X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Walczę dalej
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Walczę dalej
O mnie: Staram się od 4 lat. Teraz po 1 nieudanym in vitro
Czas starania się o dziecko: Myślałam, że ciąża przyjdzie sama. Ale nie
Moja historia: Mam mega absorbującą pracę: codziennie pobudka bo telefon albo jakaś zła wiadomość. Potem sajgon, stresy, wzloty i upadki. Aż do późnej nocy kiedy wracam. I weekend nie ma odpoczynku. Chciałam mieć czwórkę dzieci jak moja znajoma. Narzeczony znalazł się późno, w międzyczasie zostałam business woman. I mam. Chodziłam po ginekologach, każdy mówił że USG ok, że mam czekać. Moje hormony OK, tarczyca zdrowa. Resztę musiałam sama analizować ponieważ żaden lekarz nie popatrzył na moje wykresy. Nie zapytał ile trwa okres. Nie poświęcił czasu tylko USG i "niech pani się dalej stara". Siedziałam tu na forum i czytałam posty dziewczyn. Co u mnie mogło być nie tak, myślałam. Trafiłam do kliniki (po wieeelu przebojach). Po wstępnych badaniach diagnoza - tylko ivf. ;((
Moje emocje: Strach że czas mi ucieknie nie będę miała dzieci, radość z małych kroczków do przodu, nieufność do lekarzy.

17 lutego 2020, 09:16

Jestem po stymulacji i po pierwszym nieudanym transferze. Pomyślałam że zapiszę to czego się dowiedziałam w trakcie, może komuś się przyda. Rozwieje trochę wątpliwości i może zapobiegnie częściowo stresowi...I tak go mamy za dużo.

Jako człowiek który nie brał nigdy leków - przeciwbólowy to była ostateczność, antybiotyk raz na sto lat - byłam zszokowana bo nagle wykupiłam wielką torbę medykamentów. Zastrzyki - to było dla lekarzy, jak ja mam SOBIE to zrobić? Połknąć większą tabletkę - męka. Globulki - piekło (a dostałam 3 na dzień XD)

Ogólnie z perspektywy czasu to oceniam tak:
- mega się bałam zwykłego badania ginekologicznego - inne zabiegi przerażały mnie do żywego. Dlatego nie mogłam spać, miałam niestrawności etc.
- badanie drożności jajowodów - miałam na znieczuleniu - nie ma się czego bać, usypia się i już jest po. Ale po tym „znieczuleniu” trochę człowiek skołowany jest i trzeba ten dzień spisać na straty. Najlepiej sobie pospać zdrowo w domu i robić nic.
- stymulacja - miałam krótki protokół - bałam się zastrzyków ale przywykłam. Udało mi się opanować nawet ich przygotowywanie. Bałam się że pęcherzyki powietrza się wstrzykną mi pod skórę (pomyliłam z pęcherzykami wstrzykniętymi dożylnie) ale położna w klinice mi wyjaśniła że to nic złego bo spod skóry uciekną miejscem nakłucia albo się zneutralizują i nie ma zagrożenia. uff... Przy stymulacji przejmowałam się tak, że miałam "stoper" na dwójeczkę ;( Początkowo miałam wzdęcia i zaokrąglony brzuch. Aż bolał, taka byłam zagazowana ale nic ujść nie mogło. Te niedogodności przeszły po paru dniach.
- Punkcja – miałam szczęście, 13 pęcherzyków, z tego był transfer i 3 mrożaki. Przeszłam zabieg bez kłopotów, znowu na znieczuleniu (czyli śpiąc). Po obudzeniu byłam słaba ale chciałam wiedzieć jak poszło i zbierałam się jak najszybciej. Było mi lekko słabo kiedy czekałam na spotkanie z lekarzem. W domu zauważyłam malusieńko krwi na wkładce, pewnie jeszcze z zabiegu. Potem tylko bolał brzuch i musiałam powoli chodzić (latam zawsze jak szalona), nie mogłam dźwigać, torba z laptopem obijająca mi się o bok była katuszą… Kilka dni dochodziłam do siebie, ciężko było spać bo w każdej pozycji mnie coś kłuło. Jajniki obolałe były ale z dnia na dzień mniej. Nie szarżować i da się przeżyć 😊 Ledwo przeszło, dzień względnie lepszego samopoczucia i już do transferu – śmiałam się że nie dają mi spokoju.
- Przed transferem też się denerwowałam jak dzika. Bo miało być na żywo! Bałam się żebym swoim zwyczajowym „dzikowaniem” na fotelu nie przeszkadzała w zabiegu. Bo przeze mnie się nie zagnieździ!!! ;( ;( Na szczęście anestezjolog mnie zagadał i dałam radę. Było bezboleśnie, mój własny strach mi najbardziej przeszkadzał, tym bardziej że się sama ganiłam żeby przestać panikować. Ale się nie da nooo
- Po transferze obchodziłam się ze sobą delikatnie. Bałam się oczywiście iść do łazienki na cokolwiek XD Ale nie ma się czego bać. Nie można takim czymś zaszkodzić małej komórce. Nareszcie zeszło ze mnie napięcie – co zauważyłam dopiero w dwa dni po.
Cierpliwie czekałam do 14dpt żeby zrobić betę. Nie robiłam testów sikanych ani nie szłam do punktu pobrań na betę. Chciałam żeby nadzieja trwała dłużej skoro codziennie szpikuję się lekami. Najgorsze by było wiedzieć że beta zerowa a i tak mi 4 dni zostały na lekach… No i beta 1.1. Coś zaskoczyło ale nie przetrwało. Z jednej strony najlepszy wynik ever bo zawsze miałam betę 0 i tyle. Ale i tak mi smutno.
- Po odstawieniu leków okres przyszedł za 3 dni. Bolesny bardziej niż zazwyczaj. Dokuczliwy jakiś ale nie bardziej obfity. Bolało nie przez 2 dni jak zwykle tylko 2 dni mocno a aż do dziś (jakieś kolejne 3 dni) pobolewa czasem. Dzisiaj nudności mnie męczyły.

