Spodobało mi się tu! Żeby tylko nie przesadzić. Podobno w staraniach trzeba mimo wszystko postawić na spontan. Bez spiny i będzie dobrze.
Plan na nowy cykl: serduszkować częściej. Mąż bywa przemęczony i często wcześnie chodzi spać, ale wczoraj powiedział mi że mam brać "sprawy" w swoje ręce. Wzięłam to sobie do serca!
Dziś z tym lekkim bólem wyjeżdżamy odwiedzić teściową, a w niedzielę walczącego z rakiem brata męża. Trochę się tym spotkaniem stresuję, bo sprawa jest bardzo poważna.
Nikomu tego nie mówię i nie będę w stanie powiedzieć tego na głos, ale tu mogę napisać, że mam ogromną nadzieję że powiedzenie "życie za życie" nie odniesie się do rzeczywistości.
W ogóle nigdy nie czuję bólu, jedynie lekki dyskomfort pierwszego dnia, potem nic. Drugiego dnia mam obfitą, kolejnego już jakbym nie miała wcale.
Wróciliśmy wczoraj od teściowej. Załamka. Teściówka ma jakieś problemy, albo po prostu ma depresyjny charakter. W sumie to zawsze taki miała, ale teraz nie mogę się doczekać kiedy będziemy zbierać się do domu. Kiedyś było odwrotnie, nie mogłam doczekać się wyjazdu w odwiedziny. Bardzo źle na mnie wpływa towarzystwo osoby, której wszędzie i zawsze jest źle. Jestem zmęczona zamiast być wypoczęta.
Ewenementem jest chory brat mojego męża. Tak się baliśmy tego spotkania, a tu proszę. Jak zwykle uśmiech od ucha do ucha, wygląda naprawdę dobrze. 2 listopada ma mieć jakąś ostrą chemię ale patrząc na niego, jestem pełna dobrych nadziei i przestałam się bać. Będzie dobrze.
Ciekawe jest to, że niektórzy zmagają się z bardzo poważnymi problemami i potrafią cieszyć się życiem, a ci którym układa się całkowicie normalnie, nie są chorzy, zadłużeni, nie mają problemów są bez przerwy skrzywieni.
Jak najdalej od takich ludzi.
Wkurza mnie mój mąż. Ma wspaniałe serce i jest dla mnie bardzo dobry ale kompletnie leniwy i pusty w środku. Przed ślubem obiecał mi, że zacznie się uczyć, zdobędzie jakiś zawód. Jest ponad rok po ślubie i nic się nie zmieniło. Chce być pracownikiem fizycznym do końca życia. Po pracy codziennie narzeka na wszystko, pracę, na bóle dosłownie wszystkiego, od paznokci po uszy. Po wizycie u teściowej, która ma takie same podejście, jest mi z tym jeszcze gorzej. A świadomość że jego brat jest tak ciężko chory w ogóle rozwala wszystko.
Mieliśmy się częściej kochać ale nic z tego na razie nie wychodzi. Wczoraj męża wywaliłam na kanapę. Nie chce mi się z nim gadać.
Czytam teraz fantastyczną książkę ("Pieniądze są sexy"). Przyjaciółka wciągnęła mnie w samodoskonalenie. Nigdy nie lubiłam tych wszystkich poradników ale kiedy zaczęłam, nie pożałowałam. Kolejnym celem jest wdrożenie w to mojego męża. Diamenty trzeba szlifować.
Boli mnie prawy jajnik, owulacja tuż tuż, dziś będziemy rzeźbić jak wrócimy ze świętowania dnia dzisiejszego.
Z mężem mamy kryzys. Zaczynam mieć dość jego wegetatywnego sposobu na życie. Śpimy osobno, pół nocy przeryczałam.
Wczoraj mąż mi powiedział najśmieszniejszą rzecz pod słońcem. Myślał że owulacja występuje raz w tygodniu. To jest właśnie brak edukacji seksualnej w szkołach.
Z pracą u mnie chyba będzie ciężej, muszę szukać zleceń, współpraca z bratem stoi pod znakiem zapytania a w sklepie nic się nie dzieje. Aby tylko się zbytnio się nie stresować.
