Tylko raz zwierzylam się kolezance, że zaczynamy starać się o dziecko. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak będzie, choć czułam, że nie łatwo. Ona ma nastoletnia córkę, ale bardzo długo miała problemy z zajściem w ciążę, przez 16 lat jeździla po lekarzach, klinikach, sanktuariach. Zawsze dumnie o tym mówi, nie tyle o dziecku, co o tej walce. Nie ukrywa, że była to IUI. Ale też czasem powie mi coś przykrego, pewnie nieświadomie, ale ja to pozniej przeżywam cały dzień. Dlatego zdecydowałam, że już nikomu nie powiem-wie mój mąż i ze 20 lekarzy u których byliśmy. Moi rodzice wiedzą o problemach z piersiami i cystą-guzem? na jajniku. Mieszkamy nad nimi więc nie dałoby rady ukryć pobytu w szpitalu i długiego L4. Bardzo się martwią moim zdrowiem, o wnuku nie wspominają, czekają aż z tamtymi sprawami się poukłada. Wie też moja siostra, która zawsze przygadywala "byście sobie dziecko zrobili zamiast tego psa niańczyć", ale w obliczu mojej choroby ucichla. Teściom nie mówiliśmy, bo mieszkają daleko i ten kontakt jest głównie telefoniczny, nie chciałam żeby się denerwowali. Ale abbigal ma rację, że powinni się dowiedzieć...
Zaczynając starania zrobiłam podstawowe badania (hormony, rozyczka, toxoplazma, cytomega., cytologia, morfologia, hiv) mąż badanie nasienia 😆 (gotów był diabłu duszę sprzedać, żeby tylko nie to, ale zrobil). Wyniki super. Pierwsza lekarka kazała brać kwas foliowy i starać się rok, najpewniej za kilka miesięcy będzie ciaza. Druga wrozyla mi blizniaki, bo takie piękne pecherzyki. Zaczęłam mierzyć temperature i robić testy owulacyjne. Odkrylam problem - krótka faza lutealna, max 10 dni, ale tylko 5 bez plamień - i poszłam do kolejnego lekarza, pani dr zgodziła się z moją diagnoza i przepisała duphaston. Monitoring w następnym cyklu pokazał, że pecherzyk rosnie, ale pomalu i nie peka tak, jak powinien (nie strzela jak balon, tylko się rozlewa, więc jajeczko nie ma szans dotrzeć do jajowodu). W następnym cyklu ovitrelle, ale ta sama bajka, nie peka, a na dodatek robi się z niego torbiel. Czekamy aż się wchłonie, a potem podamy clo. Ale zamiast się wchłonac, torbiel rośnie i rosnie. Dostaje danazol i przerywamy starania. Robię coroczne usg piersi, zmiana lita, odstawiam danazol po kilku dniach brania, biopsja gruboigłowa, gruczolakowłókniak-do obserwacji. Torbiel rośnie, moja lekarka uczciwie mówi, że nie potrafi mi pomóc. Zachęca do wizyty w klinice niepłodności. Tak robimy. Wybieramy tę z najlepszymi opiniami, ale tam przykra wiadomość- to może być potworniak, koniecznie trzeba usunąć. Szukam miejsca, gdzie to zrobić, ustalamy termin, który przekładamy jeszcze dwa razy, bo w drugiej piersi też mam jakiegoś dziada 😈. Znowu biopsja (oczywiście wszystko prywatnie, za miliony monet, na nfz termin bym miała po moim pogrzebie), gruczolakowłókniak, ale z tendencja do rozrostu, lekarz mówi, że skoro rośnie, to z czasem może zezlosliwiec. Jak Bóg da, to w grudniu się go pozbędę (guza, nie lekarza😆). W końcu dochodzi do laparoskopii, wyluszczaja torbiel?, jajowody drozne, sluzowka czysta, wszystko ok. Teraz czekam na wyniki badań histopatologicznych. Człowiek do śmierci spokoju nie zazna, jak już się coś przypałęta, to jedno za drugim.
Ale żem się rozpisała.
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2019, 11:07
Jeszcze mam taką obserwację życiową 😉 ludzie nie lubią, jak ktoś jest szczęśliwy mimo wszystko, zaraz wbiją szpilę, a to nie masz dziecka, a to nie masz chłopaka, a to pracy nie masz, a to studia źle wybrałaś. No zawsze coś znajdą, żeby człowieka zdenerwować. Co dziwne, tacy ludzie zazwyczaj mają wszystko, ale nie potrafią się tym cieszyć. I chyba to ich drażni najbardziej, że ktoś mając ułamek tego, co oni, potrafi być szczęśliwy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 czerwca 2020, 13:01
Rozumiem stres wieku i to nie pomaga. Nie rozumiem dlaczego ludzie sa tacy okropni i mowia takie rzeczy, zwlaszcza lekarze. Trzymaj sie i nie poddawaj.
Rozumiem Cię doskonale, od kilku dni powtarzam sobie, że są rzeczy na które nie mam wpływu... I trochę mi lepiej. Trzymaj się i pamiętaj nie jesteś w tym sama 💚
Może warto teściowej puścić to.. https://youtu.be/e689o3c5cGA u mnie w rodzinie zamknęło to temat dzieci. Słowa których sama nie potrafiłam wypowiedzieć. Już nie pytają.
A może warto najbliższej rodzinie wspomnieć, że masz inne problemy ? Ja zawsze mówiłam, że mam problemy zdrowotne i że najpierw trzeba je rozwiązać, potem dziecko i że pomimo przekroczenia 30-tki na dziecko jeszcze mamy czas - to zamykało usta wszystkim babciom, ciociom i teściom.
Może czas już porobić jakieś badania? Hormony, nasienie, hsg? Nie myślałaś o tym?
Doskonale Cię rozumiem... też się bardzo boję świąt