Bo tak sobie myślę, że gdybym zaczęła go pisać np. w trakcie ciąży to przyjemnie byłoby go przeczytać po jakimś czasie
Jestem dzisiaj spełnioną mamą. Nie przyszło mi to łatwo. Czuję się ewidentnie staraczką, choć problem w kwestii płodności nie leży po mojej stronie, a po stronie mojego męża.
Zaczęliśmy się starać w 2016 roku. I doskonale pamiętam pierwszy cykl starań. Byłam na 95% pewna, że się nam udało. Że wystarczy już tylko zrobić test za kilkanaście dni i zobaczę dwie kreski.
No i tak się nie stało. I w kolejnym cyklu też nie, ani w jeszcze następnym. I tak przez 6 lat...
Podchodziliśmy do tego bardzo luźno, a mi nawet przez głowę nie przeszło, że rok starań za nami i dalej nic, ale ja po prostu myślałam, że nie trafiamy w ten dzień? Że najzwyczajniej w świecie się nie udaje, ale nie koniecznie stoi za tym jakiś powód.
I tak mijały miesiące, lata...
W 2017 roku wyjechaliśmy za granicę, oczywiście 'starania' na porządku dziennym, o ile mogę to nazwać staraniami, bo dzisiaj z perspektywy czasu myślę, że był to po prostu seks bez zabezpieczenia. W tamtym czasie ja też nie myślałam tak bardzo o tym, że się nie udaje.
Przecież w końcu zaskoczy i się uda. Tylko, że jak jednak ten okres się pojawiał to czułam zawód.
W 2019 zostaliśmy małżeństwem i do tej pory jest to jedno z moich piękniejszych wspomnień i przeżyć.
Po ślubie wiedziałam, że skoro jesteśmy już mężem i żoną to bardzo byśmy chcieli aby między nami pojawiło się nasze Dzieciątko.
Pierwsze 3msc po ślubie znowu nie dały dwóch kresek na teście.
W kolejnym msc pojechaliśmy do Polski zrobić badania: u mnie wyszła wysoka prolaktyna i niedoczynność tarczycy. Endokrynolog powiedział, że jeśli to unormuję to zajde w ciążę.
Następnie kilka dni po wizycie u Endo Mąż zrobił badanie nasienia.
Wynik dostaliśmy w równo czwarty miesiąc po ślubie. Brak plemników w oddanym materiale.
Świat się zawalił.