W sumie gdyby mój mąż powiedział stop, pewnie bym zdjęła rękawice i poddała się. Chociaż poddała to złe określenie, przestałabym leczyć się by mieć dziecko. Ostatni transfer, który dał 4 cb, też zaopiniował, że szanse na zdrowy zarodek są znikome i że lepiej jakbyśmy skorzystali z dawstwa. Decyzja jest jednak bez zmian, próbujemy dalej na naszych komórkach i plemnikach.
Rok temu jak czytałam, że ktoś ma tyle transferów za sobą myślałam, że jest szalony i wytrwały. Dzisiaj traktuję to jako lekcję pokory..
Bardzo sobie życzę by to była ostatnia procedura, która da nam zdrowy zarodek, a potem dziecko.
Ostatnio ciąglę śnię o ivf, testowaniu i ciąży. Pewnie przez to nie mam ochoty iść dalej bo nawet w nocy temat do mnie wraca.
Boję się co będzie jak okaże się, że mamy jednak tam zdrowe zarodki, czy zdenerwuję się na poprzednie 6 transferów, bo biochemy nie były wynikem chorych zarodków, a odrzucenia przez organizm??
Mam w sobie nadto złości, wegetacja życiowa mnie rozczarowuje, od dzieciaka byłam osobą, która lubi marzyć i planować, zakłada sobie cele i śmiało po nie idzie. Wiem miałam łatwiej, bo będąc młodą dziewczyną temat in vitro nie był mi obcy, ale też od zawsze powtarzałam, że czuję ten problem nie będzie mi obcy.. Gdy poznałam męża postanowiliśmy, że będziemy mieć jedno dziecko, ale regularnie mu przypominałam, że mam przeczucie, że nasza droga nie będzie prosta i naturalnie nam się nie uda. W sumie tak też się stało, nigdy się nie zabezpieczaliśmy, i jestem w punkcie zwątpienia.
Bardzo liczę, że wynik badań teściów pokaże, że też mają translokację i mamy szansę na dziecko, ale z drugiej strony wiele osob z translokacją zachodzi w ciążę i ją traci, a my ? Nigdy.. Biochem po invitro to max co osiągneliśmy..
Cieszę się, że mam pracę jaką mam i nie muszę widywać ludzi, ani dzielić się z nimi swoim życiem przy kawce w trakcie przerwy, ale wiem że jest mi ciężko zaplanować swoją przyszłość bo ciągle czekam, aż będę w ciąży.
Każdy transfer mnie próbował złamać i mam wrażenie, że w końcu złamał. Nie mówię tego na głos, ale chyba on to czuje. Robię to dla niego i by nie żałować, że nie wyczerpaliśmy możliwości, a z tyłu głowy ktoś mnie opiernicza, że inni ludzie mają gorzej i nie mogę się nad sobą rozczulać. Hej takie jest życie, nie można mieć wszystkiego.... ;/
cieszę się, że ostatnim czasem nauczyłam się nie obwiniać innych, że nie czują tego co ja i nie rozumieją, nie oni nie będą rozumieć co przeżywamy, tak jak ja nie potrafię czuć ich bólu i problemów.
Nie chcę się szczepić, boję się że to rozwali resztę rzeczy, które we mnie działają.. doc P. dał mi zalecenia na immunoglobuliny, ale teraz kombinowanie z otrzymaniem leku, po cichu liczę, że uda się to ogarnąć dobrze cenowo, ale z drugiej strony znowu wybiegam za daleko..
Jestem zmęczona tą podróżą, byciem nierozumianą? Rozgoryczona leczeniem i wynikami, które co raz na nas spadają.
Brakiem zaufania do lekarzy, brakiem pomocy, szukaniem wszystkiego na własną rękę i szukaniem rozwiązań na te problemy.
zazdroszcze ludziom, którzy już mają dzieci obok siebie i mogą skupić się na życiu, że mają inne problemy nie związane z leczeniem i tym czy kiedykolwiek będą mieli dziecko. Boję się, że po leczeniu narodzą się kolejne problemy..
Chciałabym zakończyć tą drogę jakikolwiek efekt jej by był, obudzić się za pół roku i mieć to za sobą.
sobota i niedziela umierałam, mdłości nic nie mogłam jeść do tego doszła jak zawsze migrena z aurą w łóżku wylądowałam od 20... Bardzo bałam się, że to są symptomy pękających pęcherzyków.
