Wiadomość wyedytowana przez autora 29 marca 2015, 22:28
Lekarz zlecił zbadać jednak betę jeszcze raz tydzień po krwawieniu, aby się upewnić czy to nie ciążą pozamaciczna. Badanie zrobiłam w sobotę po świętach. Po wynik zadzwoniłam w poniedziałek spokojna, że wszystko jest w porządku i wynik będzie 0. Nie było....
Pani Laborantka podała do słuchawki wartość 637, a ja mnie zatkało. Na początku myślałam, że dyktuje mi jakiś numer telefonu i milczałam. Po chwili jednak dotarło do mnie co to oznacza... Zaczął się strach, łzy i niewiadoma. Byłam wtedy w pracy więc świadkami były moje koleżanki. Płakały razem ze mną Zadzwoniłam do lekarza z pytaniem co teraz robić. Zapytał czy boli mnie brzuch. Nie bolał. Zaproponował albo jechać do szpitala na karową albo zaczekać do jutra jak będzie przyjmował u nas w mieście zrobi mi usg i zdecydujemy co dalej. Bałam się czekać do następnego dnia więc spakowałam rzeczy i Mąż zawiózł mnie do Warszawy. Tam na usg nic nie wyszło, za to beta wynosiła już ponad 1000 więc zapadła decyzja, że muszę zostać w szpitalu. Tak zakończył się poniedziałek. Ciąża na usg pokazała się dopiero w czwartek. Była w prawym jajowodzie. Beta była już wtedy prawie 3000. W czwartek miałam laparoskopię, usunięto mi ciążę
Podobno zabrakło kilku centymetrów, aby zagnieździła się w macicy
Jajowód został cały, a przy okazji wyszło, że mam lekką endometriozę. Jakby wszystkiego było mało do tej pory. W sobotę po zabiegu wyszłam do domu, a w kolejny czwartek miałam zdjęte szwy.
Dzisiaj mam jeszcze strupki i to wszystko powoli się goi.
W szpitalu było bardzo w porządku, wszystko dopilnowane, pielęgniarki wspaniałe, nikogo nie zostawiały samemu sobie. Nieoceniona ich pomoc i wsparcie w tych ciężkich chwilach.
Najgorszej dla mnie nie było to, że się nie udało i usuną mi moje maleństwo, bo odpłakałam stratę już w wielki piątek kiedy myślałam, że znowu poroniłam biochemiczną. Najgorsza była narkoza i myśl co będzie dalej. Strach, że następna ciąża też będzie pozamaciczna. Strach, że jajowody się nie będą nadawały, strach, że nie będę mogła mieć dzieci poczętych naturalnie, albo, że nie będę mogła mieć ich wcale
Teraz jest trochę lepiej. Zmieniam lekarza na Panią, która przeprowadzała mi zabieg i mam plan działania - jak najszybciej dojść do siebie i nie poddawać się. Kiedy leży się na mikrochirurgi i słucha jakie historie spotkają ludzi człowiek uświadamia sobie, że nie ma jeszcze tak najgorzej. Ludzie przeżywają o wiele gorsze dramaty, a mimo to nie poddają się i ja też nie zamierzam. Wdzięczna jestem Bogu, że ciążą nie rozerwała jajowodu, że nie miałam krwotoku wewnętrznego i że do samego końca nawet nie bolał mnie brzuch. W sumie to miałam najłagodniejszą ciążę pozamaciczną jaka mogłaby się zdarzyć i to trzeba docenić. Każdy ma swój krzyż, który musi nieść i dla każdego to jego krzyż jest najcięższy, ale doniesiemy wszystkie nasze krzyże do końca z podniesioną głową i uśmiechem, że dane nam było iść. Dla mnie Mąż i wiara jest najlepszym wsparciem teraz. Uśmiecham się nadal i wierzę, że kiedyś będę mamą
Nie martw się. Terapię clo można powtarzać. Ponadto są też gonadotropiny. Ja w pierwszym cyklu z clo nie miałam w ogóle owulacji (mimo bólu i kłujących jajników_. Teraz jestem z clo drugi cykl, ale nie odczuwam żadnych dolegliwości, więc znowu pewnie nic z tego. Odpręż się trochę, uda się, zobaczysz :)
Dzięki za słowa otuchy :) Tobie też się uda i to pewniej szybciej niż się spodziewasz :) A ja nie martwię się tym, że się do tej pory jeszcze nie udało. Martwię się tym, że za każdy razem jak jestem u swojego gin mówi mi, że owulacja książkowa, że błona śluzowa piękna, warunki idealne... To skoro tak to co jest nie tak?.... Martwi mnie to, że po prostu nie wiem co jest przyczyną. Ciśnienia jeszcze nie mam, że albo teraz albo nigdy. Stresować się będę jak skończę 34 lata i nadal nie będę miała dzieci.
a ja w żadnym cyklu z clo nie miałam bólu w jajnikach, a jajeczka miałam 21mm. Jedynym objawem była duża ilość śluzu. Nie martw się jak widać brak objawów o niczym nie świadczy. Kiedy pierwszy raz zaszłam w ciąże w zeszłym roku też nie miałam żadnych objawów owulacji. Lekarz na usg powiedział, że akurat teraz jest i spróbowaliśmy. Nie brałam wtedy żadnych leków, bo były to początki naszego starania. Bez stymulacji owulacji, bez objawów udało się. Niestety ciąża się nie zagnieździła i poroniłam, ale to nie znaczy, że się nie da. Czasem właśnie wtedy kiedy myślisz, że nic z tego, że na pewno się nie udało życie daje Ci najpiękniejszą niespodziankę :) Zawsze miej nadzieję ona doda Ci sił :)
Dziękuję :) podbudowałaś mnie trochę... staram się o tym nie myśleć, ale wiesz jak jest ciężko. Wiem, że to nie jest dla Ciebie pocieszenie, ale to, że zaszłaś w ciążę (mimo poronienia) to już dużo. To znaczy, że możesz być w ciąży. Może coś z prolaktyną jeszcze jest nie tak, kiedy badałaś ostatnio?
Prolaktynę badałam rok temu w lutym po tym poronieniu. Wysoka i na to biorę od tamtego czasu codziennie bromergon. Pomogło, bo wcześniej okres miałam co dwa tygodnie jak się zestresowałam, a teraz mam pełne 31 dnie cykle. Bez żadnych plamień w trakcie :) Na razie lekarz nie zlecał ponownego badania, ale w przyszłym cyklu już bez clo chyba zbadam tak sama dla siebie. Natchnęłaś mnie :)
Zbadaj, zbadaj :) zawsze lepiej się upewnić, że wszystko jest ok :)