Jestem niecierpliwym człowiekiem, boję się, że to mnie zgubi.
Boję się, że za bardzo jestem już nakręcona tym staraniem i coś się przyblokowało.
Boję się, że coś ze mną jest nie tak.
Po 2 zaledwie dwóch miesiącach porządnych starań w rozmowach pojawia się słowo "adopcja".
Zdecydowanie, brakuje mi dobrostanu psychofizycznego.
Moja ostatnia miesiączka była nadzwyczaj krótka i słaba, M. twierdzi, że pewnie jestem w ciąży, a ja, wiem, że tak nie jest. Cóż.
Staram się mniej myśleć o tym wszystkim, mierzę temperaturę, biorę kwas i to byłoby na tyle.
Moim marcowym postanowieniem jest zagubienie z 3 kg, na pewno nie zaszkodzi wiecej Staram sie odżywiać zdrowiej, czytam etykiety produktów, które kupuje. I zakochałam się w płatkach ryżowych Mam nadzieję, że moja motywacja się utrzyma
No i w końcu wzięłam sobie dzień wolnego, dziś po 18 mam weekend! A na jutro zaplanowałam tyyyle rzeczy do zrobienia, muszę się wyrobić, by w końcu mieć prawdziwie wolną sobotę i niedzielę.
Byłam dziś zrobić badania na toxo i tsh, potem zakupy i pół dnia poszło, drugie pół sprzątałam.
Okropnie bolą mnie plecy, nie daję rady założyć spodni
Źle mi.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 marca 2017, 17:40
- Phil Bosmans
No właśnie, tego będę się trzymać.
Psychicznie czuję się lepiej, chyba trochę odpuściłam. Ale tylko chyba, bo nie wiem czy da się całkiem o ewentualnej ciąży nie myśleć...
Dziś czwartek, jeszcze tylko dwa dni i weekend. Jaram się jak głupek...
- Janina Daily.
Niektórzy dostają od życia wszystko na pstryknięcie palcami, a niektórzy czytają, pracują, starają się oraz walczą z każdej strony i co? Ano nic...
Pesymistycznie bardzo dziś...
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2017, 06:21
Niby mam już gdzieś te starania, temperatury, kwas foliowy i całą resztę, a jednocześnie tli się nadzieja, że może teraz się udało.
Muszę poszukać nowej pracy lub znaleźć tanie mieszkanie na wynajem albo kupić kawalerkę... Z nową pracą będzie ciężko, z kupnem do maja się nie wyrobimy i pewnie będę musiała coś wynająć...
Nie chce mi się nic, smutno i biuro za oknem.
Czuję, że zbliża się okres, bo niby czemu miałoby być inaczej? Serio mam podły nastrój. Kwiecień, czas goni, w sumie został mi tylko miesiąc starań, by ułożyć sobie życie. Jeśli się nie uda, to będę w ciemnej dupie, naprawdę. Dwie kreski ulatwilyby tyle rzeczy... Ze względu na pracę, będę musiała się przeprowadzić 80 km od domu i jakaś część wypłaty tracić na wynajem. M. za granicą lub w naszym domu, ja bliżej pracy, to oczywiście, że wtedy zajde. W sumie zaczęliśmy się starać w zeszłe wakacje i nic.
Boże piszę tak nieskładnie i zupełnie bez sensu. Ale tak właśnie wygląda moja głowa, milion płynących myśli, obaw, zmartwień i wspaniałych pomysłów.
Przecież bez zabezpieczenia bzykamy się już prawie rok...
Może warto odpuścić? Ale jeśli znów nic nie wyjdzie będę się obwiniać, że nie dałam z siebie wszystkiego.
Może warto byłoby się pomodlić, tylko, że "jak trwoga, to do Boga"...
Poza tym zastanawiam się czy moje codzienne podróże do pracy nie mają wpływu na mój organizm. Przecież to 80 km w jedną stronę. Chyba za dużo się stresuje, to też nie jest obojętne.
Może w czerwcu jak odejdę z pracy wszystko się ułoży? Tylko co z macierzyńskim jeśli będę bez pracy? Od czerwca nie będę miała czym dojeżdżać, a na pracę w zawodzie w miejscu zamieszkania nie mam co liczyć. Z resztą, jak to tak, znaleźć pracę i od razu l4?
W środę mam wizytę u ginekologa, wiec wszystko będzie jasne.
W końcu weekend. Ostatnio jestem zmęczona, pewnie przez zmianę czasu.
Oby kwiecień był dla nas wszystkich lepszy!
Właśnie jeżdżę na rowerku stacjonarnym, by poprawić kondycję, ale nogi już bolą.
Plany na kwiecień;
- poprawić wygląd sylwetki,
- podciąć włosy,
- zajść w ciążę.
Trzeba dać radę.
Koleżanki w pracy trzymają kciuki, musimy dać radę.
Byłam dziś na zakupach, tyle pięknych brzuchatek widziałam. Aż mnie coś ścisnęło w środku jak zobaczyłam pierwszą...
Humor ok, jednak w głębi smutno.
Poza tym po swietach, najadlam się jak bąk xd
W sobote wesela, a kiecy brak...
Test ciążowy robiłam 20 lipca, pokazały się dwie kreski, a wczoraj chyba poczułam ruchy bąbla.
Dopiero, kiedy odpuściłam, życie przewróciło się do góry nogami, ZASZŁAM.
Do tej pory w to nie wierzę...
Wiem jak to jest gdy człowiek czegos bardzo pragnie, a jakos nie wychodzi. Ale dwa miesiace to jest NIC. Cierpliwości. Zdrowe pary ponoc muszą się starać do pół roku. Więc duzo pracy przed Wami - przejmnej pracy. Dajcie sobie czas - to jest najwazniejsze :) Powodzenia:)
Zdecydowanie więcej optymizmu. Uwierz że zakładanie że coś jest nie tak, wcale nie pomaga. Głowa do gory pierś do przodu ;) Życie rzuca Nam kłody pod nogi w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Szczególnie kiedy tego nie zakładamy. W czasie kiedy się starasz znajdź coś co zawsze stawia Cię na nogi, podniesie nawet w najgorszy dzień. Ja też dopiero zaczynam z pamiętnikiem I szczerze umila mi to ten czas. Są tu wspaniałe I mądre dziewczyny, które spiesza porada i dobrym słowem. Trzymam kciuki za Ciebie :)