17 lutego 2020, 09:24

Oby szybko po @ , myślę, chociaż męczy mnie franca. I od nowa próbujemy. Czekam na kontrolę 10dnia cyklu i kolejny transfer. Tak się przyzwyczaiłam do nieudanych prób, że myśl o ciąży jest jak film fantasy - haha, śmieje się moja podświadomość, fajna sprawa ale chyba w jakimś równoległym wszechświecie.

12 marca 2020, 07:54

No i pierwszy transfer nieudany. No nic, mówi się trudno i próbuje się dalej. Bo co mam zrobić.

Doktor mnie pocieszył -drugi transfer mam na jak najbardziej naturalnym cyklu. Hura! Dostałam tylko duphaston i globulki.
Transfer - znowu stres nieziemski bo jestem panikarą, czemu nie umiem zaradzić. Aż się trzęsłam na fotelu próbując się opanować. Ale jakoś poszło, jestem po. Tym razem stwierdziłam że pozwolę sobie nagiąć system i zrobię betę wcześniej. 7dpt poszłam do punktu pobrań niezależnego od mojej kliniki. Pomyślałam, że w klinice mi tak wcześnie nie zrobią. Na wynik czekałam cały dzień i.... 2,3! Dwa przecinek trzy?! No kiepsko, myślę sobie. Z tego co czytałam w necie jakie wyniki kobietki mają to jest bardzo mały jak na ten dzień. Ech... pewnie znowu tylko lekko coś drgnęło i przestało.
Mój M. mówi żeby nic nie zakładać i zrobić znowu. Czekam, dzisiaj 10dpt idę do kliniki po test. Wyniki zawsze są w godzinę. Dzisiaj się rozstrzygnie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 marca 2020, 07:55

12 marca 2020, 19:11

No i jest wynik... >0,1000
Świetnie. Przynajmniej się mogę napić wina.

22 marca 2020, 17:45

No i zagrożenie epidemią... czyli zero transferów aż do odwołania. Wszyscy w internecie żartują że dużo się będzie dzieci rodzić po tym jak ludzie się w domu nudzą... tylko mnie to wkur***.

24 marca 2020, 07:59

Siedzę w domu. Pracę mi zamknęli z dnia na dzień. Niektórzy mi mówią żebym się cieszyła bo dzieci mi chałupy nie roznoszą... ha. ha. ha...
Chyba wyjdę z siebie. Wariuję. Czekam na koniec epidemii aż wszystko otworzą - tak jakby miała się skończyć za dwa dni czy coś. Wściekam się i chodzę w kółko po mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie mogę się na niczym dłużej skupić.

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 marca 2020, 08:40

29 marca 2020, 10:54

Ale by były jaja gdyby się części ludzi udało zajść w ciążę samoistnie podczas tej przerwy w klinikach. Po cichu trochę trzymam kciuki ale mózg mi krzyczy że na logikę nie ma przecież szansy.... oooo co za świat!

30 marca 2020, 16:26

Rano złapał mnie dół. Odkąd siedzę w domu więcej myślę. I wysypiam się. Więc śnię. Normalnie padałam zawsze spać po intensywnym dniu, wyłączałam myślenie i łapałam ile snu dam radę, rano jak budzik dzwonił zapomniałam o ewentualnych snach. A teraz śnię - że mam dzieci, że walczę z problemami, że adoptuję dzieci, że to że tamto. Super. Wstaję zdołowana.
Trzeba się czymś zająć, pomyślałam. Dziś i jutro załatwiam zaległe papiery, obliczenia, zestawienia do pracy. Nigdy nie było na nie czasu. Najgorsze że nie wiem ile miesięcy zmarnuję bez możliwości transferu ;(

1 kwietnia 2020, 18:59

Dziś przypływ energii :D znalazłam sobie zajęcie, głównie papiery i telefony więc całkiem bezpiecznie :D Zdecydowanie będę męczyć doktora o wznowienie transferów w przyszłym miesiącu. Okres mi się szykuje na Wielkanoc więc niedługo. Tylko jak koszyki święcić?

