Sama czasem nie wiem, co myśleć... w mojej rodzinie jest mało dzieci. A tu jak na złość nagle znajomym zaczęły się rodzić maluchy, co osobiście odbieram jako wręcz kpinę z naszych starań... wiem, że to nie tak, przecież nikt nie robi tego specjalnie, ale w sercu kłuje
A może i jeszcze mój brzuszek niedobry dla dzidzi... przy histeroskopii wyszedł na jaw paskudny stan mojej krwi. Hemoglobina 9... gin z lekka załamał ręce. Mało dobrej krwi dla dzidzi. Ponoć wszystkiemu winien ten polip, który wręcz niczym wampir spijał moją krew tylko po to, żeby co miesiąc wypluwać ją razem z potężnymi skrzepami. Zatem Pregna Plus od półtora miesiąca i mam nadzieję, że zacznie tych krwinek przybywać, że te nowe będą mocniejsze, większe i lepsze, oraz, że tak samo jak ja będą chciały gościć malutką fasolkę.
Wiem, że mój mąż także się martwi. Nie mówi tego, bo z natury o takich rzeczach mało rozmawia, ale to wiem. Zaczyna też obwiniać siebie, jako młody chłopak przeszedł zabieg nacięcia stulejki i jest strasznie drażliwy z tego powodu. Nawet seks idzie nam ciężko, oboje dużo pracujemy, oboje mamy stresogenną pracę, czasami po całym dniu dosłownie padamy na łóżko, byle tylko spać... i gdzie tu czas na robienie dzidzi
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 kwietnia 2014, 20:09
Trzeba ruszyć tyłek, pralka skończyła pranie. Kawka i do roboty.
Obok mnie leży nasza kotka Puma - ciężarna...
Ech
Głupia jestem, wiem
A przed chwilą plamienie... czyli wredna @
a śnił mi się dziś pozytywny test ciążowy....
ech
Wredna @.
NIENAWIDZĘ CIĘ!!
Idź sobie, nie chcę cię. Nie potrzebuję.
Mam dość koloru czerwonego.
BLEEE!!!
Wkurw.
Nie wytrzymałam w pracy. Zwolniłam się do domu.
Po drodze przystanek na trawie... żołądek się zbuntował. Dwie godziny snu i poduszka elektryczna na brzuch i mogłam wieczorem w miarę funkcjonować. A po zabiegu miało być już dobrze... nie jest najwyraźniej. Muszę umówić się na wizytę kontrolną do gin.
Na 26 maja umówiłam się do swojej gin. Może będę już wiedzieć, "czy w tę, czy we wtę". Pewnie jak zwykle nie udało się, a ja jak zwykle mam złudną nadzieję i czytam te wszystkie artykuły, oglądam ciuszki, wyposażenie dla dzieciątka, a na koniec miesiąca przyjdzie i tak rozczarowanie. Pozostał jeszcze jeden cykl, który gin dała na zajście w ciążę. Potem.. ciekawe, co będzie potem.
Ps. Tymczasem mam w domu prawdziwą zaprawe-dostalam szczeniaka na Urodziny:)
Psychicznie załamuję się
Czy my robimy coś nie tak? pragniemy tego dziecka. Czekamy na nie. Damy mu wszystko, czego będzie potrzebowało, a przede wszystkim naszą miłość. A ono chyba nas nie chce...
Ma być ponoć dobrze.
Będzie dobrze?
W związku trochę nam się psuje
A ja przechodzę kolejne załamanie... miałam wypadek na motocyklu. Jestem uziemiona w domu z noga w gipsie, poobijana, ale w większości cała... co oczywiście nie nastraja do seksu. Noga boli, plecy bolą, zewsząd wychodzą siniaki...
Co z tego, że wypadek nie z mojej winy. I tak się obwiniam, bo może mogłam inaczej zareagować... ale jak debil wyjeżdża wprost przed koło, to czasem nie ma możliwości ucieczki.
Ech.. dlaczego znowu ja... dopiero się pozbierałam po poprzedniej kontuzji. Gdzie tu chęci na miłosne igraszki... mąż też przemęczony, na niego spadła większość obowiązków domowych. Ja nie radzę sobie mając obie ręce zajęte kulami...
