Myśle, ze ten cykl jest zmarnowany.. zreszta tak jak i poprzedni... Stary miał wycinany pieprzyk, więc wiadomka, że to prawie rana postrzałowa. Z armaty conajmniej więc kochaliśmy się tylko raz w dni płodne... a wiec stanowczo za mało. Heloł, robimy to dziecko czy czekamy na niepokalane poczęcie???
Troche czuje, że to wszystko spada na moje barki. Temperatury, testy, śluzy, apki, internetu... Oszaleć można. Wściekam się na niego, a na siebie jeszcze bardziej. Wyglada na to, ze tylko ja staram się tutaj o dziecko, także Maryja ewentualnie jakiś archanioł - call me, może być tez priv, będę wdzięczna za jakieś wskazówki...
W zeszłym miesiącu dni płodne wypadły mi w święta, świetnie, po prostu ŚWIETNIE....Byliśmy w rozjazdach z racji covidowych obostrzeń, a wiec lipa ze staraniami. Ale dzięki temu mogłam trochę zluzować i odpuścić. A no i napić się wina na luzie, bo wiadomo, ze w ciąży nie byłam Jak już się elegancko wyluzowałam i byłam gotowa na następne gimnastyki łóżkowe w imię walki z niżem demograficznym to oczywiście BUM... żeby nie napisac inaczej...
Stary zaraz po sylwestrze oznajmił mi, że jego najlepszy przyjaciel spodziewa się dziecka... Na dodatek udało im się w 1 cs... Super. Nie, no serio super. Szkoda, że ja muszę na rzęsach stawać i nic
On chyba tez to przeżył, bo wszystkiego mu się odechciało i domagał się jedynie przełączania czołówek na Netflixie i dostawy orzeszków...
Ja za to dzisiaj mam dzień nastawienia bojowego 💪🏻 Jak na razie wszystkie badania wychodzą mi idealnie i w końcu udało mi się zobaczyć pozytywny test owu dzięki monitorowi clearblue. Będę chyba jeść tynk ze ścian na koniec miesiąca, tyle te testy kosztują, ale narazie jest wporzo. Mam jeszcze pierogi od babci w zamrażarce No wiec spisałam sobie listę, co jeszcze JA mogę zrobić, żebyśmy odnieśli sukces i dopisałam do niej:
1. Kubeczek menstruacyjny + żel przyjazny plemnikom - jeszcze nie wiem jak to ogarnąć, żeby Stary nie myślał, ze zwariowałam... bo zaraz po seksie to ja lubię sobie poleżeć, wyczilować, oddech złapać. A teraz co... kubeczek będę ogarniać, pewnie mi nie wyjdzie z 10 razy pod rząd, pewnie i tak się uświniony tym wszystki... i do tego jeszcze ten żel. No nie wiem czy ogarnę taka logistykę, ale spróbuje.
2. Potwierdzenie mojej płodności (a może bardziej wykluczenie niepłodności) - tutaj objawia się moja psychoza, że na bank coś ze mną nie tak. W sumie już 3 razy odwiedzałam oddział ginekologiczny w szpitalu i fajnie nie było - torbiel endometrialna/czekoladowa, 2 x polip jamy macicy. Swoją droga ta nazwa torbiel czekoladowa ma w sobie coś super miłego i obrzydliwego jednocześnie... powinni się dwa razy zastanowić zanim coś tak wstrętnego nazwa czekoladowym...
3. Użyć w końcu stroju pokojówki 😈 może wtedy Stary się bardziej podjara i jego mała armia w końcu trafi tam gdzie ma trafić?
4. Przestać się nakręcać jak wariatka i szukać objawów ciąży od 1 dnia po owulacji.... Tak. Po 1 dni. Jak w.a.r.i.a.t.k.a. Muszę sobie tez zrobić odwyk od internetow, bo to serio nie pomaga. Przeczytałam już chyba z milion artykułów i żaden mnie nie pocieszył...
5. Zagonić Starego na badania nasienia. Taaaak, to dopiero będzie chellange.
Z tym cyklem wiąże większe nadzieje niż z poprzednim, w sumie większe niż kiedykolwiek. Tym razem dobrze trafiliśmy z ❤️, a wiem, że dobrze bo robiłam sporo rzeczy, które miały potwierdzić owulacje:
a) 12dc byłam na monitoringu, pęcherzyk 16mm i endomertium 8,2. Także wszystko było na dobrej drodze
b) monitor owu Clearblue pokazał szczyt 13-14dc
c) bardzo mnie bolały sutki podczas owu, jak nigdy
d) mieliśmy dużo czasu dla siebie i mogliśmy się zrelaksować
e) kubeczek był w akcji 2 razy
No ale jak wiadomo może się nie udać... nie załamię się wtedy, bo już mam plan na następny cykl. Najważniejsze jest planowanie! 💪🏻
1. Monitoring cyklu - już się zapisałam na 10.03
2. Badanie drożności jajowodów - 11.03
3. Robić to co teraz - seksy o czasie, kubeczek, monitor i powinno być git.
4. Zmusić Starego do badania nasienia! Już się raz obraził... lekko nie będzie...
Zastanawiam się jak nie świrować w tym cyklu, bo wczoraj mi odwaliło po raz pierwszy i zaczęłam obsesyjnie czytać ciążowe artykuły... to nie jest zdrowe. Nie mogę się doczekać kolejnych pomiarów temperatury... rano biegnę jak oparzona, żeby sprawdzić czy jest skok... wstyd...
