Nie mam już siły się z tym wszystkim zmagać. Mój mąż żyje jak kawaler non stop go nie ma, a ja sama z Julcia siedzę nawet nie mam z kim pogadać bo wszyscy albo praca albo czymś innym zajęci. Nasze starania chyba straciły sens, mój mąż nie myśli o następnym a jak go o to pytam to mówi, że jak będzie to będzie, jak nie to nie. Boli mnie to trochę bo co chwile co innego słyszę od niego. Ostatnio jak byłam w sierpniu u Gina to na żarty powiedział swojemu tacie, że jestem w ciąży. Ja nie rozumiem tego człowieka. Z resztą mało ważne.
9 października idę do gin i się dowiem wreszcie(lub nie) co jest nie tak. Z tego co czytałam w necie(tak wiem w większości to stek bzdur)to prawdopodobnie mam niedobór progesteronu dlatego też luteina mi pomaga z miesiączką. A z tego co wyczytałam to nadmierne tycie, brak miesiączki i ovu, i inne. Musze się trzymać i jakoś przetrwać do 9. Tymczasem buźki :* :*
3maj się:)
Trzymam kciuki <3
dzięki za miłe słowa :*