Drugi miesiąc z Wami. Uzależniam się powoli. Muszę zajrzeć na forum choćby na chwilę, kilka razy w ciągu dnia sprawdzić co się z Wami dzieje. Tak pięknie wyglądają te zielone kropeczki na końcu wykresów :* Jestem pewna że każda z nas oddałaby za nie wszystko co posiada. Może oprócz kochanego mężczyzny.Właśnie. Mężczyzna. Mój mąż ... jak to pięknie brzmi. Żeby móc tak o Nim powiedzieć, tak Go nazwać musiałam czekać 9 lat. Różne były tego przyczyny i może niektórzy uznaliby że nie warto. Że to się już nie uda. Że nie ma sensu. Tyle razy przecież to słyszałam. Zaryzykowałam. I jestem teraz dzięki Niemu taka szczęśliwa. Krzywdziliśmy siebie oboje. A przecież tak bardzo się mimo wszystko kochaliśmy. Dlaczego czasem miłość musi być taka trudna? Na szczęście to się udało, jesteśmy razem i mimo różnych trudności i drobnych sprzeczek wiem że to MĘŻCZYZNA MOJEGO ŻYCIA. Żaden inny nigdy już nie zajmie Jego miejsca. W tej chwili to wszystko co mam.
Te 9 lat to naprawdę strasznie długo. Może dlatego w tym kolejnym oczekiwaniu jestem taka niecierpliwa? Dlaczego wciąż muszę czekać? Myślałam że wszystko się wreszcie zaczyna układać. Ale życie przynosi nam wciąż zaskakujące scenariusze.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 czerwca 2013, 13:01
W czwartek sprzeczka z mężem. Budowa domu rusza. Wszystko naraz. Jak być spokojnym skoro zaczyna się podejmowanie strategicznych decyzji i martwienie się o wszystko po kolei. I w tym wszystkim nasze starania
Wiedziałam że będzie ciężko, ale nie sądziłam że aż tak.Na domiar złego wczoraj mój 9-miesięczny Bratanek połknął jakąś małą część od zabawki. Zaczął się dusić, od razu do szpitala, tam usg, które nic nie wykazało. Decyzja. Narkoza i gastroskopia. Oczywiście decyzję muszą podjąć rodzice, bo teoretycznie tak małe dziecko może się po narkozie nie obudzić. Lekarze sucho ostrzegają, żeby jakby coś nie mieć do nich pretensji. Masakra jakaś
Gastroskopia znowu nic nie wykazała. Prawdopodobnie ten element jest już w jelitkach. Dzidziuś zostaje z mamą w szpitalu. Trzeba czekać i obserwować. Jakby mało było czekania. Ciągle na coś czekam. Na wyprowadzenie się choćby do pustych ścian, ale wreszcie u siebie, na @, potem na owulkę, potem na wyższą temperaturę, potem znowu na @ i tak w kółko. Jakby tego wszystkiego było mało to jeszcze ten wypadek. Takie niby nic. Lekarze mówią że przecież dziecka trzeba pilnować. No tak. Tylko jak się ma starsze dziecko w wieku 2,5 lat które wszędzie wszystko rozrzuca to nie jest takie łatwe. I czy to niedopilnowanie musi potem kosztować całą rodzinę tyle zdrowia 
Dla mnie te brata maluchy to bardzo dużo. Jak starszy braciszek biegnie na powitanie z rozłożonymi rączkami, szczęśliwy że ciocia z wujkiem przyszli. To są dla mnie szczęśliwe chwile. Niedzielne obiadki u mamy i w tle odgłosy tupoczących małych 2-letnich nóżek. Albo młodszy braciszek który chce się wyrwać z rąk mamy i podążać za swoim "guru" starszym braciszkiem. Albo starsza siostra która mając naście lat miewa już problemy o których czasem nikt poza ciocią nigdy nie usłyszy. Taki dom stworzył mój starszy brat. Jedyny jaki mi został. Bo drugi który też miał swój dom wkrótce stworzyć odszedł za szybko. Mając zaledwie 25 lat i tyle planów na życie. Zostało nas tylko dwoje. I tęsknota za Nim. Mimo iż minęło już tyle lat. Człowiek nigdy nie godzi się ze śmiercią kochanej osoby. Może się tylko przyzwyczaić do sytuacji. Albo popełnić samobójstwo jeśli przyzwyczajenie mu nie wychodzi. Jak zabić w sobie tęsknotę jeśli wszędzie w mieszkaniu wychodząc zostawił swoje rzeczy, jak zawsze, jak każdy z nas. Przecież nikt tak naprawdę nie zakłada że już nigdy nie wróci.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 czerwca 2013, 14:49