Na całe szczęście kupiłam sobie 50 testów ciążowych na Allegro po taniości i będę testować od 10dpo 😂 (tak, jak wariatka)
Oczywiście w towarzystwie kolejna ciąża... także wyglada na to, że z całej paczki tylko ja jeszcze nie jestem + jestem najstarsza ciężko mi się cieszyć ich szczęściem i szczerze mówiąc unikam ich jak ognia już od jakiegoś czasu. Dobrze, ze jest pandemia to nie wyglada to dziwnie...
Jutro idę do gina sprawdzić czy pęcherzyk pękł, a 7dpo sprawdzę ten progesteron
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lutego 2021, 11:18
No i skończyło się rumakowanie... a takie nadzieje pokładałam w tym cyklu 😢 Owulacja co prawda była, ale endo ma tylko 6mm. Do zagnieżdżenia jest potrzebne 7, także mój mały fasolku - no nie popisałam się i nie za bardzo gościnnie u mnie w tym cyklu. W przyszłym cyklu będę pic więcej wina i jeść nerkowce, bo podobno pomagają na większe endo.
Nawet Staremu nie mówiłam... Widzę, ze tez ma nadzieje i już uznał, ze na pewno jestem w ciąży 😔 a tutaj taki klops.
Z drugiej strony trochę sobie mysle, ze ta gin dzisiejsza to jakaś lebioda była. Może ona to niedokładnie zmierzyła?
Jako ze moja ciążowa fazka odpalona już na maxa (czyli cały ciążowy internet przeczytany, wykresiki sprawdzone po 100 razy, forum stale otwarte) to zapisałam się na jeszcze jedna wizytę w poniedziałek, to będzie 8dpo. Rano sobie pykne progesteron i zobaczymy co tam się zadziało.
Takim moim marzeniem i takim jednorożcem 🦄 tego cyklu jest widoczny spadek w 6-7dpo. O palmieniu implantacyjnym uż nawet nie marzę... Bo to by było za wiele szczęścia.
A właśnie! W weekend jadę do mojej rodziny, muszę wymyślić dobrą wymówkę dlaczego nie pije alko, ale bez mówienia, że się staramy 😁 bo zaraz zaczną się pytania, a wszsytkie moje kuzynki już dawno dzieciate... Nawet te młodsze, ehhh...
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lutego 2021, 12:32
Przez weekend nie piłam w ogóle alko, a w końcu była impreza rodzinna... Już wszyscy plotkują na bank, że jestem w ciązy... Smutno mi się robi jak o tym myślę... Następnym razem powiem, że wstąpiłam do AA, bo mam problem to się skończą głupie ich pomysły. Matka oczyście robiła docinki: kiedy dziecko, kiedy ślub, kiedy dom.... Nie mam siły z nią gadać, że wszsytko w swoim czasie, bo na razie staram się nie stresować, żeby zostać w końcu matką, a łatwe to wcale nie jest!
Dzisiaj rano zrobiłam test - oczywiście negatywny. Nie czekałam specjlanie długo, żeby wypatrywać cienia ciennie - 5 minut i nara. Ale moja psychoza wzięła górę i zostawiłam sobie test do późniejszego maltretowania samej siebie. Oczywiście po 3 godzinach jest tam coś, ale tak słabe, że nawet nie potrafię stwierdzić czy tam coś faktycznie jest czy już całkiem mi odwaliło. Aż mnie oczy rozbolały od tego gapienia się...
Także powtórze test jutro, a co mi tam. Nakupiłam tych testów jak idiotka to sobie będę robić, a co! Stary codzinnie od Walentynek pyta się czy już jestem w ciąży i się cieszy, bo myśli, że się udało... No smutno będzie mu powiedzieć, że tym razem też nie 😥
W następnym cyklu będzie już więcej rzeczy dla mnie jasnych, bo w końcu będę miała pełny monitorung cyklu (a nie taki oszukany jak w tym), będę miała sprawdzoną drożność jajowodów (a więc w końcu się dowiem o co kaman z tą endomatriozą) no i pierwszy raz teraz zrobiłam progesteron w II fazie cylku.
Jeszcze tylko Starego na badanie nasienia wysłać... byłoby super jakby nie był taki oporny. Inaczej chyba w ustach to zaniosę!!! Jakoś dojadę te 15 km, trudno! #zdeterminowana
Btw Wczoraj apka zwariowała, poza weekendową awarią stwierdziła, że przesunie mi owulację, więc w sumie nie wiem czy jest 8 czy 9 dpo. Zrobiłam dzisiaj proga, no trochę późno, ale na weekend nie mogłam , i teraz nie wiem czy będzie miarodajny. Damn it.
I tak sobie tutaj żyjemy... Na pograniczu ciąży i nie-ciąży. Druga faza cyklu zawsze mi się super dłuży, chcę już wiedzieć na bank czy sukces czy znowu porażka a to czekanie mnie dobija.
