Ciężko na sercu, ostatnio wszystko mnie wkurza a mąż twierdzi że ciężko ze mną wytrzymać. Zrobiłam się drażliwa, w pracy mnie dziś zdenerwowali, czarne myśli w głowie, że nigdy nie uda mi się zajść w ciążę, że to ze mną lub z mężem jest coś nie tak. Już sama nie wiem co ze sobą zrobić, żyję z dnia na dzień i staram się nie marzyć o tym , że zajdę i nie myśleć jak by było cudownie mieć dzidziusia. Za 3 tygodnie przyjeżdża moja mama, bardzo bym chciała zakomunikować jej tą radosną wieść, ale raczej niczym się nie pochwalę. Mąż ma drugą zmianę, jak zwykle kiedy mam owulację i nie ma zbyt dużo przytulania. Ale dziś na niego poczekam i jutro też go rano zaatakuję żeby zwiększyć szanse. Coraz ciężej mi w tym cyklu, dużo myślę, są chwile że jestem pełna nadziei a zaraz potem dopada mnie kompletna załamka. Muszę czymś zająć głowę, albo porozmawiać z mężem o moich obawach. Ja całymi dniami zabijam się myślami, udaję przed całym światem i przed nim że wszystko jest ok. Już nie daję sobie rady, przytłacza mnie to. Najchętniej zaszyłabym się w domu do czasu aż uda się ale niestety tak się nie da.
Kochana progesteron można wyregulować, dobrze że zrobiłaś badania, trzymam kciuki za szybkie powodzenie :)
Wiesz to chyba nie kara, ja nie brałam anty zawsze tylko stosuje przerywany i coooo niestety nic się nie dzieje. Ale musimy wierzyć wierzyć i jeszcze raz wierzyć. Ze się uda i ze Bóg czuwa
ja czasami mam wrażenie, że tu połowa oszalała. Nie starasz się nawet pół roku a wszędzie piszą o roku dla zdrowej pary. Pytanie po co to panikowanie?