Otóż zaważył na tym pozytywny test ciążowy, a nawet 3 pozytywne testy.
Jakaż była moja radość jak zobaczyłam te dwie kreski, tak całkiem niespodziewanie, nieplanowane, po prostu wyszło. Mąż jak się dowiedział to był cały w skowronkach. Jest nasza fasolka!
No i szczęście nie trwało długo, 5 dni po pozytywnym teście dostałam okres ☹ Zwinięta w kłębek na łóżku płakałam bezgłośnie, nie chciałam widzieć męża, chciałam być sama i się pogrążyć w cierpieniu. I tak przeleżałam parę godzin aż wreszcie do mnie dotarło, pierwszy raz od lat coś się zadziało, a jak się zadziało raz to może uda się kolejny… Pobiegłam do męża mówię mu że ja chce się znowu starać i zawalczyć o bycie mamą ale nie mam zamiaru zaczynać wszystkiego w ciemno. Jestem mądrzejsza o doświadczenia poprzednich lat i chcę to wszystko zrobić z głową.
Zapisałam się do lekarza (wizyta na 11.07), poza tym pojechałam do tej przychodni co wcześniej byłam zrobić badania krwi: morfologia, tarczyca, panel na nerki i wątrobę, profil lipidowy i oczywiście hormony. Udało mi się podjechać w 2dc, powinnam w trzecim ale niestety wtedy mieli nieczynne, a chcę iść do lekarza z czymś konkretnym już. Jeszcze będę robić drugie badanie w 21dc nawet już się zapisałam na 18.07 😊
Zapowiedziałam mężowi że zapytam ginekolog jakie on ma porobić badania i do jakiego lekarza tutaj na miejscu może się wybrać. Chcę zrobić konkretną diagnostykę nawet jak będzie się to wiązać z wyjazdami do PL na badania. Poza tym wiem że teraz nie dam sobie już wmówić byle czego i jak za coś płacę to chcę dostać w zamian konkretną opiekę.
Dałam nam rok na naturalne starania jak nie wypali to jedziemy z kliniką i nie ma zmiłuj bo ani ja ani on młodsi nie będziemy a czas ostatnio leci strasznie szybko.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lipca 2023, 17:07
Obecnie mam 9dc i przedwczoraj zaczęłam robić testy owulacyjne żeby się z tym ogarnąć w miarę wcześniej co by widzieć czy coś tam ciemnieje na tym teście.
Ogólnie ostatnie dwa dni wyjęte z życia tak mnie bolała głowa, że aż powodowało to mdłości i kompletnie straciam apetyt, więc większość czasu spędziłam w łóżku.
W środę dostałam wyniki badań krwi w sumie prawie wszystko ok, z morfologii mam obniżone MCHC 30.3 g/dl (zakres 32–36 g/dl), może pokuszę się o badanie poziomu żelaza, zobaczę co lekarz powie 🧐
Z hormonów to mój poziom LH do FSH sobie spada regularnie co 5 lat: 2012: 2.61 | 2018: 1.83 | 2023: 1.51
No i prolaktyna znowu przy górnej granicy: 487mlU/L (zakres 102-496 mlU/L) lub jak kto woli 23 ng/ml (zakres 4,8 – 23,3 ng/ml). Zastanawiam czy powinnam to obniżyć czy nie 🤔 Wiem, że u siostry to był problem i jak zaczęła brać bromergon to zaskoczyła w pierwszym cyklu. Czytałam też kilka artykułów gdzie podkreślano, że w fazie folikularnej prolaktyna powinna być niższa niż 23 ng/dl . Znowu zapytam lekarza, ale co Wy o tym myślicie, jakie są wasze zdania/doświadczenia odnośnie tej nieszczęsnej prolaktyny?
Brak owulacji
Pomniejszony prawy jajnik 3,8x2,3cm
Lewy jajnik przekształcony w torbiel endometrialną 9,6×5,6cm która wypełnia zatokę Douglasa - potrzebna laparoskopia
Mięśniak na tylnej górnej ścianie macicy 5,4x4,7cm i drugi sródścienny z przodu 4,5x3,6cm - potrzebna histeroskopia
Jestem załamana..
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lipca 2023, 10:55
Po dłuższych przemyśleniach i rozmowach zdecydowaliśmy się zapisać do kliniki. Mamy konsultację na 9.08 a mąż dzień wcześniej robi badania nasienia. Jeśli będzie potrzebna laparoskopia, a wiem że będzie, to już będę ją robiła w klinice żeby nie latać po dwudziestu szpitalach. Zapisując się do nich opisałam co mi gin powiedziała i przyznałam, że pewnie potrzebna będzie laparo, ale chcę zasięgnąć drugiej opinii, no i poza tym zgodziliśmy się z mężem, że po tym to nie ma co czekać z ewentualnym IVF tylko trzeba iść od razu jak będzie tam wszystko wyczyszczone. W razie czego mam też umówioną wizytę w PL na 1.09 gdyby cokolwiek w klinice nie wypaliło.
