Stracilam moja kruszynke...
-
nick nieaktualnyPo czterech cyklach starania udalo nam sie, byly dwie kreski. Zrobilam chyba z 10 tych testow, nie moglam uwierzyc, bo byly takie slabiutkie. Zrobilam termin u mojej ginekolog, ale ze bylam wtedy w piatym tygodniu, dostalam dopiero na koniec kwietnia. W zeszly czwartek zaczelam plamic, to bylo dzien przed wielkim piatkiem, wiec pojechalismy od razu do szpitala, nie chcialam czekac do wtorku. Przy badaniu ginekolog wyjela jeszcze spora ilosc tego brazowego sluzu, stwierdzila ciaze, widzielismy ta mala kulke na usg... Powiedziala ze takie plamienia moga miec wiele przyczyn, ze natura wie, co robi i wyslala do domu. Nie kazala mi lezec, nie dostalam zadnych lekow. Mialam sie zglosic, jakbym zaczela krwawic zywa krwia. W nocy ze srody na czwartek (poczatek siodmego tygodnia) obudzilam sie z silnymi bolami, poszlam do ubikacji, zaczelam krwawic. Obudzilam mojego Kochanie, znowu do szpitala. Tam w ubikacji wylecialy jeszcze dwa duze skrzepy, sposcilam wode... Lekarze juz tylko potwierdzili, ze poronilam i polecili mi lyzeczkowanie, zgodzilam sie. Nie wiem co mam teraz o tym myslec. Z jednej strony rozumiem, ze czasami tak jest lepiej, natura itd. z drugiej strony, tyle kobiet ma podobnie na poczatku ciazy i mimo wszystko udaje im sie urodzic zdrowe dzidzie... Nie wiem, czy moge jeszcze ufac lekarzom w tym szpitalu. Zastanawiam sie dlaczego juz wtedy, przy pierwszej wizycie nic nie zrobili. W jaki sposob sie tak te male kruszynki selekcjonuje na te, ktore maja przezyc podajac leki, zalecajac wypoczynek i na te, ktorymi ma sie "zajac" natura, nierobiac nic? Bez sensu to wszystko...
Wiadomość wyedytowana przez autora: 25 kwietnia 2014, 13:03
-
Ja w 6 tygodniu też pojechałam na IP, bo krwawiłam i lekarz powiedział, że mam 50/50 szans. Zrobili usg i też nic nie zalecili. A jak na drugi dzień skontaktowałam się z moja gin, to od razu dostałam zwolnienie i zakaz chodzenia, tylko leżeć no i zwiększona dawka luteiny. I tak leżę już trzeci tydzień, bo jeszcze w zeszłym tygodniu okazało się, ze kosmówka się odkleja.
Przykro mi, że to Cię spotkało -
nick nieaktualnyWyglada na to, ze trzeba jezdzic po lekarzach tak dlugo, az ktoremus zacznie sie chciec cos robic. Na nastepny raz bede madrzejsza i nie dam sie splawic. Poki co musze wrocic do antykoncepcji na kilka miesiecy, zeby historia sie nie powtorzyla.
Milcia mam nadzieje, ze u Ciebie wszystko pojdzie dobrze i trzymam za was kciuki! -
Miałam podobną sytuację, tyle że w 5. tygodniu, też mi wychodziły blade testy. Pojechałam na IP z lekkimi plamieniami, dostałam końską dawkę Duphastonu i nakaz oszczędzania się. Następnego dnia zaczęłam krwawić, pojechałam do szpitala, tam stwierdzono, że albo przejdzie i ciąża będzie się rozwijać (marne szanse) albo poroniłam, nie zatrzymali mnie w szpitalu, bo nie było sensu. Kazali zmniejszyć ilość dupka (bo jeśli to niedobór progesteronu to mniej wystarczy), zrobić 2x betę i zgłosić się do lekarza prowadzącego. Tak naprawdę na tym etapie w zdecydowanej większości przypadków nic się nie da zrobić - miałaś zrobione USG, gdyby istniała jakaś konkretna i łatwa do ustalenia przyczyna tych plamień na pewno podjęto by jakieś środki zaradcze. Podobno zdecydowana większość tak wczesnych poronień to wady genetyczne, a na to nic nie da się poradzić - ani leki z progesteronem ani leżenie plackiem nic nie pomogą.
Na ovu w dziale o poronieniu jest lista badań, które warto wykonać już po pierwszej stracie - i tu rzeczywiście nie wolno dać się spławić i wmówić sobie, że tak ma być, że się zdarza itp., bo czasem można dość łatwo znaleźć przyczynę poronienia (np. infekcja). Jeżeli nic nie wyjdzie - warto wyjść z założenia, że to był pech/przypadek i następnym razem będzie dobrzeWiadomość wyedytowana przez autora: 26 kwietnia 2014, 01:01
Martynika, Miriam, Anoolka lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Anoolka wrote:Mnie osobiście irytuje fakt że lekarz wiedząc że progesteron jest w normie a przepisuje drogi duphaston...
Drogi to jedno, wielu lekarzy przepisuje też tanią jak barszcz luteinę, ale też nie tak bezpieczny jak się o nim mówi. Nie wspominając już o parszywych skutkach ubocznych. U mnie akurat progesteron był w dolnej granicy normy, więc grzecznie łykałam (i nie tylko) niewielkie dawki, ale jeśli będę jeszcze kiedyś w ciąży, będę się regularnie kłuć na progesteron byle tego dziadostwa nie brać jeśli nie będzie takiej konieczności.Anoolka lubi tę wiadomość
-