Dzis 34 dc. 14 dpo. Niby czas na testowanie, ale przy moich długich i nieregularnych cyklach to sama nie wiem ... Boję się. Ta niepewność jest straszna ale mimo wszystko lepsza niż kolejne rozczarowanie. Jeszcze nigdy nie zobaczyłam na teście dwóch kreseczek. A tak bym chciała. Kurcze nie mam już czasu, nie odmłodzę się, nie cofnę lat. Najgorsza jest właśnie świadomość że z tym juz nic nie moge zrobić. Wiek nie sprzyja staraniu się o dziecko. Wiem to doskonale. Ale z drugiej strony moja bratowa urodziła 2 i 3 dziecko w wieku 37 i 39 lat. To pocieszające, ale zarazem przerażające. W sierpniu z moim Najdroższym ruszamy z budową domu. Jest szansa że na I rocznicę naszego ślubu w październiku będziemy już oglądali nasze ściany, może nawet już przykryte
Tak mnie to cieszy... tylko tak bardzo chciałabym żebyśmy mieli KOGO zabrać do tego naszego mieszkanka. Żebyśmy nie musieli być tam zupełnie sami. Chociaż te że mamy siebie to naprawdę dużo, to wielkie szczęście spotkac w życiu swoją miłość. Nie każdy ma to szczęście. Ja na to Moje Szczęście na pewno nie zasłużyłam. Każdego dnia dziękuję Panu Bogu że mogę budzić się obok Niego, że jest, że tęskni, że kocha, że jest mój.14 dpo. Ewentualnej. Tempka dziś poszła w górę. Ale mój wykres jest dziwny. Nie wygląda na ciążowy, chociaż ciążowe są bardzo różne. Na szczęście nie ma reguły. To pozwala dłużej się łudzić. Cieszę się że nie mam ochoty na słodkie (a dziś termin planowanej @) a zawsze przed wredną miałam straszna ochotę. Zawsze byłam rozdrażniona, a teraz bardzo spokojna, przyjaźnie nastawiona do wszystkich. Zawsze też tuż przed traciłam ochotę na przytulanki z mężem, a teraz tęsknie za nim nawet w pracy. No własnie, znowu się nakręcam
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 czerwca 2013, 14:54
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 czerwca 2013, 12:59
Byliśmy we wtorek o 7:00 w klinice, pogoda nie sprzyjała, lało. Żeby tak słoneczko wyszło chociaż na chwilę to może byłoby nam raźniej. Udaliśmy się do kliniki. Podobało mi się bo wreszcie było puściutko. Prawie cała poczekalnia dla nas. Podpisaliśmy zgodę na inseminację, poszłam na USG, lekarz bardzo się ucieszył że to dobry moment, bo pęcherzyki pięknie pękały, właściwie to widać było małe ryski co znaczyło że pękły dopiero co, a więc trafiliśmy w dobrym momencie. Potem badanie męża. Poczekalnia zaczęła się zapełniać. Zamiast godziny czekaliśmy 2 godz na wynik badania. Zaczynałam się niepokoić. W tym czasie poczekalnia całkowicie się zapełniła. Potem pielęgniarka wezwała nas oboje. Wiedziałam że to zły znak. Poszliśmy do lekarza, który nie owijając w bawełnę powiedział że wynik męża wyklucza dziś inseminację, bo taki zły jeszcze nigdy nie był. Zapytał czy spróbujemy oddać żołnierzyki raz jeszcze, że może będzie lepiej. Zgodziliśmy się. Oczywiście było jeszcze gorzej. Odjechaliśmy z niczym. Tzn z receptą na kolejne leki do stymulacji. Rozmowa z lekarzem nas dobiła. Powiedział że powinniśmy zacząć poważnie myśleć o in-vitro. A potem powiedział coś takiego, że aby mógł przeprowadzić in-vitro refundowane musi mieć dokumentację że zrobił wszystko co mógł tzn że przeprowadził kilka nieudanych inseminacji i nie udało się. Poczułam się jak królik doświadczalny, myślałam że on też wierzy że może się udać, a tu tylko potrzebne papiery żeby w końcu doszło do in-vitro