EDIT: już jest wynik proga -> 20,60 ng/ml a wiec elegancko 👌🏻
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lutego 2021, 22:18
Dzisiejszy rozdział zatytułuję: cienie którym nie ufam... 😑
Rano obudziły mnie 3 rzeczy: 1. cycki, które bolą dramatycznie 2. sąsiad, który lubi jebnąć drzwiami o 6 rano oraz 3. silna potrzeba zwymiotowania wczorajszej kolacji...
Na szczęście udało mi się opanować cofkę, ale przysięgam, że ostatni raz się tak nażarłam na noc! Nawet nie mam ochoty na śniadanie, jedyne co mogę wcisnąć to herbata...
Oczywiście moje taniościowe testy z Allegro cały czas leżą w łazience, więc nie mam żadnych oporów, żeby używać sobie do woli 😁 Siknełam, zostawiłam na 2 min, stwierdziłam, że nie mam czasu dłużej czekać na kreskę - łaski bez i poszłam robić śniadanie. Starym zwyczajem masochistki zostawiłam sobie teścik i po jakiś 10 min wróciłam.
No i mamy efekt: https://zapodaj.net/6478a0ebe2ee2.jpg.html
Jakiś cień się przypałętał i to już nie są chyba zwidy jak wczoraj... Z jednej strony trochę mnie to podbudowało, z drugiej tak bardzo nie ufam tym cieniom... Już w zeszłym cyklu myślałam, że mam cień a miałam dupę bladą....
Tak więc wyznając odwieczną zasadę: albo grubo albo wcale czekam na grubą kreskę! Bez tego ani rusz!
W sobotę powinna przyjść krwawa merry, więc jeśli zabłądzi po drodze to pójdę na betę. Już mi słabo na myśl o tych kolejkach poniedziałkowych... Seniorzy kochają być od 7 rano w diagnostyce...
No więc nadal żyjemy tak jak wczoraj między ciążą a nie-ciązą 😉
Aaaa, zapomniałabym - wzięłam sobie do serca wczorajsze komentarze i poczytałam trochę w necie jak rozmawiać z facetem o tych badaniach... W piątek szykuję się na poważną rozmowę z nim, może dobra kolacja i wino sprawi, że będzie bardziej otwarty i przestanie się opierać 😊 trzymajcie kciuki!
Tak jak wczoraj obstawiałam, dzisiaj moje testy (a zrobiłam 2: facelle i taniościowy z Allegro) są bielsze niż śnieg tej zimy... Nawet nie ma żadnego cienia cienia cienia... Także wracamy do nie-ciąży i szykujemy się na badanie drożności w marcu 💪
Oczywiście powtórzę testy też jutro, ale już raczej nie ma nadziei i muszę chyba powiedzieć też Staremu, żeby się jednak nie cieszył 😥
Na szczęście roboty mam tak dużo, że ledwo mam czas na ciązową fazkę, a to przekłada się na moje zdrowie psychiczne 😂 Nie schizuję i nie rozkminiam za bardzo. Niestety nie mam też czasu na poczytanie forum więc będę nadrabiać w weekend z lampką wina przy okresie 😁🍷
Miłego dnia! 🌞
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2021, 13:36
W sumie to wiem, że nic nie wiem... Ostatnie dni były bardzo intensywne w pracy i nawet nie miałam czasu na standardowa ciążowa fazkę. W sumie to nie miałam czasu na nic poza praca i spaniem i mimo, że jestem zmęczona to przynajmniej się nie nakręcałam jak wariatka i nie szukałam objawowo.
Oczywiście już jest weekend i mam czas na rozkminy i nakrętkę 😁 Od dwóch dni mam plamienia, które w sumie nigdy mi się nie zdarzały wcześniej, a na pewno nie takie. Takie w kolorze kawy z mlekiem widzę pierwszy raz i trochę mnie to zmartwiło. Poczytałam trochę internetów (nie polecam zdecydowanie...) i teraz wiem, ze nadal nic nie wiem. Może okres, może ciąża, może infekcja a może kurde RAK.
Dla spokoju ducha pomyślałam, ze zrobię sobie test (nie mogłam wymyślić w co by mogła lepiej zainwestować te 1,20zl które dałam za test), z któregoś tam moczu, tak na szybko... Po 5 minutach zerknęłam na szybko i grubej kreski nie było, ALE oczywiście po 8 minutach wróciłam i był całkiem wyraźny cień. Nienawidzę tego. Miało się wyjaśnić, wóz albo przewóz, a się skomplikowało bardziej....
Tak sobie mysle, ze muszę otworzyć sklep dla Staraczek. W asortymencie byłyby:
1) testy ciążowe w pakietach po 100 szt, które przy braku drugiej kreski po 5 min od siknięcia ulegałaby samozniszczeniu. Skończyłoby się doszukiwanie i rozkminy
2) domowe testy beta-hcg, wynik już w 5 minut 😃 żeby nie trzeba było latać jak szalona do diagnostyki...
