Początkiem lutego byliśmy u lekarza od niepłodności i akurat w ten dzień miałam owulację więc nie marnowaliśmy tego czasu. Czuję się inaczej niż w każdym innym cyklu, więc nadzieję mialam duże.
Lekarz na wizycie pobrał mi wymazy, cytologię, a męża mimo dobrego seminogramu wysłał na szersze badania. Ja mam zrobić USG piersi. 4 marca umówione HSG, a później najprawdopodobniej stymulacja.
No i tu się kończy radość.
Dziś telefon, że wyszły bakterie. Mycoplasma i Ureaplasma. Antybiotyk dla obojga na 10 dni po zakończeniu krwawienia okresowego + dla mnie globulki. W tym czasie zakaz starań bo ta bakteria w ciąży grozi poronieniem i nie ma za bardzo czym ją leczyć. Po leczeniu dzwonić, zapisać się na wymaz. HSG przełożone conajmniej do wyleczenia bakterii.
No i tutaj jest problem. Co jak jestem teraz w ciąży? Tak długo wyczekiwane dziecko i wysokie narażenie poronienia? Wiem, że te bakterie utrudniają zajście w ciążę ale jednak.. Taką miałam nadzieję że to będzie ten cykl.. Tak bardzo chciałam, a tak bardzo teraz boli.
Mam powoli dość. Dość tego wszystkiego i tej niesprawiedliwości. Boli mnie to..
Teraz pozostaje tylko nadzieja że mój mąż ma dobre wyniki i w cytologii oraz piersiach nic nie wyjdzie. Dalej strach, dalej nadzieja, zamknięte koło.