Z mężem pożegnałam się o 8:10, byłam pierwsz pani wytłumaczyła wszystko przebrałam się... długo czekałam na lekarza, przynajmniej mi dłużył się ten czas o 8:30 zabrali mnie na zabiegowy, a tam znowu czekanie.. W Białymstoku nawet położne były ciepłe i zagadywały, tutaj null, jak maszynki, robią swoje i koniec. Empatia to chyba coś co zostawiają za sobą. Nie lubię uczucia jak zasypiam, karuzeli.. Obudziłam się po 9, nie miałam telefonu ale iwatch działał napisałam do męża, że jestem po, poprosiłam o paracetamol, polezałam i o 10 wyszłam. Czułam się słabo, ale nie bolało, jednak już chciałam uciekać
czekaliśmy na konsultacje z lekarzem, pobrano 20 pęcherzyków, różnych rozmiarów, następnego dnia e-mail mamy 14 komórek dojrzałych - 11 zapłodniło się pięknie..
5 dnia e-mail mamy 11 ale 4 mrożą dzisiaj, 4 -6 będzie do 6 doby, mamy 4 blastki z 6 doby, musieli przedłużyć hodowle do badania
z 8 blastek pobrano materiał i pojechały się badać Najdłuższe tygodnie w naszym życiu, jest dobra wieść mamy Teścia nosiciela translokacji, więc szanse na zdrowe dziecko są! Pytanie jak to możliwe, że oni dali radę jak tylko zapragneli, a my musimy korzystać z ivf...
Odpowiedź jest w moim organizmie, który daje popis .. 22.02 miałam konsultację z Litmanowiczem, powiedział, że:
1. stan zapalny jest duży w organizmie (zewnatrz komorkowy mam zrobic cba wewnatrzkomorkowe)
2. kir aa przy stanie zapalnym - nie powinnam brac accofilu bo podbija stan zapalny, jak cos to wlew - widzi poprawe po wlewie
3. milion badan
4. minimum 4 wlewy z immunoglobulin, ktorych obecnie nie ma w hurtowni wiec cena wzrosnie
5. dziękuję i do widzenia..
Lekarz wszystko wytlumaczyl, jednak nie przekonał mnie. Gizler tak samo jest anty immunoglobuliny, uwaza, ze bezpieczniejsze są szczepienia..
najnowsza konferencja "praska zima" to zarodek jest clue i jak bedzie zdrowy ciąża utrzyma się mimo wad organizmu kobiecego.. nie mamy żadnej gwarancji, że uda się zajść i utrzymać ciążę.. nikt tej gwarancji nam nie da.. Jedno jest pewne stanowisko Wołczyńskiego i Gizlera jest takie samo..
Kupiliśmy bilety do Hiszpanii, jedziemy na krótki city break, 4 dni słońca, pozytywnej energii.
A i najważniejsze badanie zarodków może nawet trwać 8 tygodni, super .. miałam plan by w kwietniu podejść do transferu, zrobię to pierwszy raz na sztucznym cyklu, ponieważ tego nie próbowaliśmy do tej pory, jak będzie ? Boję się mega aury, z racji że ostatnio potrafię ją mieć raz w tygodniu, przeraża mnie ona okrutnie..
Zależy ile zarodków będzie zdrowych, tak będziemy decydować się na immunoglobuliny lub zaryzykujemy raz bez nich, a na samej heparynie, accardzie i accofilu.
czy czujemy oboje, że się nie uda? Tak, niestety.
8 pięknych blastek i co?? Okazało się ze 5 jest chorych, ma translokację niezrównoważoną i trisomie 22 chromosomu to już jest więcej niż Genetyk mówił 51%... Jeden ma trisomie 17 choromosomu
Zostały nam 2 zarodki, które są zdrowe genetycznie, ale obciążone kariotypem zrównoważonym jak mąż..
nie ma ani jednego zarodka w 100% nie obciążonego ..
Nie mamy zarodków do próbowania bez immunoglobulin bo jak się nie uda zostaje nam jeden zarodek, nie możemy podać 2ch na raz, bo stracimy oba.. Nie mam siły, staram sie iść do przodu planować. Jedziemy pod granicę z Ukrainą jak uda się kupić lek, ale tak czuję w środku, że mimo tych środków i tak się nie uda..
@ znowu się ze mną bawi jak w sierpniu, wtedy przygotowywałam się do 3 transferu a okres przyszedł po 40 dniach..