3) apka na telefon, która blokuje ciążowe treści od owulacji aż do okresu/potwierdzenia ciąży zdjęciem pozytywnego testu. Żeby się nie nakręcać 😁
O jak ja bym tego potrzebowała... O ile łatwiejsze byłoby moje życie w 2 połowie cyklu. A tak, leze sobie z lekkim bólem brzucha, które pojawia się co jakiś czas (uczucie jakby już za sekundę miał być okres, ale jednak go nie ma ), macam cycki i sprawdzam czy dalej bolą (raz bolą a raz nie, wiec nie wiem...) i czytam internety nakręcając się.
Jutro już 14dpo i chyba zrobię test Clearblue o ile 🐵 nie przyjdzie. Nie mogę za wiele oczekiwać, bo to ze nie mam okresu to żaden objaw, w końcu moje cykle czasami trwają 26 dni a czasami 33...
Dobre wieści są takie, ze Stary w końcu przyznał, ze badania nasienia są potrzebne. I w sumie zabrzmi to głupio, ale wszystko przez czwartkowy odcinek „na wspolnej” 🤣 w którym dokładnie ten temat był poruszany. No mimo, ze już się zgodził to słowo się rzekło i w piątek już zrobiłam ta odświętna kolacje😉 Na deser był nasz nowy ulubieniec - Pan Pingwinek 😁 wiec było naprawdę super. (Tak, szukałam potem w necie czy orgazm może powodować plamienia/ zatrzymać okres 🤣🤣 .. jakbym miała 15 lat...).
Wina bym się napiła, także fajnie byłoby już wiedzieć po której strony mocy jestem 😄
Trzymam kciuki za wszystkie Staraczki i życzę powodzenia oraz mniejszej schizy niż moja 🙃
🍀🍀🍀
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2021, 13:38
Wczoraj miałam naprawdę ciężki dzień... Pierwszy raz się tak załamałam. Łzy same cisnęły mi się do oczu i nie mogłam przestać płakać przez pół dnia... Nie chciałam tego pokazać, więc ryczałam po cichu w łazience albo ukratkiem wycierałam łzy w rękaw 😥 Oczywiście w głowie już sobie obliczyłam, że marzec to ostatni miesiąc, żeby załapać się na #rodzęw2021 ... i czułam jak czas przeleciał mi przez palce. W przyszłym roku będę mieć już 35 lat, a więc szanse na dziecko coraz mniejsze. Magiczna bariera zostanie przekroczona. Zaczęłam żałować, że jestem już taka stara i że nie podjęłam decyzji o macierzynstwie wcześniej, kiedy nie było jeszcze za późno. Przecież warunki do tego miałam tak naprawdę od jakiś 8 lat, jak nie lepiej.
Z tego żalu i smutku postanowiłam spędzić wieczór na kanapie z Netflixem i przyjacielem Jackiem Danielsem, chociaż doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to ani zdrowe, ani tym bardziej rozsądne. No cóż, nie mogłam się powstrzymać. Dzisiaj mój przyjaciel połączył siły z wredną małpą i w efekcie moja głowa boli jak diabli mam za swoje...
Na pocieszkę włączyłam sobie Bridgetonów... No nie mogłam wybrać gorzej temat ciąży i dzieci jest tam wałkowany non stop, a przecież wszystkie bohaterki są tam takie młode... no i jeszcze to zakończenie... (nie spojleruje, ale nie polecam oglądać przy okresowej załamce)... W sumie wiedziałam i mogłam przewidzieć, że ten serial mnie tylko dobije, ale jeszcze parę dni temu oglądałam go z wypiekami na twarzy myśląc, że może ja też już niedługo będę mogła cieszyć się stanem błogosławionym.
Dzisiaj powoli podnoszę się z kolan i już prawie nie płaczę. Wprowadziłam sobie trochę zasad na nowy cykl, żeby ograniczyć sobie poziom dramatu, jeśli znowu się nie uda. Martwię się tym plamieniem , które pojawiło się w poprzednim cyklu, bo to była dla mnie nowość. Znając moje szczęście to może być jakaś kolejna przeszkoda do pokonania na drodze do ciąży...
Już niedługo drożność - i tego nie mogę się doczekać. W sumie nieco przewrotnie myślę sobie, że jak wyjdzie coś nie tak, to przyjmę to ze spokojem i może nawet uśmiechem - przynajmniej od razu pójdziemy na invitro i zaoszczędzimy nieco czasu i energii. Bo ścieżka będzie jasna i wiadomo będzie co trzeba zrobić. Głupia jestem, że tak myślę... Ale w głowie mam nadal ponure myśli i podły nastrój mnie nie opuszcza.
Zastanawiałam się ostatnio nad zamrożeniem komórek, dopóki jeszcze nie skończyłam 34 lat, żeby w razie czego mieć jakieś zabezpieczenie. Pogadam o tym ze Starym, jak już zrobi swoje badania i będziemy mieli większą jasność sytuacji.
Tymczasem idę trochę jeszcze popracować i pochlipać cichutko... Licząc na to, że marzec jednak będzie chociaż trochę łaskawszy...
