grudnia 2024, 12:50
Dawno nie byłam tak szczęśliwa jak dziś 🤍
https://ibb.co/9rhh72S
Widzieliśmy się po raz trzeci, Maluszek ma już 1,7 cm oraz dobrze widoczną główkę, tułów, rączki i nóżki. To najpiękniejsze, co w życiu widziałam. Serduszko biło mocno i wyraźnie, szyjka macicy jest długa, zamknięta. Pani doktor powiedziała, że widzi zdrowo rozwijającą się, adekwatną do czasu trwania ciążę. Niesamowicie było usłyszeć takie słowa. Wspomniała jeszcze, że prosi męża, by po porodzie czuwał nade mną przynajmniej 3 do 6 tygodni, bo w przypadku pacjentów z długą historią starań i po poronieniach ryzyko baby bluesa i depresji mocno wzrasta. Miło, że uczuliła nas na coś takiego, choć szczerze to słowo "poród" brzmi dla mnie póki co surrealistycznie.
Na pożegnanie dostałam jeszcze prezent od kliniki, mimo, że byłam tam tylko gościem: https://ibb.co/zFHNjrH.
Wzruszyłam się na maksa. Bo jak to, ostatnia wizyta? Tak po prostu mogę iść dalej? Czuję się, jakby moja głowa jeszcze tego nie ogarniała. Parasol ochronny nadal mam rozłożony - nie głaszczę się po brzuchu, nie planuję, nie wybieram imion ani ubranek. Od tak, jakby to wszystko działo się obok mnie. Święta również minęły bez większych fajerwerków. Ale dziś poczułam, że naprawdę zależy mi na tej małej Istotce.
Gdy wspomnieniami wracam do czasów ostatniej ciąży - ach, jaka ja byłam beztroska i naiwna. Szkoda mi trochę, że niepłodność i straty odarły mnie z takiej spontanicznej radości. Tak więc żyję sobie spokojnie z dnia na dzień i cieszę się z takich chwil jak ta.
Po ostatnim badaniu usg (następnego dnia wieczorem) krwawiłam na czerwono. Parasol zadziałał tak, że nawet mocno się tym nie przejęłam. Wiedziałam, że jadąc na izbę przyjęć spędzę długie godziny w kolejce, a jedyne co lekarz będzie mógł mi zaoferować, to sprawdzenie, czy Dziecko żyje. Zaufałam więc swojej intuicji i czekałam - a plamienia z dnia na dzień ustępowały robiąc miejsce coraz mocniejszym mdłościom. Aktualnie wygląda to tak, że mdłości mam cały dzień, także w nocy. Najbardziej, gdy jestem głodna (z rana, przed obiadem i kolacją) lub gdy zjem za dużo. Ogólnie jeść chce mi się bardzo, jem często, ale dużo nie mogę przełknąć ze względu na te mdłości właśnie. I to jest takie piękne, że codziennie rano na to czekam. Głupie, ale wiem, że Wy mnie zrozumiecie. Zrobienie śniadania aktualnie przewyższa moje umiejętności, muszę co chwilę siadać i brać kilka głębszych oddechów, bo mam wrażenie, że zwymiotuję. Zaokrąglił mi się brzuszek, choć nie jestem pewna, czy to nie mały wałek tłuszczyku od tego ciągłego jedzenia i czy nie jest to opuchlizna od zastrzyków. Wieczorem muszę ostrożnie zdejmować stanik, bo jak zrobię to za szybko, to mam wrażenie, że piersi mi odpadną. Mimo to często je dotykam i sprawdzam, czy jeszcze bolą, czy ten piękny sen nadal trwa. Cały dzień kontroluję też wydzielinę, czy to na pewno nie krew. Jaki to komfort widząc po prostu czysty papier..
Od początku grudnia, póki co do połowy przyszłego tygodnia, jestem na zwolnieniu ze względu na wcześniejsze plamienia. Oprócz tego, że mam problem z koncentracją i totalne zaćmienie umysłu, to męczę się z prędkością światła. Wszystko dzielę na etapy i robię kilka razy dłużej niż normalnie. I jest mi z tym dobrze - nie stresuję się, że czasem nie ogarnę w domu lub nie ugotuję obiadu. Mąż jest przy tym bardzo wyrozumiały.
