Jutro zaczynam badania do kolejnego tj.3 podejscia do IVF. Od 1 dc.czyli ok 5 listopada anty i wizyta u lekarza miedzy 11 a 15 dc.
Moj przypadek nie jest standardowy. Co nie kazdemu lekarzowi sie podoba. Zauwazylam ze ludzie lubia zamykac sie w swoich schematach a jesli ktos wykracza po za nie jest w wiekszym badz mniejszym stopniu odrzucany.
Ok kazdy zyje wlasnym zyciem i robi jak uwaza, nie wnikam , jednakze wg mnie lekarz nie powinien na wstepie odbierac wiary i nadzieji.
Moje pierwsze podejscia do IVF byly w jednej z Warszawskich klinik. Pierwsza wizyta wszystko pieknie ladnie, szablonowo, wywiad, badania, sugestia o zalapanie sie na refundacje...do momentu az oswiadczylismy ze nie chcemy mrozic zarodkow. Jakby cos w dr.strzelilo nie ta kobieta, zlosc, oburzenie, cedzenie slów przez " zacisniete" zeby. No coz nie mozna sie narazac na " popsucie statystyk" prawda....
Druga wizyta. Okazalo sie ze wczesniejsze namowy na refundacje sa bezzasadne gdyz moje AMH to zaledwie 0.5 na pogranicy menopauzy (od 0.4). Mina Pani dr.znacznie zrzedla gdy zobaczyla wynik.
Trzecia wizyta przystapienie do dzialania.
Krotki protokol:
Menopur 75
4 komórki / 3 dobre
2 zarodki 3-dniowe
Transfer = klapa
II ICSI
Krotki protokol:
Menopur 75+150
5 komorek/ 4 dobre
1 zarodek 2-dniowy
Transfer=klapa
W miedzyczasie miedzy dwoma podejsciami histeroskopia-wszystko ok.
Pomimo wszystko udalam sie teraz na jesieni to tej samej kliniki tylko innego lekarza. Niestety gdzy uslyszal nasza historie jego reakcja byla jak lekarek wczesniej. Oczywiscie dostalam zjeby ze byla przerwa - rok - przy amh to straszny blad, glupota bardzo zly ruch. Tylko druga strona medalu jest taka ze kasa na drzewie nie rosnie ani z rekawa wytrzepac sie jej nie da a zyc trzeba.
Nie przecze, czas nie dziala na nasza korzysc i im szybciej tym lepiej , jednakze wg mnie sposob przekazu informacji zwlaszcza w tak delikatnej sprawie odgrywa tutaj bardzo duza role.
Zmienilismy klinike.
Pierwsza wizyta. Lekarz mowi ze bedziemy miec pod gorke i trzeba bedzie bardziej sie wysilic ale nie ma rzeczy nie mozliwych. Wszystko wyjasnia i tlumaczy. Tez uslyszalam ze moje komorki to do najlepszych nie naleza ale troche je " podszlifujemy" nasienie tez i sa szanse dr stwierdzil ze nie ma parcia na ilosc jesli nie chcemy mrozic to skoncentrujemy sie na jakosci.
Przezylam prawie 30 lat i wiem ze los bywa zlosliwy. W mojej rodzinie wystepuja ciaze mnogie, do tego procedura IVF. Baaaaaardzo pragne dziecka, ale nie wiem czy jesli sie uda a zostana zarodki czy bede chciala po nie wrocic. Co bedzie za 2/5/8 lat nie jestem w stanie przewidziec a oddac bym nie umiala chociaz podziwiam i szanuje ludzi ktorzy sie na to zdobywaja.
No coz, pora zakasac rekawy i brac sie do robotty....z pozytywnym nastawieniem!!!! ciezko cos osiagnac i wierzyc jesli na starcie zostaje wylany na glowe kubel zimnej wody...
Pobudka rano i start na badania. Infekcyjne oraz bakteriologia - cytologia, posiew, czystosc. Teraz pozostaje czekanie. Juz teraz przypuszczam ze bede musiala sie przeleczyc na infekcje grzybicza. Takie wredne to tarataństwo, czasami ciezko sie go pozbyc. Przede mna dlugi weekend, czas na naladowanie akumulatorow i pozytywne nastawienie.
To zaczynamy "batalie". W ruch poszedl ovulastan. 17ego wizyta u dr. Oby wszystko przebiegalo jak nalezy.
no to lecim od jutra zastrzyki na wyciszenie przysadki. 01.12 nastepna wizyta. Inofolic zwiekszony do 2 saszetek dziennie. Na swieta powinnam byc w " dwupaku". Mam nadzieje ze tym razem sie uda. Oj jak mocno zaciskam kciuki
We wczesniejszej klinice placilismy za wszystkie leki a w tej mamy refundacje, o ktorej mozliwosci w poprzedniej w ogole nie wspomniano. No coz jak klinika ma swoje apteke to trzeba " zarabiac".
