Ale się działo! W sobotę Ł zamówił stolik i poszliśmy na kolację z okazji naszej 6 rocznicy
kolacja oczywiście przepyszna! była lampka wina, a później spacer starówką i na deser lody... już dawno się tak nie odstresowaliśmy i po prostu cieszyliśmy się sobą i życie tak jak kiedyś
wróciliśmy do domu, wyszliśmy sobie na wieczorny spacer z naszą Psiulą - niby normalny dzień, normalny wieczór...ale jak wróciliśmy to Ł zaczął się nerwowo kręcić i wyskoczył do mnie z tekstem, że to jeszcze nie koniec niespodzianek i co?! I padł przede mną na kolana i poprosił mnie o RĘKĘ!!!!!
ale mnie trafiło
:D chyba przez minutę nie mogłam nic powiedzieć, aż biednemu zaczęły się ręce trząść
oczywiście moja odpowiedź brzmiała: "TAK!!!" Cudowny moment... Przez cały weekend siedzieliśmy jak pączki w maśle wyjadając sobie prawie, że z dziubków
UWIELBIAM taki stan