Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 14 września   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Pewnego dnia wszystko będzie dobrze, tylko jeszcze nie dziś
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Pewnego dnia wszystko będzie dobrze, tylko jeszcze nie dziś
O mnie: Mam na imię Kasia. Mam 31 lat. Zawsze mi się wydawało, że w tym wieku już dawno będę po ślubie, z własnym mieszkaniem, autem, dobrą pracą, jednym dzieckiem i planami na kolejne. Pierwsze cztery warunki spełnione. W pozostałych… to co mogło pójść nie tak - poszło.
Czas starania się o dziecko: Od sierpnia 2023 roku.
Moja historia: Ktoś może powiedzieć, że hej, przecież to dopiero rok, zresztą niecały. Ale wiecie, uważam, że czyjś ból nie jest lepszy niż mój. A mój ból nie jest lepszy niż Twój. I kiedy zaczynaliśmy w sierpniu zeszłego roku po odstawieniu przeze mnie antykoncepcji (stosowanej od 2011 roku!) żyłam sobie w przekonaniu, że przywiozę sobie „pamiątkę” z wakacji. Przecież ludzie co chwilę zachodzą w ciążę, pełno brzuszków, wpadek - niby dlaczego nam miałoby się nie udać? Pierwszy okres był szokiem, ale kiedy otrząsnęłam się z początkowej rozpaczy zaczęłam stosować bardziej racjonalne podejście - że jakoś to będzie, może potrwa to trochę dłużej, ale prędzej czy później zobaczę dwie kreski i zostanę mamą… ale cóż, miesiące mijały, rozpoczynałam kolejne cykle. Robiłam dodatkowe badania, zaczęłam się suplementować, stosować płodne diety. I wtedy nadchodzi 19 kwietnia 2024 roku, kilkanaście dni po owulacji. Moje pierwsze dwie kreski. Na pierwszą wizytę u ginekologa gna mnie spadający progesteron (choć nadal wysoki). Na USG jeszcze nic nie widać, ale dostaję Urogestan. Dwa tygodnie później zjawiam się na kolejnej wizycie, gnana radością, że hej, przecież jestem w ciąży, jest wspaniale! Ale widząc minę ginekologa wpatrującego się w ekran już wiem, że nie jest. I nie będzie. Diagnoza: puste jajo. Mam odstawić progesteron, czekać i przyjść za 10 dni. Ale ja nie mogę znieść tego, że moje ciało dalej myśli, że jest w ciąży, choć ja już wiem, że w moim brzuchu nikt nie mieszka. Nie wytrzymuję nawet tygodnia i idę do innego lekarza, który potwierdza diagnozę tamtego i wysyła na zabieg. Wieczorem, w połowie maja jest już po wszystkim. A ja czuję się tak, jakby ktoś umarł. Czas mija, a ja powoli zaczynam godzić się z losem, choć nie ma we mnie zrozumienia, dlaczego akurat mi się to przydarzyło. W międzyczasie czasie robię badania na tormbofiilę. Wychodzi mutacja MTHFR (hetero) i PAI (homo). Kwas foliowy i homocysteina w normie. Witamina B12 nieco za niska. Na wizycie kontrolnej dostaję zielone światło na dalsze starania, wyniki badań pozostawione same sobie, bo przecież "tyle z was to ma, że każda ciąża kończyłaby się w ten sposób". Z polecenia kontaktuję się z innym lekarzem, dostaję zalecenie na Acard75. Chociaż tyle. Staramy się dalej. I przychodzi 13 lipca i dwie kreski. Ale nie potrafię się nimi cieszyć. Wcześniejsze doświadczenia nauczyły mnie, że nie ma z czego. Jestem ostrożna. Robię kilka innych testów, wszystkie pozytywne. Z rożnym wybarwieniem, ale pozytywne. Postanowiłam, że betę zrobię w poniedziałek, żeby skorzystać z jednego laboratorium. Postanowiłam, ale nie zdążyłam, bo dzień później przyszedł okres. Jeden z silniejszych jakie miałam. Kolejna strata, której nie rozumiem. Ta ciąża, choć tak krótka pozostawiła kolejną ranę. Kolejną pustkę, kolejną żałobę. Smutek jest tak silny, że umawiam się do psychologa. Muszę się przed kimś wygadać, porozmawiać, bo więcej tego nie zniosę. Podczas rozmowy, dochodzi do mnie, jak krzywdzące były słowa tamtego lekarza, który choć wysłał mnie na zabieg i zaopiekował na oddziale, potem nie zadbał wystarczająco.
Moje emocje: Smutek, ból, rozgoryczenie, niepewność, brak nadziei

21 lipca, 10:14

Na piątek mam wyznaczoną owulację przez apkę, choć zobaczymy jak to będzie, będę dalej mierzyć temperaturę i testować. Już zaczęliśmy działać i choć staram się podchodzić do tego na luzie, nie jest lekko. Nawet nie wiem czy bardziej boję się tego, że mogłoby się nie udać czy tego, ze mogłoby się udać. A wtedy... wtedy znów mogłoby się skończyć w ten sposób. Na 1 sierpnia mam umówioną wizytę u kolejnej lekarki i mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Że w końcu ktoś potraktuje mnie na serio, a nie jako kolejny element statystyki.

22 lipca, 15:54

Kolejny trudny dzień. Jutro czeka mnie wyjazd do biura. Na samą myśl jest mi niedobrze. Nie chcę, nie chcę tam jechać . Chcę zostać w domu, w łóżku na zawsze. Nie chcę się z nikim spotkać, chcę być sama, sama, sama.
Ale nie mogę.
Nie dają mi spokoju tamte myśli, złe myśli. O tym, że jestem bezwartościowa. Że do niczego się nie nadaje. Że coś jest ze mną mocno nie tak. I że mój mąż mógł trafić lepiej…

7 sierpnia, 09:56

Starałam się nie obiecywać sobie niczego po tym cyklu. Mówiłam sobie, że pewnie mój organizm musi odpocząć. Przecież nie muszę co chwilę zachodzić w ciążę. Mimo świetnego progesteronu - 19,5 ng/ml - 7 dni po owulacji. Dziś zaliczyłam spadek temperatury niemal równy tej początkowej. Wczoraj biały test. I niby się nie nastawiałam, ale i tak mi jest źle. I i tak chce mi się płakać. Próbuję szukać plusów. Że może to i lepiej, skoro nie mam jeszcze wyników immunofenotypu. Że przynajmniej pojedziemy sobie na wakacje w jakieś piękne, ciepłe miejsce. Ale szczerze? W dupie mam te wakacje. Nie chcę nigdzie jechać, tylko być w ciąży.

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 sierpnia, 12:51

9 sierpnia, 18:52

Nowe badania przynoszą odpowiedzi (być może?). I okazuje się, że silny i wspaniały układ odpornościowy, to nie zawsze dar od losu. Encorton czeka na nowy cykl. Heparyna i testy na swój czas.