Musi w końcu zacząć się udawać
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyJvm wrote:Ja swoją historię opisywałam na kilku wątkach, nie chciałabym przynudzać
Powiedz chociaż ile transferów, co Twoim zdaniem doprowadziło to tego, że się udało(czy był jakiś wyraźny czynnik, bo widzę, że prób było kilka) i na jakim etapie jesteś nie możemy czytać tylko o negatywnych betach i poronieniach bo zwariujemy a mi się zaraz odechce tej stymulacji i wywalę te zastrzykiWiadomość wyedytowana przez autora: 31 sierpnia 2018, 13:49
-
Przynudzaj, przynudzaj, ja dzisiaj nie mogę ale opowiem Wam chętnie historię mojej siostry Muszę tylko znaleźć chilkę żeby było wszytsko dokładnie. Ta historia nadaję się na książę. W każdym razie urodziła miesiąc temu z ivf z kd w Invimedzie mają córcię
sylwia80, Bea77_2, Berbeć, klamka lubią tę wiadomość
Hashi i PCO - Grudzień 2016
Invimed pierwsza wizyta - Marzec 2017
Insulinooporność i słabe wyniki nasienia - Kwiecień 2017
Łykam euthyrox i metforminę! -
nick nieaktualnyMyszaka76 wrote:Przynudzaj, przynudzaj, ja dzisiaj nie mogę ale opowiem Wam chętnie historię mojej siostry Muszę tylko znaleźć chilkę żeby było wszytsko dokładnie. Ta historia nadaję się na książę. W każdym razie urodziła miesiąc temu z ivf z kd w Invimedzie mają córcię
-
Hej Dziewczyny, ja mogę podzielić się moją historią, chociaż nie wiem czy jest do końca pocieszająca, bo mi w sumie leczenie nie pomogło...
Jak widać w mojej stopce starania od 05.2015, najpierw naturalne, a od 09.2016 w klinice leczenia niepłodności, gdzie leczyliśmy się prawie rok. Moja diagnoza PCOS + LUF (niepękające pęcherzyki, brak naturalnych owu). Byłam stymulowana letrozolem, dostawałam zastrzyki na pękanie i czasem do owu nawet dochodziło, ale ostatcznie nic z tego nie wychodziło i jedyne co nas czekało to wg lekarzy było ivf, na które nie mieliśmy ani kasy, ani w sumie za bardzo ochoty... I w sumie mniej więcej rok temu, w wakacje 2017, zdecydowaliśmy z mężem, że mamy już dość życia od wizyty do wizyty i póki co odpuszczamy. I tak też zrobiliśmy, po prostu zajęliśmy się innymi rzeczami.
Dwie (grube i nie pozostawiające żadnych wątpliwości co do wyniku) kreski na teście zobaczyłam w niedzielę 3 czerwca 2018, 4 dni po naszej 3 rocznicy ślubu. Okres spóźniał mi się już sporo, ale akurat przy moim PCOS nie było to nic nadzwyczajnego. Mimo że cały poprzedni tydzień miałam już objawy takie jak lekkie mdłości i zmęczenie, to z góry wykluczałam, że mogę być w ciąży. Uważałam, że to ze stresu i przepracowania, bo akurat w robocie był kiepski czas... Test kupił mi i kazał zrobić mąż - gdyby nie on to pewnie nadal czekałabym na okres (tak bardzo nie wierzyłam że mogę być w ciąży).
Uważam, że to co pomogło mi zajść w ciążę to dieta (od 4.2017 byłam na diecie z niskim ig, specjalnie ułożonej pod PCOS) i aktywność fizyczna, no i chyba paradoksalnie przede wszystkim to, że zupełnie przestaliśmy się starać.
Dodam jeszcze, że wcześniej nie wierzyłam w tego typu historie, że ktoś starał się ileś tam lat, a potem odpuścił i zaciążył No ale jak widać los płata nam różne figle Także życzę Wam Dziewczyny wytrwałości i powodzenia, naprawdę nie poddawajcie się!!!Berbeć lubi tę wiadomość
-
Zaczęliśmy się starać mając po 26 lat. Myśleliśmy, że to kwestia paru miesięcy, w końcu oboje byliśmy młodzi, zdrowi, wysportowani. Po ponad roku zaczęliśmy szukać lekarza. Ja się nasłuchałam głupot, że w klinikach naciągają na in vitro, dlatego poszłam do zwykłego ginekologa. Zdiagnozowal u mnie pcos. Zmieniłam mocno tryb życia - uprawiałam sport nawet i po dwa razy dziennie, przeszłam na dietę,zaczęłam pić zioła, brać milion supli. Zrobiłam kilka monitoringów cyklu, owulacja zawsze była. Mąż badania nasienia - wręcz idealne. W międzyczasie byłam na konsultacjach u urologa, endokrynologa, internisty, diabetologa, lekarza chorób zakaźnych. Wszyscy powtarzali, że jestem zdrowa jak koń. W końcu udaliśmy się do kliniki. Tam kolejne badania i też wszystkie dobrze. Lekarz powiedział, że jedyne, co może nam zaproponowac to in vitro. Na początku wzbranialsm się, ale czas mijał i po 2 latach starań zdecydowaliśmy się. Zrobiliśmy kolejne badania do procedury i też wyszły super.
