Początkowo było to charakterystyczne, skąpe, nie występujące w poprzednich miesiącach plamienie w kolorze kawy z mlekiem, w trakcie którego pojawiły się delikatne skurcze, również nieco inne od tych występujących dotychczas w trakcie miesiączek, ponieważ dawały uczucie rozciągania, szczególnie w stronę pachwin. Podczytałam internetowe fora, w których dziewczyny wypowiadały się, że zwłaszcza w początkowych okresach ciąży miewały takie sytuacje, a mimo to czas oczekiwania przebiegł prawidłowo i dziś spełniają się już w nowej roli mamy. Byłam więc spokojna i miałam w sobie nadzieję, że może jednak jesteśmy w tej grupie szczęściarzy, którym udało się za pierwszym podejściem, aż do późnego wieczora, kiedy skurcze przybrały na sile, a na wkładce pojawiła się krew... Nie było już złudzeń - to @. Przyszła, jak co miesiąc, bardzo punktualnie, tym razem przynosząc wyjątkowo podły nastrój...
Wiem, że wśród użytkowniczek tej strony, znakomitą większość stanowią kobiety, które o pociechę starają się już od wielu, długich miesięcy, a nawet lat... Zmagają się z różnymi dolegliwościami - u siebie lub u swoich partnerów - czy z naprawdę ciężkimi chorobami, przy których ciąża byłaby jak cud nad cudami... Serdecznie Wam współczuję i jednocześnie podziwiam, że umiecie się podźwignąć po niezliczonym już niepowodzeniu, stawić czoła kolejnym staraniom... Sama przez pewien moment czułam się jak rozjechana przez walec i nie wyobrażałam sobie kolejnych prób ze strachu, że skończą się podobnie i przyniosą szereg jeszcze czarniejszych myśli... Przecież zajście w ciążę zawsze jawiło się jako coś banalnie prostego, szczególnie gdy wokół zaczęły pojawiać się rosnące brzuszki koleżanek, nie planujących bycia mamą... Przynajmniej nie teraz. Dlaczego, kiedy ktoś jest gotowy pod każdym względem na dziecko, po prostu nie może go mieć ? Dlaczego natura stwarza tyle barier i trudności ? Dlaczego nawet tutaj, życie musi być tak niesprawiedliwe ?
Na szczęście dość szybko z tego żalu wyrwał mnie G., który choć również był zawiedziony takim obrotem sprawy, podtrzymał mnie na duchu niezachwianą wiarą, że wszystko będzie dobrze i na pewno już niedługo zostaniemy rodzicami. Przeanalizowaliśmy temat na spokojnie, wyłączając emocje a dopuszczając do głosu rozum, i doszliśmy do wniosku, że musimy bardziej zaangażować się w ten cykl.
Przez najbliższe trzy tygodnie będę miała w domu G. tylko dla siebie, więc będziemy mieli bardziej sprzyjające warunki do - jak się to tutaj nazywa - serduszkowania. Nie tak jak to było w poprzednim miesiącu, że seks odbywał się trochę jak na komendę, by wstrzelić się w owulację... Tym razem chcemy się po prostu cieszyć sobą i tą chwilą... Wszak dzieci powinny być owocem miłości, a nie presji.
G. obiecał mi całkowicie zrezygnować z alkoholu, a ja sama postanowiłam bardziej wsłuchać się w swoje ciało - chcę rozpocząć obserwację temperatury, kontrolę owulacji przy pomocy testów, zacząć prowadzić wykres... Mam nadzieję, że to nam pomoże... Wiążę z tym cyklem bardzo duże nadzieje...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 maja 2017, 19:00
Życzę Ci powodzenia :) Pamiętaj tylko, że nie można bezgranicznie ufać wykresowi... Jednym pomaga, a innym może zaszkodzić... Do wszystkiego trzeba podchodzić z głową :)
Cześć, bonita ! :) Mam takie samo zdanie jak Ty. Mierzenie temperatury, testy owulacyjne i ogólnie prowadzenie wykresu, mam za pomoc, nie za pewnik, który da mi gwarancję na zajście w ciążę. :) Teraz nie mogę już w stu% zaufać nawet obserwacjom własnego organizmu, bo chęć posiadania dziecka jest ogromna i psychika lubi płatać mi figle... Tak jak to było w tym cyklu, gdy wydawało mi się, że obserwuję u siebie kilka objawów ciąży, a w rzeczywistości były to zaostrzone symptomy zbliżającej się miesiączki... Nadzieja jednak zawsze umiera ostatnia. :) Gdyby nie ona, zapewne nie byłoby nas tutaj dziś... Pozdrawiam Cię serdecznie!