W przyszłym tygodniu kolejna wizyta, tym razem u ginekologa, u którego mam prowadzić ciążę. Nowy etap tej historii. Mam nadzieję, że się dogadamy, bo wybrałam go na podstawie opinii w internecie. Cieszę się, że porobi mi już wszystkie niezbędne badania. Najbardziej interesuje mnie ryzyko konfliktu serologicznego, bo taki może u nas wystąpić - ja mam grupę krwi minus, a mąż plus. W międzyczasie muszę zbadać cytokiny i z między innymi tym wynikiem zapisać się do dr J., ponieważ powiedziała, że jest szansa na szybsze odstawienie prografu.
Dziękuję za Wasze wsparcie, każde dobre słowo. I mocno Was tulę. Ta cała droga jest ogromnie trudna, ale mam nadzieję, że jakoś się ułoży i słońce zaświeci dla każdej z nas. 🤍
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 stycznia, 22:19
To już końcówka 10 tygodnia, a ja nadal nie wierzę.. Mdłości jednak nie odpuszczają, piersi bolą jak szalone. Mam nadzieję, że to dobry znak, choć nadal biegam do łazienki zobaczyć, czy nie krwawię, w nocy śni mi się poronienie, a głowa podpowiada różne dziwne scenariusze. Próbuję je przegadywać z mężem i jest mi po tym zdecydowanie lepiej. Choć nic tak nie uspokaja jak wizyta 🤍
W zeszłą środę (9+0) byliśmy na usg u naszego nowego lekarza prowadzącego. Wybrałam go na podstawie prawie 2 tys. opinii 5 gwiazdkowych - wielkie szczęście, że udało nam się dostać. Kliknęło między nami, bardzo miły, spokojny i profesjonalny pan. Widzieliśmy 2,39 cm naszego Dzieciątka, które wygląda już jak mały Człowiek: https://ibb.co/f1bqj9S.
Ma dużą główkę, tułów, malutkie rączki, a serduszko zasuwa jak szalone. Doktor nie zbadał mnie dopplerem, więc nie wiemy jak szybko bije, ale migotało dosłownie cały czas. Pobrał mi krew do założenia karty ciąży i dostałam zastrzyk z immunoglobuliny anty-d jako prewencję ryzyka konfliktu serologicznego. Lekarz powiedział, że powinnam przyjść od razu po krwawieniu, ale ja pomyślałam o tym dopiero tydzień później. Była przerwa świąteczna, dodzwoniłam się do randomowego gabinetu ginekologicznego i pani sekretarka po konsultacji z doktor (!) uspokoiła mnie, że tego zastrzyku nie potrzebuję. A jednak. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Oprócz tego pęcherzyk ciążowy odpowiedni rozmiarem, okrągły, brak krwiaków czy innych nieprawidłowości. Aparat usg wyznaczył nam termin porodu na 14 sierpnia 🤍 Następna wizyta w ten czwartek, usg odbędzie się już przez brzuch. Doktor wystawił L4 na następny tydzień i udało mi się wyprosić od niego receptę na heparynę ze 100% refundacją. Najpierw nie był przekonany, ale mój mąż wspomniał o podwyższonej homocysteinie (to mu się udało!), ja dodałam kwestię mutacji PAI i kilku poronień. Lekarz poszperał w komputerze i odpowiedział zadumany "myślę, że to przejdzie" 😉 Uff! Heparynę muszę brać do końca ciąży, więc to oszczędność rzędu jakiegoś 1000€ 🙏🏻
Wczoraj radosną nowinę przekazaliśmy rodzicom męża. Odnalazłam książki dla babci i dziadka, które czekały na nich od poprzedniej ciąży i dołożyłam zdjęcia usg. Wszystko zapakowałam w pudełeczko i umiejscowiłam na dnie kartonu - na górę położyliśmy baklavę, ciasto marchewkowe, które sama upiekłam, świeże bułeczki z piekarni, winko i prezent świąteczny od mojej mamy. Zawsze przyjeżdżamy do nich z zakupami, więc niczego nie podejrzewali. Kilka sekund zajęło im zrozumienie o co chodzi, a po chwili spojrzeli się na mnie z zaskoczeniem. Usłyszałam głośne "aaaaa!", teściu mnie wyściskał i prawie zaczął skakać pod sufit, a teściowa się popłakała 😅 Powiedzieli, że codziennie się o to modlili 🤍 Mama ciągle mnie przytulała i mówiła "Tylko nie skacz, nic nie podnoś, niech on nosi, ubieraj się ciepło..". Jakie to było słodkie. Mam fajnych teściów.
