Hej! W styczniu przeszłam zabieg łyżeczkowania (8 tydzień - puste jajo). W szpitalu podano mi dwie tabletki w celu wywołania krwawienia po czym następnego dnia przeprowadzono zabieg. Po zabiegu krwawiłam / plamiłam prawie 3 tygodnie! Po zabiegu długo czekałam na okres, na wizycie kontrolnej lekarka, która przeprowadzała zabieg stwierdziła że takie długie krwawienie się zdarza, a na wywołanie okresu mam wziąć tabletki antykoncepcyjne. Pierwszy okres dostałam po 53 dniach, następny 43(piłam herbatkę z czarnej malwy, nie wiem czy to miało wpływ), teraz czekam na trzeci okres, jestem w trakcie brania Duphastonu dzisiaj 41dc. Zrobiłam też kilka badań, prolaktynę, TSH itp, ale wszystko wyszło w normie. Zmieniłam między czasie lekarza, niestety kolejny stwierdził, że nie widzi przyczyn tych długich cykli w badaniach i kazał brać Duphaston.
Przechodząc do sedna: zaczęłam zastanawiać się czy przyczyną tego wszystkiego nie są możliwe zrosty po łyżeczkowaniu, skoro nie ma nieprawidłowości w badaniach?
Czy któraś z Was miała podobną sytuację?
Jestem umówiona na kolejną konsultacje u ginekologa zajmującego się leczeniem niepłodności i zapytam go oczywiście o zrosty.
Dodam, że przed poronieniem miałam pięknie 28 dniowe regularne cykle, udało mi się zajść w ciążę w 4 miesiącu starań.
Starania od września 2019
*styczeń 2020 - 8tc puste jajo 💔
TSH 2.9 ➡️ 1.49 Euthyrox
Prolaktyna 12.15 (norma do 26,72)
Reszta badań 🔜
Starania od września 2019
*styczeń 2020 - 8tc puste jajo 💔
TSH 2.9 ➡️ 1.49 Euthyrox
Prolaktyna 12.15 (norma do 26,72)
Reszta badań 🔜