Nie mam pojęcia dlaczego to pisze, 99% czytających uzna że jestem jakąś poj....na histeryczka.. pewnie będą mieli rację. Może znajdzie się 1 osoba która czytając to pomysli "mam tak samo". Bez tej jeb...Ej poprawności politycznej, po prostu.
Bezplodnosc jest chu..owa, ale to całe otoczenie i presja wokół mnie sprawia że moja Bezplodnosc staje się nie di zniesienia. Po raz kolejny czuje ze moje życie nie należy do mnie, a jest determinowane przez cos/kogoś innego. Nienawidzę tego uczucia, sprawia że mam ochotę wylogować się, własnego życia, bo to dałoby mi poczucie odzyskania kontroli..
Długo mnie tu nie było, wiele się wydarzyło. Zylam sobie od owulacji do owulacji, w jakiejś okropnej otchłani gdzie nic nie liczy się poza pękającymi pwcherzykami, parametrami, poziomem hormonów itp.. W kwietniu zachęcona "testerkami"z tego forum zrobiłam test. Miałam jeden ostatni w szufladzie, skitrany gdzieś na dnie. Kompletnie nie licząc na cud nasikalam poszłam wieszac obrazki za 5 min wróciłam...oczom moim ukazały się 2 grube krechy. No cud, szok, niedowierzanie...Mojej radości nie było końca. Stosowałam diete dla osób z insulinoopornoscia w 1 trymestrze, spacerowałam, obiecywałam mojej małej borówce ze bede dla niej najlepsza mama na świecie! Nic złego się nie działo, brałam prgesteron, dbałam o siebie. W 9 tc poszłam na badania kontrolne, pełna optymizmu z listą pytań do mojej gin. Położyłam się do usg...po czym usłyszałam te słowa "mam złe wieści, serduszko przestało bic". Poczułam jak spadam, spadam w otchłań czarna i bez dna, jak ziemia mi się osuwa z pod nog. Nie pamiętam co więcej działo się w gabinecie, w drodze od domu płakałam tak bardzo ze wydawało mi się se zaraz przestanę oddychać.... Tydzień czekałam aż dostałam krwawienia. Przez 4 dni teraz już fizycznie umierałam z bólu podczas skurczy i krwawienia przy poronieniu. Po 4 dniach zostałam skierowana na łyżeczkowanie. 1 czerwca w dniu dziecka z mojej macicy usunęli resztki mojego dziecka, mojego marzenia, cudu na który czekalam 2 lata, wydałam mini fortune... W tym samym czasie mój mąż świętował narodziny syna jego kolegi, po bezprobelowej ciąży.
Nie potrafię określić tego co się ze mną dzieje teraz. Minął miesiąc a do mojej depresji doszło coś jeszcze rozpacz. Okropny bol wewnatrz, czuje codziennie jak bym krzyczała od środka, wydzierała się na cały głos...ale nikt mnie nie słyszy. Mój mąż przeszedł z tym do porządku dziennego, poza moja siostra i przyjaciółka nikomu nie mowilam o ciąży, bo za wcześnie. Nie potrafię sobie już z tym poradzić, czuje jakby ktoś mowil mi "nie zasługujesz na dziecko, nigdy nie będziesz matka".
Mam dosc
Jestem w ciąży... jestem w niej i nie umiem się cieszyć. Pierwsze miesiące w ciazy po poprzednim poronieniu to nieustanny strach i obawa. Ciągle sprawdzanie papieru po wizycie w toalecie czy nie ma krwi. Ciągle nasłuchiwanie swojego organizmu czy coś nie boli. Kiedy zaczęłam odczuwać ruchy pozwoliłam sobie na chwilkę euforii i poczucia ze "może będzie ok". To był mój błąd.. nie mogę zakładać ze będzie ok...ze mną? Z moim organizmem? Gdzie nic nie działa tak jak powinno? Głupia, naiwna ja. No i leze w szpitalu w 28 tc z dzieckiem w brzuchu które przestało rosnąć. Co ja sobie myślałam?? Ze po prostu "przejde" przez ciążę I urodzę dziecko? Cóż za naiwność i głupota! Jestem zła na siebie i nir wiem co mam zrobić. Leze na oddziale, na około mnie laski w 35+ tc zaraz gotowe do rodzenia. Ileż ja bym dala by być na ich miejscu, moc dumnie donosić dziecko w brzuchu i je urodzić. Jestem wybrakowanym podczlowiekiem, któremu natura przypomina o tym cały czas. Już nie mam siły, nie mam siły walczyć. ..
Nieplodnosc to suka zabiera nam życie i sprawia że stajemy się nieszczęśliwe taka prawda.
Mam wrazenie jakbym czytala o sobie. ..... nie pamietam juz siebie zanim zaczelismy starania.