X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki W stronę dziecięcego uśmiechu - in vitro
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
W stronę dziecięcego uśmiechu - in vitro
O mnie: Ja 36 lat, On 40 lat - za sobą pierwsze in vitro.
Czas starania się o dziecko: przed byłam in vitrowym żółtodziobem, dziś wiem jaka jest moja siła i ile mogę znieść
Moja historia: Wkroczyliśmy na drogę w stronę dziecięcego uśmiechu.Usunęłam wcześniejsze wpisy, bo tak naprawdę historia zaczyna się teraz. To co było przed in vitro to zupełnie inny etap życia, innego życia. In vitro bardzo zmienia, któż by pomyślał, że tak bardzo. Ta droga może być bardzo długa... i nie wiadomo co spotka nas na jej końcu
Moje emocje: cała paleta...wymienianie nie ma sensu...kobieta decydująca się na in vitro musi być silna i zmotywowana, w ciągu kilku godzin emocje zmieniają się diametralnie...wyrozumiały partner w takich chwilach to skarb - dobrze gdyby jego motywacja była podobna

28 maja 2014, 16:24

,,Inteligencja emocjonalna"

Zastanawiałam się o czym napisać po tej pierwszej nieudanej próbie in vitro. Zaczęłam myśleć co w in vitro jest najważniejsze.

Czas i kontrola emocji.

Ja poległam. Zapanować nad sobą - najłatwiejsze w trakcie stymulacji, punkcji, podczas transferu. Najtrudniejsze - oczekiwanie na testowanie. In vitro uczy pokory, ćwiczy Twój spokój i opanowanie, zacieśnia albo rozwala relacje z partnerem, uczy dyscypliny, boleśnie daje odczuć, że różnicie się od innych par, wyostrza percepcję na rodziny z dziećmi, na telewizyjne reklamy czegokolwiek dziecinno -ciążowego, czasem daje nadzieję - by ją po ok. 2 tygodniach być może brutalnie odebrać.

W klinice, w której poddaliśmy się procedurze nie ma pre- spotkań z psychologiem. Wg mojej wiedzy nie jest to częścią refundacyjnej procedury. Powiedziałby ktoś i tak mamy rządową finansową pomoc. Oczywiście. Lekarz uprzedza o możliwości niepowodzenia na pierwszej wizycie. Oczywiście. Pary w większości czekają z ujawnieniem rodzinie, znajomym informacji - staramy się w ramach in vitro. Dzieje się tak, że zostają sami, kobieca samotność jest wielokrotnie większa. Nikt nie podaje brutalnej prawdy przed wejściem w procedurę. Nie idzie o finansowe aspekty, a o psychologiczne, te w naszym wnętrzu i zewnętrzu także. Przygotujcie się na sine ręce po wielokrotnych pobraniach krwi, na fioletowe wylewy na brzuchu po iniekcjach, które być może same będziecie sobie wykonywać, na życie z kalendarzem, zegarkiem i planem biznesowym, być może na ekspresowe wizyty lekarskie, być może na niedoinformowanie, na nerwowe poszukiwania w internecie i u tych, które już coś wiedzą, być moze na brak lekarza prowadzącego, byc może na niezbyt jasne reguły procedury.

Czy wytrwacie? Jestem pewna,że tak. Przetrwacie wszystko, bo Wam zależy. To jest siła chęci posiadania dziecka.

Ja zniosłabym lepiej moje pierwsze podejście, gdybym wiedziała o tym wszystkim przed. Wierze, że to, co napisałam nie zniechęci, ale Was wzmocni.

Walczcie! Przede mną kolejna próba. Jeśli nie będzie medycznych przeciwwskazań -podejmuję wyzwanie!

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 maja 2014, 16:34

29 maja 2014, 11:10

„Czyste sumienie”

Dziś o odpowiedzialności kobiety korzystającej z in vitro.

Wiedza o naturalnym poczęciu przychodzi zwykle w dniu braku miesiączki czy okresie złego samopoczucia wskazującego na radosną wieść o ciąży. Czas oczekiwania przed uzyskaniem 2 kresek na ciążowym teście jest okresem radosnego wspólnego obcowania. Dopiero wówczas rozpoczyna się okres pełnej odpowiedzialności za poczęte życie, abstrahując od patologii oczywiście.
Odmiennie wygląda życie pary invitrowej. Ten czas radosnego obcowania wymienia się na godzinę oddania nasienia synchronizowana z punkcją, która nazwałabym nie bolesna, ale brutalną. W końcu pozyskać trzeba coś, co naturalnie jest w nas. A przedtem na stymulację z zegarkiem, igłami, strzykawkami i po kilkunastu zastrzykach deficytem miejsca na brzuchu. I to opis łagodnego przejścia – takiego jak u mnie było – bez powikłań mam nadzieje.
Jesteś pełna odpowiedzialności, która pojawia się na długo, długo przed ładowaniem do brzucha. Twoje zdziwienie budzi ilość zastrzyków, jakie jesteś w stanie sobie zapodać. Poznajesz siebie, odkrywasz na nowo, czujesz się jakbyś się dotąd nie znała, odnajdujesz w sobie nową odpowiedzialność. Robisz wszystko, żeby nic nie zepsuć, pilnujesz czasu podania, kontrolujesz ilości, sprawdzasz wielokrotnie, chcesz mieć wrażenie, że Ty zrobiłaś ile możesz, a okazuje się na końcu, że to tak niewiele w tym wszystkim i że ręce na finiszu opadną Ci w bezsile.