Dzisiaj nastrój już lepszy 😃 znowu jestem zmotywowana, a to wszystko dzięki Staremu! ❤
Byliśmy dzisiaj zrobić sobie test na przeciwciała covid w Diagnostyce. Pobierając numerek do wyboru było między innymi "Badanie nasienia" i zażartowałam, że dla niego to TO trzeba kliknąć. No ale oczywiście, był to tylko żart, nie byłabym sobą gdybym tego nie powiedziała 😁. Po wejściu do gabinetu (Pani pozwoliła nam wejść razem) mojego Starego ktoś podmienił! No serio! Sam, bez żadnego szturchania łokciem zapytał się jej jak wygląda te badanie nasienie i dopytywał o szczegóły! No szok po prostu. Dobrze, że miałam maseczkę, bo bym szczękę z podłogi zbierała. 😲 Teraz to już muszę go umówić na wizytę w klinice, bo trzeba kuć żelazo póki gorące! 🔥
Po drodze do domu rozmawialiśmy o tym, co możemy jeszcze zrobić, żeby mieć większe szanse na maluszka i naprawdę czułam wsparcie z Jego strony 🧡 Nie spodziewałam się tego, ale chyba bardzo potrzebowałam. Z trudem się ze szczęścia nie popłakałam 😂 przecież trzeci dzień pod rząd to już nie wypda ryczeć 😛
Z takim pozytywnym nastawieniem czekam na drożność i już nie mogę się doczekać wiosny 🌺🌞🧡
Mysle, ze mogę ten kwartał spisać na straty. Tak, nie cykl, nie dwa cykle, ale aż 3... 😭Pomimo tego, że w tym miesiącu w końcu się dowiem czy moje jajowody są drożne, to i tak przez zapalenie pęcherza Starego mamy na razie zakaz starań (tzn seks tak, ale z gumka, fuj...). Do tego pomimo moich błagań i wyjaśnień sytuacji farmaceuta powiedział, że wszystkie leki na zapalenie pęcherza maja ten składnik aktywny uszkadzający nasienie... bo należą do tej samej grupy ........ (tutaj jakaś trudna nazwa, której oczywiście nie pamietam). Dałam Staremu żurawinę z nadzieja, że wystarczy, ale niestety tak cierpiał, że bez furaginy się nie obyło 😟 Tak wiec: ten cykl zmarnowany, bo infekcja Starego, plus kolejne dwa, bo plemniki upośledzone, plus badania nasienia można zrobić za około 5-6 miesięcy, aż Stary będzie już strzelał zdrowymi żołnierzami... Istny dramat 😭
Ze mną zreszta tez chyba coś nie tak. W poprzednim cyklu od 12dpo miałam plamienia, okres jakiś dziwnie biedny i prawie bezbolesny, a teraz znowu plamienia aż do tej pory... Nigdy tak nie miałam i czuje, ze chyba coś jest nie tak. Miałam w tym cyklu odwołać wszystkie wizyty poza drożnością, ale chyba muszę i tak iść na jakieś konsultacje, żeby sprawdzić co tam się odwala 🧐
Staram się myśleć pozytywnie i cieszyć się tym, ze w tym cyklu nie muszę robić testów owu i tak skupiać na robieniu dziecka, a po prostu wyluzować i cieszyć się sobą. Niestety za chwile zaczynaja przychodzić czarne myśli, które przypominają mi mój wiek i już mi nie jest tak wesoło...
Dzisiaj będziemy korzystać z pięknej pogody, łapać trochę słońca i strać się zapomnieć chociaż na chwile o problemach ☀️
Ps. Tak mi się teraz przypomniało, ze wczoraj wracając z miasta widziałam kobietę w zaawansowanej ciąży, która paliła papierosa na przystanku... Smutne jest to, że niektórzy tak nisko cenią, coś za co my Staraczki oddałybyśmy prawie wszystko... 😞
Milego weekendu ☀️🍀
Dzisiaj trochę dobrych wieści, a trochę takich sobie. Na szczęście dzięki temu, że mam w tym cyklu wywalone na ciąże to nawet słabe wieści by mnie nie dobiły 😃 a co dopiero takie sobie 😛 Humor mi dopisuje, może to ta lampka wina codziennie a może wolna głowa, ale samopoczucie mam naprawde dobre ostatnimi dniami 😎
No więc moja drożność jednak się trochę odwlecze w czasie, bo według dr to właśnie 3 miesiące po badaniu drożności jest największa szansa na dziecko, bo wtedy wszystko jest elegancko przetkane i jeszcze się nie zdąży zatkać na nowo, a skoro ten cykl przebiega pod hasłem "zapalenie pęcherza Starego" to szkoda byłoby to robić teraz i tracić cykl lub nawet 2 (nie wspominając o hajsie...). Generalnie dr mówiła, że nie ma co się przejmować i stresować na zapas, wszystko wygląda u mnie super - owulacja jest, hormony ideolo, do tego zdrowy tryb życia, także ta drożność to już jej zdaniem tylko formalność w ocenie mojego zdrowia. (I tutaj dochodzimy do tych wieści takich sobie) Stwierdziła, że badania Starego powinniśmy zrobić zaraz po tym jak jego pęcherz się wyleczy, bo jest duża szansa, że to właśnie tutaj jest problem... 😞 Nie czekać na regenerację po Furaginie tylko robić od razu i w razie potrzeby powtórzyć po 3 miesiącach (jeśli coś wyjdzie źle). Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale chyba wolałabym, żeby to jednak ze mną było coś nie tak, niż z nim. Wiem, że ja bym sobie z tym poradziła i stanęła na głowie, żeby to naprawić. Boję się, że on się zniechęci, załamie czy ogólnie ciężko przeżyje... Na razie trzymam kciuki, żeby jednak i ze mną i z nim było wszysto elegancko, a brak ciąży to tylko pech 🤞
Wstępnie umówiłam się na kolejną wizytę zaraz po majówce, o ile mój durny cykl całkiem nie zwariuje i nie odpierdzieli jakiś za długich albo za krótkich cykli... Wtedy zrobimy drożność i jak coś tam wyjdzie nie tak to będzie wiadomo czy mamy dalej się starać naturalnie czy będzie wspomaganie.