A jak zapytałam dlaczego te wyniki tak drastycznie spadły, czy nie miała na to wpływu zbyt krótka abstynencja to bardzo się zaperzył i powiedział że o naturalnym zajściu w ciąże można myśleć jak się ma 24 lata a nie teraz
No niestety ma rację tylko że to nie jest moja wina że staram się być matką dopiero teraz, też chciałam poznać kochanego mężczyznę wcześniej ale w życiu bywa różnie
Zastanawiałam się długo czy chcę jeszcze wrócić do tego lekarza czy zmienić klinikę. Postanowiłam zaryzykować jeszcze raz. Zobaczymy jak będzie tym razem a potem zdecydujemy. Dziś 26 dc, czekam na @ a potem od 3. do 7. dc Clostybelgyt 2 x 2. Najważniejsze żeby mieć nadzieję. Pozdrowienia dla wszystkich walczących jak my, którzy przeżywają te same upokorzenia :*
Takie nastawienie na pewno nie sprzyja naszym staraniom. Jestem pesymistką, mój mąż też, a tu jeszcze lekarz który nie wierzy w nas wogóle. Wiem że nie powinnam się tym przejmować, ale ja się po prostu boję że znowu coś nie zagra i znowu usłyszymy jakieś miłe słowa
Tak jakbyśmy mieli jakikolwiek wpływ na ilość żołnierzyków czy na fakt wzrostu pęcherzyków w moich jajnikach
Wczoraj się rozbeczałam bo szwagierka z którą mieszkam zapytała mnie jak my to robimy że tak dobrze się zabezpieczamy
Zastanawiam się jak długo jeszcze to wytrzymam.
Jesteśmy po I inseminacji. Czekamy. Najgorszy czas z możliwych. Nie liczymy na zbyt wiele, bo to pierwsze podejście. Temperatura niby wyższa, ale jakieś dwa dziwne spadki w 4 i 10 dc. Cieszyliśmy się że po pierwszym falstarcie doszło wogóle do inseminacji. Jeśli się nie uda, mamy 1 cykl odpocząć, bo 2 cykle były stymulowane i lekarz boi się że może dojść do hiperstymulacji, zwłaszcza że w obecnym cyklu dostałam końską dawkę clo. Ta przerwa na pewno nam się przyda. M. od miesiąca przyjmuje zalecony przez androloga Proxeed i liczymy że pomoże. Wyniki przed ostatnią inseminacją były lepsze niż wcześniej, poprawiła się ilość oraz ruchliwość żołnierzyków z 20 do 56%. M. ma przyjmować Proxeed przez 6 m-cy. Jest bardzo drogi, ale zaryzykujemy. Musimy spróbować wszystkiego. W sobotę zrelaksujemy się mam nadzieję bo mamy wesele w rodzinie. Wreszcie, po 2 latach przerwy. Bardzo się cieszę, mam nadzieję że @ nie zepsuje mi przed weselem humoru.
Zaczęło się snucie domysłów, ale nie komentowałam tego, wytrzymałam. Nie wspomnę już, że przez ten brak alkoholu wszystko mnie bardziej drażniło. Wszystkie kuzynki wokół chwaliły się swoimi dzieciakami. Mąż nie mógł tego słuchać więc wychodził. Jak zostawiał mnie samą to było ze mną jeszcze gorzej. Miałam pretensje że mnie zostawia. Ja naprawdę rzadko piję, ale w czasie takich większych imprez potrzebują chociaż odrobiny rozluźnienia żeby zacząć się dobrze bawić. No ale nie tym razem. Bo może akurat się udało? Doczekałam tak do wielkiego dnia testowania. Poszłam na betę żeby już dłużej się nie łudzić niepotrzebnie, bo pewnie bym sobie wmówiła że test był wadliwy. Wynik bety niestety dopiero następnego dnia. Myślałam że będę już wiedziała, nastawiłam się psychicznie, a tu znowu czekanie. Wynik bety 0,1. Koniec złudzeń. Koniec nadziei. Odstawiłam leki, @ pojawiła się po 2 dniach. Czyli luteina i duphaston ją opóźniały, moim zdaniem podwyższały też temperaturę. Przynajmniej będę wiedziała na przyszłość, że temperatura nie daje mi żadnej gwarancji. Nie było bardzo wysoka ale jednak wyższa niż te