Nie sądziłam że faktycznie będę robić wpisy do pamiętnika, myślałam że to nie dla mnie.. Ale potraktuje to jako swego rodzaju terapię. Czasem taka jest potrzebna, gdy na serduchu jakoś tak ciężko..
Prawdę powiedziawszy wcale nie liczyłam na ten cykl. Postanowiłam w tym miesiącu nieco odpuścić. W poprzednim cyklu byłam stałym bywalcem u mojego ginekologa (w ciągu 2 tygodni 4 razy). Przez ten czas doświadczyłam chyba wszystkich możliwych emocji, najpierw strach, potem nadzieję skończywszy na rozczarowaniu. Każda wizyta była dla mnie ogromnym przeżyciem, bałam się jej a jednocześnie miałam nadzieję że nie usłyszę złych wieści.. Ale nie o tamtym cyklu przecież mowa..
Zmierzam do tego że wizyty tak mnie wykańczały psychicznie, że postanowiłam w tym cyklu odpuścić. Byłam tylko w 5dc po receptę na metformax i sprawdzić co z moim prawym jajnikiem bo wciąż go odczuwałam (na szczęście torbieli brak) i powiedziałam koniec z monitoringami w tym cyklu. Za to powróciłam do ovu.
Już wcześniej czytywałam forum, ale nigdy się nie udzielałam. Postanowiłam mierzyć temperaturę, tak z czystej ciekawości, co wyjdzie.
Zawsze myślałam że takie pomiary nie są dla mnie ponieważ jestem zwykłym robakiem produkcyjnym pracującym na 3 zmiany, więc pomiar temperatury o stałej porze nie wchodził w grę. Jedna z dziewczyn na forum podpowiedziala że mogę mierzyć temperaturę po najdłuższym śnie. Faktycznie wykres wyszedł ładny i czytelny..
No właśnie wykres.. Winowajca mojego dzisiejszego samopoczucia..
Ovu pięknie wyznaczyło mi owulkę, którą faktycznie czułam, zgadzał się śluz, szyjka macicy, jedynie kłucie jajników stało pod znakiem zapytania, bolały mnie oba jajniki. Tempka też super, więc dało mi to nadzieję, może jednak.. Po prostu się nakręciłam czego tak bardzo nie chciałam.. Może ten 9cs bedzie tym ostatecznym i ból po sierpniowej stracie zostanie zapomniany.. Aż dotarliśmy do dnia dzisiejszego.. Wiązałam z dzisiejszym dniem nadzieje.. Pomimo że tempka znów spadła to nadal była na dość wysokim poziomie, więc postanowiłam dzisiaj siknąć.. Niestety test (jak gdzieś podświadomie czułam) wyszedł ujemny. Na początku praktycznie mnie to nie ruszyło (jasne poczułam uklucie żalu, kto by nie czuł), ale im bliżej wieczora tym samopoczucie gorsze.. Przeszło mi przez myśl już nawet że może nigdy się nie uda? Mimo że nie czuję się zbyt okresowo czekam w swojej mini żałobie na @. Może następny cykl będzie tym szczęśliwym?
Uff chyba dotarłam do końca moich wypocin. Nie sądzę żeby ktoś to czytał, ale przynajmniej na duszy trochę lżej..
Ale co się dzieje.. Teoretycznie (wg ovu i własnych obserwacji) dziś 16dpo temp utrzymuje się 36,6, oznak @ brak, piąty dzień po odstawieniu dupka, test piątkowy negatyw.. Nie rozumiem.. Czy możliwe że jednak będzie szczęście? Czy mogę się łudzić że los obdarzyłby nas w końcu tą wielką radością? Kolejne dni to wielka niewiadoma, same znaki zapytania..
Dziś jedynie boli mnie nieco podbrzusze, jakby uwieranie? Nie wiem jak to określić.. Podobne uczucie towarzyszyło mi cały pierwszy tydzień po owu, dziś znów wróciło.. Może być to też objaw zbliżającej się @, a może i zapalenia pęcherza ale czy możliwe żeby rozwijało się we mnie nowe życie? To chyba byłoby zbyt piękne żebym mogła w to wierzyć.. Brak też bólu krzyża jaki mi zawsze towarzyszył kilka dni przed @..
Jeśli jutro tempka będzie dalej na poziomie min. 36,6 to lecę na betę.
Ogarnia mnie strach o to co przyniesie jutro..
Czytaja nie wszyscy komentuja. Ja rowniez mialam historie z termometrem ale to nie dla mnie nakrecalam sie jeszcze bardziej.
Kochana ja zawsze będę Ci kibicować 😘 pamiętaj dobrych ludzi spotyka dobro tylko czasem trzeba na nie cierpliwie czekać 🙂