Ogólnie samopoczucie to różnie, od czasu USG o wiele bardziej czuję ten lewy jajnik, szczególnie jak się z byt szybko wyprostuję albo wykonam jakiś intensywniejszy ruch. Wcześniej też nie raz mnie kłuło i pobolewało w tym boku, ale jakoś to bagatelizowałam, a teraz jestem na siebie zła 🤬
Dodatkowo od dwóch tygodni przeszłam na wstępną dietę czytaj ograniczyłam kawę, zero fast foodów, zero słodkości, za to dużo owoców i warzyw. Dzisiaj miałam wizytę u dietetyka i jest nowy plan działania odnośnie mojej wagi i diety przy PCO i endometriozie. Plan jest taki by zrzucić 23kg, ale zdrowo i z głową. Niestety moja otyłość, do której ostro się doprowadziłam przez ostatnie 3 lata mi nie pomaga w niczym ☹ Chcę wdrożyć też ćwiczenia, ale z tymi poczekam do wizyty w klinice bo nie chce sobie zaszkodzić przy tej torbieli zbyt dużym wysiłkiem tym bardziej że nie ćwiczyłam nic ostatnio i nie chce sobie krzywdy zrobić. Także na razie zostają tylko spacery. Dietetyk jest dobrej myśli i mówiła że przy dobrym układzie, czytaj dieta, ćwiczenia i przestrzeganie zasad zdrowego trybu życia, to do końca roku powinnam realnie zrzucić 10kg 😊
Za tydzień powinna dotrzeć do mnie paczka z suplementami dla mnie i dla męża, więc tu też będą zmiany. Jak paczka dotrze to sobie rozpiszę co i jak żeby się w tym nie pogubić 😉
Trochę zaczynam się bać, co dalej będzie, najbardziej boję się długiego czekania na laparoskopię. Chociaż jak byłam pobrać krew na badania 27.07 to pielęgniarka mówiła że nie powinnam czekać dłużej niż 3 miesiące ze względu na to że mam prywatne ubezpieczenie (tutaj działa to inaczej niż w PL). Po cichu liczę że ogarnę ten temat do końca roku i może ruszymy z leczeniem z początkiem przyszłego roku. Jestem nastwiona na IVF bo wątpię żeby z moimi schorzeniami i męża niską morfologią pomogło cokolwiek innego. Mąż powtarza co prawda badania 08.08 czyli dzień przed wizytą w klinice ale nie liczę żeby coś tam było lepiej niż w 2018 a raczej myślę że może być gorzej… Przynajmniej nie będziemy długo czekać na wyniki.
USG wykonane przez panią doktor było bardzo delikatne i pierwszy raz nie czułam okropnego bólu w trakcie. Oczywiście cysta na lewym jajniku jest nadal więc nie wiadomo co tam się dzieje. Mięśniak na tylnej ścianie macicy urósł i ma już 6,5 cm w związku z tym będzie potrzebna otwarta miomektomia, bo mięśniak jest już za duży do usunięcia laparoskopowego. Wstępnie termin operacji jest ustawiony na 24.08. Jutro ma dzwonić do mnie pielęgniarka z kliniki żeby omówić szczegóły wszystkie. Po operacji czeka mnie 6 tygodni rekonwalescencji. Po 8 tygodniach od operacji powinnam mieć wizytę kontrolną i wtedy dowiem się co dalej. Jak wszystko będzie ok to ruszamy z IVF.
U męża o dziwo wszystkie wyniki były w normie, nawet morfologia podniosła się z 2% do 4% i to bez supli. Oczywiście podaję mu codziennie całą garść tabletek a on posłusznie je wszystkie zjada 😉
Nie będę ukrywać że się boję bo każda operacja wiąże się z jakimś ryzykiem ale też jakaś część mnie cieszy się że ruszam do przodu. Czuję się w klinice zaopiekowania i myślę że jestem w dobrych rękach.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 sierpnia 2023, 20:14
Ostatecznie moja operacja usunięcia mięśniaków i cysty endormetrialnej z lewego jajnika odbyła się 07.09. Musiała zostać przesunięta ze względu na okres, który wypadał w czasie pierwotnego terminu. Do szpitala stawiłam się o godzinie 8:30, a około 10:30-11:00 kładłam się już na stole operacyjnym i podawano mi znieczulenie i narkozę. Pamiętam pielęgniarkę która trzymała mnie za rękę dodając otuchy i życząc kolorowych snów, a w sumie to pamiętam jej śliczne zielone oczy, które się do mnie uśmiechały i mówiły, że wszystko będzie dobrze.
