Witam Was wszystkie i z tego miejsca gratuluję Wam odwagi. Dlaczego odwagi? Dlatego, że każda z Was tu dzieląc się swoją historią jest odważna w słowie, czynie i gdzieniegdzie pewnie też modlitwie. Ja nie jestem taką osobą. Boję się swoich emocji, ukrywam przed światem depresję otaczając się pancerzem, z pełną świadomością tego, że wiem jak bardzo szkodzę tym sobie oraz osobom w moim bliskim otoczeniu.
Zadasz pytanie... dlaczego nie pójdziesz do psychiatry? Odpowiem - z lenistwa, może trochę ze strachu, że będę bała rozmawiać się o tym co czuję, o przechodzeniu ze skrajnych emocji i o tym, jak jest mi źle.
Czy jestem egoistką? Jestem. Czy mój mąż na tym cierpi? Bardzo. Czy robię coś, żeby choć trochę zmienić stan tej rzeczy? Nie bardzo.
Nasze starania zaczęły się w lutym 2018r. Po zaledwie 5 miesiącach znajomości, a miesiącu związku, bycia razem powiedziałam tak, kiedy Kamil klęknął z pierścionkiem i zapytał czy zostanę jego żoną. Cieszyłam się wtedy jak małe dziecko, marzenia się spełniały, szukaliśmy powoli mieszkania na wynajem żeby spędzać razem jak najwięcej czasu, w międzyczasie planowaliśmy ślub.
Niby można rzec - życie jak w bajce.
No nie.
Nie miałam wsparcia wśród swojej rodziny, dla nich Kamil był obcy, nie godny, był zwykłym chłopakiem bez perspektyw na życie i o zgrozo jeszcze to ja musiałabym go utrzymywać.
To były jedne z nielicznych słów, które padały z ust mojej mamy, taty.
Do dnia dzisiejszego nie czujemy się jak "swoi" w domu mojej mamy. (Będzie o tym wiele innych odrębnych wpisów, zbyt wiele wydarzeń, aby zostały zawarte w jednym wpisie).
A co u nas? Bo pewnie chciałabyś dowiedzieć się jaki mamy problem?
Ja: jeszcze 28 lat.
Hashimoto, niedoczynność tarczycy, hiperprolaktynemia, insuliniiporność i to chyba tyle... a jeszcze królowa - ukryta, nieleczona depresja.
Mój mąż: lat jeszcze 33...
Kryptozoospermia - nieliczne plemniki w polu widzenia, amorficzne z wielokrotnymi witkami i nieprawidłowymi główkami.
Podwyższone FSH, podwyższone LH, niewydopne jądra, czekamy na wyniki genetyki.
26.06 małą nadzieję zaszczepił w nas dr Zbroch z kliniki Artemida w Białymstoku.
Fatalne doświadczenia mamy z kliniką Invimed z Warszawy.
Ciąg dalszy nastąpi.
Trzymaj się Staraczko, mam nadzieję, że masz dziś chociaż jeden powód do tego żeby się uśmiechnąć
Wizytę tego dnia mieliśmy o godzinie 12.15 - weszliśmy punktualnie do gabinetu lekarskiego. Pan Doktor zapoznał się z wynikami badań męża (genetyka, badania hormonalne) i powiedział, że genetycznie wszystko w porządku (zielone światło), natomiast jeśli chodzi o hormony to czas dla Kamila już się kończy - czyli to co było dobre, już nie wróci, żadne leczenie farmakologiczne nie przyniesie zadowalających efektów. Koniec końców otrzymaliśmy propozycję IVF jako jedyny ratunek, jako jedyna możliwość posiadania dzieci.
Tego dnia miałam wykonane również badanie USG, które potwierdziło kolejny raz ułożenie lewego jajnika za macicą - ale nie jest to żadna przeszkoda, chociaż tyle dobre.
Dostałam tabletki antykoncepcyjne na 21 dni, zatem czekam na @ i od 5 dnia codziennie, o stałej porze będę je przyjmować.
W sierpniu pomiędzy 15-22dc mamy zgłosić się do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku do przejścia kolejnej procedury kwalifikacji przed invitro.
Doktor mówił tu o szeregu kolejnych badań z krwi, tzw. badań bezpieczeństwa oraz o rozpisaniu stymulacji.
uff... powiem Wam, że trochę nam ulżyło, ale nie nastawiam się na pozytywy, wolę być mile zaskoczona, jeśli wszystko pójdzie tak jak trzeba, serio.
A może masz jakieś rady, którymi chcesz się podzielić?
ps. Dobrego dnia, Staraczko
Cześć, opowiesz o tym co to za nadzieja z Artemidy?, ja też niedoczynność tarczycy, mąż teratozoospermia, obniżona ilosc (mocno). Mam nadzieję że Ty też masz dzis jakiś powód do uśmiechu :)