O wszystkich tych sprawach i zasadach wiem i mogłabym wybudzona w środku nocy wyrecytować je jednym tchem. Jednak mimo to, mam prawo się martwić, mam prawo się stresować i mam prawo trochę sobie pomarudzić od czasu do czasu. Wystarczy takie ciche przyzwolenie na obecność małego potworka pod kopułą by magicznie zmniejszył swój rozmiar z XXL do mocnego M. Samoakceptacja i samozrozumienie, tylko tyle i aż tyle. Podobno nawiększym wrogiem jesteśmy dla siebie sami. Po tylko i aż czterech miesiącach starań o dzidziusia zaczynam to rozumieć.
Mamy prawo się stresować i zastanawiać się nad tym co będzie dalej. Co jeśli się nie uda? Co jeśli będziemy wymagać długiego leczenia?
Nie dokładajmy sobie zmartwień dziewczyny notorycznie strofując się i próbując blokować nasze naturalne reakcje. Postarajmy się je zrozumieć, może nawet się z nimi zaprzyjaźnić, a być może z takim dobrze poznanym wrogiem walka okaże się łatwiejsza?
Chciałabym w tym cyklu odpuścić mierzenie temperatury i skrupulatne obserwacje i niewykluczone, że urlop będzie ku temu doskonałą okazją. Czy jestem w stanie odpuścić w tym momencie? Nie wiem. Co jeśli nie będę umiała się jeszcze powstrzymać i znowu nałożę sobie presję? Absolutnie nic.
No dobra. A teraz konkrety. W badaniach z 1dc TSH 1,58 więc nie tarczyca jest problemem. Prolaktyna 357 przy normie do 496. Dramatu nie ma ale moglo być lepiej. Spróbujemy z Niepokalankiem od fushi. Jedyny tabletkowy bez żelatyny. Podobno przetwarzany w niskiej temperaturze oraz w 100% raw, dzięki czemu zachowuje więcej wlasciwości odżywczych. 320mg w dawcę. Za miesiąc z ciekawości zrobię kontrolę, zobaczymy czy coś ruszyło.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2020, 13:57
Doskonale Cię rozumiem 😉🤭 Ja za bardzo się nastawiłam że uda mi się zajść w ciążę do wakacji 😝