Dzisiaj mam 33dc a okresu ni widu ni słychu... Kolejny raz wyłapałam jakąś implementację, objawy znane już idealnie, ale na podglądzie przed transferem było ciałko po owulacji i 15 pecherzyków antralnych na prawym jajniku... Dostałąm zielone światło, estrofem 3x1, homocysteinę do zbicie, dieta bez białka zwieżęcego, b12 2000mg, TMG 1000...
W poniedziałek byliśmy po odbiór leków, zawieźliśmy mapy i dary. Było to jedno z lepszych doświadczeń, możliwe, że w maju pojedziemy do nich ponownie z darami i spędzić kilka dni, nie ma nic lepszego niż pomoc innym.
Niesamowite, że mimo wojny dalej leczenie niepłodności na Ukrainie działa, że surogacja jest możliwa, że ich państwo sprzyja pomocy, nie to co u nas.
W naszym życiu dzieje się tyle, że jedynie wieczorami mam czas na rozmyślanie. Niestety moje nastawienie nie zmieniło się, mimo magicznego leku wciąż wątpię w jego skuteczność. Boję się, że zrobi mi więcej szkody, że wydarzy się coś złego. Niestety taka już jestem, martwiąca się na zaś. Dodatkowo nigdy nie byłam na cyklu sztucznym, nie wiem czy moje ciało zareaguje dobrze, bo naturalnie mam idealne owu, endo, hormony.. Ale nie mam siły ryzykować, może gdyby tam było więcej mrozaczków...
Byliśmy w Hiszpani 4 dni, małpa przyszła pierwszej nocy, nie oszczędziła mnie, zalała, bolało niemiłosiernie. Mimo wszystko było cudownie, zrozumiałam ze zapomnieliśmy o sobie, o tym jak kocham podróżować. Kocham slonce, kocham ten jeden moment kiedy w moim ciele od witaminy d3 wyzwala się tyle endorfin, że zalewają mózg i wyłączają złe myśli. Dopiero w poniedziałek dopuściłam myśli z zewnątrz, napłynęły jak zawsze gorsze wieści, ale już mnie to nie dziwi. Wiara pozwala pokornie brać to wszystko, nie płakać z żalem, a akceptować co się dzieje. Ciagle wiem, ze babcia miała gorzej, jedna i druga, o tym że jest zawsze ktoś kto ma gorzej. Ba ten trudny rok zbliżył mnie do wiary w Boga, oczywiście że czuje niesprawiedliwość, ale wiem ze daje mi tyle ile jestem w stanie znieść, i że dzięki temu jacy jesteśmy, spróbujemy zmienić to w dobro, pomoc komuś swoim doświadczeniem.
Estrofem działa póki co bez fajerwerków, spodziewam się migren, osłabienia, ale jest nadwyraz cicho i spokojnie. Czuje napięcie w głowie, zapuszczam nutkę fantazji, że w końcu się uda, w tym samym czasie doświadczając napływających myśli, że będę jedna z tych, którym mimo immunoglobulin i zdrowego zarodka się nie uda.
Mąż wczoraj w aucie na moje „będzie co ma być” powiedział, że on już to przerobił. Wszystkimi razy miało być co będzie, a On nie ma wiary. Dalej tez czuje, że dzieci w naszym domu nie będzie, tyle rzeczy się posypało w ostatnim roku, że każda dobra nowina jest miara Cudu.
Moje serce mocno wspiera te z nas, które tyle już walczą z niepłodnością i leczą się, wiem że jest nas dużo, tych beznadziejnych przypadków. Każda z nas walczy jak lwica, jedna mi powtarza, że nam też się uda, ale czuje że nasz przypadek jest tak beznadziejny… ach to już taka żałość, nie ma co się rozczulać nad naszym losem…
8.04 miałam pierwszy transfer w życiu, urodziny starszego brata, wszystkie znaki mówiły, że się uda. Byliśmy na rekolekcjach prowadzonych przez księdza, który nam udzielał ślubu, dostaliśmy rozgrzeszenie, złapaliśmy covida 😃i to by było na tyle…
Beta nie drgnęła, pierwszy transfer się nie udał. Miał się udac, bol pierwszego transferu był kosmiczny, nawet teraz jak pomyśle o tych emocjach jest mi smutno, że tak to bolało.