Niby człowiek to wszystko wiedział, czytał, słyszał, ale dzisiaj jakoś to do mnie dotarło tak na serio, że może jednak wszystko będzie dobrze (w ten czy inny sposób)🧡😊 To czekanie też jakoś mnie nie przeraziło, pogodziłam się z tym, że 2021 to jednak będzie rok starań, a nie rodzenia i akceptuje to.
Czekam na to, co los łaskawie przyniesie i przesyłam też Wam pozytywną energię i nadzieję 🍀🌺🌞
Ten miesiąc przypomniał mi jak cudowne było moje życie, kiedy jeszcze się nie starałam... Owulacja? Testy? Temperatura?? A co tam! Seksy robimy tylko kiedy mamy czas i ochotę, po owu - brak ciążowej fazki, a wiec brak doszukiwania się objawów wymyślonej ciąży, winko do kolacji, zero stresu, zero spiny... No żyć i nie umierać! Tylko z tylu głowy, gdzieś daleko ukryta, co jakiś czas pojawiała się myśl: „zmarnowałaś kolejny miesiąc, dalej nie jesteś w ciąży, jesteś coraz starsza...”. Postanowiłam jeszcze trochę nie wypuszczać tego potworka i staram się odpoczywać i cieszyć chwila. Idzie mi dobrze 😊😊😊
Dawno nie zaglądałam na forum, musiałam odpocząć i przede wszystkim przestać się nakręcać. W tym miesiącu wracam do gry i wierze, ze wkrótce się uda 💪🏻
Bilans mojego 2-miesięcznego odpoczynku:
Moje ciąże: 0
Ciąże w rodzinie/u znajomych: +4 😐
Także dzieje się….
Dzisiaj miałam badanie drożności jajowodów. Wynik zadowalający - prawy jajnik drożny, lewy udrożniony podczas badania 👍🏻 Macica ok, chociaż lekko zwichrowana w lewo przez endometriozę. Wyglada na to, że ze mną raczej wszystko ok. Co prawda nie robiłam jeszcze krzywej cukrowej i paru innych badań, ale liczę że może nie będzie takiej potrzeby 🤞🏻
Następne 3 miesiące skupimy się na seksach i przyglądaniu się do starań. Nasze libido nie jest raczej wysokie, seksy są rzadko, bo pracujemy bardzo dużo i potem to już nam się nic nie chce mam nadzieje, ze uda się pracować max 10h i mieć dla siebie nieco więcej czasu ❤️
Postaram się nie nakręcać i nie robić testów ciążowych przed terminem miesiączki. Zobaczymy czy się uda bo do cierpliwych nie należę 😛
Na dzień dzisiejszy wierze, ze wszystko będzie dobrze, ze w końcu nam się uda i będziemy w końcu pełna rodzinka 👶🏻
Bądźmy dobrej myśli a na pewno się w końcu uda ☀️❤️
Dzisiaj rano monitor clearblue niespodziewanie pokazał szczyt płodności, co oznacza, ze owulacje mam jutro. I nawet się to zgadza, bo w piątek na HSG było jajko po prawej stronie 14mm. Niby wszystko idealnie, ale już mogę spisać ten cykl na straty... a powodem będzie zwyczajnie brak seksu 😔
Od początku cyklu do HSG był zakaz seksow, a jeśli już to w gumce, wiec stwierdziliśmy, ze damy sobie na wstrzymanie. HSG w 7 dniu cyklu, wiec myślałam sobie, ze do owu jeszcze ponad tydzień, wiec luzik.
Po HSG jakieś 3 dni dochodziłam do siebie, wiec tak zleciało do 10dc.
Dosyć ciężko pracowaliśmy w tym tygodniu (ja w poniedziałek przed finalizacja projektu siedziałam przy kompie od 8 do 22...). Mój Stary tez siedzi cały dzień wiec sile mamy jedynie na dowleczenie się do łóżka o północy... i tak oto w 13dc monitor zaskakuje mnie tym, ze owulka tuż tuż. Szlag by to! Miał być weekend, a nie środek tygodnia 😡
Jako, ze jestem zdeterminowana nieco bardziej niż Stary, postanowiłam się postarać. Świeczki, wino, pończochy... Niestety w odpowiedzi usłyszałam, ze dzisiaj to on nie da rady, bo nadal musi pracować 🙁 rozumiem to, ale z drugiej strony... szybki numerek, by raczej nie wykoleił jego kariery, a maile pisane o 23, może mogłyby wyjątkowo poczekać do rana.