dotychczas. Uświadomiłam sobie boleśnie, że jednak miałam nadzieję, mimo iż wmawiałam sobie że nic z tego nie wyszło, że przecież inseminacja za I razem udaje się bardzo rzadko. Ale nadzieja była. A uświadomiłam sobie to w momencie jak odebrałam wynik. Spojrzałam na kartkę i zabolało, wyszłam z labo i powoli wracałam do domu a łzy same płynęły. Nie mogłam ich powstrzymać. Wiedziałam że muszę się uspokoić bo nie mieszkamy sami i nikt w domu nie wie o naszych problemach. Wróciłam do domu, próbowałam rozmawiać o jakichś pierdołach i czekałam na powrót męża. Wiedziałam że się bardzo denerwuje tym wynikiem. Nie musiałam nic mówić, wystarczyło że na Niego spojrzałam. Miałam nadzieję że dostanie ode mnie w prezencie wieczorem maleńką parę bucików, które czekają w sklepie i które obiecałam sobie że kupię jak tylko zobaczę II kreski. Niestety w prezencie dostał moje łzy i kolejne rozczarowanie. Całe popołudnie i wieczór spędziliśmy razem, mimo że razem to strasznie samotni... Teraz odpoczywamy od stymulacji, potem jadę do kliniki po kolejną receptę na clo i ovitrelle. W następnym cyklu II inseminacja. Trzeba iść za ciosem. Jak długo? Tego nie wiem ....
Pogadaliśmy sobie z panem doktorem i w zasadzie to wszystko. A i jeszcze usłyszeliśmy, że nie każdemu da się pomóc. w 30% przypadków się nie udaje. Cenię taką szczerość, ale ja potrzebuję teraz kogoś kto mi pozwoli uwierzyć, że będzie dobrze. Bo to że jest źle i może być gorzej to ja wiem doskonale. Potrzebuję nadziei, a ciągle mi ją brutalnie odbierają ....
Zaczynam się zastanawiać która z nas się tak bardzo zmieniła że nie potrafimy już ze sobą rozmawiać. Może jednak ja
Ilość plemników drastycznie spadła. Ruchliwość A 0%. 3 miesiące kuracji Proxeedem i taka niespodzianka. Czuję się jakbym była w czarnej dziurze. Lekarz powiedział, że powinniśmy zamrozić nasienie i poważnie zastanowić się nad in vitro. Do tej pory wykluczałam tą metodę, a teraz mam taki mętlik w głowie że już sama nie wiem. Oboje chcemy tego dziecka jak niczego na świecie. Patrząc wczoraj na mojego męża, zobaczyłam taki ból, że nie mogłam tego znieść. Wiedziałam że chce zostać tatą, ale nie sądziłam że tak bardzo. Lekarz wskazuje na in vitro bo to że ja nie mam już czasu wiedzieliśmy doskonale, ale fakt że mąż ma coraz gorsze wyniki jak to określił wskazuje na tendencję spadkową i nie chciałby żebyśmy w którymś momencie nie mieli już żadnej opcji. Tylko że my nie jesteśmy przekonani do in vitro. Mieliśmy nadzieję że inseminacja to będzie ostatnia skuteczna droga. Chciałabym zasnąć i nigdy już nie czuć tego co czuję teraz

Hej :) Ja z moim mężem, zanim wzięliśmy ślub, byliśmy parą 10 lat. Dla niektórych długo, dla innych krótko. Dla mnie w sam raz. Przeżywaliśmy wzloty i upadki, ale utwierdzały nas one w przekonaniu, ze nie możemy żyć bez siebie :) Witaj na ovu :)
Najważniejsze, że macie siebie, że się w tych staraniach wspieracie i pragniecie dziecka. U mnie niestety było to pragnienie tylko jednostronne.
Ja też sądzę, ze kochany mężczyzna to skarb. My jesteśmy razem juz 3,5 roku i narazie czekamy ze ślubem. Brak takiej dużej gotówki no i chce najpierw skończyć studia. Powodzenia w staraniach. Niech ten cykl będzie owocny. Wystarczy poczytać pamiętniki żeby zobaczyć, ze ovu czyni cuda. No i tyle wsparcia i zrozumienia mnie tu spotyka na codzień.
9 lat zawirowan,ale z twoich slow wynika,ze warto bylo na niego czekac :)...a skoro tyle juz przeszliscie....to i tym razem dacie rade,powodzenia i witamy w gronie ;)