Poprzedni miesiac byl dla mnie bardzo stresujacy, jak wspomnialam w opisie. Wiazal sie on z propozycja pracy mojego S- 400km ode mnie. Jest juz do tego przyzwyczajony, bo kilka razy w roku zdarzaly mu sie takie miesieczne 'delegacje'. Zupelnie nie wiem jak sobie z tym poradzic. Z jednej strony wiem, ze dla niego to fajna sznasa, zarowno na to zeby sie rozwijac jak i na to by zarobic, ale... jak ja wytrzymam bez niego ? oczywiscie zapewnia mnie, ze bedzie przyjezdzaj najczesciej jak to mozliwe, ma tu tez inne obowiazki zawodowe wiec tak czy siak bedzie wracal do domu. I kolejna sprawa- negatywny test, kolejny... natura zrobila mi dodatkowy numer- okres spoznil sie 2 dni i juz bylam pewna, ze jestem w ciazy! niestety- okres trwa, a ja? jak co miesiac robie sobie nadzieje na kolejny cykl.
Chce potraktowac ten miesiac jako przelomowy- musze uporac sie ze swoimi emocjami, zaczac znow myslec pozytywnie, zaakceptowac prace mojego S (bo czasem mowie co mi slina na jezyk przyniesie...). Mam nadzieje, ze pamietnik pomoze.
w tym miesiacu o dziwo nic mnie nie boli, przez kilka ostatnich cykli odkad rzucilam tabletki co miesiac dokuczal mi OKROPNY bol owulacyjny, trwajacy nawet tydzien! w tamtym miesiacu juz mialam jechac do szpitala. W tym miesiacu jak rekal odjal- poczulam moze 2 razu taki maly bol, ale trwal krotko, jakies 5 min i ustal. mam nadzieje, ze to dobry objaw i moze w tym miesiacu wszystko jest jak byc powinno!
nie wiem nawet kiedy byla/a moze jest owulacja, tydzien temu pokazala mi 2 kreski na tescie, zrobilam bo akurat mialam w domu, ale dzis cos zabolalo mnie podbrzusze i sluz tez sie pojawil... no nie wiem, niewazne, i tak jest i bedzie
jednoczesnie boje sie i nie moge doczekac dni okolo okresu, tak bardzo go nie chce!!!!!!! czemu ten czas tak wolno leci? a nastepne 2 tyg to bedzie jakas masakra, jesli chodzi o czas, na pewno bedzie sie niemilosiernie wlokl, bo moj facet wyjezdza.
Postanowilam, ze jak w tym miesiacu sie nie uda- ide znowu do gina. nie bylam konca listopada, moze kaze sobie zrobic monitoring. co myslicie?
a moze to wszystko przez tabletki i dopiero teraz organizm wraca do normy?
to 22dc. zaczynam sie nakrecac, myslec o testach i tym wszystkim. ehh...
moj facet znowu wyjechal do pracy, bylam dzis u przyjaciolki robic projekty na uczelnie. jutro tez musze jechac po materialy i zabrac sie do roboty, chociaz to ostatnie o czym moge myslec.... juz tak nie chce mi sie tam chodzic!!!
chcialabym byc juz mamusia, miec te wszystkie ciazowe problemy )
to nasz 6cs, ciekawe co bedzie, '6' to nasza liczba, zaczelismy byc razem 6tego, oboje z moim mamy urodziny 6-tego. moze to przyniesie szczescie! chociaz jak pisalam wczesniej- nie czuje nic, a przeczucie podpowiada ze sie nie udalo. chociaz wiadomo, nadzieja zawsze jest, a im blizej daty @ rosnie i rosnie...
juz sama nie wiem co sie ze mna dzieje, niby czuje, ze wszystko jest w porzadku, ale tak naprawde wcale nie jest. jestem zmutna i zrezygnowana, znowu zaczelam palic. tylko to mnie jakos odstresowuje. wiem, ze podczas staran nie powinno sie, ale poki co W CIAZY NIE JESTEM. nawet nie wiem czy bede testowac w tym cyklu, mam dosc robienia sobie nadzieji, a potem rozczarowania i tych 5ciu minut czekania- kumulacji wszystkich emocji, strachu, wiary, pewnosci, niepewnosci. mam tego serdecznie dosc.
zawsze chcialam (planowalam ) zajsc w ciaze niespodziewanie, nie kontrolowac tego, zeby to nie stalo sie dla mnie celem zycia. wyobrazalam sobie, jak to zaskoczona przypominam sobie o okresie, ktorego nie ma juz dosc dlugo, biegne po test, a potem daje Ukochanemu male buciki albo smoczek. ale NIESTETY w rzeczywistosci wyglada to tak: caly czas mysle o ciazy, do owulacji pije len, potem namawiam faceta na , potem zaczynam wmawiac sobie objawy lub zadreczac sie jak ich nie ma (jak obecnie), potem dzien przed @ lece po test, negatywny, ale dalej przekopuje internet w poszukiwaniu hasel "test negatywny a jednak ciaza", wiec dalej robie sobie nadzieje, dopiero potem dostaje @, placze, narzekam, poejrzewam u siebie niestworzone choroby, oskarzam los "moze nie chce nam dac dziecka...", potem mija kilka dni i znowy to samo od poczatku. czy ktoras z was ma podobnie?
nie wiem czy ze mna jest cos nie tak?
nienawidze tego czekania, wolalabym juz dostac @, isc do lekarza na monitoring, cokolwiek, byle nie czekanie. do tego w samotnosci...
dzis jest koszmarny dzien. caly czas kloce sie z facetem, na odleglosc, mama i siostra sa chore na zapalenie oskrzeli, widzialam sie z nimi wczoraj, a teraz boli mnie gardlo jak cholera. jeszcze 2 dni do @, ale chyba nie powinnam nic zazywac w razie czego, prawda dziewczyny?
co jesli okaze sie, ze sie udalo a ja od razu bede chora? glowa pisze same czarne scenariusze.
moge zazyc jakies lekarstwa? do okresu 2 dni.n
moge chyba tylko zdac sie na los i czekac. ciekawe co jutro wyjdzie na tescie. tak bardzo pragne II, chociaz w ty stanie mojego zdrowia to pewnie okazalo by sie problematyczne...