Ten cykl to u mnie mieszanka pewności, że na pewno się udało i przygnębienia, że pewnie nigdy się nie uda. Powinnam się czymś zająć, żeby czas szybciej zleciał, ale nic mi się nie chce, jestem jakaś taka zmęczona i zniechęcona. Dziś idę do apteki po lekarstwa dla psa i przy okazji kupię testy owulacyjne i ciążowe. Druga połowa cyklu jest dla mnie zawsze trudna, tyle nadziei, obserwowania każdego objawu, czekania aż będzie można testować... a koniec końców i tak okres przychodzi.
Dziś nie wytrzymałam i zrobiłam test z porannego moczu. Był to test quixx, czułość 25. Nic czulszego nie miałam. Podczas czekania na wynik coś mnie oderwało i sprawdziłam test po dłuższym czasie niż zalecany na ulotce. Niewiele dłuższym, ale jednak. Na teście cień cienia cienia drugiej kreski. Wiem, że po czasie się nie powinno odczytywać, ale wygrzebałam stare, zrobione już quixxy i na żadnym takiej kreski nie było. Potem jeszcze wieczorem nie wiem po co zrobiłam 2 testy i jeden bielutki, na drugim coś tam może prześwituje. Albo to moja głowa. Chciałam jutro jechać na betę, ale w mojej wiosce badania są tylko w niektóre dni, jutro akurat nie. A w pobliskim miasteczku jedno laboratorium jest w szpitalu i tam są zawsze niewiarygodne kolejki, a w drugim chyba nie robią takiego badań. Przynajmniej tak mają na stronie, że w tym punkcie to badanie jest niedostępne. Nawet nie wiedziałam, że gdzieś nie robią. Teraz już sama nie wiem.