Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
O mnie: Z Nim od 5ciu lat, marzymy o córce, ale synka też byśmy przyjęli z otwartmi ramionami. Na razie mamy psa.
Czas starania się o dziecko: 10 cykl starań
Moja historia: Zaczęło się lajtowo: niedoczynność tarczycy od lat nastoletnich, potem nieregularne miesiączki po odstawieniu antykoncepcji hormonalnej, dalej torbiele, hiperprolaktynemia, w końcu PCOS i brak jajeczkowania. Weszło faszerowanie hormonami z serii klasyka gatunku: Bromergon, Duphaston, Clo, oprócz tego monitoring cyku. Jakby tego było mało, niedawno okazało się, że On ma teratozoospermię. Na razie czekamy na wizytę w Poradni Leczenia Niepłodności, bierzemy pod uwagę wszystkie opcje.
Moje emocje: Serce kobiety jest oceanem niepokoju. W chwilach gorzkich i smutnych sięgamy do pokładów wewnętrznej woli, która pomaga nam przetrwać najgorsze, lecz jednocześnie stajemy się zupełnie bezradne wobec drobnych przykrości dnia codziennego. Ot, przeszła obok mnie kobieta w ciązy... Znacie to, prawda? Albo w rodzinie urodziło się kolejne dziecko, piękne, doskonale rozwijające się maleństwo, a Wy z całej siły staracie się nie pokazać, jak bardzo to boli. Moje uczucia do szwagierki- idealnie zdrowej matki idelanie zdrowego dziecka- są jak jazda na kolejce górskiej bez pasów bezpieczeństwa- choć jest moją przyjaciółką, czasem po prostu jej nienawidzę, za to, że ma wszystko bez żadnego wysiłku, bez mierzenia temperatury, łykania tabletek, oglądania wiecznie jednej kreski i mało przyjemnych wizyt w gabinecie lekarskim. Ach, już mi lepiej...
Dziś zaczęłam pisać pamiętnik, chyba dlatego, że siedzę sama w domu i nie mam się komu wyżalić. Przyjaciółka- szczęśliwa matka- nie bardzo może mnie zrozumieć, zwłaszcza, że dla niej zajście w ciążę nie było niczym trudnym, a mnie się wydaje, że próbuję wejść na Mont Everest w kapciach...Rodzina nie wie, byliby bardzo rozczarowani, że zdecydowałam się na dziecko "tak szybko", a mam 24 lata i poważne problemy, wolę nie mysleć, co by było później.
Dobrze jest pisać pamiętnik. Ja się nawet jeszcze nie staram, bo nie mogę, ale jak napiszę co mnie męczy, to od razu człowiekowi lżej. Na pewno znajdziesz tu wsparcie. I wiele kobietek będzie za Was trzymało kciuki. Ja już trzymam! :)
Wczorajsza wizyta u lekarza i morze łez...Powiedział, że nie ma szans na naturalne zajście w ciążę, wciąż nie ma owulacji, pomimo tylu leków. Zaproponował inseminację, tylko po co skoro i tak nie ma owulacji? Może jestem tępa z biologii, ale chyba jeśli nie ma jajeczka, to inseminacja nic nie da, pogorszy tylko nasz stan psychiczny i zasobność portfela. Chyba czas znowu zmienić lekarza, choć ten wydawał się najlepszy z dotychczasowych.
Dlaczego my? Podejrzewam, że każda z Was na jakimś etapie starań zadaje sobie to pytanie. Czy jesteśmy złymi ludźmi? A może tak miało być, może mieliśmy poczuć ten ból, by docenić wielki cud i dar przyjścia Dziecka? Czytam Wasze historie i wiem, że patrzę na najlepsze Mamy ze wszystkich- te, które nie zostawią, nie porzucą, nie usuną, bo przeszły największą szkołę cierpliwości i miłości. Jeżeli z miłości pozwalamy robić ze swoim ciałem wszystko- nakłucia, podawanie leków o przykrych skutkach ubocznych, zastrzyki, bolesne badania- i to jeszcze przed poczęciem, potem znosimy być może trudną ciążę i skomplikowany poród, to nasze Maleństwa dostaną Matki na złoty medal.
Mamy się zastanowić nad inseminacją. Dla mnie nie ma nad czym- gdyby tylko była szansa na powodzenie, jestem za. Wszystko inne odpływa w głęboką nieważność...Zbieram siły, bo zaczyna się walka.
Tak jak myślałam, zmieniłam lekarza i okazało się, że jak owulacji niet, to inseminacji również niet. Jestem zła, że dawałam wyciągać od siebie kasę, a okazało się, że on rozkłada ręce i mówi "Nie jestem w stanie nic dla pani zrobić". Ten nowy oprócz tego, że skasował 200 zł i stwierdził, że inseminacja odpada, poradził in vitro. Ale ja się pytam, na jakiej podstawie? Czy nie można najpierw spróbować chociażby wyregulować mi cykl? Sprawdzić, czy prolaktyna spadła? Poczekać na powtórne badanie nasienia? Od razu z grubej rury...
Dziś zaczynam wojnę z NFZtem, dopiero okaże się, czy będziemy walczyć ramię w ramię, czy na przeciwnych pozycjach... Studencki ginekolog szczerze przyznał, że nic nie pomoże i dał mi skierowanie do poradni leczenia niepłodności. Na początku, kiedy usłyszałam, że terminy mają na listopad, to tylko słabo spytałam, czy tego roku;), na szczęście przemiła pani położna wyszukała wcześniejszy, i jest, 15 września. Spodziewałam się pażdziernika, więc jestem zadowolona, zobaczymy, co oni powiedzą. Moich dwóch prywatnych lekarzy się poddało, trzeci powoli się poddaje, NFZtowy gin mnie odesłał, a androlog kasuje bajońskie sumy i nic konkretnego nie mówi, więc może poradnia mnie pozytywnie zaskoczy? W moim mieście tylko ta jedna placówka przeprowadza refundowane in vitro, więc chcąc nie chcąc, i tak bym pewnie tam kiedyś trafiła, więc chyba lepiej wcześniej niż później.