Bardzo żałuje, ze dzisiaj postawiliśmy prace ponad naszą rodzine. Zwłaszcza, ze jego plemniki czekają w sumie od poprzedniego cyklu, wiec już mało ruchliwe, jutro nawet jeśli znajdziemy czas to raczej nic z tego nie będzie.
Nie chce go zmuszać do seksu, nie chce uprawiać seksu prokreacyjnego tylko dla dziecka... Ciężko mi to sobie poukładać w głowie. Niby chcemy dziecka, robimy „wszystko”, a kiedy nadchodzi moment kiedy trzeba działać okazuje się, ze mamy inne priorytety.
Nie wiem czy ktoś jeszcze boryka się z takimi problemami, czy ktoś jeszcze miał problem z odsunięciem na bok kariery i pieniędzy , ale zaczęłam już myśleć o planowaniu seksu w kalendarzu I wysylaniu zaproszen do Starego, żeby postarał się zaplanować swoją prace tak, aby mieć wolny wieczór. Nie wiem czy to dobry pomysł...
Nie wiem co mam robić 🙁 czuje się bezsilna i zrezygnowana... 😔
Coraz rzadziej tutaj zaglądam, bo zaczęłam uważać, że za bardzo się wszystkim nakręcam… a bardzo szkoda! Zdałam sobie sprawę, ze tak naprawdę tylko tutaj mogłam się wygadać, poczytać o innych parach i podnieść się lekko na duchu.
Od razy ostrzegam, ze będzie długo, marudząco i generalnie gorzkie żale…
Wracam z tematem trudnym, nawet bardzo, z którym ostatnio się borykamy. Częstotliwość seksu.
Niestety przez ostatnie 3 cykle było tragicznie mało seksów z finałem, co bardzo wpłynęło nie tylko na brak ciąży (wiadomo…) ale tez na moja samoocenę. Przyznane sie szczerze, ze już mi sie dzisiaj ulało i dlatego znowu tutaj pisze.
W dużym skrócie wyglądało to tak:
Kwiecie - infekcja starego - brak starań i brak seksow właściwie (jakichkolwiek)
Maj - badanie drożności. Moje starania (patrz punkt wyżej) zakończyły sie generalnie ogromna awantura o to, ze tylko ja inicjuje seks, a z jego strony zero inicjatywy. Starałam się być wyrozumiała, bo miał ciężki czas w pracy, ale ma go właściwie od roku…
Czerwiec - tutaj zaczyna się dramat.
9dc niedziela - zaczynam swoje podchody, ubieram seksowne piżamki. Zgodnie z poradami z neta, staram się go uwieść rano, w dzień wolny, kiedy ma wolna głowa i jest wypoczęty. Efekt: po 10 minutach on stwierdza, ze nic z tego nie będzie. Oczywiście uderzylo mnie to jak zwykle a w głowie po raz kolejny - już mu się nie podobam, to pewnie przez ten brzuszek… a może przez za mały biust… itd
Odpuściłam pare dni, ale jak wiadomo czas goni. Monitor owulacji zaczął już wskazywać wysoka płodność, wiec trzeba było znowu schować swoją dumę i kompleksy do kieszeni.
11dc - jeden z najlepszych seksow w życiu!!! Z pięknym finałem, wszystki perfekcyjnie! Niby super, ale do owu jeszcze chwilka została.
12dc - monitor pokazał szczyt płodności, co oznacza ze owu za około 24h! Niestety Stary od razu po wejściu do łóżka poinformował mnie, ze jest zmęczony i idzie spać. Mysle - ok, spróbujemy rano.
13dc - OWULCJA - jeszcze nie wszedł do sypialni a już narzeka jaki to on zmęczony i ze nie ma na nic siły… ja leze oczywiście odwalona jak stróż w Boże ciało i czekam aż ksieciunio z łazienki wyjdzie… wscieklam się, pare łez uroniłam, ale mysle trudno - sposobujemy rano, bo mamy pierwsze spotkania w miarę późno.
14dc - dzień po owu, rano - przypomniało mu się ze musi pilnie coś napisać i zaraz po obudzeniu poszedł klepać maile… nosz cholera jasna!!!
Serio, mam już tego dosyć. Czy tylko ja muszę żebrać o seks? Już nawet mu nie mówią kiedy owu, bo twierdził ze go to stresuje… to ciagle inicjowanie seksu jest już dla mnie upokarzające i rzygam tym. Odechciewa mi sie wszystkiego dosłownie… dziecka, ślubu, domu, wszystkiego po prostu. Rozumiem, ze każdy moze mieć gorszy moment, gorszy dzień… ale u nas to sie trafia moze 1 czy 2 dni dobre, a reszta to tylko moje próby, jego odrzucanie mnie, co skutkuje moja rozpacza. Jedyne pocieszenie znajduje w tym, ze nie schizuje na koniec cyklu bo wiem, ze musiałabym być Maryja, żeby zajść w ciąże.