Ale gdybym mogła komukolwiek poradzić i zostałabym wysłuchana i pomogła chociaż 1/100 warto by było. Dziewczyny proszę wydając tyle na leczenie, zbadajcie kariotypy, możecie dzięki temu oszczędzić dużo czasu i zmartwień. Uniknąć smutku, depresji, braku zrozumienia. Nie rozumiem osób, które świadomie nie robią badania, bo te osoby nie wiedzą jak to jest, jak transferować zarodek, który może być chory, jak mieć nadzieje za każdym razem, że będzie z tego ciąża. Jak mieć plan B, plan postępowania.. takich jak my jest 1,3-3%, ale to głównie osoby walczące z niepłodnością są ofiarami błędnego kariotypu.
Wiem, że to chwilowe.. 19.04 był transfer 4aa zarodka z 6 doby. Miał naciętą otoczkę do badań preimplantacyjnch, duphaston, bensis, estrofem 3x1, cyclogest 2x1, wjechały od dnia transferu accofil & neoparin. Sam transfer był szybki, miałam słabo napełniony pęcherz, wszystko przebiegło jak zawsze. Zarodek ładnie się rozmroził i pojechał ze mną do domu. Po transferze wskoczyliśmy na smażony ser a 24.05 zaczęłam oncalla, by nie zwariować W między czasie 23.05 mieliśmy urodzinki u znajomych malucha, beta 9 - 4 dpt, równo 3dpt o 14:00 wyszły 2 kreski. Wiedzieliśmy, że coś się dzieje, pytanie czy to chwilowe czy na dłużej. 7dpt - 45,3. W piątek 28.04 czyli 9dpt pojechaliśmy na Mazury do moich rodziców, nikt nic nie wie - twierdzimy, że przygotowujemy się do transferu. Wiem, że rodzina bardzo to przeżywa więc chcieliśmy uniknąć ich zmartwień. Dojechaliśmy 1h po zamknięciu labolatorium, ale ze spokojem 10dpt udałam się na krew. Wynik był szybko 243, piękna beta, testy ciemniały. Chłopaki zbudowali pomost, który musieli rozebrać ze względu na stan techniczny, codziennie dzień zaczynał się przed 7, zbieraliśmy się na działkę, nad jezioro, zero myślenia, zero oszczędzania, żyłam. 13dpt 810,40, 15dpt 1872, 17dpt 3401,98.. Wczoraj był 5w5d pojechałam do swojego zaufanego lekarza, u którego jestem od 2020 roku. Weszłam do gabinetu, opowiedziałam wszystko, wjechałam na fotel i od razu widziałam, że jest pęcherzyk ciążowy, zarodek i widoczna akcja serca. CRL 4mm kolejna wizyta we wtorek plus wlew IVIG... i pewnie pozegnanie z klinika.
Nie wiem co dalej, wiem, że mam dbać o siebie, oszczedzac się, gory i spacery odpadaja, dlugie podroze tez. Mam siebie obserwowac jak reaguje, czy nic sie nie dzieje, unikac ludzi i zarazkow. Inaczej to sobie wyobrazalam, ale obym jak najdluzej sie dobrze czula, bo siedzenie w domu bez pracy nie jest dla mnie. Pracując z samymi facetami, nie chce by za szybko sie dowiedzieli, chcialabym miec gdzie wrocic po teraz boje sie bardziej, bo wiem ze to sie dzieje, nawet jakby mialo cos pojsc nie tak, zrobilam wszystko, a cokolwiek sie stanie nie jest ode mnie zalezne..
Mam nadzieje, ze moja kreta historia kiedys da nadzieje osobom, ktore maja podobne problemy, mi dala nadzieje inna dziewczyna z translokacją. Chaos kieruje tym postem, ale dziekuje wszystkim wam, które tutaj są i po cichu mnie wspierają i wierzyły w sukces, pomagały, doradzały..
minął miesiąc od dawki immunoglobulin, przestałam brać accofil, czekam aż organizm zaakceptuje zmiany i nie będzie próbował zniszczyć tego kto w środku.
Odwlekamy dzielenie się informacją z otoczeniem, nie wiem czy zrobimy to po prenatalnych, czy po urlopie. Boję się, że jak powiem to czar pryśnie. Rok temu wchodziliśmy na Śnieżkę nocą, podczas drugiej stymulacji, pełni nadzieji, ale ze smutkiem w sercu i jeszcze nie wiedzieliśmy co nas czeka i spotka po drodze. Droga była stroma, jestem z nas dumna, że dźwigneliśmy wszystkie problemy i mieliśmy siłę iść dalej. Boję się co będzie, ostatni rok pokomplikował wiele spraw, ale małymi kroczkami do przodu i zaczniemy patrzeć w przyszłość.
