Cały czas czułam niepokój w tej ciąży. Niby radość była, ale obaw mnóstwo. Wizyta u ginekologa - za wcześnie, nie ma pęcherzyka. Jest tylko "ładne endometrium i pęcherzyk żółtkowy". Włączony progesteron, bo był niski. "Proszę przyjść za 2 tygodnie, jestem pewny, że już będzie nawet zarodek". Jak lekarz zapewniał, tak było. A nawet jeszcze lepiej! Było też już serduszko. Widziałam jak pięknie, szybko bije.
W ciąży czułam się znakomicie. Lekkie mdłości, smaki na mięso (😂), senność. Ale to wszystko było przyjemnością.
Moja radość trwała krótko - tydzień później serduszko przestało bić, a moje rozsypało się na kawałki. "Proszę odstawić progesteron, w ciągu 5 dni poronienie samo się rozpocznie." Dostałam również zalecenie, by wykonać badanie pod kątem trombofilii, lekarz zauważył na USG, że przy zarodku jest niewielki skrzep, który prawdopodobnie jest winowajcą. Lekarz dał mnóstwo nadziei, że nie będziemy musieli długo czekać na zielone światło, a jeśli potwierdzą się jego przypuszczenia, to przy kolejnej ciąży otrzymam zastrzyki z heparyny.
Pomimo tego bólu, który mnie ogarnął, to wyszłam z gabinetu pełna nadziei.
Poronienie nie rozpoczęło się. Zgłosiłam się do szpitala. Podano mi tabletki.
Moja ciąża zakończyła się 26.03.2023... 💔
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 maja 2023, 15:35
W najbliższy piątek wybieram się do nowej lekarki. Ma bardzo dobre opinie. Postanowiłam sobie, że to już będzie ostatnia. Jeśli się nie uda zajść w ciążę- odpuszczam. Zegar tyka, ja też nie jestem "pierwszej młodości", swoje obciążenia zdrowotne mam.
Badania w 3 dc zrobiłam, więc jestem gotowa na "nową drogę". Tylko czy na dalszą walkę jestem gotowa?
Otrzymałam Lamette, w środę (29.05.) mam mieć monitoring i zobaczymy co będzie. Wczoraj zostały pobrane wymazy, jeśli będzie dobrze, to w nowym cyklu mam mieć drożność jajowodów. Glucophage zwiększona dawka, dieta z niskim IG. No i mąż ma ponownie nasienie do badania. Moja nowa lekarka jest również andrologiem. Dziwnie, że dotychczas każdy lekarz mówił, że ostatnie, grudniowe wyniki badania nasienia "są ok jak na wiek" mojego męża.
Cieszę się, że do niej trafiłam. Dala mnóstwo ciepła, dala przede wszystkim plan działania. To była pierwsza lekarka, która nie wspomniała na dzień dobry o in vitro. Absolutnie nie jesteśmy przeciwnikami invitro, wręcz przeciwnie. Ale chcemy wykorzystać wszystkie możliwości, które można mieć przed decyzja o in vitro. In vitro jak najbardziej bierzemy pod uwagę.
Czyli co.... działam!
Prawdopodobnie małe szanse na naturalną ciążę. Nie wiem czy moja psychika udzwignie IVF. Jak pisałam wcześniej, nie mam absolutnie nic przeciwko temu. Ale czuję się jakbym w twarz dostała. Potrzebuję oddechu, potrzebuję czasu.