zaczęłam pisać, choć nie wiem ile w tym wytrwam. dziś mój 1 dc który miał nie nadejść... przeczucia co do tego, że nadejdzie miałam (oczywiste), ale... dobrze, że jestem w pracy to nie mam czasu na rozpacz. mój K twierdzi, że nie mam co się przejmować bo na pewno "kiedyś" zostaniemy rodzicami. nie umiem mu powiedzieć, że to wszystko mnie "boli" bo wtedy wysyła mnie do lekarza. mam wrażenie, że on mnie nie rozumie... od 18.05.2015 nie okazuję przy nim żadnych emocji związanych z kolejnymi nieudanymi próbami "zaciążenia" - wtedy to odbył się zabieg łyżeczkowania (puste jajo płodowe). od tamtej pory nic... nic.
4 dc
dziś Dzień Mamy, słodki dzień dla tych którzy już nie tylko składają życzenia ale także je otrzymują. Może i ja kiedyś doczekam tego.
Wczoraj byłam zrobić badania LH i FSH - jutro odbieram wyniki, aż się boję... okaże się to i owo...
Czasem trzeba się komuś wygadać... Nie wiem czy mężczyźni rozumieją ten comiesięczny ból i rozczarowanie. Ja nowy cykl rozpocznę jutro (niestety wszystko na to wskazuje). Więc lada moment będziemy jechały na tym samym wózku. Powodzenia kochana!
witaj czara :) z mężczyznami tak już jest, kochają nas ale w ogóle nie rozumieją. nie wiem czy ani trochę nie zastanawia go, że wciąż nie mamy dziecka :/ może on to wszystko inaczej analizuje sobie w głowie, kto wie. życzę Ci jednak abyś nie musiała do mnie dołączać :) pozdrawiam