Udało się uzyskać 5 blastocyst na 6 zapłodnionych komórek. Że względu na hiperke transfer był odroczony. W kwietniu podeszłam do pierwszego transferu. Byłam przekonana, ze musi się udać. Beta nawet nie drgnela. Byłam w okropnym dole, płakałam przez dwa tygodnie, dopiero wyjazd w greckie góry mnie uspokoił. Uznałam, że skoro nawet in vitro nie pomogło to koniec, nigdy nie będę miała dzieci.
Lekarz dał nam dwie opcje. Pierwsza - lecieć dalej z transferami, druga - pogłębić diagnostyke. Wybraliśmy druga.
Miałam histeroskopie, receptywnosc endometrium, badania immunologiczne i na krzepliwośc. Wyszły jedynie lekko podwyższone NK. Dostałam steryd na zbicie. Udało się je zbic, więc podeszłam do kolejnego transferu. Czułam się identycznie jak po pierwszym - skurcze, bóle brzucha. Byłam świecie przekonana, że nic z tego nie będzie. Jakie bylo moje zdziwienie kiedy 6 dpt zobaczyłam pozytywną betę teraz jestem w 10 tc i dalej nie do końca wierzę, że to się dzieje naprawdę. -
nick nieaktualny
-
Berbeć wrote:Jym jakbym mogła to bym kliknela super. Zazdraszczam Wam i mam nadzieję, ze te kiedyś tego doczekam. To miałaś jedna procedure i w tym 2 transfery ? Co to jest to NK ?
Ja wierzę, że każda z nas tutaj się doczeka. Też miałam wiele chwil zwątpienia. Zwłaszcza jak moi znajomi zachodzili na zawołanie.
Także walczcie dziewczyny, jak potrzebujecie przerwy to zróbcie, ale nie poddawajcie się. -
nick nieaktualnyJvm wrote:Tak, jedną procedura i drugi transfer udany. NK to pisałam w skrócie, miałam na myśli komórki natural killers.
Ja wierzę, że każda z nas tutaj się doczeka. Też miałam wiele chwil zwątpienia. Zwłaszcza jak moi znajomi zachodzili na zawołanie.
Także walczcie dziewczyny, jak potrzebujecie przerwy to zróbcie, ale nie poddawajcie się. -
nick nieaktualnyBerbeć wrote:Ja to dopiero zaczynam. Nie układało się w zyciu tak jak powinno, teraz dopiero z tym właściwym po slubie od paru miesiecy i od 23 lipca ruszylsimy z wizyta startowa. Ale martwie sie bo nie mialam miliona badan, diet i sportow, a i do tego bywam nerwowa, eh, i tez nie wiem czy dam rade podchodzic tyle razy co niektore dziewczyny. Ale dzieki za wsparcie :*
W przeczytaniu miliona rzeczy w necie i po męczeniu swojego lekarza na wszystkie strony naprawdę nie każdy musi mieć milion badań. Robimy tylko te badania, które mogą zmienić drogę postępowania!!!Berbeć lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
fujitsu wrote:W przeczytaniu miliona rzeczy w necie i po męczeniu swojego lekarza na wszystkie strony naprawdę nie każdy musi mieć milion badań. Robimy tylko te badania, które mogą zmienić drogę postępowania!!!
-
nick nieaktualny
-
Myszaka76 wrote:Przynudzaj, przynudzaj, ja dzisiaj nie mogę ale opowiem Wam chętnie historię mojej siostry Muszę tylko znaleźć chilkę żeby było wszytsko dokładnie. Ta historia nadaję się na książę. W każdym razie urodziła miesiąc temu z ivf z kd w Invimedzie mają córcię
Myszka cztalam Cie na innym watku, jakis czas temu nawet wspomnialam Cie
My starania ok 10 lat w sumie. Po 3 latach daremnych prob lekarz w UK, badania itp. Wszystko ok, dieta,zmienic tryb zycia,nie stresowac sie itp....kolejne lata mijaja i nic. W miedzy czasie urlopow w Pl 2 roznych ginekologow, wit..badania...nawet owu byly. I dalej nic.Rrok temu nieudane IVF w UK. Od wrzesnia br InviMed w Katowicach. Wizyta w Lodzi. Leczenie immunosupresyjne. 2 mrozone zarodki, pierwszy transfer- ciaza biochemiczna. Drugi transfer- jestem prawie w 8tc Wizyty co tygodniowe ze wzgl na pojawienie sie krwiaka, na szczescie nie krwawie tylko plamie brudem sporadycznie. Jestem na progestetonie jeszcze i lykam encorton. Maluszek rosnie i ♥️ bije
Jestem dobrej mysli, ze wszystko dobrze sie skonczy.Ewelka02, Berbeć, Klara Wysocka lubią tę wiadomość
-