Tak kończy się moje pierwsze starcie.

30 maja 2014, 03:13

" Wredna małpa"


Jestem wredną, wstrętną, egoistyczną małpą. Nie powinnam tego wpisu robić, bo mnie znienawidzicie, a między innymi dzięki Wam jakoś trwam. Łzy mi same lecą kiedy chcą, jakby bez mojej kontroli i to wtedy kiedy nie powinny, bo bezpretekstowo. Po prostu wypływają i spływają po policzkach same. Z naszej klinikowej czwórki transferowanej 17 maja tylko jednej z nas się udało - najmłodszej. I tu zaczyna się moja wredota, oczywiście głośno nie artykułowana, ale serce mi pęka. Pomyślałam straszne rzeczy dlaczego ona, a nie ja?, dlaczego żaden z moich dwóch zarodków nie przetrwał? , dlaczego wszystkie miały blastocyste a ja trzydniowe dwa zarodki?, dlaczego nie wygrała najstarsza? (i to wcale nie byłabym ja).

Nienawidzę się za to co pomyślałam.

Dziś 13 dpt pojadę zrobić te cholerna bete, żeby na własne spłakane oczy zobaczyć to, co już kilka razy pokazały testy ciążowe i muszę coś ze sobą zrobić, bo inaczej nie przetrwam dzielnie poniedziałkowej wizyty lekarskiej, a nie chciałabym żeby lekarz miał wrażenie, że ma doczynienia z wariatką. No i mój mąż. Dla niego.


3 w nocy, nie mogę spać - niedobrze :(

Muszę jeszcze przetrwać Dzień Dziecka, potem wakacje - mam nadzieję, że pozwolą mi się odbudować na kolejne in vitro.


Moje poprzednie wpisy zawierają zawsze cos "DLA". Więc i tym razem. Jeśli ktoś invitrowy gratuluje Ci ciąży - to tylko gratulacje, jemu płacze serce. Jeśli ktoś invitrowy bierze na ręce dziecko, które mu podajesz, jemu płacze serce. Jeśli mija Cię na ulicy ktoś invitrowy, a ty radośnie mówisz do gaworzącego malca, jemu płacze srece. Jeśli za ścianą invitrowej rodziny słychać dzieci, w mieszkaniu obok są dwa samotne płaczące serca.

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 maja 2014, 03:52

30 maja 2014, 18:28

"Jak żałoba"

Smutas jeszcze trzyma, ale z każdą godziną jest lepiej. Trzeba po prostu czasu, jak w okresie po stracie kogoś bliskiego.

Jutro beta 14 dpt 3 dniowych dwóch zarodków, więc to jak najbardziej już. Po tylu negatywnych testach beta HCG to raczej formalność. Wynik (odbieram w poniedziałek ) i jest bardziej dla kliniki. Cud wielki musiałby się stać gdyby w becie coś wyszło.

Takie to było szybkie sprowadzenie z marzeń na ziemię.

31 maja 2014, 11:38

"Nowy dzień bez nowego życia"


Dziś już całkiem dobrze się czuję. Rano byłam na becie. Dziś 14 dpt dwóch zarodeczkow 8A, 6A. Szkoda, że nie chciały zostać w domku. Wynik bety będzie w poniedziałek.


Przez weekend chcemy zastanowić się co dalej, na pewno pojedziemy do kolejnych prób. Wszystko mam nadzieję omówić na poniedziałkowej wizycie.

16 czerwca 2014, 23:54

Poronienie

Traktuje jak nowe doświadczenie.W przyszłości będę wiedziała jak to jest. Nie płaczę. Jest mi smutno, ale nie płaczę. Dużo płakałam wcześniej. Teraz skupiam się na tym, żeby nie było pozamacicznej i żeby odbudować kondycję na kolejne próby.


Mąż twierdzi, że i tak ładnie poszło jak na pierwszą próbę - że betka doszła do 3 tys., że inni mieli zerowa.

Tyle że zerowa betka mniej boli. Dużo mniej fizycznie, dużo mniej emocjonalnie.

19 czerwca 2014, 20:44

Kiedy? Czy w ogóle?

Tymczasem pozostaje mi patrzeć na uśmiechy obcych dzieci i ich szczęśliwych rodziców - w stronę dziecięcego uśmiechu (jak w tytule mojego pamiętnika) tylko że to uśmiech nie mojego dziecka ...

22 czerwca 2014, 08:40

Moj mąż poszedł do kościoła na mszę, bodajże po 20 latach, chyba jest bardzo źle

28 czerwca 2014, 20:25

Sąsiedzi mają drugie dziecko. Życzę Im jak najlepiej, Ona długo walczyła z poronieniami. Jednakowoż mam ochotę wyprowadzić się do bezdzietnej dzielnicy.