Mój ulubiony moment dnia. Ja jeszcze od kołderką, z herbatą, mój N. jeszcze słodko śpi i nie zagaduje mnie od samego rana, za oknem jest jeszcze szarówka -uwielbiam pogodę w Norwegii, jest bardzo nastrojowa, szczególnie tej porze roku. Jest cicho i mam jeszcze trochę czasu tylko dla siebie.
Dzisiaj jest 33dc. podczas regularnych cykli które ostatnio były pół roku temu, w tym dniu przychodziła @. Teraz najczęściej pojawia się w 47dc. Objawy które się pojawiają jak i te których tym razem nie ma tłumaczę sobie od razu oczywiście czym? Ciążą. A jak. No bo piersi mnie bolą inaczej niż zawsze, zawsze w tych dniach przed @ były napięte, sztywne i bolące, ból "bardziej bezpośredni na powierzchni" a teraz sporo się powiększyły, są ciężkie ale miękkie i bolą jakoś inaczej, nie tak bezpośrednio...pewnie wiecie o mi chodzi..
Testować chciałam w święta, ale N. oczywiście powiedział, żeby się tak nie ekscytować, zawsze mi się spóźnia to i test lepiej jest zrobić później. Także wstępny termin mamy ustalony na 31.12. i powiem, Wam,że wcale mi się do niego nie spieszy, bo tak mogę się jeszcze połudzić, że może tym razem? A potem zrobię test..i będzie to co zawsze. W takich chwilach przypominają mi się te wszystkie testy które zrobiłam w swoim życiu, te kiedy z napięciem czekałam, żeby pojawiła się tylko jedna kreska i te kiedy chciałam dwóch. W ciągu tych 9 lat trochę ich było...a wynik ciągle ten sam. Jak bym była niezdolna do II kreseczek. Chyba przeżyję szok jak w końcu kiedyś zobaczę dwie:)
Co do innych objawów to brak. AAA! Wczoraj czytałam pamiętnik "Starania i ciąża w Tajlandii, i to zdjęcie usg na którym dzidziuś wygląda jak jogin...dzisiaj mi się śniło, że jestem w ciąży i taki dzidziuś jest w moim brzuszku, byłam na usg i widziałam dzieciąko w kolorach, że jest podobny do tatusia a lekarz łaskotał je w pępęk i ono tak się radośnie śmiało... Zabawne..
W tym roku Święta spędzamy z N. sami, musieliśmy przesunąć wyjazd do PL na Styczeń. I tak nam było dobrze w swoim towarzystwie, nareszcie sami, po tych kilku miesiącach mieszkania z moją mamą (mama kochana, ale zawsze to już co innego niż jak się jest tylko we dwoje), tak było spokojnie i mieliśmy czas tylko dla siebie. I tak sobie pomyślałam, że jak pojawi się dziecko, to już nie będę miała całej uwagi mojego N, tak jak to jest teraz, i będę się musiała nim podzielić z dzieckiem, i poza tym dziecko jest tak absorbujące, że w ogóle czasu byśmy dla siebie nie mieli, wszystko kręciło by się wokół dziecka. A my nie zdążyliśmy jeszcze się sobą nacieszyć... czasami po prostu się bardzo boję jak to będzie, czy dam radę fizycznie i psychicznie. Fizycznie, bo mam słaby kręgosłup, a może bardziej pasowałoby napisać, zniszczony.. jak sprzątam za dużo to od razu mnie boli, mam problemy z wyprostowaniem się a chiropraktor jest już dla mnie takim lekarzem jak ginekolog, przynajmniej raz na pół roku muszę iść na nastawianie i prostowanie wszystkich kosteczek które się poprzesuwały i rozluźnianie mięśni taśmami kinestetycznymi, ostatnio jestem ogólnie w kiepskiej formie fizycznej. A psychicznie to chodzi o kwestie zawodowe które w moim przypadku są kompletnie pokręcone. Czy ja kiedykolwiek zdążę normalnie popracować w normalnej pracy? Czy kiedykolwiek będzie mi dane być z siebie zadowoloną w sferze zawodowej? To jest coś, na co już zupełnie straciłam nadzieję jakiś czas temu i w tej chwili jest dla mnie tak odległe i nieosiągalne..jak jakaś odległa planeta. Smutno mi z tego powodu, podjęłam kiedyś kilka pochopnych decyzji od wpływem emocji i tego konsekwencje zostaną ze mną do końca życia. Czasami się łudzę, że mogłabym to jeszcze wszystko naprawić, znaleźć sobie zajęcie w którym się spełnię itd. i w tym momencie dziecko staje mi na drodze. Ale wiem, że to są mrzonki, a ja nie mam już czasu na wymyślanie nie wiadomo czego, sił w sumie też już mam mało bo ile można? Poza tym ok, nie wszyscy się spełniają we wszystkich dziedzinach życia i wcale tak nie musi być.
Mam już 32 lata. Obce dzieci mnie nie rozczulają. Dzieci mojego rodzeństwa wzbudzają we mnie tkliwość i opiekuńczość. Jak myślę o swoich przyszłych....różnie to bywa, czasami widzę siebie zmęczoną koszmarnie czasami zakochaną w dziecku bardziej niż w jego tatusiu:)
Mimo tych wszystkich mieszanych uczuć jedno jest stałe, wiem, że chcę mieć dziecko/dziecki, i na pewno z tym mężczyzną z którym jestem. Nie ma lepszego na świecie. Dla mnie oczywiście:)
...pora na śniadanie...smacznego i dla Was:)
Jeszcze 5 dni do testowania...