Na początku bez stresu, po roku pierwsze badanie nasienia. Morfologia 0%. Start walki o zdrowych żołnierzy. Ale ja po co, są owulacje, są duże szanse, tylko to nasienie.
Kolejne badanie daje nadzieję, już 2%, lecimy dalej, przecież jest już ok.
Po trzech latach dopiero wizyta w klinice, dlaczego tak późno? Banalnie prosty argument - pieniądze.
Na początku tylko lekko podwyższone tsh, drożność ok, parę cykli z letrozolem. W końcu podchodzimy do inseminacji, pierwsza bez efektu a przy drugiej dwie kreski!! Emocje przy becie.. to się dzieje… i nagle beta spada. Dlaczego? Tak się zdarza…
Kolejne badania… 3 z 5 kirów, ale przecież większość jest więc po co coś z tym robić.
Kolejna i ostatnia inseminacja nieudana.
Dochodzimy do laparohisteroskopii - no masz endometrioza 1 stopnia, lekarz dumny bo w końcu coś znalazł, mimo że to przecież podobno nie powód że tak długo nie wychodzi.
Lekarz pyta czego oczekujemy bo on już nie ma pomysłu? Może zaproponować in vitro.
Jak to czego oczekujemy? No ciąży…
Stwierdziliśmy że wrócimy jak rzeczywiście skończy się cierpliwość i podejdziemy do in vitro.
Dwa miesiące po ostatniej wizycie znowu dwie kreski! Znowu Biochem… przypadek?
W tym roku wracamy do boju, już nie chcemy czekać na cud.
Nowa lekarka - nowe rozdanie.
Zrobiłam badania na własną ręką, żeby przyjść z czymś.
No i wyszło:
MTHFR (a1298) układ homozygotyczny
Pai 1 układ heterozygotyczny
Czy bardzo źle?
Na pewno wiele wyjaśnia…
Przede wszystkim niedobory Wit b…
Wyszła lekko podwyższona homa, ale czy to już moment na leki? Może wystarczy sama dieta?
Tyle lat i coraz więcej pytań…