Jak tak lekarz dzisiaj sprawdzal te moje jajniki to nie byl zachwycony. Nie wygladaja one jak powinny u zdrowej 29 latki. Przypuszczam ze to uwarunkowanie genetyczne po mojej " rodzicielce". Amh 0.7 przy takiej rezerwie zanim dozyje 40tki bede juz po menopauzie natura w tej kwestii mi strasznie poskapila.
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 listopada 2016, 18:18
W trakcie aplikowania gonala.
Mam metlik w glowie. Tysiace mysli kolacze mi sie po niej. Strach przeplata sie z nadzieja.
Co bedzie jak sie nie uda? A jak sie uda to przede mna tyle m-cy czy wszystko bedzie w porzadku? A jak sie zalicze do tych kilku procent ktorych dzieciaczki sa chore. Tyle posza o " skutkach ubocznych" in vitro. Jesli sie nie uda to dalej probowac ze swoimi jajcami czy moze z KD albo AZ? Ale co wtedy jak dalej?....i tak ciagle....konitwa mysli...do tego w pracy pod gorke. W grudniu to mnie w robocie za " jaja" powiesza z powodu wczesniejszych zwolnien o L4 jak sie transfer odbedzie bo czekajac do 5 doby wszystko moze sie zdarzyc przeciez....i k....w kolko klebi sie setka mysli, strach, nadzieja, wiara....
Znam dzieciaki z invitro. Chlopak 12 lat dziewczyna 14 i wszystko z nimi ok a ja mam tyle watpliwosci i obaw ech....a mowie sie ze myslenie nie boli....
Ech...a mowi sie ze myslenie nie boli
No i tak leci dzien za dniem. Z kazdym krokiem coraz ciezej. Coraz wiecej mysli i stresu.
W piatek podgladanie, jesli wynik bedzie zadawalajacy to 12ego punkcja jesli nie to 14ego. Mam nadzieje ze bedzie pare ładnych komorek. Dawki stymulujace mam wieksze niz przy poprzednich staraniach zobaczymy jakie beda efekty.
Po punkcji strach czy beda zarodki. Hodowla do blastki wiec...natłok myśli gwarantowany. Jesli sie uda to transfer 17/19 a co za tym idzie testowanie w swieta...jedynie "sikancem" bo nie bede miala mozliwosci zrobienia bety.
Na to wszystko jeszcze w pracy mi susza glowe. Ledwo z urlopem sie wyrobie na wizyty, badania.
Ledwo z mama "poskakalam" po lekarzach, dzieki Bogu jest to ok to znowu mojemu M wyniki wyszly jak wyszly , tu starania, pod gorke w pracy....ech....czasami mi ciezko
Wiem wiem...nie jedna z dziewczyn ma gorzej, ciezej...podziwiam za wiare, nadzieje, sile i wytrwalosc. Ja chyba jestem z tych " slabszych ".
Jak tym razem cos pojdzie nie tak to na bank "utopie smutki" po swietach...
Juz mi sie rzyga iglami, zastrzykami. Mam juz serdecznie dosyc, a moj brzuch wyglada jak sliwka ...zobaczymy co tam mi urosło. Mam nadzieje ze efektu wynagrodza wszystko. Jeszcze kilka dni i punkcja.
Dzisiaj był pick-up 2 pęcherzyki i 0 komórek!
Co dalej...nie wiem...
22.12 konsultacja po niepowodzeniu
Ciężko jest walczyć gdy cały czas życie rzuca kłody pod nogi...
Ale nigdy nie ma tego złego...po za tym musi być równowaga w przyrodzie
Silniejsze osobniki bronią słabszych...może nam staraczkom życie dało więcej bo jesteśmy w stanie to udźwignąć a inny upadając już by nie powstały!?
Na ten rok koniec, mam nadzieję że następny przyniesie dobre nowiny...
Dostalam dzisiaj prezent na świeta....
Na wizycie u gina okazało sie ze mam k...torbiel! Na prawym jajniku 3.5cm! Jprd! Dlugi protokol okazal sie ujowy jak barszcz!
Wiem wiem wdech wydech.....itd. Ale czasami nie umiem, nie chce , nie potrafie zapanowac nad emocjami.
Doktorek zaproponowal dwie mozliwosci.
1) podejscie " na cytryne " czyli wycikamy ile tylko sie da. Duza ilosc komorek ale nie przekladajaca sie na ich jakosc.
2) cykl naturalny badz stymulowany letrazolem
Rzecz jasna wybralam opcje numer 2.
Zmienilam lekarza teraz. Wczesniejszy taki " chlopek roztropek " a terazniejszy momentami chamski ale za to szczery i nie owija w bawelne.
Dwa lata robie wszystko pod dyktando lekarzy i nic!
Zanim zglebilam tematyke in vitro bedac na pierwszej wizycie przed pierwszym podejsciem, nie znajac wynikow badan pozwolilam sobie na bezczelnosc i zasugerowal Pani dr podejscie na cyklu naturalnym za co zostalam zrugana. Po czym na nastepnej wizycie widzac moje AMH 0.5 stwierdzila ze chyba mialam racje ale i tak noe zostal on zastosowany ze wzgledu na mala skutecznosc.