A teraz odliczam dni do kolejnej wizyty i wierzę, że nasze wyczekane Dzieciątko rośnie w siłę 🙏🏻
Edit: wyniki krwi z dziś:
Ferrytyna bez suplementacji: 78 ng/ml ❤️
Glukoza na czczo: 77 mg/dl 😍
BHCG: 75465,0 mIU/mL 🤯
D3: 31,3 ng/ml (to do podwyższenia)
❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 stycznia, 16:32
Byliśmy wczoraj na kolejnym usg, tym razem po raz pierwszy przez brzuch. Gdy zobaczyłam nasze Dzieciątko cały strach ostatnich dni minął w przeciągu jednej sekundy. Doktor przez chwilę przytrzymał głowicę w jednym miejscu i dał nam poobserwować, jak się rusza. Niesamowite uczucie. Potrafi już zginać rączki i ruszało nimi do przodu i do tyłu, główką i nóżkami też. Było widać także grubą pępowinę. Jeszcze nigdy nie widziałam ruchów naszego Dziecka.. Płakałam jak bóbr, a mężowi nie schodził uśmiech z twarzy. Usłyszeliśmy też pierwszy raz bicie serduszka i doktor zmierzył Maleństwo - ma już 3,08 cm i rośnie odpowiednio do dnia ciąży. Termin porodu pozostaje bez zmian - 14 sierpnia 2025 🤍 Tak też doktor wpisał w kartę ciąży, którą dostałam i mam zabierać ją wszędzie ze sobą. Wyniki badań wyszły wspaniale, umówiłam się na prenatalne 6.02. (tutaj robią od 13+0 tc i to właśnie będzie ten dzień) oraz badanie NIPT, którego koszty pokryje fundusz. Lekarz przedłużył mi też L4 do czasu kolejnej wizyty, 30 stycznia.
Nigdy nie byliśmy w tym miejscu - cały kamień milowy dalej. Wdzięczność i miłość wypełniają moje serce - to niesamowite uczucie, którego do tej pory nie znałam 🤍
Po 2(!) dniach przyszły mi wyniki cytokin - wszystko jest idealnie, ani jeden parametr nie wychodzi z widełek. Nie wiem czy to kwestia leków, czy ten Maluszek tak działa na mój organizm. Zauważyłam, że mam też bardzo grube paznokcie (nie robię hybryd ze względu na prograf, a one rosną i się nie łamią). Może na poniedziałek uda mi się umówić konsultację u doktor Jerzak i pewnie ustalimy już plan schodzenia z leków. Ciekawe czy to będzie już ostatnia wizyta u niej?