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 czerwca 2014, 10:48
W marcu 2014 roku poddałam się zabiegowi histeroskopii - w wyniku którego usunięto mi polipa endometrialnego. Gin po zabiegu mówił mi, że był duży..
Odczekałam dwa cykle, mimo wszystko miesiączka nie ustabilizowała się, nadal bardzo obfity i bolesny okres. Długie plamienia po zakończeniu miesiączki.. mama mnie pocieszała, że też tak ciężko przechodziła okres. No trudno, mówię, widać "taka moja uroda".
Dałam się namówić mojej gin na monitor owulacji. W końcu tylko 50 zł za takie badanie, a przekonałabym się, czy w ogóle pęcherzyk dojrzewa, i czy w późniejszym czasie pękł.
Pojechałam dziś z mężem, z racji nogi w gipsie sama nie poruszam się.
Gin pełna optymizmu pakuje mi ten sprzęt do środka, po czym najpierw otwiera usta, potem je zaciska w wąską kreskę... i mówi mi, że jest polip... jeszcze większy, niż ostatnio. Innymi słowy, że nie został usunięty...a niemożliwym jest, aby w ciągu dwóch cykli polip urósł dokładnie w tym samym miejscu i jeszcze większy (17 mm X 28 mm!!)
Komentarze pozostawię wam, bo mi już brakuje słów.
Ps. Co oni do cholery wycięli????
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 czerwca 2014, 16:39
30 maja miałam wypadek komunikacyjny, facet zajechał mi drogę, kiedy jechałam motocyklem. Noga złamana, w gipsie. Dobrze, że poszłam na ten monitor owulacji.
W dniu, w którym byłam w szpitalu na zdjęciu gipsu, od razu weszłam na izbę przyjęć położniczą, zapisałam się na histeroskopię (na 4 sierpnia).
5 lipca, po powrocie od znajomych w nocy dostałam krwotoku z dróg rodnych. Przez półtorej godziny nie mogłam wstać z toalety. Poddałam się, dzwoniłam po pogotowie. Zabrało mnie do tego samego szpitala, co robili mi poprzedni zabieg. Byłam strasznie słaba. Co chwila traciłam przytomność. Kolejne łyżeczkowanie. Bardzo długo spałam. Hemoglobina jeszcze bardziej kiepska. Długo dochodziłam do siebie. Chodziłam jak nieżywa. Ponoć w środku nie było nic takiego, jedynie bardzo dużo wyskrobin, ale gin "wyczuł pod łyżeczką coś twardego, chyba to mięśniak".
Ech... trochę sobie popłakałam, ale wiedziałam, że tego 4 sierpnia na pewno stawię się do szpitala, tym razem innego, już nie w Chełmży, ale w Toruniu. Podobno moja gin tam pracowała, dlatego skierowania od niej są tak bardziej specjalnie traktowane.
Zabieg miałam 5 sierpnia, gin bardzo miły, uprzejmy, skory do udzielania informacji. Powiedział, że miałam mięśniaka na szyjce macicy, 2x3 cm. Podobno już nic więcej tam nie ma. Piszę "podobno", bo po tym, co mnie spotkało w Chełmży, to już nie bardzo wierzę na słowo.
Dziś dostałam okres - kurcze, jakby go w ogóle nie było!!! brzuch praktycznie nie boli, ledwo ledwo kapie, rewelacja!! już zawsze bym tak chciała!!! może jest teraz nadzieja na dzidzię.
Choć niestety stan mojej krwi znowu się pogorszył. Nie chcieli mi robić zabiegu, tylko najpierw transfuzję krwi... zmartwiłam się. W końcu uzgodniono, że histeroskopia nie jest bardzo inwazyjnym zabiegiem, dlatego przygotują wszystko do transfuzji i dostanę krew tylko w przypadku krwawienia. Obyło się bez tego.
Niedługo wracam do pracy po 3 miesiącach chorobowego, mam nadzieję, że poradzę sobie, bo ostatnimi czasy naprawdę byłam słaba. Miałam także napady depresji
Wredna małpa.
Nienawidzę
Nienawidzę
NIENAWIDZĘ!!!!!