Po 2 latach , 3 ivf, sluchaniu lekarzy, faszerowaniu sie lekami mam tego dosyc! Jak dzisiaj powiedzial dr jestem ich klientka wiec beda robic jak chce. Place to moge wymagac. Brutalne i malo subtelne ale jak cholernie prawdziwe.
Zapytalam czy mozemy przetransferowac zarpdki wczesniej niz w 5 dobie a dr do mnie ze jesli lubie kupowac nadzieje to czemu nie choc on preferuje 5 a nie kota w worku. A jak chce kupowac nadzieje to bardziej poleca totolotka.
Powiecie ze wredna menda z niego i jak on tak moze? Jego wola , po stokroc wole chamska szczerosc niz uprzejme lanie wody!
Zatem jak tylko uporam sie z ta pizda torbiela i wyniki badan beda dobre podchodze do ivf na cyklu naturalnym! Jak nadmienil lekarz ze ta opcja to moja " intuicja " tak wlasnie mam xamiar sie jej trzymac.
Nie mam nic do stracenia po za kasa a moge tylko zyskac.
" Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana! "
Sluzowka na medal, pecherzyk 22mm wszystko pieknie.. Tylko szkoda ze nic z tego nie bedzie. W mrozonym bioptacie nie mamy ruchomych plemnikow. 16.02 czeka nas biopsja ktora zadecyduje co dalej. Jesli beda zolnierzyki zdolne do zaolodnienia ruszamy z krotkim protokolem , jesli nie to decyzja czy zgadzamy sie na dawstwo nasienia albo na AZ.
Jak widac moge sobie planowac a zycie i tak pisze swoj wlqsny sceniariusz...
Szkoda tylko ze to wszystko bywa takie cholernie ciezkie...boje sie troche co z tego wszystkiego wyjdzie...znowu czas niepewnosci, strachu i nadzieji ze mimo wszystko bedzie dobrze...
Podeszlismy ostatni raz do procedury na swoich komorkach. Transfer sie odbyl ale zarodka 6.2 z ktorego ciaza byla by prawdziwym cudem, wiec nie mam zludzen co do powodzenia...
Oboje suplementowalismy sie ok 4 miesiacy. Ja na diecie bezglutenowej, waga spadla kilka kg, bralam steryd (encorton) , oczywiscie zero uzywek... a wyniki jeszcze gorsze niz ostatnio gdy tego wszystkiego nie bylo.
Wysiedzialam 6 jajek z ktorych strasznie sie ucieszylam w dniu punkcji, niestety 5 dojrzalych, 1 zderadowala i tylko 1 sie zaplodnila. A nasienie masakra!! 5% ruch C reszta D.
To byla 5 stymulacja, nie mam sil na wiecej. Nie wierze ze ktokolwiek jest w stanie wycisnac z nas cos lepszego niz to co bylo do tej pory.
Na wtorek jestesmy umowieni do Gyn Katowice na rozmowe w sprawie AZ....
Moze gdzies hibernuje maluszek ktorego przeznaczeniem jest sie urodzic a gdyby nie nasza sytuacja do tego by nie doszlo?!
Po latach walki, obserwacji wiem jedno
ze zycie jest cholernie nie sprawiedliwe...
jak sie slyszy o tych wszystkich katowanych i porzucanych dzieciatkach to scyzoryk w kieszeni sie otwiera...
Mam gleboka wiare i nadzieje ze AZ nam sie uda, w przeciwnym razie strace sens istanienia...po co? dla kogo?
Mam nadzieje,ze dobry Bog wie co robi...
Nie jedno w zyciu widzialam...
Nie jednego w zyciu doswiadczylam....i gdyby nie wiara w Boga juz dawno mogloby mnie tu nie byc...
Nic sie nie dzieje bez przyczyny. Ktos kiedys powiedzial ze my ludzie widzimy do zakretu a Bog widzi dalej... a po za tym istnieje jeszcze wolna wola czlowieka i ta menda rogata ktora niestety takze uwielbia mieszac w ludzkim zyciu....
Ale to tak na marginesie, kazdy ma swoje zdanie i poglady. Szanuje kazde...
Bylam dzisiaj u kolezanki i ona wbiła mi klina...
Opowiedziala o dziewczynie ktora miala 9 transferow i dopiero ostatni 10ty zakonczyl sie porodem zdrowego dzieciatka a ivf bylo...na cyklu naturalnym, tak bardzo nie lubianym przez lekarzy...
moze sie skusze jeszcze na ostatnia deske ratunku ze swojej komorki...
zobaczymy co powie lekarz we wtorek, jesli stwierdzi ze to zly pomysl podchodzimy do AZ...
ledwo zaczal sie 2017 rok a za chwile bedzie sie konczyl...
pamietam jak mialam 18 lat i cale zycie przed soba...i obawy o wpadke heh jakie to zycie bywa przekorne....