Tak bym chciała, żeby udało się naturalnie, bez żadnej mało romantycznej procedury, ale jak nie ma wyjścia, to dawaj:)
Bojowy nastrój i lecę do przychodni donieść skierowanie:) Może mnie nie wyrzucą?
Zaczynam mieć nadzieję, zupełnie bez sensu, bo przecież monitoring nie wykrył owulacji, a wyniki Jego są tragiczne. Jak zwykle się nakręcam, kolejny miesiąc, i kolejny miesiąc mam mdłości, bóle głowy, zmęczenie i opuchnięte piersi, znaczy się objawy PMS. Ale ciągle mam nadzieję, że @ nie przyjdzie...
Dziś obudził mnie ból miesiączkowy, bardzo paskudny, ale to stanowczo za wcześnie, 25 dni?? Przy średniej długości 34? O Boże, żeby to nie @, żeby to nie @, żeby to nie @...
No i jest @...Kolejne rozczarowanie, wiedziałam, ze nie mam na co liczyć, ale to nie znaczy, że przestało boleć...Płakać mi się chce cały dzień, a jeszcze muszę iść do szwagierki i zachwycać się jej idealnym synkiem. Uwielbiam go, ale w takie dni jak ten jest mi bardzo ciężko:(
Dlaczego jak na złość wszystkie kuzynki i koleżanki muszą akurat teraz zachodzić masowo w ciąże? A może wcześniej tego nie dostrzegałam, tylko usłyszawszy radosną wieść po prostu składałam gratulacyjną wizytę i koniec? Teraz jest mi bardzo trudno wydusić życzenia szczęścia, mimo, że szczerze się cieszę. Dziś dowiedziałam się, że kolejna dalsza kuzynka jest w ciąży, mało tego, za kilka tygodni rodzi, ale wcześniej jej bliscy nie puszczali pary z ust, bo ojciec dziecka puścił ją w trąbę i byłby skandal... Ach, ta małomiasteczkowość...Jak sobie o tym dłużej pomyślę, to takie podejście mnie przeraża. Dziewczyna miała pecha trafić na palanta i należy jej pomóc, wesprzeć, nie tylko finansowo, tym bardziej, że jest bardzo młoda i przeżyła wielki dramat. Jednocześnie jej współczuję i zazdroszczę, jeśli to możliwe, ale chyba Wy wiecie, Dziewczyny, o co mi chodzi.
Czasami wydaje mi się, że tylko Wy...
Dziś paskudny ból brzucha, okres nagle po dwóch dniach zaniku uaktywnił się i to w bolesny sposób...Zastanawiam się, co będzie dalej, jeśli leki ewidentnie nie pomagają, cykle są nadal nieregularne, miesiączki bolesne, obfite, z koszmarnym bólem głowy, mdłościami i biegunką, w dodatku pojawiają się i znikają...Dziś czuję się tak źle, że nie jestem w stanie wyjść z łazienki, niech ten dzień się już kończy...
Ciekawe, dlaczego nie spada mi temperatura? Dziś 7dc, plamienie słabiutkie utrzymuje się od kilku dni, a temperatura nadal, jak na mnie, wysoka, w granicach 36,8, gdzie normą dla mnie na początku cyklu jest 36,2...Dziwne...
Powoli zaczynam godzić się z tym, że jednak sie nie udało. Nie mam siły zrobić testu i znów wpatrywać się w tą paskudną jedną kreskę. Wiem,że to niemożliwe, żeby się udało. Muszę zebrać siły na kolejne próby, powtórzyć badania hormonów i przygotowć się do wizyty w poradni.
Wczoraj pilnowałam synka szwagierki, a kiedy wróciłam do domu, nie mogłam się uspokoić...To nie chodzi o zazdrość, nie zazdroszczę jej tego konkretnego dziecka, ale chciałabym też móc utulić własne i dlatego tak mi ciężko, kiedy wracam do do domu, w którym oprócz Niego czeka na mnie tylko pies.
Marzyłam o domu pachnącym różami i miłością, a kiedy wreszcie go mam, okazuje się, że to cholernie za mało...
Och, miałam niezłego doła, ale już minęło. Teraz pracuję nad nowym projektem i jestem taka zajęta, że ledwo starcza mi czasu na dwa posiłki dziennie i kilka godzin snu. Jak ja kocham swoją miłość do tworzenia literatury:)
I tylko chwilami nachodzi mnie mglista wizja: piękny, lipcowy dzień, ja w naszym ogrodzie, czytająca "Kubusia Puchatka" małemu, rozkosznemu Stworzeniu we wiązanej pod bródką czapeczce...
Już po działaniach, OF uznał, że owulacja była, szkoda, że monitoring nie potwierdza:( Mogę powiedzieć, że liczę na cud, ale jestem gotowa na kolejne rozczarowanie. Chyba robię się silniejsza. Albo nareszcie dorastam;)
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Dobrze jest pisać pamiętnik. Ja się nawet jeszcze nie staram, bo nie mogę, ale jak napiszę co mnie męczy, to od razu człowiekowi lżej. Na pewno znajdziesz tu wsparcie. I wiele kobietek będzie za Was trzymało kciuki. Ja już trzymam! :)