Mąż coraz bardziej wierzy, choć nadal nie jest zbyt wylewny w tym temacie. Mimo to pokazuje gestami, że mu zależy - opiekuje się mną, każe zostawać w domu i przywozi jedzonko, gdy akurat przejeżdża niedaleko. Czasem zaczyna temat kupna większego samochodu czy przemeblowania mieszkania, choć jest mi jeszcze nieswojo rozmawiając o takich rzeczach. Mimo to czasem w myślach rozpływam się nad tym, jak mogą wyglądać następne miesiące, spotkania rodzinne, wakacje.. Tak długo na to czekaliśmy 🤍
Wiadomość wyedytowana przez autora Dzisiaj, 08:32
Tak naprawdę badanie HLA-C powinien zrobić tylko Twój mąż jak już, Twój HLA-C nie ma znaczenia. Niby najlepiej jest jakby miał C1C1, wtedy przy Twoim KIR AA nie ma "konfliktu" ,ale mój mąż ma C1C2 i udało się naturalnie bez accofilu, zresztą pamiętam jak przeszukiwałam forum i znalazłam dziewczynę ,której też się udało zajść w ciążę z takim Kirem i HLA-C męża C2C2 (najgorszym z możliwych w tym wypadku), więc jak sama widzisz na dwoje babka wróżyła. Zresztą jak przyjmujesz accofil to tak jak napisałaś - nie ma to znaczenia ,bo accofil powinien chronić zarodek, bez względu na HLA-C. Mam nadzieję, że napisałam w miarę zrozumiale 🫣 Twój były lekarz to totalnie nie empatyczny człowiek, naprawdę prowadzi kobiety ,które latami starają się o dziecko i takie słowa, takie podejście.. szok.. bardzo się cieszę z Twoich planów, że nie zamierzasz się poddać, niezmiennie trzymam kciuki. Nie pamiętam, ale robiłaś kiedyś badanie allo-mlr ? Może dobrze by było sprawdzić czy organizm "pamięta" ciążę.. mi immunolog mówił żeby zbadać najlepiej po 10tyg od zagnieżdżenia. Swoją drogą jeszcze trochę i same będziemy mogły zostać lekarzami z naszą wiedzą 🫣
Moniek, bardzo trafnie. Jeszcze dodam od siebie określenie KIR AA lub Bx jest guzik warte. Bo chodzi o te pohedyncze KIRy (2d3s itd.), może być tak, że masz AA i on jest lepszy pod kątem zawartości poszczególnych KIRów niż niejeden (teoretycznie leoszy) Bx. Lekarza trzymałabym tylko po recepty, niech zawija pieroga.
Dzięki dziewczyny. Zgadzam się z Wami w 100%. Szczerze i tak po ludzku - po prostu szkoda mi wydać prawie 800 zł na badania, które nic nie wniosą do naszego leczenia. Wolałabym za to kupić kilka opakowań accofilu, który realnie może nam pomóc, lub zapłacić za to wizytę u dr Jerzak. Tylko wiecie, trochę głupio jest mi przeciwstawić się pani doktor. Chcę być z nią w dobrych relacjach i wiem, że jest specjalistką w swojej dziedzinie. Nie wiem jak to ugryźć.. Jeśli chodzi o kir AA to akurat mam tej najbardziej beznadziejny zestaw, czyli brak jakiegokolwiek ds. A co do allo - jeśli by wyszło 0% to wtedy zleca się szczepienia? Tylko wiecie, nam w pierwszej linii brakuje silnych zarodków i to jest chyba nasz największy problem. Im dłużej myślę o tych badaniach, tym większy niepokój mam w sobie i nie wiem już sama czego się złapać..
Tak, jeśli allo 0% to najczęściej zleca się szczepienia. Bo tu widać że była cb, więc coś się zadziało. Jeśli chodzi o zarodki, faktycznie bardzo dużo komórek, a zarodki dość słabej jakości, co nie znaczy, że nie mogą dać ciąży. Nie wiem czy kojarzysz, ale popatrz na IG instaembriolog. Dużo ciekawej wiedzy. Kurcze, może Ty byś lepiej zareagowała na ministymulacje, Czesi je robią. Popytaj, stymulację przeprowadza się wtedy by uzyskać mało komórek, ale one ponoć są super jakościowo, kojarzę dziewczynę która miała chyba 3 punkcje jedna po drugiej (podczas jednej stymulacji pobierali od 1-3 komórek) i wtedy efekt w postaci pięknych zarodków był ekstra. No i kolejna sprawa, genetyka. Czy zarodki są zdrowe.. badaliscie kariotypy ?
I przepraszam, że tak wybiegam -co dalej, bo wiem ,że trwasz w zawieszeniu i masz jeszcze jednego mrozaczka. To mój umysł staraczki, który zawsze kazywał mi mieć plan B a nawet i C 🫣 strasznie mnie to pocieszało, że mam wizję na przyszłość, a jeśli ona nie wypali to mam jeszcze jakis punkt zaczepienia co dalej...