Teraz najważniejsze by prenatalne badania nie wykazały żadnych wad wrodzonych, serduszko i mózg były zdrowe.
Jeśli myślałam, że walka o Ciebie była trudna, to nie wiedziałam, że wraz z Tobą urodzi się lęk o każdy dzień, lęk o przyszłość, strach.
Obiecałam sobie, że spiszę wszystko zanim zapomnę. Chociaż nie powinnam rozmyślać, ciągle wracam do tego jak martwiłam się każdego dnia czy urodzisz się o czasie, jak uwielbiałam być w ciąży z Tobą bo wydawało mi się wtedy, że jesteś bezpieczny. Dostaliśmy duży bonus, urodziłeś się donoszony, w piątek o 9:51, nie mając imienia, bo rodzice nie mogli zdecydować czy Gustaw to Ty. Ordynator i cała ekipa z sali, stwierdziła, że jesteś Gustawem, płakałeś na początku cicho, potem głośno. Byłam w szoku jak Ciebie zobaczyłam, że jesteś taki piękny, malutki, pomarszczony z tym grymasem buźki, który masz do dzisiaj ♥️
Nawet gdy przyłożyli nam buźki, a Ty byłeś chlodniutki, potrzebowałam instrukcji by wiedzieć, że mogę Ciebie pocałować i dotknąć.
Ostatnie tygodnie, miesiące, były jak siedzenie na tykającej bombie. Pracowałam do października, by nie leżeć i nie myśleć, zamknięta w domu i mieście. Z zakazem podróżowania, wizytami co 2 tygodnie, a potem utknęliśmy w szpitalu. Stał się naszym domem, bezsenne noce, czekaliśmy na dzień, gdy zjawisz się i Ciebie poznamy.
18.11 ustawiliśmy budzik, zrobiliśmy ostatnie zdjęcie, o 6:30 wsiedliśmy do auta. Padał śnieg, miasto było przysypane, droga pod śniegiem, paraliż. Staliśmy w korku 2h, spóźniliśmy się na IP, dojechaliśmy o 9. W sumie super się złożyło, dostałam salę nr 2, i jedyna dwójkę na patologii. Dziewczyna przede mną poszła rodzić, więc pokój był gotowy, w środku czekała na mnie I. W moim wieku, pierwsza ciąża, trafiła z kolka nerkową, wysokim crp, terminem na grudzień. Tydzień minął szybko, do niej przychodził mąż, do mnie przychodził mąż. Postawiłam sobie cel kroki- robić kroki, każdego dnia włączałam serial i dreptałam po korytarzu. Po przyjęciu na oddział, przyszła młoda lekarka, spisała leki, wzięła na USG. USG jak się potem okazało robił ordynator patologii, ze studentami, oglądali malucha, wtedy dowiedziałam się, że Misio ma włoski. Synek był spory jak na swój wiek, lekarz pokazywał studentom, że łożysko przoduje, ciąża będzie rozwiązana kiedy będzie donoszona. Czar o 4 dniach prysł, okazało się, że zostaje do końca. Lekarz został moim ulubionym lekarzem, zawsze dużo rozmawialiśmy, był empatyczny. Wtedy jeszcze celem było donosić Misia, nie stracić macicy. Tydzień później miałam konsultacje z kolejnym guru F. Wg niego też Misio spory, około 3kg, łożysko przodujące, ale bez tragedii, nie widać nacieków. Podsumował, że w całym problemie łożyska przodującego jest ono tą najprawdopodobniej łagodną wersją, bez przyrostu do narządów.
Niestety okazać się miało wszystko dopiero w momencie otwarcia, dlatego rozwiązanie ciąży, było zabiegiem planowanym, zabezpieczonym krwią, przeprowadzonym przez najlepszego specjalistę.
Cdn
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 września, 21:39
Rozumiem Ciebie doskonale, bo sama jestem po 4 transferach a myslalam, ze max dwa i bedzie dzidzia. A badaliscie zarodki genetycznie? Moj lekarz powiedzial, ze byc moze tam jest wina po moim ostatnim transferze.