Ostatnie pomiary temperatury musiałam ignorować bo ciągle albo nie śpię, albo coś. Przedwczoraj byliśmy na Pitbullu (nie polecam) do 1:50, poszłam spać o 3.
Po co kobiecie dziecko, skoro ma faceta?
A dziś chyba dostałam okresu. Za wcześnie.
Będę dziś załatwiać sprawy, to wejdę do gina przyjaciółki, muszę zmienić bo ta moja jest dziwna, obojętna, nie rozmawia. Kurczę.
Odkąd zaczęłam mierzyć temperaturę, robić testy i obserwować swoje ciało, czyli od dwóch cykli, oba były inne niż te poprzednie - gorsze.
Zwłaszcza ten ostatni trwał 24 dni i rozpoczął się plamieniem, a miesiączka trwała jakieś dwa dni, zupełnie nienormalnie jak na mój organizm. Myślę że jest to spowodowane stresem, który bierze się z nakręcania się na ciążę. Myślę o tym bez przerwy, robię wszystko na czas, ciągle coś obserwuję. Tak się nie da. Wolę chyba postawić na luz i spontan, a dzidziuś będzie wtedy, kiedy będzie.
Na pewno wybiorę się do lekarza, żeby skontrolować co się w moim organizmie dzieje. Ten krótki i skąpy okres nie był dla mnie normalny.
Dziś byłam u okulisty i jestem wściekła - moja wada wzroku się pogorszyła, co prawda niewiele, ale jednak. Lekarz powiedział że jak poród, to tylko cesarka.
Przedwczoraj wyszedł mi pozytywny test owulacyjny, wczoraj chciałam działać, ale mąż mi odmówił! Powód intymny i chwilowy, jednocześnie stwierdził, że to obojętne kiedy będziemy się kochać, ciąża się pojawi wtedy, kiedy będzie miała się pojawić. Może i ma rację, może całe te obserwacje są tylko powodem stresu, bo wczoraj po tym jak dostałam pierwszy raz w życiu kosza zaczęłam ryczeć że znowu się nie uda, no bo przecież test! Na wykresie natomiast nie ma nic.
Gadając o tym z przyjaciółką też mnie dobiła. Ostatni okres miałam bardzo skromny i krótko trwający. Stwierdziła wprost że pewnie poroniłam. Typowe palnięcie głupoty w jej stylu. Na szczęście druga szybko wyprostowała że takie wydarzenia są bolesne i na pewno bym o tym wiedziała.
Poza tym wszystkim miałam w tym miesiącu wiele irytujących sytuacji. Najpierw okulista - idiota, który nie umie mi dobrać szkieł kontaktowych. Dobrał takie, które były "dobre" dla moich oczu, ale jak się okazało, że w nich nie widzę to sprawiał wrażenie obrażonego. "To niech sobie pani chodzi w jakich chce". Powiedział też, że będę ślepa na stare lata. Szukam nowego okulisty.
A dzisiaj jadę do ortodonty. Lata po ściągnięciu aparatu z zębów jeden zaczął "wychodzić z szeregu". Chcąc go wstawić z powrotem mam same z nim problemy. Mówiąc krótko "pękają mi druty", te stałe i te na noc. Osoby z aparatami chyba wiedzą o co chodzi.
Rzeczy mało istotne ale bardzo wpływają na mój nastrój. Mam teraz trochę focha na życie.
Jak ciotka w czerwonym ferrari odjedzie to idę do gina pogadać, skierować męża też na jakieś badania. Chcę wiedzieć wszystko o naszym stanie zdrowia. Testy owulacyjne schowałam. Nie będę ich robić. Miałam też nie mierzyć temperatury ale zrobię to chyba ze względu na obserwacje przez ginekologa.
Ten cykl przepadnie bo dzień owulacji wypada w wigilię, a święta spędzamy z mężem osobno. Przez kilka najważniejszych dni będziemy osobno. W tym roku się nie uda. Tłumaczę sobie że nie wszystko musi iść zgodnie z planem.
Powodzenia życzę reszcie dziewczyn.
rodziną nie ma co się przejmować :) a w staraniach życze powodzenia i pięknych dwóch kreseczek na teście :)
Wcale się nie dziwię, mnie ovu też wciągnęło :) Powodzenia!