Coraz częściej mysle o inseminacji, ale ksieciunio chce chyba do mojej 40 udawać, ze sie staramy…
Mam już tego dosyć… nie mam siły dzisiaj kolejny raz zaciągać go do łóżka i liczyć ze łaskawie sie zgodzi
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2021, 23:01
W tym miesiącu mija rok od momentu podjęcia decyzji o staraniach. Myślę, że warto zrobić małe podsumowanie zysków i strat:
+ wszystkie moje badania krwi w normie (brak zaburzeń hormonalnych)
+ owulacje potwierdzone monitoringami
+ drożność jajowodów ok (być może jeden przepchany podczas zabiegu, ale może zawsze był drożny)
+ suplementacja: kwas foliowy, inozytol, wit D, Maca
- badanie nasienia nadal nie zrobione (!!!)
- kilka cykli straconych przez:
* zapalenia pęcherza Starego
* wizytacje rodzinne
* pracę ważniejszą od seksu
- coraz mniejsze zainteresowanie seksem bez podtekstu prokreacyjnego
- parę dni temu miałam urodziny, a więc mam już 34 lata .....
Nie chce mi się liczyć ile cykli naprawdę się staraliśmy, a ile nie, bo może tylko by mnie to bardziej dobiło. Aktulanie nadal nie jest nam po drodze na badanie nasienia, chociaż Stary obiecał, że jak się w tym cyklu nie uda to pójdzie... Jasne, pożyjemy zobaczymy. Jako wspomagacze używam monitora płodności i raz na ruski rok kubeczka Fertilily. Przestało mi się chcieć mierzyć temperaturę, badać szyjkę, śluz itd, bo generalnie monitor idealnie pokrywał się z monitoringiem u gina i wyznaczał owu tak samo. Co prawda koszt takiego luksusu to jakieś 100 zł na miesiąc, ale przynajmniej oszczędza to mój czas i rozkminy.
A co do rozkmin - to oczywiście powoli wkraczam w ciążową fazkę, jako że już 9dpo, a w tym cyklu serio daliśmy czadu. Generalnie to przeżywamy trochę kryzys w związku, mam nadzieję, że to trochę wina natłoku obowiązków w pracy i nowego domu (kredyty, remonty, ekipy itd), ale jako, że ostatnie 2 tygodnie byliśmy na wakacjach to mieliśmy nieco więcej czasu dla siebie i oczywiście na seks. Muszę przyznać, że w tym miesiącu Stary nawet wykazywał inicjatywę, więc może jednak rozmowa z nim coś dała (a przynajmniej na trochę pomogła). Z moich obserwacji też wynika, że korzeń Maca po regularnej suplementacji przez 3 miesiące naprawdę zaczyna działać. Biorę to już jakieś pół roku i efektem jest idelana regulacja mojego cyklu: 28 dni, owulka w 12 dniu od 3 cykli, oraz naprawdę duża ochota na seks w pierwszej połowie aż do owulacji (więc też regulacja libido). Także polecam
Z ciekawych wydarzeń budujących napięcie w 2 fazie cyklu - w sumie od momentu owulacji cały czas pobolewa mnie brzuch. jakieś pierwsze 6-7 dni po owu nawet były to takie mocniejsze ukłucia, teraz jakby lekko odpuścił. Z tej okazji pyknęłam sobie wczoraj od niechcenia test.... (wiem, 8dpo to za wcześnie i wiem, że trzeba było się powstrzymać, ale jakoś tak mnie naszło). Co mnie bardzo zaskoczyło, to to że właściwie prawie od razu pojawił się cień drugiej kreski. Najpierw wyraźniejszy potem zaczął nieco blednąć. Po jakiś 3 min nie wierząc własnym oczom zrobiłam zdjęcie: https://zapodaj.net/e8ac8d3fd63ab.jpg.html
Oczywiście lekko się tym podjarałam, ale nie byłam też pewna czy to aby nie był ten test z Allegro co już mnie ze dwa razy po chamsku wykiwał... Dzisiaj powtórzyłam test rano, już prawilnie, pink test super czuły i oczywiście jaśniał piękną bielą...
Także bez zmian, chociaż dreszczyk emocji był Teraz postanowiłam parę dni odczekać i może zrobić test w piątek, jeśli oczywiście @ nie będzie.
Z przemyśleń życiowych - nadal bardzo chce mieć dziecko, ale już tracę chęci do starań... Może to przez urodziny, może przez to że rocznica starań, a może jestem już nieco tym zmęczona Jeśli w tym cyklu się nie udało, to zrobimy te badania i raczej odpuścimy sobie sierpień i wrzesień, żeby dać sobie czas na odpoczynek i może nabranie nowych sił. Podziwiam pary, które latami walczą i które mają tyle siły, żeby się nie poddać. My to chyba jednak słabiaki jesteśmy.
To mam nadzieje ostatni wpis tutaj, przynajmniej na jakiś czas
We wtorek 03.05 zobaczyłam dwie kreski na teście a w środę wynik bety był 305 🥳 Dzisiaj poszłam na kolejne badanie bety i czekam na wynik.
Na razie czuje się świetnie! Bolą mnie tylko cycki i trochę brzuch, ale przez ten ogrom szczęścia prawie nie zwracam na to uwagi. Wiem, ze można powiedzieć ze to nieco za wcześnie na świętowanie. Ale mam to w dupie 😂 bede się cieszyć ile wlezie i wierzyć, ze wszytko będzie dobrze.
Życzę wszystkim powodzenia i dwóch kreseczek, a potem zdrowych i szczęśliwych ciąż ❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 maja 2022, 09:59