Obudziłam się około godziny 14:00 na sali pooperacyjnej, ale pierwszy świadomie zapamiętany obraz to godzina 15:00 na zegarze bo był naprzeciwko mojego łóżka, pamiętam też ta samą pielęgniarkę wołającą moje imię i to, że ciągle się upierałam, że chce mi się siku, a ona powtarzała, że mam cewnik i wszystko jest ok. Cóż nie mogłam po narkozie tego ogarnąć 😁Podłączyli mi pompę z morfiną i około 16:00 przenieśli mnie na normalny oddział. Na szczęście miałam prywatny pokój przez cały pobyt w szpitalu. Lekarz, który mnie operował, przyszedł do mnie późnym wieczorem jak skończył wszystkie zaplanowane operacje i powiedział, że moja przebiegła bezproblemowo, trochę krwawiłam w trakcie, ale obyło się bez transfuzji. Wyciął dwa 6cm mięśniaki z dna macicy i torbiel z jajnika w całości. Zdecydowanie była to torbiel endometrialna, bo po przecięciu była pełna charakterystycznej „czekoladowej” wydzieliny, ale mówił, że nie znalazł żadnych innych oznak endometriozy, ani zrostów, ani niczego niepokojącego. Obydwa jajowody są drożne. Resztę czwartku i noc z czwartku na piątek pamiętam średnio, jedynie ból z przerwami na morfinę 😉
W piątek rano wracałam powoli do rzeczywistości, dostałam normalny posiłek, postawiono mnie na nogi i zdjęto cewnik. Pielęgniarka, która opiekowała się mną po operacji i w piątek to był istny Anioł. Dziewczyna w ciąży w 30 tygodniu, a pomagała mi we wszystkim, bo sama to się turlałam z tą kroplówką, a nie chodziłam. Jak jej powiedziałam, dlaczego zdecydowałam się na operację to mnie pocieszała i mówiła, że ona wie jak to jest, bo wcześniej poroniła zanim zaszła w obecną ciąże.
W piątek wieczorem przeniesiono mnie na inny odział i tam już pielęgniarki były inne. Nadal miłe, ale bardziej zdystansowane i nie poczułam tej samej więzi co z wcześniejszą dziewczyną. W sobotę zdjęto mi dren i mama pomogła mi wziąć prysznic. Ojejku, ależ to było cudne odczucie móc się wykąpać, umycie włosów było jak błogosławieństwo. W sobotę już sama wstawałam z łóżka i spacerowałam korytarzami szpitala ku ogólnemu zadowoleniu personelu 😊 Ból był do zniesienia, choć przy bardziej dokuczliwych epizodach prosiłam o tabletki przeciwbólowe. Dwa razy dostałam tramadol, ale miałam po nim jakieś jazdy, durne sny, że wykrwawiam się na łóżku, tak realistyczne, że po przebudzeniu bałam się wstać z tego łóżka dlatego później już prosiłam tylko o paracetamol.
W niedzielę rano na pytanie lekarki czy chciałabym dziś wyjść do domu odpowiedziałam radosne tak! Mąż po mnie przyjechał, przetrwałam dwugodzinną podróż do domu w dziwnej pozycji w samochodzie. Bardzo cieszyłam się z powrotu do domu, do swojego łóżka i otoczenia. Pierwszy raz zobaczyłam swoją ranę we wtorek rano po zmianie wodoodpornego opatrunku i zgodnie z zaleceniami zdjęłam go całkiem w środę. Cięcie ma około 10cm i mam nadzieję że blizna z czasem pięknie się wygoi. Kontrolną wizytę mam 09.11. i obecnie nudzę się w domu na chorobowym do 15.10.
Dziś jest 12 dni po operacji i ogólnie czuję się dobrze radzę sobie lepiej niż myślałam, na początku najgorsze były schody w domu, ale powoli dałam radę. Staram się spacerować regularnie, nic nie dźwigać i odpoczywać. Czekam z niecierpliwością na wizytę i postanowienia co dalej robimy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 września 2023, 20:54
Dotrwałam do końca Twojej historii ;) nosisz już niemały tobołek doświadczeń na plecach. Pięknie, że dostrzegłaś możliwość działań po tych testach ciążowych i mogłaś poczuć, że to uczucie, chęć posiadania dziecka jest naprawdę silne. Bez niego wiele nie zdziałamy. Ono musi nas motywować do dalszej walki. Pamiętaj, że wołanie o pomoc to nic wstydliwego. Tak samo jak mówienie głośno o swoich emocjach i przeżyciach, nawet jeżeli wydają się "głupie", "niestosowne" czy jeszcze jakieś inne - nikt nie domyśli się tego, że możesz naprawdę cierpieć i jakie włączasz procesy analizowania aktualnego stanu. Nie znam się na klinicznych depresjach, ale wydaje mi się, że rozmawiać zawsze warto. A jeżeli nie możesz znaleźć zrozumienia w pewnych kwestiach to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mógł bardziej Ciebie zrozumieć - tak jak my, Staraczki. Większość "normalnych ludzi" nie wie z jakimi lękami, myślami i poczuciem straty musimy się mierzyć, więc nie potrafi nas zrozumieć. Tutaj każda łyka po kawałku podobnej sytuacji i potrafimy się zrozumieć, czy chociaż wczuć w emocje tej drugiej. Wysyłam gorące uściski i równie mocno zaciskam swoje kciuki żeby Wam się udało <3