10 kwietnia 2020, 09:32

Wczoraj przedświąteczny młyn i jestem tak wykończona jak dawno nie byłam. Oczywiście tuż przedtem dostałam okres i właśnie na epicentrum pracy czułam się fatalnie. No bo kiedy?! Jak ja jestem taką szczęściarą! Szczerze, naprawdę nie wiem dlaczego mam takiego pecha. Tyle lat starań, wszyscy pier*olą że niby zdrowa jestem i wszystko gra i dupa blada. Ciąży nie ma. Czuję że gorzknieję i tracę swój dawny system wartości.

4 maja 2020, 08:57

Podobno już niektóre kliniki ruszyły. Nie moja. W tym cyklu miałam mega dużo tzw objawów: kłucia lekkie, zawroty głowy, etc. Raz w trakcie sprzatania mnie tak zemdlilo i osłabiło że musiałam sobie odpuścić całą aktywność na resztę dnia. No i co? Dzis 2 dni przed terminem @ i brzuch mnie boli wzorowo. Pewnie dziś lub jutro będzie. Mam wrażenie że kliniki chowają głowę w piasek mimo że nam starającym się parom czas leci. Chciałabym im na przekór zajść naturalnie i mieć na nich wyrabane. Człowiek ledwo da rade kilka dni wytrzymać czekania a tu mnie będzie leciał juz 3 cykl zmarnowany. Człowieku jesteś sam na świecie radź sobie bo nikt ci nie pomoże

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 maja 2020, 09:17

7 maja 2020, 09:18

No i jest @. Przyszła dziś rano. Nowy cykl to dzwonie do kliniki co dalej. Ciekawe czy mnie znowu odpalantują

7 maja 2020, 22:01

Tak! Klinika otwarta! Zapisałam się na badania bo wygasły. Oczywiście gdybym sama nie dzwoniła i nie męczyła to bym nie wiedziała że otwarte. Jutro na badania a w środę na wizytę kontrolna. Zapytam czy w zwiazku z 2 nieudanymi transferami trzeba jakieś dodatkowe badania robić. Bo może coś jeszcze można zbadać. ..

25 maja 2020, 12:31

Udało się, kolejny transfer za mną.. od czasu ostatniego wpisu cały czas mieszane emocje - od złości po euforię. Teraz czekam i staram się 1. mniej stresować, 2. nie przepracowywać, nie szaleć. Trzymam kciuki i cieszę się że dostałam kolejną szansę.

15 lipca 2020, 19:58

Udało się! Czwarty, ostatni transfer. Dr stwierdził że moja praca i ciągłe stresy nie mają związku z problemem z zagnieżdżeniem się komórki. Ale ja stwierdziłam, że nikt nie wie ile ja się stresuję i przez co przechodzę. I nie zaszkodzi jak powiem sobie: dość, czas pomyśleć o sobie! Pojechałam na Mazury na tydzień, jakoś przed transferem. Potem po transferze spakowałam się, pożegnałam mojego mężczyznę i pojechałam nad morze do siostry na 10dniowe piżama party. Książka, spanie, drzemki, lekki spacerek, pełen relaks. I któregoś dnia okazało się że nie wysypiam się w mojej ulubionej pozycji,w ogole nie mogę w niej leżeć bo mnie brzuch jakoś uwiera. Zrobiłam test i pierwszy raz w życiu - po chwili - 2 kreski!!!!!! Druga bledsza ale widoczna. Teraz jestem w 6 tygodniu i trzymam kciuki żeby wszystko szło dobrze. Na razie widziałam czarne kółeczko na USG, podobno za 2 tygodnie mogę zobaczyć serduszko. Myślałam że będę się cieszyć i tylko latać szczęśliwa ale martwię się że coś pójdzie nie tak. Podobno jak już będzie widać serduszko to będzie w miarę silna fasolka , być może wtedy opuści mnie ten niepokój. Oczywiście cieszę się strasznie że taka wspaniałość mnie spotkała i dostałam szansę być mamą. Trzymajcie kciuki a ja trzymam za Was.

28 lipca 2020, 07:20

Udało się!!!!! Wczoraj widziałam na USG małą fasolkę i migotanie tam gdzie jest serduszko. I słyszałam je! Tak wyraźnie i szybko bije! Niewiarygodne <3 <3 <3 Nareszcie! Myślałam, że się nigdy nie uda.