Dziękuję Moniek, że się tak angażujesz i podsuwasz mi tyle pomysłów ❤️ Baaardzo Ci wdzięczna za to jestem. Profil na insta super, mega dużo ciekawych informacji. Podawała wiele przykładów, gdzie to te słabe blastki CB lub BC dawały ciąże - przekopałam wcześniej cały internet w poszukiwaniu takich właśnie pokrzepiających informacji! Ministymulacja to pomysł, który już wielokrotnie się pojawiał, na pewno poruszę ten temat podczas kolejnej konsultacji i planowania dalszych kroków. Bo coś na pewno musimy zmienić w sposobie stymulacji czy w protokole. Co do kariotypów to tak, mieliśmy to podstawowe badanie i nawet takie rozszerzone, bardzo specjalistyczne (dostaliśmy na nie skierowanie od genetyka) - wszystko jest w porządku. Badaliśmy też Dzidzię po poronieniu i była zdrowa genetycznie (tylko chromosomu 22 nie dało się zbadać ze względu na rozkład DNA). Genetycznie jest z nami więc wszystko w porządku. Rozmawialiśmy o badaniu zarodków, ale za każdym razem otrzymywaliśmy tylko 1, więc ddecydowaliśmy się na transfer - nie było w czym "wybierać", albo się przyjmie, albo nie. Koordynatorka z Czech mówiła nam też, że do takiego badania potrzebny jest silny zarodek, któremu nie zaszkodzi "zabranie" jakiejś komórki. Klinika Novum z kolei takich badań w ogóle nie uznaje. Sporny, trudny temat..
Wiem jak to jest z tym planem B czy C, najgorsze to jest dojść do ściany i nie wiedzieć co dalej. Ja się trochę tak właśnie aktualnie czuję - już nie wiem kogo się mam słuchać, czyimi zaleceniami iść, w czasie tego naszego leczenia konsultowałam się już pewnie u 20 różnych lekarzy - mniej znanych, ale też takich najbardziej popularnych, polecanych na całym forum. I biorę te wszystkie leki, suple, zmieniłam swoje życie o 180 stopni, a nadal się nie udaje. Już czasem mam ochotę to już wszystko rzucić w ...
Wierzę Ci, naprawdę. Doskonale wiem co czujesz. Z jednej strony byś się chciała poddać, a z drugiej... Przecież chcesz mieć dziecko.. strasznie to trudne. Przepraszam, bo zapewne pisałaś o tym wszystkim wcześniej w swoim pamiętniku, a moja pamięć jest mega ulotna 🫣 skoro dziecko było zdrowe genetycznie , a jednak ciąża się nie utrzymała , skoro weźmiemy pod uwagę że te dwa zarodki teraz były zdrowe i dały CB, to kurcze bardzo jestem ciekawa tego badania allo mlr.. zapytaj może dr Jerzak, ona wydaje się taka ogarnięta babeczka.. tak i to w sumie fakt, że te zarodki z oznaczeniem C ciężej zbadać, nie pomyślałam o tym.. a jak obecna sytuacja ? Odstawiłas już leki ?
Beta niestety spadła do 4 i koordynatorka pozwoliła odstawić leki 😣 Kreska na testach nadal się trzyma. Wiem, że sama przechodziłaś przez podobne emocje, przeżywałaś te same rozterki i zadawałaś sobie podobne pytania - dlatego tak dobrze to wszystko rozumiesz. Dziękuję za Twoje rady, że poświęcasz mi tyle czasu i uwagi. Dziękuję za profil na instagramie, który ostatnimi dniami codziennie przeglądam. Dziękuję za wszystko 🤍
Lia tak bardzo mi przykro 😔 wysyłam dużo siły i spokoju ❤️
Dziękuję Mela 🤍
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Jesteś bardzo silna. Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać tego ogromu bólu, walki i rozczarowań. Świat nie jest sprawiedliwy, ale wiem, że o tym wiesz. Twoja wola walki jest tak niesamowita, że wierzę, że Wam się uda, gdyż czytam, że coraz więcej macie pozytywnych zmian. Zostawiam 🍀 na szczęście.
Zdradź proszę jaki teraz masz plan? Nie jestem na bieżąco ( nadrobię Twój pamiętnik w wolnej chwili ) :)
Zdradź proszę jaki teraz masz plan? Nie jestem na bieżąco ( nadrobię Twój pamiętnik w wolnej chwili ) :)